Opinie |

„Paryż, 13. dzielnica”: Rozczarowująca namiętność i seksowny smutek
24.06.2022

Nowy film Jacquesa Audiarda to opowieść o zagubieniu w wielkim mieście, brnięciu przez codzienną rutynę i przytłaczającej samotności wśród ludzkiej masy. O oziębłej bliskości i łapczywym szukaniu sensu; porażkach i pułapkach, w które wpadają dziś wszyscy. 70-letni mistrz francuskiego kina i zarazem wytrawny specjalista od tragicznych historii dużego kalibru niespodziewanie pochylił się tu nad życiem współczesnych 30-latków i zjadających ich lęków. Ale choć ogląda się to całkiem przyjemnie, nie ma się poczucia, że to kolejne długo wyczekiwane autorskie dzieło reżysera Proroka, Imigrantów czy Z krwi i kości. Audiard jest tu jedynie zręcznym rzemieślnikiem, który w profesjonalny sposób doprowadza projekt od początku do końca. Trzeba mieć bowiem świadomość, że to, co widzimy na ekranie, to historie opowiedziane wcześniej przez kogo innego, dla kogo innego i w zupełnie innej szerokości geograficznej. 

Paryż, 13. dzielnica (2021) zwiastun PL, w kinach od 24 czerwca

Poznajcie Adriana Tomine’a, geniusza powieści graficznych i ilustratora „New Yorkera”, który swój wyrazisty styl opowiadania historii zdefiniował już jako nastolatek. Paryż, 13. dzielnica, która wydaje się być historią francuską na wskroś (co dodatkowo podkręcają odrobinę artystowski klimat, czerń i biel na ekranie i migające obrazki ze stolicy Francji), to – nie bójmy się tego powiedzieć – jedynie powierzchowny wycinek twórczości Amerykanina i pobieżna wycieczka do jego głowy. Film bazuje na trzech krótkich historiach, które Tomine opublikował wiele lat temu – zarówno w wydawanej własnym sumptem od wczesnych lat 90. komiksowej serii Optic Nerve, jak i w bestsellerowym albumie Killing And Dying (w Polsce pojawił się on w 2020 r. nakładem Kultury Gniewu jako Śmiech i śmierć). Na czym polega wspomniany geniusz Tomine’a? Nikt tak jak on nie potrafi ukazać społecznych niepokojów dzisiejszego świata, zadawać wstydliwych pytań, obdarzyć okrutnym losem swoich bohaterów i mówić o rzeczach, które bolą, ale językiem czarnego humoru. To artysta kompletny, scenarzysta i grafik, który swoje historie prezentuje w formie powieści graficznych, wynosząc je na nowy, niedostępny dla wielu twórców poziom i przy okazji legitymizując ten gatunek. Dzieła Adriana Tomine’a to koronny dowód na to, że to nie „ambitniejsze komiksy”, ale po prostu literatura – w jego przypadku najwyższych lotów.

Twórcy filmu Paryż, 13. dzielnica w centrum opowieści stawiają młodziutką i odrobinę zagubioną w życiu Émilie (Lucie Zhang), która zakochuje się w swoim sublokatorze Camille’u (Makita Samba). Ten godzi się na opartą na seksie relację, ale świadomie nie pozwala sobie na uczucie. Dla niego to po prostu oparty na benefitach układ, który ma służyć tylko relaksowi i dobrej zabawie. W pewnym momencie sam jednak ulega sile miłości – nie wybiera jednak Émilie, ale dużo dojrzalszą Norę (Noémie Merlant). Ta ostatnia ma jednak na głowie inne problemy – okazuje się, że całe jej otoczenie myśli, że tak naprawdę jest Amber Sweet, pracowniczką sex-kamerki (w tej roli aktorka i wokalistka zespołu Savages, Jehnny Beth).

Jak fabuła filmu ma się do komiksowego oryginału? Émilie Wong była pierwotnie ekscentryczną Hillary Chan w serii Hawaiian Getaway – mocno uwypuklającą wątki, z którymi muszą mierzyć się Amerykanie pochodzenia azjatyckiego (sam Tomine także ma japońskich przodków). Historię relacji między pracowniczką sex-kamerki i jej niespodziewaną sobowtórką można natomiast przeczytać w komiksie Amber Sweet. Dodatkowo Paryż, 13. dzielnica czerpie z tytułowej historii z Killing and Dying, tu zepchniętej na dalszy plan, ale równie ciekawej: młoda, jąkająca się dziewczyna marzy o karierze stand-uperki, a rodzina, choć drążona przez dramat, robi wszystko, aby jej pomóc.

Błyskotliwe opowieści i obserwacje Tomine’a można oczywiście znaleźć w filmie Audiarda, ale w znacznie bardziej okrojonej i powierzchownej wersji. Ciężko uciec od wrażenia, że to właśnie wizualny aspekt powieści Amerykanina pozwala przemycić pewne chwytające za serce wątki, z których w scenariuszu po prostu zrezygnowano. Drugie, trzecie, a czasami czwarte plany są niemożliwe do oddania na ekranie, a to właśnie one liczą się u Tomine'a najbardziej, szczególnie przy kolejnych czytaniach tych historii. Koniec końców udało się jednak uzyskać zamierzony efekt – te trzy pożyczone od Tomine'a historie nie są wyrwane z kontekstu, opowieść jest zwarta, a losy Émilie, Nory, Amber, Camille'a i jego siostry Eponine przeplatają się ze sobą fabularnie, nie sprawiając wrażenia, że mamy tu do czynienia z czymś kompletnie niepowiązanym. Adaptacji dokonali w końcu cenieni specjaliści – sam Jacques Audiard, a także dwie wybitne francuskie reżyserki i scenarzystki – nasza niegdysiejsza rozmówczyni Céline Sciamma (Portret kobiety w ogniu) oraz Léa Mysius (Ava). Paryż, 13 dzielnicę trzeba traktować więc jako coś zupełnie innego niż oryginał – nie adaptację, ale raczej inspirację, która może (ale nie musi) zwrócić uwagi na twórczość Adriana Tomine'a. Fakt, nie ma tu jego szorstkości i mroku, inaczej pokazana jest cielesność i przeżywanie żałoby, ale są za to inne elementy, które podejmują ważny temat wyobcowania i trud budowania relacji w dzisiejszym świecie. Jeżeli więc ktoś po obejrzeniu dzieła Audiarda zdecyduje się pójść dalej i wyciągnąć rękę po komiksy Amerykanina, tym lepiej. Jeśli pozostanie na napisach końcowych, także nie będzie to czas stracony.

000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty