Ludzie |

Agnieszka Holland: Potrzeba pozytywnych bohaterów31.07.2019

źródło: Nowe Horyzonty

Nowy film Agnieszki Holland skupia się na prawdziwej historii Garetha Jonesa – młodego walijskiego dziennikarza i zarazem wielkiego idealisty, który wyjawił światu prawdę o Wielkim Głodzie na Ukrainie. Podczas 19. edycji MFF Nowe Horyzonty porozmawialiśmy z reżyserką, która opowiedziała nam o kulisach powstania Obywatela Jonesa, mechanizmach działania fake newsów w Związku Radzieckim i znużeniu serialami.
 

Obywatel Jones powstał z potrzeby opowiedzenia dobrej historii, czy to raczej mocny komentarz odnośnie obecnych czasów?

Agnieszka Holland: Mam nadzieję, że ubiłam dwie muchy za jednym zamachem. Losy głównego bohatera są bardzo ciekawe, ale zawierają też w sobie pewien przekaz, który ostatnio się bardzo zaktualizował. Mówi on jeszcze więcej na temat zagrożeń współczesności, a mniej o wydarzeniach, które już minęły i okrzepły w historii. Robiąc ten film ścigaliśmy się trochę z rzeczywistością. Coś podobnego odczułam, kiedy przygotowywałam Pokot. Powstawał on wiele lat, a w momencie, w którym wyszedł, okazał się przerażająco aktualny. 

Jak scenariusz Obywatela Jonesa trafił w Pani ręce?

Podesłała mi go scenarzystka, Andrea Chalupa. Porwała mnie siła i oryginalność w podejściu do tego tematu. Dostaję sporo scenariuszy, które skupiają się na strasznych zbrodniach przeciw ludzkości. Począwszy od holocaustowych historii, których opowiedziałam już parę, przez ludobójstwo Ormian czy właśnie Wielki Głód na Ukrainie, o którym jest Obywatel Jones. Zaczęłam czytać ten tekst, ponieważ uważam, że zbrodnie Stalina nie zostały dotychczas opowiedziane w należyty sposób. Komunizm był atrakcyjny z humanistycznego punktu widzenia i zakończony zbrodniczą realizacją. I o ile można powiedzieć, że nazizm, faszyzm i Holocaust zostały przepracowane i włączone do zbiorowej świadomości, to leninizm, stalinizm i związane z nimi zbrodnie nie weszły pod tym względem nawet na najniższy poziom. Choć mówiąc „przepracowane“ trzeba niestety zauważyć, że ta szczepionka, która miała dość dużą skuteczność przez wiele dziesiątek lat, straciła obecnie swoją siłę.

James Norton w filmie „Obywatel Jones”
James Norton w filmie „Obywatel Jones”

Do jakiego stopnia w filmie zachowana jest autentyczność postaci Jonesa? Czy faktycznie był człowiekiem bez skazy? Skojarzył mi się trochę z komiksowym Tintinem: dobrze wychowanym chłopcem, który rozwiązuje zagadkę kryminalną.

Był człowiekiem z krwi i kości, choć faktycznie – nie miał grzechów na sumieniu. To prawdziwy pozytywny bohater, nie bałabym się tak o nim mówić. Wydaje mi się, że potrzebne nam są takie postacie, które jednocześnie mają różne ludzkie słabostki czy śmiesznostki, wahania lub załamania. Jones w moim filmie to młody człowiek, który ma przenikliwość w odczytywaniu współczesności, również politycznej i odwagę, żeby wbrew trendom, naciskom i niebezpieczeństwom relacjonować fakty. Nawet, jeśli są one niewygodne dla jego szefów, polityków albo społeczeństw.

Czy Pani zdaniem istnieją dziś tacy ludzie?

Tak i są bardzo potrzebni, choć tak samo rzadcy jak wówczas. Dziś dziennikarstwo również jest w dużym stopniu skorumpowane lub bardzo tożsamościowe. Występuje też powszechna niechęć do uświadomienia sobie zagrożeń. Wszystko dlatego, że pociąga to za sobą radykalne działania polityczne, które mogą się okazać niepopularne. Z drugiej strony społeczeństwa są na tyle spolaryzowane, że jeżeli mówi się prawdę niewygodną dla jednej części, traci się automatycznie klikalność czy frekwencję tej drugiej połowy. Podobieństwa są także w mechanizmach – fake newsy i propaganda działają dość podobnie jak w latach 30., tylko że oczywiście teraz są w niebywały sposób zmultiplikowane przez media społecznościowe i internet. Wtedy, niesione za pomocą radia i prasy drukowanej, rozchodziły się z mniejszą szybkością, ale były równie skuteczne.

James Norton w filmie „Obywatel Jones”
James Norton w filmie „Obywatel Jones”

Jak to się stało, że Jonesa zagrał w filmie James Norton? Był pierwszym wyborem?

Dość długo nie mogliśmy znaleźć aktora, który miałby znane nazwisko i był głębiej zainteresowany tą rolą. A potem nagle coś się odmieniło i mieliśmy dziesięciu kandydatów. Musiałam dokonać wyboru i James natychmiast wyskoczył na czoło. Bardzo się z tego cieszę – jest wyjątkowym człowiekiem i aktorem z ogromną świadomością, a środki, których używa, są minimalistyczne. Wydaje mi się, że to szczególnie dobre dla tej postaci, która nie jest bardzo barwna i ostentacyjna. Gareth Jones jest takim Tintinem, dokładnie tak jak pan mówi. I takie właśnie różne śmiesznostki i naiwności połączone z determinacją i świadomością w odczytywaniu mechanizmów politycznych tworzą w nim ciekawą mieszankę.

Tacy są właśnie dziennikarze śledczy?

Tak, oni mają po prostu coś takiego w sobie, nawet ci trochę starsi, a młodzi to już na pewno. Kiedy szykowaliśmy się do tego filmu, zginął młody dziennikarz ze Słowacji, Ján Kuciak (zamordowany prawdopodobnie w związku z pisanym przez siebie artykułem, w którym sugerował powiązania otoczenia premiera Słowacji z włoskimi grupami przestępczymi – przyp. red.) Był dokładnie w wieku Garetha Jonesa, kiedy ten znalazł się na Ukrainie. Z tego, co opowiadali mi o nim nasi wspólni znajomi, był bardzo podobny do bohatera mojego filmu. Był naiwnym entuzjastą i nie sprawiał wrażenia, że ma w sobie tę determinację i odwagę, za którą zapłacił wysoką cenę.

W filmie na drugim planie mamy kilka światowych gwiazd, m.in. Petera Sarsgaarda i Vanessę Kirby, ale zaangażowała Pani też do filmu polskich aktorów.

Chciałam mieć ich na planie, szczególnie, że film kręciliśmy w Polsce. Michalina Olszańska, podobnie jak zresztą Vanessa Kirby, jest bardzo charyzmatyczna. Na pewno mogę powiedzieć o niej, że jest dużą osobowością. Ale w Obywatelu Jonesie wystąpił też Krzysztof Pieczyński, z którym chciałam się zawsze spotkać zawodowo. Nie grał nigdy u mnie, ale co zabawne, widziałam moment, kiedy zdawał do szkoły aktorskiej. Robiliśmy w latach 70. z kolegami film Zdjęcia próbne, do których najpierw musieliśmy zrobić właśnie zdjęcia próbne (śmiech). Pozwolono nam asystować przy naborze do szkół teatralnych, a wtedy właśnie Krzysiek Pieczyński tam zdawał. Został wtedy w mojej pamięci jako wyrazisty i świetny młody aktor. Obiecałam sobie, że kiedyś zaproszę go do swojego projektu.

Pierwszy fragment filmu „Obywatel Jones”

Z Michaliną Olszańską spotkała się pani wcześniej na planie 1983. Od wielu lat jest Pani bardzo zaangażowana w pracę przy serialach, reżyserując odcinki tych najbardziej znanych, jak The Wire, The Killing czy House of Cards. Dziś można by zaryzykować stwierdzenie, że obserwujemy lekki przesyt tą formą.

Tak, ja też już trochę się nimi znużyłam. Powiedziałam nawet moim agentom, że już nie będę tego robić. Chyba, że byłoby to coś, nad czym miałabym całkowitą kontrolę. Nie zmienia to faktu, że praca przy takich produkcjach była bardzo podniecająca. To było coś, co pod koniec lat 90. i na początku XXI w. zajęło miejsce żywego kina – szczególnie jeśli chodzi o Stany. Najpierw HBO, następnie Showtime, potem inne platformy, jak AMC, które miało mocny okres i zrobiło kilka mocnych seriali. No a potem Netflix, który zmienił zupełnie serialowy krajobraz. Ale zgadzam się, że nastąpił pewien przesyt. Po prostu za dużo jest tych produkcji, seriale nie są już tak dobrze zrobione i napisane. Twórcy nie nadążają i nie starcza też na te produkcje aktorów. Pojawia się pewna konwencjonalizacja oglądania. I nic dziwnego – serial musi być konwencjonalny w dramaturgii. Musi być tak skonstruowany, żeby widz chciał obejrzeć kolejny odcinek. A mnie to zaczyna już nudzić.

Kolejny Pani projekt, Szarlatan, to produkcja czeska. Opowiada ona o słynnym uzdrowicielu, Janie Mikolášku. W roli głównej wystąpił Ivan Trojan, z którym pracowała już Pani przy serialu Gorejący krzew.

Dla Ivana ta rola była bardzo trudna do zagrania. Także z powodów fizycznych: współczesność w tym filmie to połowa lat 50., a w retrospekcjach cofamy się to do pierwszej wojny światowej, międzywojnia i okupacji niemieckiej. To w sumie 50 lat życia człowieka. Stało się jasne, że Ivan nie może zagrać 20-latka i 70-latka, ale na szczęście okazało się, że jeden z jego synów, Josef, jest zdolnym młodym aktorem, do tego bardzo do niego podobnym. Sam film jest opowieścią o prawdziwym człowieku, którego życie obserwujemy na tle dziejącej się historii. Mikolášek był konformistą, bohaterem jednocześnie pozytywnym, jak i bardzo negatywnym. Eksploracja tej postaci i jej ciekawy los zrodziły bardzo dużo pytań.

000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty