Ludzie |

Katarzyna Minkowska: Uzupełnienie zapasu powietrza06.12.2019

fot. Agata Rucińska

Zew morza to polski film niemy w reżyserii Henryka Szaro z 1927 r. Pojawiają się w nim gwiazdy ówczesnego kina, m.in. Nora Ney, Maria Malicka czy Jerzy Marr. Kilka lat temu Filmotece Narodowej udało się zrekonstruować obraz, a niebawem do filmu powstanie specjalny dubbing odgrywany na żywo na deskach TR Warszawa. Jego reżyserią zajmie się Katarzyna Minkowska, laureatka nagrody Debiut TR 2018. Ma ona na koncie realizacje z pogranicza sztuk wizualnych i performansu, takie jak Syrenarium czy Judasz. Laboratorium Epifanii. Porozmawialiśmy z nią o wyzwaniach w pracy reżysera, sztuce interpretacji i zawłaszczaniu spektaklu przez aktorów.

Czy reżyserowanie dubbingu do przedwojennego, odrestaurowanego kilka lat temu filmu Zew morza jest trudne?

Katarzyna Minkowska: Wydaje mi się to dość skomplikowane. Stworzenie jasnego skryptu do dubbingowania tego filmu jest bardzo złożonym wyzwaniem z wielu względów. Ta produkcja ma w sobie wszystko: intrygę, niezliczone wątki miłosne, a nawet bitwy morskie. Fabuła mogłaby spokojnie zostać podzielona na trzy różne realizacje. Przez to współczesny widz może mieć poważny problem, aby nadążyć za tym, co się dzieje w Zewie morza – zwłaszcza, że poboczne historie przeplatają się w chaotyczny sposób. Dlatego naszym zadaniem jest uczynić go na powrót oglądalnym. Mam taką swoją małą teorię, że wielu ludzi na co dzień chce odgrywać główną rolę w filmie swojego życia. Nie ma w tym nic złego, natomiast istotnie wpływa to na nasze funkcjonowanie w świecie. Idąc za tą myślą postanowiliśmy ją zastosować w dubbingu do Zewu morza. Razem z dramaturgiem Tomkiem Walesiakiem zdecydowaliśmy się na teatralny zabieg, który polega na tym, że aktorzy podkładający głosy pod wybrane postacie, mogą poprzez improwizację zawłaszczać film. W praktyce oznacza to, że drugoplanowa postać, której wątek bardzo szybko zanika, może stać się pierwszoplanowym bohaterem poprzez nieustanne komentowanie wydarzeń ze swojej perspektywy. 

Czy poprzez dubbing można zmieniać charakter i znaczenie bohaterów w filmie, który w oryginale jest niemy?

Charakter pozostanie ten sam. Spróbujemy natomiast trochę go poszerzać, ingerować w jego odbiór przez widzów. Tak, jak mówiłam wcześniej, aktorzy będą mieć możliwość wpływania na film za pomocą tego, co mówią i robią. Oczywiście nie planujemy ruchowego odgrywania scen z filmu, ale jeżeli zajdzie taka konieczność, żeby przeanalizować pewne gesty w rzeczywistości teatralnej, to możemy spróbować to zrobić.

Jak konkretnie chcesz zrealizować ten pomysł? Gdzie w przestrzeni umieścisz dubbingujących aktorów?

Aktorzy będą siedzieli na scenie, pomiędzy ekranem a widownią. Każdy z nich będzie miał swoją przestrzeń do działania, swój mikroport, niektórzy będą też mieli swoje instrumenty i rekwizyty. W naszym dubbingu pojawi się także narrator, który zadba o przebieg akcji. Chcemy go umiejscowić z boku sceny, w taki sposób, żeby mógł mieć kontakt z filmem, z improwizującymi aktorami oraz z widownią. Jednak w miarę upływu czasu także jego narracja może zostać zaburzona poprzez wydarzenia na scenie i prowokacyjne zachowania pozostałych aktorów. Istotnym jest jednak to, że pełni on rolę, która będzie wprowadzać wszystkich w specyficzny rytm i dawać pozostałym aktorom poczucie oparcia. Jeżeli po drodze coś ulegnie zbyt dużemu zakłóceniu, narrator będzie miał możliwość uporządkowania sytuacji.

Jeżeli szybko traci się uwagę w relacji ze sztuką, to jest to oznaka tego, że coś w niej nie działa. Dlatego chcemy zaproponować inną ścieżką narracyjną, która będzie się rozgrywała pomiędzy ekranem a widownią.

Nie boisz się, że działania aktorów – jeśli na jakieś się zdecydują – okażą się dla widzów bardziej interesujące niż sam film?

Mam na to nadzieję. Naprawdę trudno w obecnych czasach, które przyzwyczaiły nas do specyficznej, zwartej narracji filmowej, zachować nieustanną koncentrację na takim filmie jak Zew morza. Mnie samej jest trudno. A jeżeli szybko traci się uwagę w relacji ze sztuką, to jest to oznaka tego, że coś w niej nie działa. Dlatego chcemy zaproponować inną ścieżką narracyjną, która będzie się rozgrywała pomiędzy ekranem a widownią. Ta teatralna narracja jest próbą uzupełnienia „zapasu powietrza” w odbiorze tego filmu. Z drugiej strony chcemy potraktować Zew morza z szacunkiem, wejść w jego historię, zrozumieć go na nowo. Poszukać w nim wzruszeń. Jednak nie jest to proste zadanie. Przyznaję, że dopiero za trzecim podejściem Zew morza mnie wzruszył.

Co to było?

Jest taka scena, na samym początku filmu, kiedy mały Stachu decyduje się opuścić dom i ucieka. Ten moment wyruszenia w ciemną noc towarzyszy nam do dzisiaj. Odbija się w różnych sytuacjach z naszej rzeczywistości, kiedy dławi nas tęsknota za czymś, czego jeszcze nie straciliśmy. Zdaję sobie sprawę, że to, co mówię, jest dość naiwne, ale wielkie wzruszenia często wyrastają z banalnych sytuacji.

W filmie zachowania bohaterów stają się często wybitnie groteskowe. Śmianie się z nich nie pozwoliłby nam dojść do prawdziwych, ukrytych pod nimi emocji. To stworzyłoby tylko niepotrzebną barierę.

A czego chciałabyś uniknąć podczas dubbingowania Zewu Morza?

Na pewno zrobienia sobie z tego jednego wielkiego żartu. Nie zawsze rozumiemy przedwojenne konwenanse i gesty, jak u własnych dziadków. A w tym filmie zachowania bohaterów stają się często wybitnie groteskowe. Śmianie się z nich nie pozwoliłby nam dojść do prawdziwych, ukrytych pod nimi emocji. To stworzyłoby tylko niepotrzebną barierę. A nasz cel jest zupełnie odwrotny. Oczywiście będę zachwycona, jeżeli nasz dubbing będzie bardzo zabawny, ale chodzi nam o mądry śmiech, a nie śmiech wynikający w negacji.

Jesteś laureatką nagrody Debiut TR 2018 za spektakl Syrenarium. O czym on opowiada?

Nie mieliśmy ani jednej próby do tego „spektaklu”. Nie uważam też, żeby było słuszne nazywanie go w ten sposób, bo to właściwie wycieczka poprowadzona przez przewodnika. Przez galeryjne przestrzenie i instalacje artystyczne zmierza ona do miejsca, w którym ustawione jest akwarium z syrenami granymi przez aktorki. Widz może za nami podążyć bądź nie. To może budzić w widzu bunt, może nie poczuć się w tej czasoprzestrzeni bezpiecznie. Wycieczka trwała około półtorej godziny. Momentami celowo chcieliśmy sprowokować nudę u odbiorcy, żeby jego uwaga nieustannie była stymulowana w inny sposób. W naszej wycieczce spacerowała również aktorka, która była postacią inspirowaną Pianistką Elfriede Jelinek. Oczywiście zachowywała się w specyficzny sposób – jak Erika Kohut w relacjach społecznych. A Erika potrafiła ugryźć łydkę swojego współpasażera w tramwaju.

Twój drugi spektakl Judasz. Laboratorium epifanii, który miał premierę na festiwalu Nowe Epifanie idzie o krok dalej. To teatr, który staje się narzędziem badawczym.

Owszem, Judasz ma bardzo badawczą strukturę, bo jest to spektakl o interpretacji wydarzeń. Pracowaliśmy na czterech różnych ewangeliach, które traktowaliśmy jako bazę do improwizacji. Aktorzy nie znają do końca założeń postaci pozostałych kolegów. Odkrywają siebie nawzajem w trakcie działania, jak w życiu. Bo przecież i w teatrze i w życiu chodzi przede wszystkim o spotkanie. Na scenie zbieramy dwunastu apostołów, żeby, jak w powieści kryminalnej, ustalili, co się stało w czasie Ostatniej Wieczerzy. Do jakich wydarzeń doszło, jakie słowa padły, zanim zasiedli do kolacji, w jaki sposób tam doszli, co mówił Jezus, w którym momencie wyszedł Judasz itd. Nikt z nich nie chce się przyznać, że swoją ucieczką też zdradził – każdy utrzymuje, że tylko Judasz jest odpowiedzialny. Potem zbierają się w swojej bazie jak wściekłe psy u Tarantino. Przeżywają wielkie emocje, przede wszystkim ogromny strach przed przyszłością, ale jednocześnie robią wszystko, żeby ustalić kolejność wydarzeń i dalszy plan działania.

Nagroda, którą dostałaś za Syrenarium, umożliwia zrealizowanie własnego spektaklu na deskach TRu. Myślałaś już nad tym, co zrobisz?

Mam pomysł na spektakl, który na razie roboczo nazywam Stream. Miałby się on ukazać w czerwcu przyszłego roku. Za jego pośrednictwem chcę podjąć próbę zbudowania cyfrowej mitologii, w której głównymi postaciami są Demeter i Kora. To bohaterki bardzo ważne w dzisiejszych czasach – nie tylko w obliczu zmian klimatycznych, ale w ogóle naszego myślenia o naturze. Bo jej przekształcenia często nam się nie podobają i chcemy je zmienić. Nasz strach jest jednak dla niej bez znaczenia, bo ona bez człowieka przetrwa. To ludzki los stoi pod znakiem zapytania. Stream spróbuje zadać pytanie o źródła agresji wobec natury, o to, gdzie jest współczesny Olimp, a także czy Kora może i chce uratować swoją mamę.

Zew morza, 11 grudnia 2019, godz. 19.00
Zew morza, 11 grudnia 2019, godz. 19.00
000 Reakcji

Redaktorka Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty