Ludzie |

Casting – tajemnica spotkania z bohaterem. Rozmawiamy z Nadią Lebik05.10.2020

Nadia Lebik (źródło: Highspot)

Rozmawiamy z cenioną reżyserką obsady Nadią Lebik (Miasto 44, trylogia Planeta singli, Ukryta gra) o jej zawodzie i związanych z nim faktach i mitach. Na czym polega reżyseria obsady? Czym casting nie jest i nigdy nie powinien być? Jak jest traktowany w Polsce? I dlaczego jest istotnym, lecz często niezrozumianym elementem filmowej układanki?
 

Przychodzi aktor na casting, daje z siebie wszystko, ale reżyser obsady sucho mu dziękuje i mówi na odchodne, że ktoś z produkcji się odezwie. Brzmi jak wstęp do lichego dowcipu, ale właśnie tak często postrzega się w Polsce proces obsadzania filmu. Czym jest casting z perspektywy osoby, która poświęciła mu kilkanaście lat życia? 

Nadia Lebik: Przede wszystkim należy zrozumieć, że reżyser obsady jest z projektem od samego początku. Nie pojawia się na tydzień czy dwa, by pomóc produkcji znaleźć aktorów, lecz czyta scenariusz dużo wcześniej i rozpisuje pod kątem dalszego procesu. Co być może kluczowe, robi to w porozumieniu z reżyserem i producentem, ale przedstawia własny pomysł układu postaci i relacji między nimi. U mnie wygląda to tak, że przygotowuję koncepcję filmu, zarówno pod względem stylistycznym (gatunek, historia, wymagania epoki), jak i psychologicznym. Tworzę całą siatkę wzajemnych relacji między bohaterami, i jak odnoszą się do podejmowanego w filmie tematu. Okoliczności fabularne mogą być różne, w kinie wojennym, dla przykładu, należy zupełnie inaczej zbudować napięcia między postaciami. I dopiero do tego próbuję dopasować aktorów, o których wiedzę posiadam na bazie wcześniejszych przygotowań. Bo to nie jest tak, że coś tam sobie o kimś poczytam, a potem się z nim spotkam. Jestem zobowiązana poznać aktora, być w teatrze, na przesłuchaniu, na dyplomie, obejrzeć filmy i seriale. Spotkanie jest na końcu. Muszę zrozumieć każdego aktora: co potrafi, czego nie potrafi, jakie ma ograniczenia, czy te ograniczenia mają znaczenie dla projektu, i tak dalej. Zdarza się, że odkrywam te rzeczy dopiero w trakcie samego castingu, ale czuję, że to nieuczciwe względem postawionych wobec mnie oczekiwań.

No właśnie – w końcu przecież dochodzi do spotkania z aktorem w studiu castingowym.

Tak, ale trzeba podkreślić, że spotkanie w studiu castingowym jest spotkaniem z bohaterem, a nie, jak mówi mit o reżyserowaniu obsady, z aktorem. Chcemy spotkać postać, co do której mamy jakieś wyobrażenia, ale która zostanie „wypełniona” przed kamerami przez konkretną osobę – więc musimy wiedzieć, jak ta postać mogłaby wyglądać, gdyby została „wypełniona” przez tę konkretną osobę. Część aktorów uważa, że casting jest formą testowania ich warsztatu, co jest absolutną bzdurą. To szczególnie widoczne u starszego pokolenia, bo u podstaw ich edukacji stawiano wymaganie, by zawsze byli przygotowani do każdej roli. I w głowie im się nie mieści, że ktoś będzie sprawdzał ich przygotowanie do tej konkretnej postaci i na podstawie tego osądzał, czy warto ich zatrudnić. Owszem, casting wymaga przygotowania i czasu, ale nie tyle nauczenia się tekstu, ile pokazania, że rozumie się daną postać. Zdarza się, że aktor nie musi grać na castingu sceny, wystarczy drobne zadanie aktorskie wpisujące się w funkcjonowanie naszego bohatera. A na samym końcu, zestawiając kandydatów, szukamy niuansu składającego się na wcześniej postawione założenia. Może się to wydać zaskakujące, ale na castingu aktorzy rzadko wypadają źle. Natomiast często po prostu nie wpisują się w bohatera.

Kontakt fizyczny jest bardzo ważny, nic nie zastąpi spotkania człowieka z człowiekiem, energii, która wywiązuje się spontanicznie podczas castingu. Ta energia albo jest, albo jej nie ma. Wszystko, co pomiędzy, to rosyjska ruletka.

I od razu wiadomo, że aktor jest tym bohaterem? Że nie trzeba szukać dalej?

Wiadomo tyle, że może nim być. Trzeba następnie przeprowadzić cały proces, skonfrontować go z innymi bohaterami, sprawdzić, jak wypada z innymi aktorami, ale zwykle to po prostu widać. Natomiast inną ważną prawdą tego zawodu jest to, że my często uświadamiamy sobie na castingu, że nasze wcześniejsze wyobrażenia były błędne. Albo że musimy zmienić koncepcję. I nie ma w tym nic złego – nie boję się powiedzieć aktorowi, jeśli mam przeczucie, że mogę się mylić w jego przypadku. Spotykamy się jako partnerzy, razem próbujemy stworzyć jakąś interpretację tego, co później zostanie w jeszcze innej formie zarejestrowane na planie. Dlatego jedną z najbardziej krzywdzących opinii na temat castingu jest ta, że to testowanie czyichś zdolności. Owszem, im więcej praktyki, tym dana osoba lepiej sobie radzi, ale reżyserzy obsady mają też doświadczenie i narzędzia, by stwierdzić, że mimo wszelkich predyspozycji aktor zupełnie nie pasuje do roli.

MIASTO 44 - oficjalny trailer [HD]

Na ile jest w tym procesie ważna fizyczność? Pytam o to również w kontekście wirtualnych castingów, do których branżę zmusiła w tym roku pandemia. 

Kontakt fizyczny jest bardzo ważny, nic nie zastąpi spotkania człowieka z człowiekiem, energii, która wywiązuje się spontanicznie podczas castingu. Bo to jest tak, że ta energia albo jest, albo jej nie ma. Wszystko, co pomiędzy, to rosyjska ruletka. To zresztą częsty przypadek, że wymyśla się idealną obsadę, po czym konfrontuje się aktorów i dopiero wtedy widać, że to nie zadziała, że do siebie nie pasują, że jedna osoba jest silniejsza od drugiej, że nie ma tej chemii. Mimo to muszę przyznać, że jestem wielką zwolenniczką formy self-tape, bo skraca dystans pomiędzy różnymi miastami czy nawet częściami świata. W Warszawie mamy dostęp do bardzo dużego środowiska aktorskiego, ale poza stolicą także mieszka mnóstwo świetnych aktorów. 

A jak to wszystko ma się do pracy z aktorami dziecięcymi?

Praca z dziećmi jest jednej strony łatwa, bo pracujemy wyłącznie na emocjach, a z drugiej strony trudna, ponieważ trzeba im tłumaczyć, co znaczy mówić tekst z pamięci albo wyobrazić sobie, że mają stać się kimś, kto żył 200 lat temu. Największym wyzwaniem są jednak zawsze rodzice. Cieszy mnie chęć pomocy z ich strony, ale gdy mama nauczy dziecko tekstu, to mam problem, bo ono opiera się na wyuczonych słowach i nie jest w stanie spotkać się z bohaterem, z jego emocjami. Na drugim czy trzecim spotkaniu pracujemy już w oparciu o słowa, ale na początku staram się pracować z młodymi aktorami poza tekstem. Praca z dziećmi jest trudna – śmieję się zresztą zawsze, że castingi dziecięce są najlepszym środkiem antykoncepcyjnym – ale daje ogromną satysfakcję, bo nie ma dla reżysera obsady większej radości niż kontakt z kimś, kto po prostu przylega do postaci. Dzieci nie budują roli, one po prostu stają się postaciami, wypełniają je w stu procentach.

Jesteśmy trochę asystentami reżyserów, trochę asystentami producentów, a niejednokrotnie II reżyserami. Wypełniamy szarą strefę, która jest związana z wyborem moim zdaniem najistotniejszego elementu projektu – obsady.

Da się poznać dziecko, które przyszło na casting ze względu na rodziców lub kolegów?

Zdecydowanie. Takie dziecko patrzy, gdzie jest kamera, inaczej artykułuje, inaczej pracuje gestem i ciałem. To można już zresztą zaobserwować w korytarzu. Widać, które dziecko wybrało się na casting z ciekawości czy jakiejś pasji, a które zostało wysłane. Przy czym nie chodzi o to, że rodzice powinni całkowicie się odseparować. Zdarza się nawet, że jakiś młody aktor prezentuje się świetnie tylko wtedy, gdy jest przy mamie. Trzeba jednak znaleźć w tym wszystkim umiar, wytyczyć jakąś granicę. Dziecko nie może żyć castingiem, uznawać go za wyścig. Często powtarzam zresztą studentom, że w trakcie castingu nie ma konkurencji. Każdy jest inny, każdy coś sobą prezentuje, a o zatrudnieniu decydują niuanse, na które zwracamy uwagę my, reżyserzy castingu, poszukując cech danego bohatera.

UKRYTA GRA - zwiastun

Skoro mowa o studentach, proszę mi powiedzieć, jak w Polsce zostaje się reżyserką obsady? Nie ma przecież specjalnych kierunków przygotowujących do zawodu.

To dosyć newralgiczny temat, ale rzeczywiście możliwości są skąpe, a świadomość tego, czego ten zawód wymaga, wciąż zbyt mała. U mnie zadecydował przypadek. Nie mam studiów filmowych. Trafiłam na plan Drogi do raju Gerwazego Reguły i szybko zrozumiałam, czym jest casting. Zobaczyłam przede wszystkim, że jest to niezależny etap przygotowania filmu. Że decyduje o nim reżyser, jak i o większości elementów artystycznych, niemniej nie musi na każdym z tych elementów znać się doskonale. Ma od tego specjalistów. A potem, wraz z kolejnymi projektami, zrozumiałam, jak to wygląda, czy też powinno wyglądać; jak się pracuje z aktorem, jak się go uruchamia, jak się buduje poczucie bezpieczeństwa, by dał z siebie więcej. To tylko kilka części składowych tego, czego wymaga bycie reżyserką obsady. Niestety w Polsce reżyseria obsady w zasadzie nie istnieje na mapie zawodów filmowych. Jesteśmy trochę asystentami reżyserów, trochę asystentami producentów, a niejednokrotnie II reżyserami. Wypełniamy szarą strefę, która jest związana z wyborem moim zdaniem najistotniejszego elementu projektu – obsady. I to działa tak, że wszyscy liczą na naszą pomoc, ale gdy przechodzimy do tematu tantiem, nikt nie uznaje naszej pracy za składową filmu. Podobną sytuację mają charakteryzatorzy, którzy kreują wizerunek wszystkich postaci, ale nie są wliczani jako element wkładu artystycznego.

Reżyserzy castingu planują się zrzeszać?

Mamy jako grupa zawodowa poczucie, że jesteśmy zaniedbani w polskim środowisku filmowym, ale trudno nam z tym walczyć właśnie dlatego, że nie ma w Polsce konkretnych studiów i szkół kształcących reżyserów obsady. Bo jeśli nie ma jednoznacznej definicji zawodu, to jak zmierzyć, kto się czym zajmuje? Chcieliśmy rzeczywiście zorganizować się w jakieś stowarzyszenie czy związek, który dbałby o nasze interesy i zagadnienia prawne, ale do dzisiaj nic z tego nie wyszło. Jest zresztą w środowisku bardzo duży opór, który wynika trochę z niechęci do dzielenia tego wielkiego tortu. Poświęcamy miesięcznie kilkaset godzin na pracę w studiu, ale potem dowiadujemy się, że ktoś inny wymyślił bohaterów. A to mija się z prawdą. Nie twierdzę oczywiście, że reżyserzy i producenci nie poświęcają czasu na casting, ale rzadko znają aktorów tak dobrze jak my. Na tym polega nasza praca.

Dotykamy na castingach intymnych momentów, zarówno w przypadku spotkań człowieka z człowiekiem, jak i spotkań artystów z samymi sobą. I to nie jest coś, co można łatwo wyjaśnić lub zapisać w tabelce Excela.

Czyli dotykamy problemu braku świadomości.

Problem jest znacznie bardziej złożony, ale brak świadomości w środowisku i poza nim jest jego bardzo ważną częścią. Im szerszy casting i wiedza o aktorach, tym lepsze efekty, ale szerszy casting oznacza dłuższy okres przygotowawczy, a ten z kolei oznacza większy wkład finansowy na poziomie produkcji. Zdobywam wiedzę i doświadczenie latami, ten proces nigdy się nie skończy. A jak ma zacząć młoda osoba? Skoro nie może zostać dyplomowanym reżyserem obsady, musi wyrobić w sobie tę wiedzę i doświadczenie podobnymi metodami jak ja. A to wymaga masy czasu oraz sił. Staram się uświadamiać również młodych aktorów, ale przecież niejednokrotnie okazuje się, że aktor, z którym przeszłam cały proces castingu, któremu pomagałam przez cały czas, gdy był jednym ze stu, potem jednym z dwudziestu, potem jednym z pięciu – nagle w jakimś wywiadzie nie pamięta tej drogi i uwzględnia tylko swój sukces. 

Jak pani na to reaguje?  

Chyba staram się zrozumieć, bo społeczeństwo bardziej ceni ludzi, którzy sami sięgają po to, czego potrzebują. Ale takie chwile bolą. Wynika to też z omawianego przez nas wcześniej postrzegania reżyserii obsady jako funkcji „technicznej”. Natomiast ja zawsze będę traktowała swój zawód jako sztukę. Dotykamy na castingach intymnych momentów, zarówno w przypadku spotkań człowieka z człowiekiem, jak i spotkań artystów z samymi sobą. I to nie jest coś, co można łatwo wyjaśnić lub zapisać w tabelce Excela. Trudno też wpoić to młodym aktorom, których nie uczy się w Polsce, że powinni być w agencjach, że nie ma nic złego w chodzeniu na castingi, że należy się przygotować, bo te minuty w studiu zaprocentują w ich karierach. Właściwie tylko Akademia Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie otworzyła się na casting jako przedmiot nauczania. Jestem za to dozgonnie wdzięczna Dorocie Segdzie i Adamowi Nawojczykowi, którzy wykazali się cholerną odwagą i zaufali mi jako wykładowcy, dokonując w ten sposób przełomu w dziedzinie edukacji. Dali mi szansę, bo wiedzieli, że bez castingu branża nie byłaby w stanie funkcjonować, i nie mówię tylko o filmie, ale też o reklamie czy teatrze. Dzięki nim inne szkoły też zaczynają uczyć castingu. Casting jest zaproszeniem do rozwoju, a nie technicznym odhaczaniem kolejnych punktów programu, który stworzył ktoś inny.

 

000 Reakcji

Dziennikarz, tłumacz, kinofil, stały współpracownik festiwalu Camerimage. Nic, co audiowizualne, nie jest mu obce, najbardziej ceni sobie jednak projekty filmowe i serialowe, które odważnie przekraczają komercyjne i autorskie granice. Nie pogardzi też otwierającym oczy dokumentem.

zobacz także

zobacz playlisty