Opinie |

Wiking – historia podkoloryzowana? Pytamy ekspertów29.04.2022

kadr z filmu „Wiking”

Zbroja z materiału, który wynaleziono parę wieków później, intrygi i zabójstwa, którymi zastąpiono naturalne śmierci czy epickie sceny walki potężnych armii, które tak naprawdę były małymi potyczkami. Historycy, archeologowie i inni eksperci oglądając kinowe hity osadzone w przeszłości muszą nierzadko odłożyć na bok swoją wiedzę, godząc się z tym, że przeciętny widz doceni przede wszystkim widowisko, a nie zgodność z faktami historycznymi. Najnowszy blockbuster Roberta Eggersa, Wiking, uchodzi jednak za wyjątkowo wierny historii. Jak jest naprawdę? Spytaliśmy o to ekspertów – Justynę Ludwińską i Bartosza Ligockiego, popularyzatorów archeologii, którzy prowadzą Pracownię Projektów Historycznych.

Robert Eggers znany jest jako reżyser, który przykłada ogromną wagę do autentyczności i zgodności z faktami historycznymi. Jak wiernie przedstawiono poszczególne elementy, które widzimy na ekranie? 

Justyna Ludwińska i Bartosz Ligocki, Pracownia Projektów Historycznych: Na tym polu bywa różnie. Zacznijmy od przedstawienia tzw. kultury materialnej okresu, w którym historia z Wikinga się zawiera (lata 895-920). Jak wspomnieliśmy wcześniej, jest to pokazane w bardzo nierówny sposób. W filmie pokazane są 3 odmienne krainy i kręgi kulturowe: Półwysep Skandynawski, Ruś (w domyśle Ruś Kijowska, czyli obszar od Zatoki Fińskiej i jez. Ładoga po dzisiejszą Ukrainę, z głównym ośrodkiem w Kijowie) oraz Islandia. I o ile w skandynawskie plenery, architektura oraz masa pozostałych detali została odtworzona w miarę poprawnie (choć zdarzają się małe wpadki), to tematyka słowiańska została potraktowana po macoszemu. Podtrzymany został mit Słowian jako słabych, nieudolnych ludów budujących rachityczne sioła w środku bagna, które można zdobyć z marszu. Ludność słowiańską pokazano mocno stereotypowo, bez polotu, w dziwnych szatach przypominających bardziej festiwal piosenki folklorystycznej. Jedyna poprawna budowla, którą widać w filmie, to kącina (miejsce kultu) wzorowana na próbie rekonstrukcji podobnej w Gross-Raden w Niemczech (dawna słowiańszczyzna połabska). Co ciekawe, w środku został umieszczony posąg, tzw. Światowid ze Zbrucza, który znajduje się w Krakowskim Muzeum Archeologicznym. Bardzo zgrabnie i z pietyzmem został za to pokazany gród skandynawski, z główną siedzibą władcy, świątynią i infrastrukturą. Podobnie jest z przedstawieniem islandzkich farm i krajobrazów. Tu naprawdę czuć ducha epoki.

A inne elementy z filmu Eggersa? Ubrania, broń?

Co do ubiorów (poza elementami z Rusi Kijowskiej) można powiedzieć, że nareszcie, po latach przyzwyczajania widzów do nabijanej ćwiekami skóry, nielogicznych ozdób i wszechobecnego epickiego błota pokazano w miarę poprawnie historycznie odwzorowane tekstylia. Odpowiednie kolory (takie, które można uzyskać barwieniem metodami naturalnymi) odpowiednie materiały (len i wełna, czasami elementy futrzane) i o odpowiednich splotach (choć i tu film nie jest całkowicie wolny od potknięć).
Gorzej wypada kwestia uzbrojenia. Z jednej strony pokazana jest duża liczba włóczni i toporów (które wtedy królowały na polach bitwy), sporadycznie pojawiające się miecze (symbol wysokiego statusu społecznego) są bogato zdobione i w miarę poprawnie wykonane, a z drugiej strony pojawiają się takie wpadki jak kompletnie niepotwierdzone jakimikolwiek znaleziskami hełmy z dziwnymi ozdobami (a dodajmy, że hełmów w całej Europie znaleziono naprawdę niewiele, więc materiał do skopiowania nie jest bardzo bogaty). Są też fantazyjne, nieistniejące pancerze (jak zbroja lamelkowa na, nomen omen, całkiem poprawnie zaprezentowanej postaci) aż po nieszczęsny, przewijający się kilkukrotnie w scenach islandzkich skórzany hełm.

Fantastycznie pokazane są sceny walki. Krótkie, brutalne, dynamiczne i bardzo prawdopodobne. Nie są to starannie wychoreografowane sekwencje taneczne, do których przyzwyczaiły nas miałkiej jakości filmy i seriale.

Czy sceny i realia, które widzimy w filmie, są pod względem historycznym odwzorowane poprawnie?

Przede wszystkim fantastycznie pokazane są sceny walki. Krótkie, brutalne, dynamiczne i bardzo prawdopodobne. Nie są to starannie wychoreografowane sekwencje taneczne, do których przyzwyczaiły nas miałkiej jakości filmy i seriale. Trzeba oddać reżyserowi, że zafascynowany światem wczesnego średniowiecza, starał się oddać jak najwierniej realia i klimat. Nie zawsze i nie wszędzie to wyszło, ale na chwilę obecną to najlepiej wykonany film o tej tematyce. Mało kto wie, że w filmie wykorzystano bardzo dużo poprawnie wykonanych replik przedmiotów z tamtych czasów. I to całkiem sporo od naszych polskich rzemieślników. 
Fantastyczne repliki biżuterii wykonane przez najlepszego w Polsce jubilera – Wojciecha Kochmana (Volundr) – to klasa sama w sobie. Podobnie tekstylne kolorowe taśmy do przepasania włosów czy ozdabiania bogatych tunik robiły do tego filmu Alicja Mega (Hrafna) oraz Anna Grzelak (Nigdziekolwiek). Można te rzeczy zauważyć już na plakacie, jak ozdabiają sylwetki takich gwiazd jak Nicole Kidman czy Ethan Hawke. To jest elita rzemieślników na skalę światową i powinniśmy być z tego dumni.

THE NORTHMAN - "To Valholl" Official Clip - Only in Theaters April 22 / autor: Focus Features

A jeśli chodzi o bardziej abstrakcyjne pojęcia, takie jak etyka i moralność? Dużo jest prawdy w Wikingu?

Cóż… pamiętajmy, że ta historia ma nam przybliżyć mentalność ludzi żyjących niecałe 1200 lat temu. To przepaść. Współczesny człowiek ze swoją elektrycznością, dostępem do internetu, bieżącą wodą i niekończącymi się zapasami żywności nie jest w stanie zrozumieć, jak wtedy ludzie patrzyli na świat. Dla ludzi żyjących obecnie ważne są zupełnie inne rzeczy niż dla nich. Myślę, że film próbuje przybliżyć nieco tę tematykę. Sprowokować do myślenia, do zastanowienia się. Dlatego odbierany jest przez sporą część widzów jako dziwny i niezrozumiały. Ponadto – naszym zdaniem – należy do niego podchodzić jak do snutej opowieści, baśni, skandynawskiej sagi. I odbierać jako metafizyczną podróż przez życie pojedynczego człowieka, które postrzegano jako nasycone mistycyzmem, symboliką i religią. A ludzkość od zarania dziejów lubi dobre opowieści.

Produkcja to zaprzeczenie romantycznej wizji Wikinga – tu mamy do czynienia z inspirującymi się wilkami mordercami, którzy niemal piją ludzką krew. Czy taki ich obraz ma dużo wspólnego z historią?

Zacznijmy od tego, że nie istniała taka nacja czy naród jak „wikingowie”. Wiking to czynność. Dziś powiedzielibyśmy, że zawód czy profesja. Iść na „viking” w języku skandynawskim oznaczało „iść na wyprawę”. Bardzo często były to wprawy właśnie handlowe. Skandynawowie z racji swoich wybitnych umiejętności żeglarskich potrafili zapuszczać się swoimi łodziami czy okrętami aż do Turcji czy do ówczesnego świata arabskiego, opływając całą Europę. Korzystali z tych umiejętności i byli wybitnymi handlarzami, co nie oznacza oczywiście, że nie działali również zbrojnie. Gdy odkryli, że wybrzeża wysp brytyjskich czy obecnej Francji, Belgii i Holandii obfitują w ludność i dobra wszelkiego rodzaju, bardzo często zapuszczali się tam na wyprawy łupieżcze. Ale wcale nie było to ich główne zajęcie. Niestety kultura masowa przyzwyczaiła nas do myślenia o nich w ten sposób. Krwiożercze bestie tylko czyhające kogo by tu napaść, zniewolić i wymordować. Nic bardziej mylnego. Wiadomo, że taka koncepcja pozwala na tworzenie coraz to nowych, acz generycznych i powtarzających do bólu te same wątki filmów czy seriali. To się sprzedaje. Ale z życiem prawdziwych Skandynawów z okresu wczesnego średniowieczna ma to niewiele wspólnego. Na tym tle film Eggersa zdecydowanie się wybija na plus. Pokazuje życie ludzi w Skandynawii czy na Islandii w stopniu bardzo zbliżonym do tego, co o nich wie współczesna nauka. Oczywiście nie bez potknięć, ale ogólnie zaprezentowany tu obraz świata jest chyba najbliższy prawdzie ze wszystkich filmów, które do tej pory powstały.
A przebrani za wilki „mordercy, pijący niemalże ludzką krew”? No cóż... to prawda! To była próba pokazania fenomenu, który jest dość dobrze opisany i udokumentowany w sagach berserkerów. Jest zrealizowany dość ciekawie, choć niektóre sceny są zdecydowanie przesadzone. Sądzimy jednak, że to po prostu licentia poetica reżysera chcącego podkreślić niesamowitość berserkerów. Bo tak ich wtedy najprawdopodobniej postrzegało społeczeństwo.

Bratobójcze walki, skrajnie brutalne sceny obrzędów... cóż – życie. Dziś jesteśmy zbyt delikatni na takie obrazy, ale wystarczy spuścić nieco kurtynę fałszywej praworządności i nieco odwrócić wzrok, a podobne sceny będziemy mieć całkiem niedaleko siebie.

Na ekranie nie brak bratobójczej walki, skrajnie brutalnych scen obrzędów i narkotycznych rytuałów. Czy Wikingowie faktycznie funkcjonowali na co dzień w taki sposób?

Bratobójcze walki, skrajnie brutalne sceny obrzędów... cóż – życie. Dziś jesteśmy zbyt delikatni na takie obrazy, ale wystarczy spuścić nieco kurtynę fałszywej praworządności i nieco odwrócić wzrok, a podobne sceny będziemy mieć całkiem niedaleko siebie. Brutalne obrzędy? Ilu z nas pamięta jeszcze niedawno słynne filmy propagandowe ISIS i ich dekapitacje więźniów? Również na tle religijnym. Mamy teraz za progiem naszego kraju rosyjską agresję na Ukrainę i masowe mordy na cywilach. Wstrząsa nas to do głębi, bo wyrośliśmy w czasach pokoju i dobrobytu. Gdyby pokazać te sceny ludziom z przeszłości, moglibyśmy być zszokowani, jak bardzo byłoby to dla nich naturalne. Takie niestety jest życie i ludzka natura. 
A co do narkotyków i środków odurzających – są teorie, że w dobie, gdy destylacja twardych alkoholi dopiero się rodziła (i to daleko, bo w ówczesnych państwach muzułmańskich), środki odurzające były bardzo rozpowszechnione. Halucynogenne grzyby, porosty, mchy, palenie określonych roślin, picie wywarów – to wszystko kiedyś wywodziło się z ziołolecznictwa, zielarstwa i bardzo często zazębiało się z lokalnymi wierzeniami. Dary matki natury i wiedza, jak z nich korzystać, przekazywana była z pokolenia na pokolenie. Dziś sporo z tej wiedzy zanikło. Pamiętamy tylko, by nie jeść muchomora, bo mama mówiła że jest trujący (śmiech).

Alicia Malone Explores The Northman's Film Locations in Northern Ireland | Reel Destinations

Czy świat prawdziwych Wikingów był zanurzony w wierzeniach i opowieściach, tak jak przedstawia to Eggers?

A czy dzisiejszy świat jest zanurzony w internecie? Czy można się bez niego obejść? Teraz już chyba nie. Jest to coś tak nieodzownego, a jednocześnie niezauważalnego, traktowanego tak naturalnie, jakby istniało od zawsze. Proszę się zapytać 12-latka czy wyobraża sobie życie bez internetu. Jest duża szansa, że w ogóle nie zrozumie pytania. Tak kiedyś postrzegano wierzenia. Było to coś zupełnie naturalnego. Życie człowieka było przepełnione wiarą w bóstwa, złe i dobre, w szereg demonów, chochlików, zjaw, upiorów, istot nadprzyrodzonych, życia po śmierci, i tak dalej. Ale jednocześnie nie spędzało to snu z powiek nikomu, nie przeszkadzało w wykonywaniu zwykłych czynności domowych, pracy na roli, wojowaniu, miłości, zemście czy dokonywaniu rzeczy wzniosłych. Owszem, nasycenie symboliką wielu aspektów życia codziennego było dość wysokie, ale nie definiowało to człowieka jako jednostki. Film Eggersa może wydawać nam się zbyt intensywny pod tym względem, zbyt naszpikowany metafizyką i mistycyzmem, ale dla człowieka tamtej epoki taka intensywność była czymś zupełnie zrozumiałym. Proszę też cały czas pamiętać, że ten film w sumie jest obrazkową sagą, a sagi, baśnie czy opowieści mają to do siebie, że natężenie niesamowitości i nierealności jest w nich wybitnie wysokie. Ludzie od zarania dziejów uwielbiali dobre historie. I nadal je uwielbiają.

W jednej ze scen widzimy pędzącą na koniu Walkirię, która na zębach ma coś na kształt... współczesnego aparatu ortodontycznego. Wikingowie prostowali sobie zęby?

To nawiązanie do prawdopodobnie stosowanej techniki zdobienia zębów. Na terenie Skandynawii odnaleziono kilkadziesiąt czaszek lub ich fragmentów z zachowanymi charakterystycznymi śladami na zębach przednich (zazwyczaj górne siekacze), noszącymi znamiona celowego działania. Szkliwo zębów zostało nacięte lub nadpiłowane tworząc poziome, a czasami skośne linie. Prawdopodobnie rowki te były następnie wypełniane jakąś formą barwnika (być może mieszaniną sadzy, dziegciu itp.) dającym kontrastowe, ciemne linie. Po dziś dzień można jeszcze spotkać podobne praktyki u plemion pierwotnych w formie rytualnych praktyk. Jaką rolę spełniały one we wczesnośredniowiecznej Skandynawii? Dyskusja na ten temat trwa od lat. Być może była to forma ozdoby, jak tatuaż lub rodzaj wyznacznika przynależności to jakiejś grupy czy społeczności. Pierwotna teoria głosiła, że w ten sposób naznaczali swe ciało wyjątkowi wojownicy, wyjątkowi żeglarze czy berserkerzy. Jednakże po wnikliwym przestudiowaniu szkieletów i grobów (np. około setki egzemplarzy z gotlandzkiego cmentarzyska w Kopparsvik) wynikało, że żaden z mężczyzn ze spiłowanymi zębami nie wykazywał jakichkolwiek cech, które mogłyby świadczyć o jego udziale w działaniach militarnych. Niemal żaden z nich nie był pochowany z bronią lub nie posiadał śladów obrażeń (zaleczonych lub śmiertelnych) na kośćcu, które sugerowałyby udział w zbrojnych konfliktach. Większość mężczyzn ze zmodyfikowanymi zębami pochowana została w ważnych ośrodkach handlowych, zatem wysnuto bardzo prawdopodobną teorię, że była to praktyka stanowiąca część rytuałów przejścia i znak identyfikacyjny dla zamkniętej grupy kupców – tzn. czegoś na podobieństwo późniejszych gildii kupieckich. Nie jest to co prawda tak efektowna koncepcja jak lobbowana wersja krwiożerczych wojowników ze znakami na zębach, tak bardzo rozpowszechniona w niektórych środowiskach popularyzatorów historycznych, niemniej jest ona na chwilę obecną najbardziej prawdopodobna dla środowisk naukowych.

THE NORTHMAN - "It's Their Nightmare" Official Clip - Only in Theaters April 22
000 Reakcji
/ @jonasztolopilo

Redaktor naczelny Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty