„Wiking”: Zemsta jest gorzka27.04.2022
Dzieło Roberta Eggersa to zupełnie nowe spojrzenie na to, jak powinien wyglądać współczesny blockbuster, a także idealna ilustracja popularnego hasła propagującego wizyty w kinie. Trudno bowiem znaleźć lepszy film, który „trzeba obejrzeć na dużym ekranie”. Brutalny, pozbawiony kompromisów, niewalczący o jak najszerszą grupę wiekową, a przy tym wciągający i boleśnie aktualny. Bo z jednej strony to wierna faktom, dopracowana historycznie opowieść, z drugiej bardzo współczesne spojrzenie na to, jak poczucie dumy i stawiany na pierwszym miejscu kult męskości może zniszczyć wszystko.
Oglądając Wikinga trudno nie uciec od porównywania go do innych filmów, gdzie pierwsze skrzypce grają rycerski kodeks, średniowieczne realia, baśniowy świat i epickie sceny bitewne. Do głowy przychodzą np. trochę przeoczony w polskich kinach Zielony Rycerz (fantastyczne wątki, wnętrza i liczne dekapitacje), czy nawet Władca Pierścieni (oszałamiające krajobrazy, motyw misji i miecze posiadające imiona). Przede wszystkim jednak Wiking mocno koresponduje z debiutem Roberta Eggersa, Czarownicą: Bajką ludową z Nowej Anglii. Te dwa filmy idealnie nakreślają styl reżysera, który pod płaszczykiem konkretnego gatunku czy pozornie określonej historii, upycha dużo więcej. Tam mieliśmy przecież horror o wiedźmie z lasu, który okazał się psychologicznym thrillerem o patriarchalnym modelu rodziny, zrywaniu religijnych kajdanów, popadaniu w szaleństwo i seksualnym wyzwoleniu. Wikingowi również daleko do sagi o odważnych wojownikach i łupieżczych wyprawach. To historia, w której centrum jest człowiek i jego słabości.
Motyw zemsty pojawia się w Wikingu stosunkowo szybko. Młody pretendent do tronu, kilkunastoletni Amleth, jest świadkiem śmierci swojego ojca, króla wikingów Aurvandila. Głowę obcina mu książę Fjölnir, rodzony brat władcy, który wstępuje na tron, za żonę biorąc dotychczasową królową i matkę chłopaka. Uznany za zmarłego Amleth ucieka z kraju i z chwytliwą mantrą na ustach („Pomszczę cię, Ojczę, uratuję cię, Matko, zabiję cię, Fjölnirze”), poprzysięga odwet. Mijają lata, a Amleth staje się wojownikiem-bestią. Widzimy, jak łupi kolejne miasta i wsie, unurzany we krwi swoich wrogów; zadaje śmiertelne ciosy i udając wilka wgryza się ofiarom w tętnice. Niech nie zwiedzie was miła aparycja gwiazdy filmu Alexander Skarsgårda – dorosły Amleth to okrutnik, który choć w pewnym momencie mówi, że nigdy nie skrzywdziłby kobiety, przymyka oko na gwałty, tortury i palenie dzieci żywcem w szopie. To wszystko jest jednak dla niego nieważne – cel uświęca środki, a wszystko zmierza do wypełnienia noszonego w sercu od wielu lat planu.
Opowieść, którą Eggersowi pomógł przekuć w scenariusz islandzki poeta i literat Sjón, to absolutnie nic nowego, stara śpiewka. W końcu sam William Szekspir oparł na niej swoją tragedię, w której Amletha zastąpił Hamletem (Olga to więc Ofelia). Wiking to jednak przykład na to, że nawet dobrze znana historia, podana w odpowiedni sposób może hipnotyzować i zaskakiwać widza. Twist, którego doświadczamy w drugiej połowie filmu, to świetnie podana niespodzianka, tym bardziej, że uzupełnia ją – nie spoilując – motyw przekraczania granic, których kino zazwyczaj przekraczać się boi. Wikingowi bardzo pomaga też sięganie po skandynawską mitologię, wierzenia, wykorzystywanie postaci szamanów, wieszczek, czy nawet nieumarłych. Eggers, jak opowiadał ostatnio w podcaście Marca Marona, bardzo dbał o tę sferę, zatrudniając do filmu wybitnych ekspertów od spraw islandzkich wierzeń i historii wikingów. Sceny ceremonii, szokujących pochówków, dokładne oddanie wnętrz i strojów, robią wrażenie i nie wydają się „tanie”, co bywa dziś bolączką wysokobudżetowych, historycznych produkcji. Film cały czas balansuje też na granicy snu, jawy i narkotycznej wizji. Podobny zabieg Robert Eggers zastosował w swoim poprzednim filmie, Lighthouse, choć tam za „łącznikami” między dwoma światami były raczej alkohol i poczucie izolacji. W Wikingu świetnie sprawdza się też szorstkość i wykorzystywanie przemocy jako narzędzia do opowiadania historii – przy czym nie ma tu żadnej gloryfikacji ani zabawy okrucieństwem. Nie liczcie na wybuchy śmiechu na sali kinowej. Sceny z flakami na wierzchu, gwałtami czy rozczłonkowanymi ciałami mają budzić grozę u widza, który przez większość życia przykuty do internetu widział już niemało. Mają wstrząsać – tym bardziej, kiedy uświadomimy sobie, że coś podobnego dzieje się teraz, kilkaset kilometrów od nas, a my obserwujemy przefiltrowany przez telewizyjną cenzurę przakaz.
Mocnym aspektem Wikinga jest na pewno obsada, która „spędziła siedem miesięcy w irlandzkim błocie”: począwszy od głównych gwiazd – Alexandra Skarsgårda i Anyi Taylor-Joy (Eggersa można w końcu uznać za odkrywcą jej talentu), przez wybity drugi plan (Nicole Kidman, Claes Bang, Ethan Hawke, Willem Dafoe). Dotyczy to także tych, którzy na ekranie zagościli na dosłownie kilka minut, jak np. Björk czy 12-letniego Oscara Novaka, wcielającego się w młodego Amletha (co ciekawe, w ostatnim Batmanie Brytyjczyk grał młodego Bruce’a Wayne’a). W pamięć zapada nawet Ineta Sliuzaite, litewska modelka, która w dosłownie dwóch scenach wcieliła się w Walkirię. I choć bez tych topowych aktorów i ich wybitnych kreacji trudno wyobrazić sobie Wikinga, film zostawia nas raczej po seansie z czymś innym – przemyśleniami dotyczącymi siły napędowej głównego bohatera i tego, co kierowało nim przez całe życie. Chodzi o wdrażane mu od dzieciństwa schematy, wychowywanie go w atmosferze wojowniczej męskości – dziś równie powszechnej, choć postrzeganej już coraz częściej przez pryzmat toksyczności. Jest moment w Wikingu, kiedy Amleth obiektywnie wygrywa, osiąga wewnętrzny spokój, znajduje uczucie, którego nie doświadczył przez całe życie i ma na horyzoncie wspaniałą przyszłość. Dla niego takie bezpieczeństwo to jednak zagrożenie – człowiek, który od zawsze oddychał pragnieniem zemsty nie może nagle po prostu odpuścić. Absurdalna wymówka, którą posługuje się przed ważną dla siebie osobą i ucieczka (dosłowna) od stabilności i dorosłości, to naprawdę wspaniały symbol. Amleth wskakuje do wody, płynie do brzegu, a my jesteśmy dopiero w ¾ filmu. Wiele się tu jeszcze wydarzy, choć głównego bohatera nic lepszego w życiu już nie spotka. Zemsta, która prowadziła go do celu, nie okazała się przysłowiowo słodka, ale najbardziej gorzka z możliwych; to pragnienie Amletha po prostu się na nim zemściło.
zobacz także
- „Skywalker. Odrodzenie” to zdaniem krytyków najgorsza część „Gwiezdnych Wojen” w historii
Newsy
„Skywalker. Odrodzenie” to zdaniem krytyków najgorsza część „Gwiezdnych Wojen” w historii
- Tarantino i Avary we wspólnym podcaście przyjrzą się swojej filmowej kolekcji VHS. Posłuchaj zapowiedzi
Newsy
Tarantino i Avary we wspólnym podcaście przyjrzą się swojej filmowej kolekcji VHS. Posłuchaj zapowiedzi
- Eksperyment, który nie mógł się udać. Jest zwiastun nowej adaptacji „Wybrzeża Moskitów”
Newsy
Eksperyment, który nie mógł się udać. Jest zwiastun nowej adaptacji „Wybrzeża Moskitów”
- Jak działają aukcje? Eksperci w tej materii otrzymali tegoroczną Nagrodę Nobla z ekonomii
Newsy
Jak działają aukcje? Eksperci w tej materii otrzymali tegoroczną Nagrodę Nobla z ekonomii
zobacz playlisty
-
Nowe utwory z pierwszej 10 Billboard Hot 100 (II kwartał 2019 r.)
15
Nowe utwory z pierwszej 10 Billboard Hot 100 (II kwartał 2019 r.)
-
Music Stories PYD 2020
02
Music Stories PYD 2020
-
Tim Burton
03
Tim Burton
-
Inspiracje
01
Inspiracje