Opinie |

Oczami psychopaty. „American Psycho” kończy 20 lat14.04.2020

źródło: materiały promocyjne

Mija 20 lat od premiery kinowej American Psycho Mary Harron, jednego z najbardziej kontrowersyjnych filmów przełomu stuleci. Starzeje się niczym dobre wino, czy raczej stał się archaiczną ramotką?

UWAGA: Artykuł zdradza ważne elementy fabuły „American Psycho”, powinni go zatem czytać widzowie, którzy film obejrzeli.

American Psycho trafił do amerykańskich kin 14 kwietnia 2000 r., w mgnieniu oka dzieląc krytyków i widzów jak żaden inny film w tamtych czasach. Zwolennicy smoliście czarnej satyry o przebojach i podbojach nowojorskiego maklera giełdowego i zarazem brutalnego seryjnego mordercy Patricka Batemana doceniali społeczną przenikliwość filmu i szaloną kreację Christiana Bale’a. Przeciwnicy bulwersowali się obrazową przemocą, skrajną mizoginią i promowaniem skrajnego maczyzmu. Wielu organizowało bojkoty i na różne sposoby manifestowało publicznie swe niezadowolenie, że takie filmy trafiają do dystrybucji kinowej i demoralizują młodych. Prawda jest taka, że filmowi daleko było do poziomu zdeprawowania powieści Breta Eastona Ellisa, na której został oparty, jednak po skrajnych reakcjach na festiwalu Sundance producenci zostali zmuszeni do wycięcia niemal 20 sekund z niesławnej sceny seksu z prostytutkami. Mimo to ani amerykańska, ani światowa widownia (do polskich kin American Psycho trafił 13 października 2000 r., gdy trochę już okrzepł w kulturze masowej) nie były przygotowane na tak groteskową wiwisekcję umysłu czarująco odpychającego psychopaty.

American Psycho - Trailer

Przypomnijmy: protagonistą filmu jest Patrick Bateman, wyznający kult ciała, 27-letni japiszon, który pnie się błyskawicznie po szczeblach kariery marzeń na Wall Street. Jest zarazem jednym z wielu podobnych ambitnych młodych mężczyzn, którzy narastającą życiową pustkę przesłaniają pięknymi wizytówkami oraz kolacjami w drogich restauracjach. Bateman egzystuje w środowisku spaczonych ideologią konsumpcyjnego sukcesu ery Reagana śliczniutkich socjopatów, którzy żyją w kompletnym oderwaniu od reszty świata. Idzie jednak o krok dalej: nowojorski fircyk zaczyna bezlitośnie mordować ludzi i zwierzęta. Bezdomnego, który prosi o trochę grosza na jedzenie. Prostytutki, które już wykonały wymagane usługi. W pewnym momencie, gdy wpada w maniakalny szał, nawet ścigających go policjantów. Przez cały film nie wiemy jednak, czy naprawdę pozbawia życia ludzi, czy wszystko to dzieje się w jego zdemolowanym umyśle.

A jeśli rzeczywiście zabija i uchodzi mu to na sucho, bo potrafi się ładnie uśmiechać i wypowiadać efektowne frazesy, co to mówi o otaczającym go świecie? O ludziach, którzy koncentrują się tak mocno na tworzeniu wyidealizowanych wersji samych siebie, że przestają dostrzegać zbrodnię? Twórcy pozostawiają pytania bez jednoznacznych odpowiedzi, zapewniają jednak wystarczająco materiału, by każdy mógł wypełnić puste przestrzenie. Co jest o tyle ciekawe, że mimo iż akcja „American Psycho” rozgrywa się w latach 80. i dotyczy konkretnej kultury ekscesu, film wyprzedził swoje czasy i opisuje mniej lub bardziej trafnie świat, w którym współcześnie żyjemy. Rzeczywistość wirtualnej nadprodukcji pięknych wizerunków, którymi leczy się kompleksy i frustracje nieodpowiadającej wyobrażeniom codzienności. Jeśli Harron udało się przemycić w American Psycho prawdziwie uniwersalną refleksję, to właśnie tę: w sprzyjających okolicznościach wielu z nas może stać się Patrickami Batemanami.

Być jak Leo DiCaprio

American Psycho można odnieść do dzisiejszych realiów na wiele różnych sposobów, m.in. jako zjadliwą krytykę odrealnionych celebrytów. To jedna z głównych różnic w stosunku do powieści Ellisa, enfant terrible literackiego postmodernizmu, który pisał o tym, czego doświadczył, gdy próbował zaistnieć w Nowym Jorku lat 80. Jego Bateman jest tak mocno zanurzony w swoich czasach, w sposobie mówienia, chodzenia, patrzenia, zabijania, że trudno go od nich odseparować. Dzięki wielowymiarowej kreacji Christiana Bale’a postać ta nabrała nie tylko konkretnej fizyczności, ale zyskała też głos i specyficzny czar, który tak doskonale koresponduje z tym, co Bateman wyczynia na ekranie. Gdy podskakuje radośnie z siekierą i przymierza się do wbicia jej w głowę znienawidzonego, bo mającego lepsze wizytówki Paula Allena, absurdalność sytuacji jest nieodparcie komiczna. Śmiejemy się, bo Batemanowi brakuje tylko wąsika i melonika, by upodobnić się do włóczęgi Charlie’go Chaplina. Bawimy się dobrze, bowiem daliśmy się wciągnąć w groteskowy spektakl wystawiony przez psychopaty, dla którego życie to nigdy niekończący się performans. To, co kiedyś wywoływało u widzów szok poznawczy, gdyż ludzie nie wiedzieli, jak reagować na czarną komedię o mordowaniu, dzisiaj wydaje się oczywistą konwencją.

Trudno wyobrazić sobie dziś American Psycho bez udziału Bale’a, ale mało brakowało, by Batemanem został… Leonardo DiCaprio. Po licznych nieudanych próbach stworzenia satysfakcjonującego scenariusza (jedną z wersji miał reżyserować David Cronenberg), producenci wybrali nieznaną wówczas, lecz mającą odważną wizję Mary Harron. Reżyserka postawiła na pochodzącego z Walii Bale’a, kojarzonego pod koniec lat 90. głównie jako dziecięcego aktora z Imperium Słońca i musicalu Gazeciarze. Bale chciał podjąć ryzyko, oddać się w pełni niebezpiecznemu umysłowi Batemana. Decydenci uznali natomiast, że mają kilkadziesiąt milionów powodów, by zażyczyć sobie udziału sprawdzonej gwiazdy. Bez zgody reżyserki zainteresowali więc rolą DiCaprio, który co prawda nie pasował do postaci morderczego maklera, ale znajdował się właśnie na szczycie świata po sukcesie Titanica. Harron odeszła brawurowo z projektu, nad którym nie miała kontroli (scenariusz miał zostać złagodzony pod Leo, a Bateman miał stać się kimś na wzór dr. Jekylla/pana Hyde’a), a ten trafił do Olivera Stone’a. Całość udało się jednak odkręcić – dzięki temu nastoletnie fanki DiCaprio nie musiały go oglądać w scenie mordowania prostytutek, a Harron zrealizowała najważniejszy film w swojej karierze.

Zyskał również sam Bale, który pokazał w American Psycho przysłowiowe pazury, a także zdolność do fizycznego i psychologicznego zanurzania się w role, z której od tamtego czasu słynie. W pewnym sensie wszystkie późniejsze imponujące metamorfozy aktora – zrzucenie prawie 30 kg do Mechanika, przybranie ponad 20 kg na potrzeby American Hustle i inne – wynikają z sukcesu American Psycho. Władza nad własnym ciałem, z którą kojarzony jest Bale, nie polega tylko na zmianie wagi: aktor ma pod kontrolą każdy gest, każdy tik twarzy. Jego nowojorski japiszon jest narcystycznie podrasowaną, oportunistyczną krzyżówką Toma Cruise’a (Bale otwarcie przyznaje się do inspiracji showmańśkimi występami aktora w rozmaitych programach telewizyjnych) oraz Donalda Trumpa. Obecny prezydent USA był w latach 80. istną legendą dla całego pokolenia ambitnych, żądnych władzy mężczyzn, a Bateman był jego wielkim fanem. Co oczywiście stanowi kolejny ważny pomost między dawnym a dzisiejszym pojmowaniem wielowymiarowej satyry American Psycho. Easton Ellis podkreślał w wywiadach, że Patrick nie byłby już dziś bezgranicznie zakochany w Trumpie, ale Bale wspominał niedawno żartobliwie w wywiadzie, że uważa, że Bateman kandydowałby dziś na prezydenta. Śmieszne i smutne. Rzeczywistość jest dawną fikcją.

Znaczenie tkwi w oku oceniającego

American Psycho to efekt współpracy setek osób, wliczając w to zarówno polskiego autora zdjęć Andrzeja Sekułę, jak i aktorską ekipę młodych gniewnych, którzy na przełomie wieków symbolizowali nadzieję na zmiany w amerykańskim kinie. Jared Leto zagrał już wtedy epizod w Podziemnym kręgu Finchera a niedługo później w Requiem dla snu Aronofsky’ego, Chloë Sevigny była dzięki występom w Dzieciakach Clarka i Gummo Korine’a ulubienicą publiczności filmów niezależnych, Justin Theroux piął się zaś po szczeblach kariery, a rok później zagrał ważną rolę w Mulholland Drive. Nie zmienia to faktu, że American Psycho to przede wszystkim reżysersko-aktorski duet Harron-Bale. To wciąż aktualna satyra na pustych mężczyzn, którymi fascynuje się świat, ale i soczyście zabawna tragikomedia o karykaturalnym konsumpcjonizmie. American Psycho zdaje się rzeczywiście starzeć niczym najlepsze wino. W każdej kolejnej dekadzie zyskuje nowe konteksty i proponuje przeformułowane odpowiedzi na stawiane od dekad pytania o naturę ludzką. Do każdej z nich widz może dodać coś od siebie.

Na 20. rocznicę premiery filmu warto przeprowadzić też pewien eksperyment. Zaplanować wieczór z Patrickiem Batemanem i American Psycho poparty seansem z Jordanem Belfortem i Wilkiem z Wall Street, w którym dojrzały już aktorsko DiCaprio zagrał nareszcie to, czemu nie podołałby na przełomie wieków. Będzie krwawo, będzie śmiesznie, będzie smutno, będzie strasznie.

000 Reakcji

Dziennikarz, tłumacz, kinofil, stały współpracownik festiwalu Camerimage. Nic, co audiowizualne, nie jest mu obce, najbardziej ceni sobie jednak projekty filmowe i serialowe, które odważnie przekraczają komercyjne i autorskie granice. Nie pogardzi też otwierającym oczy dokumentem.

zobacz także

zobacz playlisty