Ludzie |

Agnieszka Grochowska: Sztuka trwania12.08.2021

Agnieszka Grochowska z powodzeniem występuje w zagranicznych produkcjach. Zagrała już u boku Toma Hardy’ego czy Elle Fanning, a tym razem wyruszyła do Zurychu. Od 13 sierpnia będzie można zobaczyć ją w filmie Moja cudowna Wanda – przewrotnej opowieści o polskiej opiekunce osób starszych, która namiesza w życiu pewnej rodziny.

Moja cudowna Wanda - polski zwiastun (w kinach od 13 sierpnia)

Krótki opis Mojej cudownej Wandy prowadzi do jednoznacznych skojarzeń. Polka wyjeżdża za granicę, by opiekować się starszym mężczyzną. Skręcamy w stronę dramatu społecznego, a jednak ten scenariusz potrafi mocno zaskakiwać.

Ten tekst od początku był świetnie napisany i wynikało z niego, że film będzie czarną komedią. Na pierwszej rozmowie z Bettiną (Oberli, reżyserka – przyp. red.) ustaliłyśmy, że Wanda nie jest ofiarą. To było nasze podstawowe założenie. Nie chciałyśmy wejść w żaden schemat, który uruchamia się w głowie, kiedy słyszymy opowieść o Polce, która pracuje w Szwajcarii, zajmując się starszymi ludźmi. Myślę, że dla mnie ten sposób opowiadania nie byłby ciekawy, zarówno z perspektywy widza, jak i aktorki. Nasz film jest nieco przewrotny, dzięki oderwaniu się od schematu dramatu społecznego. Wydaje mi się, że odpowiada na potrzeby dzisiejszego odbiorcy, wychodząc mu naprzeciw z interesującym gatunkiem i językiem filmowym.

Co jeszcze cię w nim zaintrygowało?

Bardzo cenię aktorów, którzy grają w tym filmie. Kiedy zobaczyłam, że w obsadzie znajduje się Birgit Minichmayr, wiedziałam, że chcę wziąć udział w tym projekcie. Po filmie Wszyscy inni w reżyserii Maren Ade jestem w niej po prostu zakochana. Spotkanie z nią na planie było jednym z marzeń, które się spełniło. Zawsze wypowiadam je na głos i liczę, że prędzej czy później staną się rzeczywistością. Tak samo było z Cezarym Pazurą, który w tym filmie gra mojego ojca. Od dawna chciałam z nim współpracować, więc kiedy Bettina wspomniała o nim, byłam ogromnie szczęśliwa.

Na początku filmu spodziewamy się sztampowej historii, ale potem Wanda mocno nas zaskakuje. Przechodzi drogę od wycofanej i posłusznej do tej, która potrafi rozdawać karty. Co było dla ciebie najważniejsze w tej postaci, kiedy nad nią pracowałaś?

 Jej pierwowzorem była pani Bożena Domańska, z którą spotkałam się w trakcie przygotowań do filmu, by nauczyć się tego fizycznego podejścia. Odwiedziłam też domy opieki w Szwajcarii, gdzie pracują Polki. Mogłam się im przyglądać. Zależało nam, żeby te czynności, które wykonuje Wanda jako opiekunka, były jak najbardziej wiarygodne.

fot. materiały promocyjne
fot. materiały promocyjne

Stworzyłaś spójną wizję Wandy?

Przede wszystkim chciałam, żeby była kimś, kto podejmuje decyzje. Widzimy, że jej relacje z członkami rodziny nie są równe, ale ona nie poddaje się całkowicie ich woli. Przykładem jest jej rozmowa z panią domu, graną przez Martę Keller, która proponuje jej 200 franków za dodatkowe obowiązki sprzątania domu. Wanda potrafi negocjować i walczyć o swoje. Choć jest wrzucana w trudne sytuacje, zachowuje swoją godność. Podejmuje decyzje i samodzielnie dokonuje wyborów. Nikt jej do niczego nie zmusza i w żaden sposób nie wykorzystuje. Podobało mi się, że w scenariusz była wpisana zmiana jej pozycji w rodzinie. Z czasem to Wanda zyskuje władzę. 

Ten film to opowieść, którą można czytać na wiele sposobów. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

Pracując nad Moją cudowną Wandą zwróciłam uwagę na jeden aspekt, który wydał mi się bardzo interesujący. Istnieje jakiś tajemniczy podział na Europę Wschodnią i Zachodnią, a przynależność do jednej z nich wpływa na postrzeganie danej osoby. Z perspektywy Szwajcarii, która należy do tego zachodniego kręgu, Polki są pracowniczkami, które można traktować z wyższością. Przyjeżdżają z innego kraju, reprezentują gorszy status finansowy i wykonują pracę, za którą Szwajcarzy dostaliby trzy razy większą wypłatę. Wanda staje się przedstawicielką tej innej rzeczywistości i przez swoje pochodzenie jest postrzegana inaczej.

Jest coraz więcej kobiet w filmie, a to przekłada się na wiele różnych rzeczy, na przykład na komfort pracy na zdjęciach wyjazdowych, kiedy ma się dzieci.

Gorzej?

Nie chciałabym generalizować takiego podejścia, ale we współczesnym świecie dużo mówi się o statusie czy pieniądzach i ich wpływie na nasze relacje z innymi ludźmi. Kwestie materialne mają wpływ na to, jak jesteśmy traktowani. To powierzchowne różnice, ale mają ogromne znaczenie: Wanda przyjeżdża do Zurychu do pracy, a trafia do najgorszego pokoju w piwnicy, gdzie nikt z domowników nie chciałby przebywać.
Podczas pracy nad tym filmem chciałam zrozumieć te mechanizmy klasyfikowania ludzi. Poczuć te różnice. Nasz świat sprawia, że wszędzie je widzimy. Nieustannie się porównujemy, czujemy się lepsi albo gorsi, a tak naprawdę jesteśmy równi wobec siebie. Gdyby odrzeć rodzinę Wegmeister-Gloor z drogich ubrań czy pieniędzy, okazałoby się, że są tacy sami jak Wanda. To zresztą ciekawie wybrzmiewa w finale, kiedy to ona ma coś, czego oni mieć nie mogą. 

fot. materiały promocyjne
fot. materiały promocyjne

Mówisz różnicach w traktowaniu. Wanda mieszka w piwnicy i jest odsuwana z widoku publicznego. Pani domu, podczas 70. urodzin jej męża Josefa, prosi, ją żeby nie wychodziła z kuchni i nie pokazywała się gościom. Czy masz wrażenie, że oni się jej wstydzą? A może wstydzą się własnej niemocy?

Wydaje mi się, że wstydzą się tego, że sami mają jakieś braki. Polki w Szwajcarii są szalenie lubiane przez to, że są ciepłe i empatyczne, potrafią opiekować się starszymi ludźmi. Z kolei Szwajcarzy raczej nie chcą zajmować się swoimi rodzicami. Takie podejście nie bierze się z niczego. Wydaje mi się, że rodzice czegoś im nie przekazali, nie wychowywali ich w ciepłych i bezpiecznych warunkach. Stąd pojawia się pewien dystans, nie czuć więzi między członkami rodziny. Pokazujemy to w naszym filmie. Wanda wnosi do tej rodziny element, którego brakowało i zyskuje wdzięczność za to, jak dobrze zajmuje się Josefem. Zresztą moja bohaterka nie jest osobą, której mogliby się wstydzić – dobrze mówi po niemiecku, nieźle wygląda. Wydaje mi się, że jej obecność jest kłopotliwa, ponieważ uzmysławia im ich niemoc: wiedzą, że bez niej po prostu nie daliby sobie rady.

Zdjęcia były realizowane w Zurychu. Zastanawiam się, jak lokacja i narodowość ekipy wpływa na sposób pracy.

Pracowaliśmy nad jeziorem niedaleko Zurychu i faktycznie było w tym coś magicznego: całe otoczenie sprawiało wrażenie urokliwej fototapety. Sama możliwość przebywania w tak pięknym miejscu była niesamowita. Jeśli chodzi o ekipę, to z mojego doświadczenia wynika, że niemieckojęzyczne plany są dużo bardziej uporządkowane. Każdy ma swoje kompetencje i wiernie się ich trzyma. U nas częściej zdarza się, że ludzie przechodzą z pionu do pionu i sobie pomagają. Potrafimy działać spontanicznie i improwizować. 

Teraz dużo mówimy o parytetach na planie. Zauważasz różnicę w atmosferze pracy, kiedy jest więcej kobiet?

Tutaj we wszystkich głównych pionach pracowały kobiety: reżyserka, operatorka, charakteryzacja, scenografia. Tak przewrotnie: jak jest wszystko dobrze, to na planie jest spokojnie. Kiedy dzieje się źle i pojawiają się kłopoty, jest dużo bardziej emocjonalnie. Nie chciałabym niczego generalizować i mówić, że z kimś pracuje mi się lepiej. Są mężczyźni, z którymi się świetnie dogaduję. Szczególnie ci młodsi coraz więcej rozumieją i stają się coraz bardziej uważni. Przykładają dużą wagę do tego, co robią i mówią. Mam wrażenie, że mężczyźni odrobili pewną lekcję, zaczęli słyszeć, czego chcemy, a czego zdecydowanie nie.
Myślę, że wszystko poszło w dobrą stronę. Jest coraz więcej kobiet w filmie, a to przekłada się na wiele różnych rzeczy, na przykład na komfort pracy na zdjęciach wyjazdowych, kiedy ma się dzieci. Zazwyczaj powstawał wokół tego jakiś temat i tworzyły się komplikacje. Mam dwóch synów i chcę ich mieć przy sobie, kiedy pracuję poza Warszawą. Dla mnie to było normalne. Teraz wydaje mi się, że w tej kwestii jest łatwiej. Nie stygmatyzuje się tego, że chce się mieć dzieci blisko siebie i spędzać z nimi czas po planie.

fot. materiały promocyjne
fot. materiały promocyjne

Odchodząc od rodzicielstwa, chciałabym skupić się na kontroli i sprawczości. Wanda na początku ma niewielki wpływ na to, co dzieje się w Zurychu, aż ostatecznie zyskuje siłę, by rozdawać karty. Zastanawiam się, jak to jest z tym poczuciem władzy w aktorstwie. W końcu jest się tylko elementem w pewnej maszynie. Czy ten zawód uczy odpuszczać?

Staram się, a potem czuję się winna, że odpuszczam (śmiech). Z jednej strony nie ma się wpływu na to, co zawodowo przyniesie los. Myślę, że zeszły rok czegoś nas nauczył. Wiem, że moja praca zależy nie tylko od tego, czy ktoś mnie obsadzi, ale od wielu innych czynników. W marcu 2020 r. miałam świadomość, że czeka mnie tyle pracy, że nie będę miała ani jednego wolnego dnia aż do jesieni. Zastanawiałam się, jak sobie poradzę fizycznie i psychicznie, a nagle, z dnia na dzień, wszystko zostało odwołane. To była dla mnie możliwość zmierzenia się z tym, kim jestem obok tego zawodu. Zaczęłam się zastanawiać, czy można budować poczucie własnej wartości tylko przez pryzmat tego, że jestem aktorką i dostaję propozycje. Przecież nie tylko na planie jest się pełnowartościowym człowiekiem. 

Jak w takim razie jest z kontrolą na planie? 

Zazwyczaj staram się pracować z kimś, komu ufam, żeby – na jakimś poziomie – móc zwolnić się z pełnej kontroli. Staram się maksymalnie dużo czerpać z interakcji z partnerem. Teraz miałam takie spotkanie z Maćkiem Stuhrem (przy filmie Fucking Bornholm – przyp.red.). Byłam zachwycona. Wiedziałam, że mam wolność i jeśli coś zmienię, to on się nie obrazi, ale będzie zainteresowany moimi propozycjami. To jest największa tajemnica tego zawodu: jak być maksymalnie przygotowanym, a z drugiej strony, kiedy zaczyna się świecić czerwona lampka, odpuścić i o wszystkim zapomnieć. Stać się tą postacią.
Mojej cudownej Wandzie jest taka scena, kiedy siedzimy z Josefem nad jeziorem. Wanda patrzy na dzieci w telefonie, on siedzi w wózku. Jest cicho. I najważniejsze jest to, żeby przez sekundę tam być, nie zastanawiać się, czy powinnam patrzeć w lewo a może w prawo, wyglądać na bardziej smutną czy radosną i dopuścić do siebie te emocje i uczucia. Zaufać temu, że charakteryzacja, kostium czy scenografia pracują na te odczucia i budują ten świat. Trochę jak w Alicji w krainie czarów, kiedy przechodzisz przez lustro i po prostu tam jesteś. I właśnie o to toczy się największa walka, by tę kontrolę utracić.

fot. materiały promocyjne
fot. materiały promocyjne

PIsze o filmach i serialach. Najbardziej kocha festiwalową gorączkę i przedziwne światy Yorgosa Lanthimosa. Jest autorką bloga Movieway. Publikowała w Tygodniku Przegląd, wp.pl, film.org.pl.

zobacz także

zobacz playlisty