Ludzie |

Alexandra Savior: Samotność jako impuls do tworzenia17.03.2021

fot. Laura-Lynn Petrick

Jako szesnastolatka podpisała kontrakt z Columbia Records – wytwórnią, która wydawała albumy m.in. Adele, Daft Punk, Arcade Fire czy LCD Soundsystem. Na swoim debiutanckiej płycie zaskoczyła m.in. współpracą z Alexem Turnerem (Arctic Monkeys). – Minęło prawie dziesięć lat od kiedy rozpoczęłam swoją karierę i odczuwam jakiś rodzaj samotności. Czuje się, jakbym była w przestoju, jakbym ciągle zawodziła. W końcu w tej branży żyjesz w świecie ciągłych wzlotów i upadków – mówi nam Savior.

Spotykamy się rok po premierze twojego drugiego albumu The Archer. Ze względu na pandemię mogłaś go promować wyłącznie na platformach streamingowych, wcześniej musiałaś się też zmierzyć z odejściem managera i utratą wytwórni muzycznej. Jak patrzysz na te wydarzenia z perspektywy czasu?

Alexandra Savior: Sporo minęło od jego premiery, przynajmniej dla mnie. Cały ten rok był tak szalony, że wydaje nam się, jakby trwał blisko dekadę. Jeśli chodzi o koncertowanie, zawsze odczuwam niepokój podczas moich występów na żywo – więc może to i dobrze, że ludzie nie słyszeli albumu na koncertach (śmiech). Proces nagrywania był zupełnie inny od tego przy moim debiucie, ponieważ wszystkie piosenki napisałam przed znalezieniem producenta. Nagrałam parę wersji demo z zespołem, kilka utworów zagraliśmy podczas koncertów w różnych aranżacjach i od razu wiedziałam, jak chcę, by one brzmiały. To, że nie posiadałam wytwórni, okazało się błogosławieństwem: nie było żadnej presji, nie miałam nikogo nad sobą, a także zyskałam sporo cennego czasu na dokończenie projektu tak, jak tylko chciałam. Do branży muzycznej wkroczyłam w wieku szesnastu lat – przed The Archer nie było momentu, w którym nie miałam osoby mówiącej mi, co mam robić.

Alexandra Savior - Saving Grace (Official Video)

NME napisało, że The Archer to „twoja wizja miłosnych historii inspirowanych filmami klasy B z lat 60.”. Można odnieść wrażenie, że to pełen autobiograficznych elementów „soundtrack album”, który nadaje się do umieszczenia w filmie. A ile jest ciebie w drugim albumie?

Wizję kilku piosenek (np. But You) miałam od razu zaplanowaną, chciałam, by brzmiały jak te stylistyczne utwory z lat 60. i 70. Obstawiam, że na całej płycie jest 25% kulturowych inspiracji, a cała reszta – czyli 75% – to ja sama. Teraz zastanawiam się, w jakim dokładnie filmie chciałabym umieścić swoje kompozycje… Wydaje mi się, że każdy chciałby „pojawić się” w filmie Davida Lyncha. Kilka dni temu oglądałam jego Blue Velvet i to na ten tytuł postawię. Niby nie będzie to miało większego sensu, bo the The Archer jest czymś niepodobnym do wizji reżysera, ale chciałabym, by któregoś dnia tak się stało. Zresztą rozmawianie o moim drugim albumie jest jak rozgrzebywanie przeszłości. Teraz pracuję nad nową płytą, już nawet rozpoczęliśmy jej nagrywanie w studiu.

fot. Laura-Lynn Petrick
fot. Laura-Lynn Petrick

Zdradzisz coś więcej?

Piszę od dłuższego czasu, ale jeszcze nie odnalazłam ostatecznego kształtu tego albumu w swojej głowie. Co więcej, znowu nie mam wytwórni (śmiech). To kompletnie inna muzyka w porównaniu do poprzedniego albumu. Będzie mniej kinowa, także bardziej powolna i łagodna, bo cały ten rok wprowadzał nas w stadium stagnacji. Jeśli mam być szczera, to nawet nie wiem, kiedy ten album się ukaże – bez kontraktu z wytwórnią nie mam jakichkolwiek pieniędzy. Przy odrobinie szczęścia może wyjdzie pod koniec tego roku (śmiech).
Ostatnio jestem zafascynowana folkowymi artystkami, które nagrywały pomiędzy latami 40. a 60. Tworzyły wspaniałą muzykę, ale przez to, że ówczesna sytuacja kobiet była bardzo trudna, to nigdy nie udało im się osiągnąć sukcesu. Karen Dalton czy Connie Converse są dla mnie cholernie inspirujące! Zaczynały jako młode, aspirujące dziewczyny, a na koniec i tak czekał je upadek. Ich muzyka musiała czekać na swój moment, by ktoś, po około pięćdziesięciu latach, odkrył je na nowo. Podobnie było z Alice Neel, moją ulubioną malarką, która stała się sławna w wieku 70 lat!

Alexandra Savior - Howl (Official Video)

Ty także zaczynałaś młodo – rezygnując z edukacji na uniwersytecie, wybrałaś nową ścieżkę życiową, która z początku nie była ci przypisana. Mogłaś wieść „normalne życie” z resztą przyjaciół. Branża muzyczna zmieniła drogę, jaką przeszłaś, wpłynęła na twoje dorastanie.

To wszystko było trudne. Największa różnica między mną a moimi znajomymi była taka, że ja koniec końców zostałam sama. Na własną rękę odkrywałam swoją tożsamość i zainteresowania; nie uczyłam się od profesorów, nie chodziłam na żadne zajęcia. Teraz moi przyjaciele kończą swoje szkoły i zaczynają w tym samym miejscu, w którym ja byłam osiem lat temu. Czasem mam poczucie, że chciałabym mieć szansę pójścia na uniwersytet  i wieść to „normalne życie”. Chciałabym nauczyć się więcej niż tylko od samej siebie, ale kontrakt z Columbia Records zmienił moje życie o 180 stopni. Wiem coś o świecie, ale nie jest to wiedza uniwersytecka. Wydaje mi się, że młodzi ludzie nie powinni podpisywać wielkich kontraktów, kiedy mają szesnaście lat. Minęło prawie dziesięć lat od kiedy rozpoczęłam swoją karierę i odczuwam jakiś rodzaj samotności. Jest on obecny także w mojej muzyce. Fakt, że nie mogę się sama utrzymać finansowo wydaje się być porażką samą w sobie. Ale to także wina oczekiwań (zarówno moich, jak i tych z zewnątrz). Te elementy powodują, że czuje się, jakbym była w przestoju, jakbym ciągle zawodziła. W końcu w tej branży żyjesz w świecie ciągłych wzlotów i upadków. Jednego miesiąca wydajesz nowy album, masz masę wywiadów, ludzie są zainteresowani… A następnego nikt o tobie nie pamięta, a ty musisz iść do przodu. Potem przez trzy lata, w ciągłej niepewności, pracujesz nad nowym albumem i nie masz bladego pojęcia, jak publika go przyjmie. Cała praca może zawalić się w ciągu jednej sekundy. A i tak na końcu czujesz się zrujnowany.

fot. Laura-Lynn Petrick
fot. Laura-Lynn Petrick

W twoich tekstach zauważalne jest uczucie smutku połączone z czerpaniem z niego radości. To taki muzyczny masochizm. W Soft Currents śpiewasz: „Mój los jest w rękach moich błędów/ ale godzę się z tym”. Czy zmieniłaś swoją twórczą formułę wraz z nadejściem pandemii?

Ostatnią rzeczą, o której chciałabym pisać piosenki, są koronawirus i pandemia. W swoich tekstach mówię o niepewności, o życiu przeszłością, ponieważ teraźniejszość jest pełna sprzeczności i niepokojów. Starałam się przy okazji tę przeszłość odesłać w zapomnienie, skupiłam się też na osobistej niewinności, jak i moim egocentryzmie. Wspominam nawet o tym, jakie uczucia wywołuje u mnie Instagram! (śmiech). To moje doświadczenia: nie mniej, nie więcej, aczkolwiek nie chcę być tą osobą, która pisze o zamknięciu w czterech ścianach; wszyscy to robią. Staram się do tego podejść z perspektywy moich refleksji na temat mojego życia i samej siebie. Podczas pandemii rozpoznałam wiele swoich zachowań, które okazały się negatywne i autodestrukcyjne – zapewne i ten wątek będzie widoczny w moim pisaniu. Jeśli chodzi o trzeci album, to będzie on zawierał zupełnie inny rodzaj smutku. The Archer pisałam z perspektywy osoby czującej się jak ofiara. Teraz zaakceptowałam wybory, których dokonałam, rozumiem też swoją odpowiedzialność. Nie jestem już słaba.

000 Reakcji

Czechofil, audiofil i entuzjasta tenisa. Uwielbia wywiady, rozmowa z pasjonatami to dla niego sama przyjemność. Pisuje dla Film.org.pl, współpracuje z portalem Movies Room, publikował dla Filmawki. Założyciel witryny Culture Cafe, na którą serdecznie zaprasza.

zobacz także

zobacz playlisty