Ludzie |

Claes Bang: Początek gonitwy30.10.2020

Claes Bang w filmie „Obraz pożądania”

Pochodzi z Danii, ale mimo 30-letniego doświadczenia aktorskiego, jeszcze kilka lat temu kojarzyły go tylko osoby mocniej zainteresowane skandynawskim teatrem czy telewizją. Wszystko zmieniło się jednak w 2017 r. po roli w nagrodzonym w Cannes The Square – Claes Bang znienacka stał się jednym z najpopularniejszych aktorów, z którym chciał pracować każdy. Od tego czasu pojawił się w serialu The Affair, zagrał w adaptacji prozy Stiega Larssona i wcielił się w Draculę w odcinkowej produkcji Netfliksa. My porozmawialiśmy z nim przy okazji premiery filmu Obraz pożądania, który za sprawą Best Film można oglądać już w polskich kinach.

O czym jest według ciebie Obraz pożądania? Bo na pewno nie tylko o świecie sztuki.

Claes Bang: Zdecydowanie bardziej o kłamstwie i szukaniu prawdy, a także definiowaniu, czym właściwie ona jest. Szczególnie, że może wyglądać zupełnie inaczej, w zależności od perspektywy, z jakiej na nią patrzymy. Bohaterowie filmu mają różne podejście do tego, co jest dobre, a co nie. Co jest prawdziwe, a co jest oszustwem. 

Sprawiało ci przyjemność granie takiej zgniłej moralnie postaci jak James Figueras? Ciężko powiedzieć o nim „czarny charakter”. To po prostu dupek. 

To prawda, zgadzam się w zupełności (śmiech). To człowiek upadły – bardzo ambitny, który chce się odkuć, wrócić, znów błyszczeć. Choć na początku, kiedy go spotykamy, nie ma pojęcia o tym, co później go spotka; nie wie, jak postąpi. Jest po prostu w rozsypce. Właśnie zwolnili go z dużego muzeum, stara się znaleźć pomysł na siebie, dostrzega okazję i podąża za nią. Ma w sobie artystę, ale dobrze wie, że jest lepszy jako krytyk sztuki. Jasne, można o nim powiedzieć, że jest płytki, pusty, ale nie można tak podchodzić do pracy nad rolą. Staram się nie patrzeć na bohaterów, w których się wcielam, jak na złych ludzi. Szukam w nich czegoś, do czego mogę się odnieść, co mnie z nimi łączy.

OBRAZ POŻĄDANIA - ZWIASTUN PL

Co najbardziej zaintrygowało cię w scenariuszu?

Relacja między Berenice i Jamesem. Kiedy zapoznawałem się z tą historią, zastanawiałem się, o co tu właściwie chodzi. Zadawałem sobie pytania: kim oni są? Nieustannie się odsłaniali, a potem znowu ukrywali za swoimi intrygami i kłamstwami. To było bardzo ciekawe i chyba dzięki temu przestałem się zastanawiać, czy warto wejść w ten projekt. Poza tym scenariusz był napisany fantastycznie.

Między tobą i Elizabeth Debicki jest niesamowita chemia na ekranie.

Świetnie się z nią pracuje, poczułem to od razu. Jest niezwykle utalentowana – niedługo będzie gwiazdą! Już chyba przy pierwszym wspólnym czytaniu scenariusza wiedziałem, że chcemy z Elizabeth podejść do tej historii w bardzo podobny sposób, skupiając się na szczegółach, delikatnych aspektach opowieści, nie przekraczając granicy w żadną stronę. Pomagaliśmy sobie na planie cały czas. Szczególnie, że realizacja tego filmu trwała naprawdę krótko – zaledwie 25 dni. Zdjęcia kręciliśmy w pięknej włoskiej okolicy, nad jeziorem Como, ale nie mieliśmy kiedy się relaksować. Zapieprzaliśmy na planie jak głupi.

Czy z reżyserem Giuseppe Capotondim pracowało się inaczej niż np. z Rubenem Östlundem, u którego grałeś w The Square?

Mają bardzo, bardzo odmienny styl pracy. Ruben lubi robić po 500 ujęć do jednej sceny. W przypadku Giuseppe to raczej ja prosiłem go, żebyśmy coś powtórzyli, bo wydaje mi się, że jestem w stanie zagrać to lepiej. Czasami się zgadzał – przerywał skręcanie swojego papierosa i robiliśmy jeszcze jedno ujęcie – i potem potrafił to docenić. Ale to cudowny i uroczy człowiek. Jest bardzo włoski – w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Trudno nie zapytać o doświadczenie dzielenia planu filmowego z Mickiem Jaggerem. Zaskoczyły cię jego umiejętności aktorskie?

Niespecjalnie – w końcu o tym, że umie grać, dowodził w filmach już 50 lat temu. Byłem raczej przerażony spotkaniem z nim i obawiałem się, że zemdleję jak wejdzie na plan. To prawdziwa ikona i legenda. Jest niesamowity, ale przy tym również grzeczny i skromny. To profesjonalista – na planie Obrazu pożądania pojawił się, aby wykonać dobrą robotę i zagrać tak, aby wpłynęło to pozytywnie na film. Taki był przede wszystkim jego zamiar. I wywiązał się perfekcyjnie, bez żadnego szpanu czy arogancji. Był idealną osobą do tej roli – podobnie jak Elizabeth i Donald. 

Mówisz o Donaldzie Sutherlandzie, który zagrał otoczonego kultem fikcyjnego malarza, Jerome’a Debneya. 

Tak. Pytałeś o Micka – wiadomo, to legenda, Ale to Donald jest z mojej branży, to on jest dla mnie większą gwiazdą. Kręci filmy praktycznie od zawsze i ma na koncie tyle niesamowitych ról. Nie oglądaj się teraz bez problemu znajdzie się w top 5 moich ulubionych produkcji. To, że się w ogóle zgodził zagrać w filmie Giuseppe, było niewiarygodne. Ktoś go w ogóle o to pewnego dnia zapytał, a on odparł, że to jeden z najlepszych scenariuszy, jakie czytał w życiu. Gość z takim doświadczeniem, który mówi takie rzeczy o filmie, w którym grasz? To był moment, kiedy poczułem się bezpieczny i dumny.

Dracula | Final Trailer | Netflix

Obraz pożądania to kolejny film, w którym grasz, który rozgrywa się w środowisku związanym ze sztuką. Myślisz, że James mógłby być kolegą Christiana z The Square?

Taka zbieżność to czysty przypadek. Powiem ci coś zabawnego – zrealizowałem jeszcze jeden film, The Last Vermeer, który związany jest mocno ze sztuką, ale znów – nie wybierałem roli pod tym kątem. Uwielbiam malarstwo, muzea, galerie, ale to nie jest tematem tych filmów, ale raczej kontekstem, tłem, gdzie rozgrywają się konflikty i dzieje akcja. Równie dobrze mogłyby dziać się w świecie dentystów (śmiech). Ale jeśli pytasz, czy oni mogliby być kolegami… Na końcu The Square Christian traci pracę w dużym muzeum. To samo dzieje się z Jamesem na początku Obrazu pożądania. To mogłaby więc być kontynuacja tej historii, choć nie sądze, żeby bohater The Square mógł posunąć się tak daleko... 

Mówisz, że od razu zgodziłeś się zagrać Jamesa. A nie miałeś obaw, żeby wcielić się w hrabiego Draculę w serialu Netfliksa? To trochę już wyświechtana w kulturze i komiksowa postać. 

Przyznaję, byłem sceptyczny. Kiedy mój agent zadzwonił do mnie z tą propozycję, pytałem: Serio? Kto potrzebuje kolejnego Draculi? Ale potem dowiedziałem się, że stoją za tym Mark i Steven, którzy napisali Sherlocka, więc się zainteresowałem. Założyłem sobie, że jeśli przeczytam scenariusz i znajdę tam cokolwiek nowego, kontekst, który poszerzy tę historię i postać, zastanowię się nad tym. I oczywiście tak się stało! Najlepsze moim zdaniem co zrobili, to twist związany z postacią Van Helsinga, który u nich jest kobietą, zakonnicą. Zestawienie osoby bliskiej Bogu z mrocznymi mocami, które reprezentuje Dracula, to nowość w tym uniwersum. Jako aktor czułem, że portretuje go na nowo, że z dwuwymiarowej historii tworzę coś w 360 stopniach.

Masz wrażenie, że przeżywasz w pewnym sensie swoją drugą karierę? Grałeś dużo w telewizji, w filmach, masz olbrzymie doświadczenie teatralne, ale teraz znienacka stałeś się gwiazdą. Nie męczy cię to?

Nie. Pewnie kiedyś nie zdawałem sobie z tego do końca sprawy, ale przez ostatnia lata uświadomiłem sobie, że zawsze istniał we mnie potencjał do wykorzystania. Wiedziałem, że mogę robić więcej, pracować intensywniej. Byłem jak koń wyścigowy w boksie startowym, czekający na początek gonitwy. Kiedy już się zaczęła, biegnę ile sił w nogach. Projekty, które teraz dostaję do czytania są bardzo interesujące. Więc w nie wchodzę. Wykorzystuję moment. Pracuję jak szaleniec. Jeśli coś wydaje mi się wartego uwagi, wpisuję to do swojego kalendarza. Wszystko może skończyć się nagle. To, co się teraz dzieje na świecie bardzo o tym przypomina. 

Cieszy cię, że szeroko doceniono cię akurat po The Square, a nie np. po występie w dużym, hollywoodzkim filmie?

Nie zastanawiałem się nad tym, ale tak się chyba dzieje, kiedy film, w którym grasz, wygrywa w Cannes. Ludzie patrzyli na mnie na ekranie, nie znali mnie, więc zaczęli się zastanawiać, skąd się wziąłem. I nagle okazało się, że spełniam sporo warunków i pasuję do wielu projektów. Jestem po 40-stce, ale zagrałbym i 30-latka, a z makijażem nawet 50-latka. Mam 30-letnie doświadczenie aktorskie, mój angielski jest niezły i potrafię pociągnąć film, który trwa 2,5-godziny. Zacząłem chodzić na spotkania z gośćmi z dużych wytwórni i odebrałem wrażenie, że jestem „uniwersalnie używalny”. Ale nie mogę powiedzieć, że mnie to zaskoczyło. Jasne, miałem dużo szczęścia, ale miałem też wszystko, czego potrzeba. Powiem tak: kiedy usłyszałem pukanie do drzwi, byłem gotowy do wyjścia.

The Square (2017) zwiastun PL

Pracujesz z niesamowitymi reżyserami – teraz np. z Robertem Eggersem. Czy masz na liście kogoś, z kim chciałbyś nakręcić film?

Uwielbiam Lyncha. Większość moich ulubionych filmów zrealizowa właśnie on. Ale słyszałem, że nie kręci ostatnio za dużo. Poza tym okazało się nagle, że świetne filmy robi Tom Ford – jego Samotny mężczyznaZwierzęta nocy były wybitne. No i może Michael Haneke – z nim też chciałbym pracować.

A ty sam chciałbyś stanąć za kamerą?

Nie, nigdy (śmiech). Nie dałbym rady. Kiedy jesteś reżyserem, stajesz się też szefem całej ekipy. Ja się nie nadaję – za szybko się męczę, jestem zbyt leniwy, a może nawet za głupi. Nigdy nie miałem takiej ambicji.

000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty