Ludzie |

Grzegorz Kwiatkowski z Trupa Trupa: Koledzy i przyjaciele znad morza26.02.2019

Fot. Michal Szlaga (Dzięki uprzejmości Trupa Trupa)

Trupa Trupa podpisała kontrakt z legendarną wytwórnią Sub Pop i wydała nowy singiel

Dziesięć lat temu trafiłem na koncert, który niczego w moim życiu nie zmienił. Miejscem zdarzenia był jakiś klub w Gdańsku (jego nazwa nic państwu nie powie). Nijaki i nieznaczący. Gwiazdy wieczoru: Trupa Trupa oraz Gówno. O Trupie i o jej muzyku, poecie Grzegorzu Kwiatkowskim, słyszałem już wcześniej. Na koncert poszedłem jednak ze względu na zespół Gówno, ponieważ tworzyli go moi koledzy – Adam Witkowski i Maciej Salamon. Grali w duecie, elektronicznie, albowiem sekcja rytmiczna występowała też w Trupie i trudno im było ogarnąć dwa sety w jeden wieczór. No i scena miała 2 metry kwadratowe, więc w ogóle trudno było wcisnąć kwartet. Gówno miało zaprezentować materiał z debiutanckiej (niewydanej jeszcze wtedy) płyty „To nie jest kurwa Pink Floyd”. Zeszli po kilku kawałkach, pokonani. Nagłośnienie było tak fatalne i rzężące, że nie sprostało nawet prostej punkowej estetyce zespołu. 

Trupa Trupa to oczywiście więcej niż tylko Grzegorz Kwiatkowski, ale i Kwiatkowski, to też nie tylko Trupa Trupa. Gdy dostałem propozycję zrobienia z nim wywiadu, uznałem, że pomysł jest ciekawy, ale muszę to zrobić na moich zasadach: tekst napiszę, ale rozmawiać z Grześkiem nie będę.

Trupa Trupa o dziwo zmieściła się na scenie w pełnym składzie. Zdaje się, że zagrali kilka piosenek z (niewydanej jeszcze wtedy) debiutanckiej płyty. Trudno jednak orzec, co zagrali, jako że z głośników dobywał się jedynie oszalały i nieokiełznany jazgot., Nie sposób było też dociec, o czym śpiewał wokalista, ale chyba było to coś po polsku. Zaskoczyło mnie zatem, gdy obecny na tym koncercie Andrzej Fac, poeta i krytyk literacki (a także mój kolega z czasów studenckich, ze względu na urodę znany pod ksywą „Sokrates”), z entuzjazmem krzyknął w przerwie między utworami „świetne słowa! Świetne słowa”! Po czym wyszedł z koncertu.

Jak już wspomniałem, ten koncert niczego w moim życiu nie zmienił. Później i tak poznałem Grzegorza Kwiatkowskiego, współwokalistę Trupy Trupa, i staliśmy się przyjaciółmi. A fakt, że byłem na niesławnym koncercie w owym klubie, którego nazwa niczego państwu nie powie, nie miał znaczenia. 

Dlaczego nie zrobię wywiadu z Grzegorzem Kwiatkowskim

Trupa Trupa to oczywiście więcej niż tylko Grzegorz Kwiatkowski, ale i Kwiatkowski, to też nie tylko Trupa Trupa. Gdy dostałem propozycję zrobienia wywiadu z muzykiem zespołu (w związku z ogłoszeniem podpisania kontraktu i prezentacją nowego singla), uznałem, że pomysł jest ciekawy, ale muszę to zrobić na moich zasadach: tekst napiszę, ale rozmawiać z Grześkiem nie będę. Dlaczego? Ponieważ raz już z nim wywiad zrobiłem (w 2014 r.) i skończyło się to źle. Nie, że wywiad wyszedł źle, ale źle się między nami zadziało po wywiadzie. 

Fot. Ben Bentley (Dzięki uprzejmości Trupa Trupa)
Fot. Ben Bentley (Dzięki uprzejmości Trupa Trupa)

Tekst kończył się mniej więcej tak:
– Jak byś określił charakter muzyki Trupy Trupa?
– To chyba taka twórczość cyrkowo-funeralna, trochę jak orkiestra meksykańska na pogrzebach. Duże gitary, duże kapelusze, długie buty. Muzyka pogrzebowa z lekko wyczuwalnymi wpływami Kurta Weila. Tak przynajmniej było na płycie ++. Teraz dryfujemy w stronę czegoś nieco bardziej katarynkowego i cyrkowego. Taki cyrk na cmentarzu.
– Ty nie masz szacunku dla żadnych świętości!
– Miło byłoby w coś wierzyć. Przede wszystkim w człowieka. Być może też w Boga. W ogóle dobrze by było wierzyć, ale to jest to kłopotliwe, gdy się ma wykształcenie i gdy się coś wie. No bo albo wiesz, albo wierzysz. A jak już się dowiesz, to przecież nie możesz tego cofnąć. Wiara nie wróci. A to trochę szkoda. Bo jak tak sobie człowiek wszystko zdemitologizuje, zrozumie, że jest nikim i że zaraz umrze i nic z niego nie zostanie, to rodzi się problem. I wtedy się wzdycha do religii i myśli się: kurwa, ale to dobry wynalazek ta religia! I właśnie o tym jest nasza nowa płyta.
– O religii?
– Nie. O tęsknocie i o nicości. 
– …
– Chyba nadszedł czas, byś mnie pochwalił i powiedział "Grzesiek, jesteś tak młodym utalentowanym człowiekiem…”.
– Grzesiek, jesteś tak młodym utalentowanym człowiekiem…
– Zadajesz same banalne pytania, żebym się na nich wywalił. Będziemy potem siedzieli przy autoryzacji tego wszystkiego!

No i siedzieliśmy… Grzegorz kazał wycinać z rozmowy całe mięso, a ja cierpiałem. Rozważaliśmy zerwanie kontaktów. A wiedziałem, że Grzegorz potrafi zrywać kontakty. Kiedyś zablokował tak wielu kierowców jednej z gdańskich korporacji taksówkowych (wystarczyło podać numer kierowcy, aby nigdy już nie mieć z nim do czynienia w relacji kierowca – klient), że ostatecznie korporacja zablokowała i jego numer. Ale on z jakichś przyczyn cenił sobie współpracę z tą korporacją (chyba była tania). I gdy któregoś razu, po sesji nagraniowej do płyty ++ potrzebował taksówki, zamówił ją z telefonu kolegi. Taksówkarz wiózł Grzegorza i – nie wiedząc, że to on – opowiadał mu o pewnym wrednym kliencie, który poblokował wszystkich kierowców. 

Tak to już chyba jest z artystami, że wszyscy dookoła stają się mniej lub bardziej jawnymi współpracownikami albo po prostu fellow travellers.

A teraz będzie trochę o gitarze

Przez wiele lat udawało mi się brnąć przez naszą przyjaźń bez słuchania jego zespołu. Jakoś uznawałem, że to nie moja bajka. Gdy rozmawialiśmy o naszych fascynacjach muzycznych, to wspólny mianownik ustawialiśmy gdzieś w okolicach Franza Schuberta, ale w przypadku nowszej (lub starszej) muzyki nasze preferencje się rozjeżdżały. No ale w końcu mnie dopadło. Bo z czasem muzyka Trupy stawała się coraz bardziej częścią samego Grześka, więc przyjaźń bez zaangażowania w twórczość nie miała sensu. Tak to już chyba jest z artystami, że wszyscy dookoła stają się mniej lub bardziej jawnymi współpracownikami albo po prostu fellow travellers.

Fot. Adam Furtak (Dzięki uprzejmości Trupa Trupa)
Fot. Adam Furtak (Dzięki uprzejmości Trupa Trupa)

Adam Witkowski (ten od Gówna, a później od Nagrobków) nagrywał pierwsze albumy Trupy. „Grzesiek jest naprawdę świetnym gitarzystą – podsumował to doświadczenie.  – Byłby jeszcze lepszy gdyby kiedyś wymienił zardzewiałe struny w swojej gitarze”. Powtórzyłem to Grześkowi. Kompletnie się nie przejął. Ale nigdy więcej nie widziałem u niego zardzewiałych strun. Jego stosunek do rzeczywistości (także do działań zespołu) rozpięty jest między obsesyjną kontrolą i dbałością o szczegóły a dystansem graniczącym z abnegacją. W kwestii tekstów, znaczeń i komunikacji, bierze wszystko na klatę. W dziedzinie muzyki stawia raczej na demokrację i wspólne działanie. Rozmawialiśmy kiedyś o jakiejś piosence Trupy przygotowywanej na jedną z poprzednich płyt. Zgodziliśmy się, że brzmiałaby lepiej, gdyby muzycy grali delikatniej. „Ale co, miałbym im powiedzieć, że mają grać inaczej?” – szczerze oburzył się Kwiatkowski, gdy zasugerowałem, że powinien przekonać kolegów do swojej wizji. 

Dalej o gitarze i nowej piosence Trupy Trupy, ale ostrzegam, że nie jestem krytykiem muzycznym

Najnowsza piosenka Trupy daje pierwszeństwo gitarze (a w zasadzie gitarom, bo grają na nich nie tylko Kwiatkowski, ale także Rafał Wojczal). Nic nowego w przypadku tego zespołu, lecz tutaj ta gitara wybrzmiewa najpełniej i najpewniej. Pozornie zresztą nie jest nawet na pierwszym planie. Ale to właśnie w krajobrazie dźwiękowym tworzonym przez ten instrument dzieje się najwięcej, i to ten krajobraz kształtuje ducha tej nowej kompozycji. Gitara wypełnia szczelnie przestrzeń między spokojnym i melodyjnym śpiewem wokalisty. Muzyka brzmi jakby na imprezę Beach Boysów wpadł Syd Barrett. Myślenie piosenkowe żywcem wyjęte z lat 60., ale rozsadzone od środka przez dzikie brzmienia i harmonie. Nastrój oscyluje między liryzmem a paranoją, między rockową kołysanką a post-punkową satyrą.
W tekstach nowej piosenki nie ma zaskoczenia – to dobrze znany z poprzednich albumów Kwiatkowski, który trzyma się blisko tego, co znamy z jego poezji. Jego obsesją jest jedno pytanie: jak rodzi się zło? A konkretnie – jak to się stało, że setki tysięcy zwykłych ludzi dało się wciągnąć w szaleństwo Holokaustu? I czy to może się powtórzyć? W udzielonym amerykańskiemu Newsweekowi wywiadzie Kwiatkowski opowiadał: „Jedna z naszych piosenek nosi tytuł Never Forget, a jej tekst inspirowany był filmem Szoah Claude’a Lanzmanna. Zanim zagraliśmy ją na Waves Festival w Wiedniu, wygłosiłem krótką zapowiedź: «Nigdy nie było Holokaustu». Są ludzie, którzy tak mówią. Pierdolić ich!’. Nie planowaliśmy tego i nie było to przemyślane. Nawet jeśli to prawda, to jednak przekroczyłem pewną linię. Mój język przeistoczył się z racjonalnego i nieagresywnego w język nienawiści. Głupi jednak ma szczęście! Uratowało mnie to, że zapomniałem o bardzo dużym delay’u, który był podłączony do mojego mikrofonu, więc moje słowa zlały się w niezrozumiałą zbitkę. Stąd moje postanowienie na 2019 rok: nie dać się zarazić złem, które zgłębiam”.

Trupa Trupa - Dream About

A to jest ostatni akapit. Po nim wysyłam tekst Kwiatkowskiemu (niech przynajmniej przeczyta)

Dwie poprzednie płyty zespołu – Headache i Jolly New Songs zostały przyjęte z entuzjazmem przez światową krytykę i otworzyły zespołowi drogę do międzynarodowych festiwali i kontraktów z wytwórniami. Najnowsza płyta ukaże się w drugiej połowie tego roku w barwach amerykańskiej wytwórni Sub Pop, która zasłynęła w latach 90. z wydawania między innymi takich zespołów jak Nirvana czy Soundgarden a obecnie w swoim katalogu ma takich artystów jak Father John Misty, zespół Metz i Frankie Cosmos.

W marcu Trupa Trupa wystąpi po raz drugi na legendarnym festiwalu South by Southwest (SXSW) w Austin w Teksasie. Ubiegłoroczny ich koncert został uznany przez krytykę za jeden z najlepszych w ramach całej imprezy. Po koncercie Kwiatkowski stał na Sixth Street (głównej ulicy festiwalowych wydarzeń) i rozmawiał z amerykańskimi dziennikarzami. Nagle nadbiegł skądś tłum przerażonych ludzi krzyczących „Strzelają! Strzelają!”. „To trwało może ze 30 sekund – opowiadał muzyk – potem wszystko znowu stało się spokojne. Nikt oczywiście nie strzelał. To była tylko panika”. 

Technicznie rzecz biorąc, Kwiatkowski miał rację – nie było strzelaniny. W Austin, w trakcie festiwalu doszło do serii zamachów bombowych. Lecz strzelaniny nie było. O zamachu dowiedział się ode mnie, już po powrocie do Polski. Trochę dziwne czasy, trochę dziwne festiwale.

000 Reakcji

zobacz także

zobacz playlisty