Ludzie |

Jan Komasa, Piotr Sobociński jr: Zakaz wstępu do kościoła16.10.2019

fot. Andrzej Wencel

Boże Ciało to opowieść o 20-letnim Danielu, który w trakcie pobytu w poprawczaku przechodzi duchową przemianę i skrycie marzy, żeby zostać księdzem. To także pierwszy wspólny film Jana Komasy, reżysera m.in. Sali samobójcówMiasta 44 oraz Piotra Sobocińskiego jra, operatora, który w ostatnich latach zrealizował zdjęcia do Cichej nocy, Wołynia czy Bogów. Z tym świetnie dogadującym się i znającym od czasów licealnych duetem porozmawialiśmy o improwizowaniu według planu, zewnętrznych czynnikach, które mogą całkowicie odmienić film oraz amerykańskim kinie i martwieniu się Oscarami.
 

Jak przygotowywaliście się do realizacji Bożego Ciała

Piotr Sobociński jr: Do każdego filmu trzeba przygotować się tak samo: przeczytać scenariusz i odpowiedzieć sobie na pytanie o istotę poszczególnych scen. Jak nie wiadomo po co są w danym miejscu, to znaczy, że trzeba się ich pozbyć. A jak już mamy wszystko ułożone, musimy zaplanować miejsce i sposób realizacji. To jest podstawa. 

Jan Komasa: Ale wizualnie wyszliśmy od malarstwa: zarówno skandynawskiego, jak i obrazów, których tematyka oscyluje wokół Bałtyku. Zawierają one w sobie dużo szarości, specyficznych w naszym regionie barw metalu i poszarzałych niebieskości. To właśnie było na początku naszą inspiracją.

Na planie „Bożego Ciała” (fot. Andrzej Wencel)
Na planie „Bożego Ciała” (fot. Andrzej Wencel)

Tłem dla filmu jest dobrze znane z filmowych i serialowych produkcji małe polskie miasteczko. Jaki mieliście na nie pomysł?

JK: Przede wszystkim, jako, że kręciliśmy w prawdziwym miejscowości, musieliśmy wymyślić dla tego miejsca nowy styl. Piotrek osiągnął to wszystko dzięki zabawie ze światłem i umiejętnym prowadzeniu kamery. Nie mogliśmy dopuścić, aby wyglądało to jak film dokumentalny o mieszkających w Jaśliskach na Podkarpaciu ludziach.

PS: Miasteczko nie jest tu najważniejsze. Boże Ciało jest filmem wielowarstwowym i przede wszystkim interesowało nas to, co przeżywa główny bohater. To na nim został oparty szkielet konstrukcyjny, i jego postać podyktowała nam wybór palety, światła i tego, jak pracujemy z kamerą.

Wybieranie tych elementów i planowanie poszczególnych kadrów odbywa się dużo wcześniej, na poziomie czysto teoretycznym? 

PS: Tak, to wszystko następuje podczas preprodukcji. Choć specyfika pracy przy filmach w Polsce jest taka, że zwykle jest za mało czasu na przygotowania i siłą rzeczy improwizacja wpisana jest w nasz zawód. W przypadku Bożego Ciała także było jej sporo, ale wszystko odbywało się w pewnych ramach. Zanim rozpoczęliśmy zdjęcia, mieliśmy z Jankiem wszystko obgadane. Wiedzieliśmy, z jakich ujęć składa się każda scena i po co one są; jakie mają znaczenie dla całej układanki. Dzięki temu mogliśmy robić zmiany i improwizować, ale trzymając się planu. Brzmi to absurdalnie, ale tak to właśnie zwykle wygląda.

Zdarza się, że samo miejsce krzyżuje plany i potrafi zmienić scenariusz?

JK: Absolutnie. Na przykład taka prosta sprawa: okazało się, że w miejscowości, gdzie kręciliśmy Boże Ciało nie mogliśmy wejść z ekipą do kościoła, a nawet na jego teren. Musieliśmy niektóre ujęcia „fejkować” – np. kiedy w filmie bohater wychodzi przez bramę, aktor, Bartosz Bielenia, tylko udaje, że ją otwiera. Wykorzystaliśmy też jako statystów mieszkańców Jaślisk, którzy mogli wchodzić do kościoła, filmując ich z zewnątrz. To w sumie zabawne i dość symboliczne, że my mogliśmy dojść tylko do furtki (śmiech).

Jan Komasa (fot. Andrzej Wencel)
Jan Komasa (fot. Andrzej Wencel)
 

PS: Film to proces. Najpierw czytamy scenariusz i go sobie wyobrażamy. A potem, kiedy np. jedziemy szukać lokacji, pierwotna dokumentacja, która ukształtowała naszą wizję spotyka się z rzeczywistością. W przypadku Bożego Ciała drugą opcją na kręcenie było miasteczko na Mazurach, całe w czerwonej cegle. Gdybyśmy zrobili tam film, byłby zupełnie inny. 

JK: Jeszcze jedno: w scenariuszu miejscem spotkań młodzieży były ruiny zamku. A nasz scenograf, Marek Zawierucha, znalazł tę absurdalną barkę, którą widzicie na ekranie. Stojącą na suchym lądzie, w górach. Musieliśmy ją wykorzystać.

PS: Takie zmiany wynikają też z kolejnych etapów produkcji: np. konfrontowania naszej wizji z aktorami i budżetowania. Pod wpływem tego ostatniego okazuje się często, że wiele scen trzeba wymyślać na nowo. Ostateczny kształt może zmienić się też podczas trwania zdjęć, podczas których jesteśmy nieustannie zaskakiwani, np. z powodu pogody. A na koniec dochodzi montaż. Film od momentu napisania scenariusza do momentu, kiedy ląduje na ekranie, to są dwie różne rzeczy. Czasem zbliżone, ale czasem odległe jak dwa miejsca jednej galaktyki.

Na planie „Bożego Ciała” (fot. Andrzej Wencel)
Na planie „Bożego Ciała” (fot. Andrzej Wencel)

Wspomniałeś wcześniej o częstych problemach z budżetami – z jednej strony trudno na to nie narzekać, a z drugiej w wielu wywiadach powtarzasz, że praca operatora w Polsce jest lepsza niż w Stanach, bo ma się większy wpływ na sam film. 

PS: No tak, dla mnie ważne jest to, aby być częścią całego mechanizmu. Co prawda myślę, że bym się odnalazł w takiej pracy, gdzie muszę tylko ustawić światło. Podejrzewam nawet, że zrobiłbym to OK, może nawet kiedyś spróbuję, ale jak prześledzi się czołowe amerykańskie filmy, to mało jest takich, które dorównują europejskiemu kinu.

JK: To jest maszynka do robienia filmów i musi zasuwać, produkcji musi być dużo. Zrealizowanych oczywiście po amerykańsku, a oni lubią dużo i obficie. I mają problem z minimalizmem i oszczędzaniem środków wyrazu: jeśli robią scenę, to muszą użyć wszystkich najlepszych świateł. Poza tym najciekawsze projekty przeniosły się teraz do serwisów streamingowych. Tam są największe pieniądze na eksperymenty – serwisy są w swoich działaniach nieograniczone. Ten system powoduje np., że Netflix mógł zrobić za 170 milionów dolarów Irlandczyka w reżyserii Martina Scorsese. Mają też nieograniczone możliwości promocyjne. Na Romę wydali 20 milionów dolarów. A teraz mamy nasz film, Boże Ciało, który rok później będzie próbował sił w tej samej kategorii.

Piotr Sobociński jr (fot. Andrzej Wencel)
Piotr Sobociński jr (fot. Andrzej Wencel)
 

No właśnie, Boże Ciało jest polskim kandydatem do Oscara. Jak się czujecie z tą nominacją do nominacji?

JK: Martwimy się trochę o promocję. Ważne jest, aby ktoś ten film zobaczył. W kategorii Najlepszy Film Międzynarodowy zostały zgłoszone 93 tytuły. Jesteśmy gdzieś pośrodku stawki, pomiędzy produkcją z Ghany, która nie miała pewnie nawet połowy naszego budżetu, a filmem Parasite. Ja nie mam nazwiska, nie jestem reżyserem, o którym ktoś wie za Oceanem, ale mam dużo znajomych. Bazujemy właśnie na tym, że ludziom podobało się Boże Ciało i chcą nam pomóc. Nie jestem Pawłem Pawlikowskim, Agnieszką Holland czy Pedro Almodóvarem. Ale walczymy.

BOŻE CIAŁO - oficjalny zwiastun najnowszego filmu Jana Komasy
000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty