Ustawione szczęście. Rozmawiamy z twórcami serialu „McMilliony”06.03.2020
Sześcioodcinkowy serial dokumentalny HBO McMiliony potwierdza znaną maksymę, że prawda bywa bardziej niewiarygodna od fikcji. Fikcja bowiem musi mieć sens oraz jakąś strukturę. Prawda o ustawianiu przez grupę osób loterii Monopoly, którą przez ponad dekadę organizował w USA McDonald’s, składała się natomiast z setek czasem ledwo dostrzegalnych faktów, które trzeba było cierpliwie wyłuskać z otaczającej rzeczywistości. O dokumentowaniu ludzkiej ułomności oraz odnajdywaniu prawdy w fikcji i fikcji w prawdzie opowiadają nam twórcy McMilionów, James Lee Hernandez i Brian Lazarte.
Prowadzona przez FBI sprawa ustawiania wyników prowadzonej przez McDonald’s loterii Monopoly została zamknięta w 2001 r. Co sprawiło, że postanowiliście ponownie o niej opowiedzieć niemal dwadzieścia lat później?
James Lee Hernandez: Nie istnieje krótka odpowiedź na to pytanie, ale wszystko zaczęło się ode mnie i pewnego artykułu, który przeczytałem na Reddicie w 2012 r. Wynikało z niego, że nikt tak naprawdę legalnie nie zdobył głównych nagród w loterii McDonald’s; że zwycięzcy – czy też „zwycięzcy” – byli oszustami. Miałem jako dzieciak obsesję na punkcie zdrapek Monopoly, które można było wymienić na nagrody (od darmowego posiłku aż po milion dolarów – przyp. red.), a moją pierwszą pracą była właśnie obsługa w McDonald’s, zainteresowałem się więc tekstem i z żalem stwierdziłem, że poza przekazaniem kilku faktów, niewiele z niego wynikało. Zacząłem szukać w sieci i innych źródłach, ale wszędzie podobna sytuacja – same ogólniki. W tych tekstach było jednak tyle poukrywanych między słowami zadziwiających detali, że szukałem dalej, a to doprowadziło mnie do złożenia podania o dostęp do rządowych archiwów. Cały proces zajął mi około trzech lat, ale było warto, bo poza szczegółami niezwykłego przekrętu na miliony dolarów otrzymałem dane agentów FBI, którzy rozpracowali oszustwo. Okazało się, że nikt się z nimi w tej sprawie nie kontaktował od kilkunastu lat, a bardzo chcieli podzielić się swoim sukcesem.
Brian Lazarte: To było niesłychane, bo w latach 90. loteria McDonald’s wywoływała u ludzi ogromne emocje – niektórzy mieli na jej punkcie obsesję. W pewnym sensie symbolizowała to, co najpiękniejsze w modelu amerykańskiego snu, łączyła pokolenia, przekraczała bariery klasowe, zamazywała różnice, a jednocześnie była tak wypromowana medialnie, że nie dało się od niej uciec. Świadomość, że wyniki były ustawione, a mimo wszelkich starań nikt przypadkowy nie mógł w niej wygrać, była czymś okropnym. Zwłaszcza dla ludzi takich jak my, którzy dorastali w latach 90., a loteria McDonald’s w jakiś sposób ich ukształtowała. Gdy James skontaktował się ze mną i opowiedział o sprawie, szybko doszliśmy do wniosku, że trzeba dalej drążyć temat. Nie znaliśmy wówczas ogromu oszustwa, które okazało się zorganizowane na znacznie szerszą skalę niż ktokolwiek sądził. Nie wiedzieliśmy też, czy „zwycięzcy” będą chcieli z nami rozmawiać po latach. Ale oczywiste było, że mamy temat, który zdarza się być może raz w życiu. Weszliśmy we współpracę z Unrealistic Ideas, firmą Marka Wahlberga, Stephena Levinsona i Archie’ego Gipsa, a następnie z HBO. Należy im się wielki szacunek, że poparli szalony projekt dwóch debiutantów i otoczyli nas opieką.
No dobrze, ale dlaczego media nie wałkowały tej sprawy przez lata? Dlaczego praktycznie nikt nie znał jej szczegółów? Przecież to był policzek dla całej Ameryki.
James Lee Hernandez: Odpowiedź brzmi: 11 września 2001 r. W sierpniu 2001 r. sprawa sfingowanej loterii McDonald’s zaczęła zyskiwać rozgłos, media ją relacjonowały, postawiono konkretnych ludzi w stan oskarżenia. Ustalono również daty pierwszych przesłuchań, które miały odbywać się 10 i 11 września. Niesamowite, prawda? Po tragedii 11 września media przez kolejnych kilka miesięcy nie były zainteresowane niczym innym. I trudno im się dziwić. O przekręcie z loterią McDonald’s nikt nie chciał wtedy słyszeć, sprawa ucichła. Ironia losu. Chochlik historii.
Dlatego waszym zdaniem tematem nie zainteresowało się Hollywood? Cała historia to gotowy pomysł na serial fabularny z galerią barwnych postaci. O jednym ze złoczyńców dowiadujemy się, że wyglądał na co dzień jak połączenie Marlona Brando i Joe Pesciego. I że przejawiał ambicje filmowe – miał nawet zagrać z Jackiem Chanem w Kowboju z Szanghaju!
James Lee Hernandez: Chyba dlatego, że wtedy mało kto o tym wiedział. Obecnie trwają rozmowy na temat filmu pełnometrażowego i serialu telewizyjnego, bardzo możliwe więc, że historia opowiedziana w McMilionach rzeczywiście stanie się podstawą do atrakcyjnej fabuły, ale przez medialną gorączkę po 9/11 kwestia ustawiania loterii McDonald’s zniknęła z życia publicznego. Inna sprawa, że nie wystarczy znać jakiegoś tematu, żeby zrobić z niego dobry film czy serial. Trzeba jeszcze umieć o nim kreatywnie opowiedzieć na ekranie. Poświęciliśmy temu projektowi całe lata, żeby nadać mu odpowiedni kształt oraz przekazać fakty w formie, która zainteresuje szerokiego widza.
Jak poradziliście sobie w montażu z taką ilością materiału? Mieliście przecież nie tylko nagrania archiwalne i własne wywiady, ale zaprosiliście również przed kamery aktorów i odtworzyliście wraz z nimi mnóstwo scen na potrzeby serialu.
Brian Lazarte: Obaj z Jamesem pracowaliśmy wcześniej przy montażu, wywodzimy się z tego środowiska i mamy dużą świadomość procesu nadawania opowieściom kształtu poprzez staranne dobieranie materiałów. McMiliony traktowaliśmy od początku do końca jak sześciogodzinny dokument, który trzeba było podzielić na odcinki, klarowne pod względem strukturalnym i narracyjnym. Montowaliśmy w zasadzie równolegle z kręceniem wywiadów oraz zdobywaniem informacji, dlatego musieliśmy być elastyczni. (śmiech) Wiedzieliśmy, że chcemy w pierwszym odcinku zacząć nieco bardziej rozrywkowo, od zabawnych anegdotek FBI, opisywania początków śledztwa, a później, wraz z kolejnymi odcinkami, pogłębiać pesymistyczną atmosferę, mieszać czarną komedię z ludzkimi dramatami. Wiedzieliśmy też, że będziemy musieli wypełnić archiwalne luki materiałem aktorskim, dlatego w trakcie montowania zaznaczaliśmy wszystkie takie miejsca, zapisywaliśmy rozmaite pomysły, a później nakręciliśmy wszystkie sceny jednym ciągiem. Cały proces zaczął się w 2017 r. i trwał około piętnastu miesięcy.
Chcieliśmy, by widz uczestniczył w śledztwie. W kolejnych odcinkach dochodzą nowe perspektywy, cofamy się w czasie, poznajemy barwne życiorysy, a sprawa się pogłębia i zatacza coraz szersze kręgi.
Przedstawiacie rozwój śledztwa niemalże chronologicznie. Widz odkrywa informacje i tropy wraz z agentami FBI, przeżywa emocje i zwroty akcji przy udziale coraz to nowych osób zaangażowanych w przekręt. Planowaliście taką narrację od początku?
James Lee Hernandez: I tak, i nie. Takie podejście wynikało przede wszystkim z tego, że sami w taki sposób odkrywaliśmy kręte drogi prowadzące do ukrytej prawdy, poznawaliśmy kolejnych „sprawców”, dowiadywaliśmy się o przedziwnych zbiegach okoliczności. Gdy spotkaliśmy się z agentami FBI i zrozumieliśmy, jak z banalnego podejrzenia o popełnieniu przestępstwa stworzyli gigantyczną sprawę sięgającą kilku dekad wstecz, pojęliśmy, że mylnie definiowaliśmy główną zaletę tej historii. McMiliony opowiadają o przekręcie z loterią Monopoly z punktów widzenia różnych osób zaangażowanych w sprawę. Zaczynamy w pierwszym odcinku od agentów FBI, którzy w kinie i telewizji są przeważnie ukazywani jako biurokraci lub szaleńcy-indywidualiści (śmiech). A u nas działają jako zwarta grupa złożona z kreatywnych jednostek, która ekscytuje się nowymi tropami i przeżywa zawody, gdy trafia w ślepy zaułek. Chcieliśmy, żeby widz też odczuwał ich ekscytację, choćby wtedy, gdy zakładają fikcyjną firmę produkcyjną do kręcenia „na zlecenie McDonald’s” wywiadów wideo ze „zwycięzcami” loterii. Chcieliśmy, by widz uczestniczył w śledztwie. W kolejnych odcinkach dochodzą nowe perspektywy, cofamy się w czasie, poznajemy barwne życiorysy, a sprawa się pogłębia i zatacza coraz szersze kręgi. Po czym dochodzimy do kulminacji, której nie wymyśliłby żaden hollywoodzki scenarzysta.
Interesujące dla widza musi być też to, że w serialu pojawia się też perspektywa samych pracowników McDonald’s.
Brian Lazarte: To prawda. Wielokrotnie słyszeliśmy, że ludzie są w szoku, gdy okazuje się, że McDonald’s nie był w oszustwo w żaden sposób zaangażowany. Łatwiej jest zrzucić winę na korporacyjną Amerykę, niż przyjrzeć się sobie i społeczeństwu, w którym się żyje. W latach 90. naprawdę każdy chciał wygrać loterię i zyskać pieniądze oraz sławę. Teraz, gdy McMiliony zdobyły popularność, ludzie reagują inaczej, ale jestem pewien, że kilka lat temu wiele osób zgodziłoby się przyjąć ustawioną zdrapkę, żeby dostawać pieniądze za nic. Sam bym zastanowił się nad taką propozycją, gdy borykałem się z problemami finansowymi (śmiech). I nie ma w tym nic złego, bo to bardzo ludzka reakcja. Chcieliśmy, żeby to był serial o ludziach, a opinię na temat każdego z nich widz musi wyrobić sobie sam.
Nie można od razu skreślać każdego oportunisty, warto wysłuchać jego czy jej historii. Zastanowić się nad nią. Na takiej podstawie oparliśmy McMiliony. Człowiek, który zaczął cały przekręt, miał swoje za uszami, ale nie był „zły”.
Mówimy jednak wciąż o ludziach, którzy dopuścili się przestępstwa. To oczywiste, że wraz z każdą taką loterią czy możliwością wygrania dużych pieniędzy pojawią się osoby, które zechcą „oszukać system”, ale to nie usprawiedliwia tych, którzy idą za nimi w ciemno.
James Lee Hernandez: Ludzie są oportunistami, Ale nie można od razu skreślać każdego oportunisty, warto wysłuchać jego czy jej historii. Zastanowić się nad nią. Na takiej podstawie oparliśmy McMiliony. Człowiek, który zaczął cały przekręt, miał swoje za uszami, ale nie był „zły”. Był natomiast typem faceta, który zamiast zgłosić potencjalną dziurę w systemie loterii McDonald’s, wolał się na niej dorobić. Można powiedzieć, że znalazł się we właściwym miejscu we właściwym czasie. Tak jak ci, którzy mu pomagali, i ci, którzy pojawiali się w mediach jako „zwycięzcy”. Ale przecież oni też stali się w pewnym sensie ofiarami. Jak Gloria Brown, którą poznajemy w trzecim odcinku. Wydawało jej się, że sfingowana zdrapka to dla niej i jej synka błogosławieństwo, a gdy zrozumiała, że to pułapka, nie mogła się już uwolnić. Inni „zwycięzcy” stracili pracę, płynność finansową, a nawet całe rodziny. Każda akcja wywołuje reakcję, każde działanie niesie jakieś konsekwencje.
Jak zareagowali w takim razie na „McMiliony” ludzie, o których opowiadacie w serialu?
Brian Lazarte: Skoro FBI nas jeszcze nie aresztowało, to znaczy, że nikomu się chyba nie naraziliśmy (śmiech). Serial podobał się ludziom z McDonald’s, chociaż mieli oni początkowo najwięcej oporów wobec projektu. U „zwycięzców” loterii odbiór był również pozytywny, między innymi dlatego, że nie przekroczyliśmy żadnych granic. Mając świadomość, że dla większości z nich konsekwencje sfingowanej loterii były istnym koszmarem, chcieliśmy pokazać tyle z ich wypowiedzi, ile było potrzebne do opowiedzenia tej historii. Wielu z nich kłamie w żywe oczy przed kamerami, inni przeszli przez piekło, nie chcieliśmy więc nikogo atakować czy dobijać. Doszły nas jednak głosy, że serial okazał się dla części z nich dosyć terapeutycznym doświadczeniem. Bardzo nas to cieszy.
zobacz także
- Fale dźwiękowe pomogą dostarczyć lekarstwo do chorych komórek
Newsy
Fale dźwiękowe pomogą dostarczyć lekarstwo do chorych komórek
- HBO planuje serial na podstawie filmu „Parasite”
Newsy
HBO planuje serial na podstawie filmu „Parasite”
- Reżyserka „Portretu kobiety w ogniu” z nowym filmem o sile dziewczęcej przyjaźni
Newsy
Reżyserka „Portretu kobiety w ogniu” z nowym filmem o sile dziewczęcej przyjaźni
- Wystartowała pierwsza operacyjna misja kosmiczna SpaceX
Newsy
Wystartowała pierwsza operacyjna misja kosmiczna SpaceX
zobacz playlisty
-
Martin Scorsese
03
Martin Scorsese
-
filmy
01
filmy
-
Tim Burton
03
Tim Burton
-
Muzeum Van Gogha w 4K
06
Muzeum Van Gogha w 4K