Trendy |

Walka o ekologię na talerzu26.12.2018

Marcin Tischner, członek światowej organizacji ProVeg, mówi nam o masowej hodowli zwierząt, nieodwracalnych zmianach klimatu i o najnowszej kampanii organizacji Zmieniaj dietę, nie klimat, która promuje ekologiczne wybory żywieniowe.

O zmianach klimatycznych słychać zewsząd, ale wpływ masowej hodowli zwierząt na środowisko jest często pomijany w dyskusji o ekologii.

To wielopoziomowy temat, który dotyka wielu aspektów. Zaczynając od podstaw – szacuje się, że w skali globalnej przemysłowa hodowla zwierząt odpowiada za 14,5 % emisji gazów cieplarnianych generowanych przez ludzi. To więcej niż wytwarza np. sektor transportu. Szacuje się, że pięć największych światowych koncernów mięsnych i mleczarskich emituje ich więcej niż producenci ropy [1]. Gazy cieplarniane, które zanieczyszczają środowisko, to m.in. metan, który wydziela się w trakcie fermentacji w jelitach miliardów hodowanych przeżuwaczy (przede wszystkim bydła), a także w trakcie pozbywania się ich odchodów, które często – szczególnie w krajach mniej rozwiniętych – są zakopywane lub wylewane do zbiorników wodnych. Takie rozwiązania szkodzą m.in. glebom i wodom gruntowym.

Wszyscy kojarzą hasła: „segreguj śmieci” czy „zamień wannę na prysznic”, a nikt nie mówi o tym, że przy produkcji kilograma wołowiny zużywa się ok 10-30 tysięcy litrów wody.

Nie pojawiło się jakieś nowoczesne rozwiązanie, dzięki któremu moglibyśmy przerobić te odchody np. na biopaliwo?

Oczywiście, że tak, ale dotyczy to tylko krajów dobrze rozwiniętych – przy czym nawet tam istnieje ryzyko przedostawania się tych odchodów do gruntów, jeśli oborniki nie są szczelne. Pojawia się też kolejny problem – aby wyżywić tak wielką liczbę krów czy innych zwierząt, potrzeba ogromnej ilości paszy. A szacuje się, że około połowa zbieranych na świecie plonów przeznaczonych jest właśnie na paszę [2]. Ostatnio czytałem książkę Głód Martína Caparrósa, w której dotknęło mnie jedno zdanie: „Marzeniem rolnika indyjskiego jest urodzić się powtórnie jako krowa europejska”. To właśnie w rejonach, w których głoduje najwięcej ludzi, hoduje się paszę dla europejskich zwierząt. Jakby tego było mało, specjalnie pod masową hodowlę wycina się też lasy. Przeprowadzono badania [3], z których wynika, że 91% wycinki lasów tropikalnych w Amazonii było umotywowane potrzebą siania zbóż na zwierzęcą paszę. Masowe hodowle wykorzystują też ogromne ilości wody – odpowiadają za prawie ⅓ światowego zużycia wody pitnej.

Plakaty promujące waszą akcję Zmieniaj dietę, nie klimat widać w całej Polsce. W jaki sposób mówicie o tym problemie?

Staramy się budować pozytywny przekaz, nie chcemy mówić ludziom: „przestańcie jeść mięso, koniec kropka”. Wiemy, że trudno byłoby nagle wszystkich do tego namówić. Ale przekonanie dwóch osób do ograniczenia spożycia mięsa o połowę daje podobny efekt, co przekonanie jednej osoby do przejścia na weganizm. To pragmatyczne podejście, które pozwala nam dotrzeć do większej liczby osób. Na świecie widać rosnące zainteresowanie metodami produkcji mięsa – szczególnie po dyskusji, którą wywołaliśmy w trakcie katowickiego szczytu klimatycznego. Niestety jednak wciąż stosunkowo niewiele się o tym mówi. Wszyscy kojarzą hasła: „segreguj śmieci” czy „zamień wannę na prysznic”, a nikt nie mówi o tym, że przy produkcji kilograma wołowiny zużywa się 10-30 tysięcy litrów wody. Dużo osób, świadomie albo i nie, po prostu wypiera tę wiedzę, bo jest niewygodna. Dominuje przekaz, że zwierzęta są hodowane na pastwiskach, w pięknych warunkach. Dopiero, jak człowiek porządnie się tym zainteresuje, zobaczy, jak jest naprawdę.

Czy radykalna zmiana naszego sposobu żywienia jest możliwa? Co może pomóc w umocnieniu przeświadczenia, że da się jeść zdrowo i dobrze bez mięsa lub z jego ograniczonym udziałem?

Najważniejsza jest edukacja. Ludzie muszą zdać sobie sprawę z tego, że jedzenie wegetariańskie czy wegańskie może być w pełni sycące i różnorodne. Nasza organizacja rozpoczyna właśnie projekt Szkoła na roślinach, którego celem jest zmiana menu w szkolnych stołówkach w całej Polsce – jeden posiłek w tygodniu byłby stworzony bez użycia produktów pochodzenia zwierzęcego. Takie działania będą miały długofalowy wpływ na środowisko i na nasze zdrowie. Chcemy przekonywać ludzi do tego, żeby zwiększać udział posiłków roślinnych, a mięso stopniowo ograniczać. Unikniemy wtedy jedzenia szkodliwych antybiotyków, którymi faszeruje się zwierzęta z masowych hodowli, a także pomożemy środowisku.

Marcin Tischner
Marcin Tischner

Myślisz, że w Polsce spożywanie mięsa jest zakorzenione kulturowo?

W świadomości polskiego społeczeństwa mięso jeszcze do niedawna figurowało jako towar luksusowy. W czasach PRL-u było trudne do zdobycia, więc tym bardziej stało się produktem pożądanym. Dlatego kiedy po roku 1989, wraz z boomem ekonomicznym, mięso gwałtownie staniało, jego spożycie wzrosło. Obecnie jest niedrogie i łatwo dostępne, a jego produkcję współfinansuje m.in. Komisja Europejska. A przecież mięso z masowych hodowli jest produkowane szybko, głównie przy użyciu sterydów i wody – spożywanie takich produktów w dużych ilościach może prowadzić do wielu chorób cywilizacyjnych m.in. nowotworów i chorób układu krążenia. Wszystko jednak zmienia się wraz z rozwojem gospodarki i edukacji. Wzrost dobrobytu i popularyzacja wiedzy o zdrowym odżywianiu wiąże się u nas z malejącym spożyciem mięsa. Od września 2018 r. jesteśmy uznawani za kraj rozwinięty, a na naszych talerzach widać coraz częściej trendy wegańskie i wegetariańskie.

Przekonanie dwóch osób do ograniczenia spożycia mięsa o połowę daje podobny efekt, co przekonanie jednej osoby do przejścia na weganizm

Widziałam ostatnio badania przeprowadzone przez organizację HappyCow. Wskazują, że Warszawa jest w ścisłej czołówce miast z największym wyborem restauracji oferujących dania wegetariańsko-wegańskie.

Zgadza się! W większych miastach w Polsce restauracje wegańskie czy wegeteriańskie wyrastają jak grzyby po deszczu. Jednak to wciąż dotyczy tylko metropolii. W mniejszych miejscowościach może być z tym różnie – jako danie jarskie często figuruje tam ryba, którą zadowolą się tylko pescowegetarianie. Masowa produkcja ryb także poważnie zanieczyszcza środowisko. W Europie jednak niewiele się o tym nie mówi, bo problem dotyczy głównie Azji – to tam je się i hoduje ich najwięcej.

Czy istnieje jakaś szansą na zamknięcie masowych hodowli mięsa i ryb?

Chciałbym, żeby tak było, ale do tego długa droga. Mówienie światu, że trzeba ot tak zamknąć wszystkie hodowle miałoby złe skutki – ludzie wzięliby nas za wariatów. Trzeba działać powoli, ale skutecznie. Globalny system dystrybucji żywności nieproporcjonalnie uderza w najbiedniejsze i najbardziej bezbronne społeczeństwa. Poprzez ograniczenia spożycia mięsa można świadomie walczyć o sprawiedliwość społeczną, a jednocześnie promować efektywny altruizm. Właśnie wtedy przyczyniamy się do zmniejszenia cierpienia nie tylko zwierząt, ale i ludzi. Nie chcę kwestionować wyborów innych – ale sam myślę, że każdy krok w stronę ograniczenia spożycia mięsa jest dobry. Nawet jeśli to mały krok.

Przypisy: 

[1] 14,5% - Vermeulen, S. J. et al. (2012): Climate Change and Food Systems. Annual Review of Environment and Resources 37, p.195–222

[2] Hertwich, E. (2010): Assessing the Environmental Impacts of Consumption and Production: Priority Product and Materials. Programa de la Naciones Unidas para el Medio Ambiente. p. 80

[3] Causes of Deforestation of the Brazilian Amazon (PDF). World Bank Working Paper No. 22
(Report). Washington D.C.: The World Bank. 2004. p. 9

/ @sobierajka

Redaktorka

zobacz także

zobacz playlisty