Newsy |

Wytwórnia Republic Records nie będzie używać określenia „urban music". To ważny głos w sprawie dyskryminacji rasowej 08.06.2020

Drake / fot. The Come Up Show / Wikipedia

Termin do szerszego obiegu wprowadził nowojorski DJ Frankie Crocker, który zaczął nazywać tak muzykę powstałą w społecznościach Afroamerykanów. 

Tajemnicą poliszynela jest stwierdzenie, że rasizm manifestuje się także na polu językowym. Jakub Majmurek opublikował na łamach magazynu Oko.Press artykuł, w którym szczegółowo punktuje, jakie słowa, a także całe wyrażenia stanowią kolejne przejawy dyskryminacyjnych zachowań. Głównym polem, w którym są obecne, pozostaje internet, gdzie komentujący wciąż czują się bezkarni, ale narracja oparta o błędne heurystyki nie omija świata politycznego czy publicystycznego. Co więcej, pogląd przyjmujący wyższość jednych grup nad innymi nie musi być koniecznie związany z ofensywnymi wyzwiskami. Festiwal AfryKamera udostępnił niedawno na swoim Facebooku kodeks dziesięciu wskazówek dotyczących tego, jak mówić i pisać o Afryce. Wynika z nich, że krzywdząca może być także sama europocentryczna narracja, czyli taka nieuwzględniająca specyfiki danej mniejszości lub (w tym przypadku) kontynentu. 

Podobny problem jest związany z określeniem urban contemporary music, krócej nazywanym także jako urban pop albo urban. W latach 70. po raz pierwszy zaproponował je DJ i prezenter radiowy Frankie Crocker, nazywając tak jako ogół twórczości stworzonej w społecznościach Afroamerykanów. Termin zawiera w sobie szereg różnych gatunków: R&B, hip hop, muzykę z krajów Ameryki Łacińskiej, reggae oraz quiet storm, czyli R&B nasiąknięte delikatnym jazzem. Choć na pierwszy rzut oka takie wyrażenie wprowadza ład w chaosie gatunkowym, jaki towarzyszy współczesnej kulturze urban music od zawsze miał swoich głośnych przeciwników. W 2018 roku Sam Taylor, ówczesny wiceprezes firmy Kobalt Music zajmującej się ochroną praw autorskich artystów, stwierdził w wywiadzie dla magazynu „Billboard”:

– Konotacja tego słowa nie niesie za sobą pozytywnego znaczenia, obniżając niewiarygodny wpływ każdego z zawartych tam stylów na współczesną muzykę. Jako czarnoskórzy przedstawiciele przemysłu mamy prawo wymazać tę frazę ze słownika – powiedział Taylor. Wtórował mu m.in. DJ Semtex, w wypowiedzi dla „Music Business UK”: –Urban to leniwe, niedokładne uogólnienie kilku bogatych kulturowo form sztuki. Nienawidzę tego słowa. Znam ludzi reprezentujących hip-hop, grime czy rap, ale nikogo, kto tworzy urban – dodał. 

Pojawiające się tu i ówdzie komentarze skłoniły do reakcji przedstawicieli większych podmiotów. Głośna sprawa zabójstwa George'a Floyda, która rzuciła nowe światło na pojawiający się tu i ówdzie rasizm, to jedna z głównych przyczyn publikacji oficjalnego komunikatu Republic Records. Wytwórnia, która ma w swoim katalogu płyty takich artystów, jak Drake, Lil Wayne czy Nicki Minaj, wystosowała oświadczenie, z którego wynika, że już nigdy nie będzie używać w swoich działaniach hasła urban.

– Zachęcamy resztę branży muzycznej do podążania tym tropem. Ważne jest, żeby kształtować przyszłość w taki sposób, jak chcemy, a nie trzymać się przestarzałych struktur znanych nam z przeszłości – uzasadniają. Z całością ich postu możecie zapoznać się poniżej: 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

A post shared by Republic Records (@republicrecords) on

 

000 Reakcji

zobacz także

zobacz playlisty