Założyciel Twittera wzywa miliarderów do aktywniejszej działalności filantropijnej 15.06.2020

– Chciałbym mieć pewność, że realnie pomagamy ludziom – tłumaczy Jack Dorsey. 

W 2011 roku w Stanach Zjednoczonych popularność zyskał polityczny slogan We are the 99%, który spopularyzował ruch aktywistów niegodzących się na wciąż pogłębiające się nierówności społeczne. U podstaw hasła leży obserwacja, iż 1% najbogatszych ludzi w kraju dysponuje łącznym kapitałem 99% jego pozostałych mieszkańców. Tak rozumiana, w rozpędzonym kapitalizmie postępuje z minuty na minutę. Firma Comparisun opublikowała niedawno raport, z którego wynika, że szef Amazona, Jeff Bezos, już za sześć lat może zostać pierwszym w historii bilionerem. 

Okazuje się jednak, że świadomość posiadania tak dużego majątku nie zawsze idzie w parze z filantropią i działalnością dobroczynną. Na problem niechęci krezusów do dobrowolnego oddawania zgromadzonych środków, których prawdopodobnie i tak nie uda im się wykorzystać na własne cele, uwagę zwrócił jeden z założycieli Twittera i jego dyrektor generalny, Jack Dorsey. Niespełna czterdziestopięcioletni Amerykanin jest według rankingu Forbesa 410. najbogatszym człowiekiem na Ziemi, dysponując 5 miliardami dolarów. Przedsiębiorca na początku kwietnia zdecydował się przeznaczyć ok. 28% swoich udziałów w firmie Square obsługującej płatności mobilne (ok. miliard dolarów) na rzecz organizacji walczących ze skutkami międzynarodowej pandemii COVID-19. Dokładny rozdział pieniędzy przeznaczonych na poszczególne fundacje upublicznił w ogólnodostępnym arkuszu Google Sheets.

– Jestem w sytuacji, której nigdy nie wyobrażałem sobie jako dziecko lub nawet dwudziestopięciolatek. Jestem z tego powodu bardzo wdzięczny, ale moja wdzięczność nie może kończyć się na słowach, musi przechodzić w czyny – opowiadał w podcaście Yang Speaks prowadzonym przez Andrew Yanga. Amerykanin poinformował w rozmowie, że do końca życia zamierza rozdysponować cały swój zgromadzony majątek. – Żyję zgodnie z zasadą, że wszystko jest ze sobą powiązane. Jeżeli ktoś cierpi, ja też z czasem zaczynam odczuwać ból. Chcę się upewnić, że robię wszystko, co w mojej mocy, żeby pomóc dzięki pracy moich firm – podsumował.

– Mam nadzieję, że cała Dolina Krzemowa z uwagą patrzy na to, co robi Jack – podkreślił Bob Pilon, którego organizacja REFORM Alliance otrzymała od Dorseya dziesięć milionów dolarów na rzecz poprawy wymiaru sprawiedliwości i obrony niesłusznie skazanych ludzi. – Mam wrażenie, że niektórzy miliarderzy zachowują się jak perfekcjoniści. Oczywiście, nie wszystkie wydane przez nich dolary będą miały na coś ogromny wpływ. Jeśli jednak szybko zadziałasz i przekażesz je skutecznym podmiotom, mogą przynieść dużą wartość – dodaje. 

Dorsey nie chce tworzyć sobie laurki, ale obnażyć błędne myślenie niektórych miliarderów. Wynika z nich, że filantropia jest dla nich niemożliwa ze względu na konieczność zatrudnienia ogromnych zespołów, dziesięcioleci badań i ponadprzeciętnej cierpliwości. Wspomniany już Bezos, dziś najbogatszy człowiek świata, wspominał dziesięć lat temu: – Mam wiele pomysłów dotyczących filantropii, którymi na razie nie jestem gotów się podzielić ani o nich mówić. Czasami mam wrażenie, że próbujemy szybko rozwiązać problemy, zamiast je dostatecznie zrozumieć. Współzałożyciel Google'a, Sergey Brin, mówił z kolei w reportażu New York Times: – Nie chcę się spieszyć z taką działalnością, chcę ją rozwijać i usystematyzować. O jego dotacjach nie słychać dziś wiele. 

Stephanie Ellis-Smith, doradczyni finansowa współpracująca z miliarderami, nazywa taką heurystykę paraliżem analizy. Wynika z niej, że szefowie i dyrektorzy wielkich przedsiębiorstw są nierzadko sparaliżowani swoim ogromnym bogactwem. Uważają, że ciąży nad nimi tak duża odpowiedzialność, żeby nie pominąć żadnej ważnej organizacji, że finalnie ich pieniądze trafiają do prywatnych fundacji albo pozostają na kontach. Zarówno ona, jak inni analitycy wierzą, że przykład Dorseya może przekonać pozostałych krezusów do zmiany swojego podejścia.