Opinie |

Ennio Morricone: Geniusz muzyki filmowej07.07.2020

fot. kadr z filmu „Dobry, zły i brzydki”

W poniedziałek, 6 lipca 2020 roku świat obiegła smutna wiadomość. W wieku 91 lat zmarł Ennio Morricone, legendarny włoski kompozytor, który został zapamiętany przede wszystkim dzięki utworom stworzonym na potrzeby kina. Mając świadomość, że w jednym zestawieniu nie da się opisać eklektyczności oraz przełomowości jego gigantycznego dorobku – Morricone napisał muzykę do ponad pięciuset filmów i seriali – przedstawiamy dziesięć niezwykłych utworów zmarłego mistrza, które w taki czy inny sposób zmieniły kino.

The Ecstasy of Gold z filmu Dobry, zły i brzydki (1966), reż. Sergio Leone

Być może najsłynniejszy motyw skomponowany przez Morricone, który wykroczył dalece poza scenę z filmu, w której bandyta Tuco obsesyjnie szuka na cmentarzu złota. Utwór inspirował później wielu artystów – Metallica wykorzystywała na przykład The Ecstasy of Gold jako motyw otwierający swoje koncerty. Nic dziwnego, w tym utworze wciąż tkwi, pomimo ponad pięciu dekad od premiery, niezwykła moc, zarówno dzięki wokalowi Eddy dell'Orso, jak i eklektyzmowi muzycznemu kompozytora. Morricone oraz Leone przekroczyli w „trylogii dolara” wiele granic narzuconych gatunkowi westernu, a muzyka była jedną z nich. W połowie lat 60. The Ecstasy… musiało brzmieć jak rockowa awangarda.

Gabriel’s Oboe z filmu Misja (1986), reż. Roland Joffé

Na potrzeby coraz bardziej aktualnej opowieści o XIX-wiecznym jezuicie, który razem z byłym najemnikiem staje do walki z bestialską kolonizacją Indian Guarani, Morricone pokazał kunszt w podkreślaniu filmowej treści za pomocą muzyki. Gabriel’s Oboe, najbardziej znany utwór Misji, pojawia się w filmie po raz pierwszy w scenie, w której jezuita wchodzi w dialog z rdzennymi mieszkańcami za pomocą muzyki. Następnie staje się humanistycznym manifestem, obok którego nie wolno przejść obojętnie. Podobno dla kompozytora Misja była świeżym startem, gdyż nosił się wówczas z zamiarem porzucenia działalności filmowej.

Love Theme z filmu Cinema Paradiso (1988), reż. Giuseppe Tornatore

Trudno o lepszy hołd dla magii oraz uniwersalności kina od sceny z Cinema Paradiso, w której dorosły Toto zasiada na sali, a po zgaśnięciu świateł ogląda montażówkę cenzurowanych za czasów jego dzieciństwa pocałunków filmowych. Byłaby to po prostu dobra scena, jednak dzięki nostalgiczno-miłosnej melodii Morricone staje się czymś znacznie więcej – poruszającym do żywego przypomnieniem, że dobre kino winno być nie tylko serią ruchomych obrazów, lecz także emocjonującym spotkaniem z samym sobą. Na fragmencie, w którym muzyka narasta, a w oczach Toto pojawiają się łzy, płaczą nawet najwięksi twardziele.

Chi Mai z filmu Magdalena (1971), reż. Jerzy Kawalerowicz

Chi Mai to jeden z tych pięknych muzycznych motywów, które wielu ludzi kojarzy, ale nie ma pojęcia skąd. Ani tym bardziej nie wie, że to melodia filmowa. Trudno się dziwić, jeśli wziąć pod uwagę, że niełatwo wyodrębnić jeden tytuł, który ją spopularyzował. Nieco podobny utwór pojawił się na ścieżce dźwiękowej Człowieka zwanego Ciszą (reż. Sergio Corbucci, 1968 r.), ale w pełnej krasie Chi Mai wybrzmiało dopiero w zapomnianej dzisiaj Magdalenie Jerzego Kawalerowicza. Potem piękny utwór pojawiał się m.in. w sensacyjnym francuskim Zawodowcu z Jean-Paulem Belmondo oraz brytyjskim mini-serialu The Life and Times of David Lloyd George.

The Last Stage To Red Rock z filmu Nienawistna ósemka, (2016), reż. Quentin Tarantino

Dochodzimy w ten sposób do utworu z partytury, która przyniosła nareszcie Morricone Oscara – po pięciu wcześniejszych nominacjach oraz Oscarze honorowym z 2007 r. Co więcej, była to pierwsza współpraca reżysera z Morricone, gdyż w Bękartach wojny Tarantino wykorzystał po prostu jego motywy z innych filmów. The Last Stage… nie było dla Włocha przełomem, jednak przypomniało widzom na całym świecie, że Morricone to niedościgniony mistrz eklektycznego łączenia rozmaitych, teoretycznie słabo do siebie przystających brzmień. W tym przypadku elementów partytur „spaghetti westernów” z kinem gatunkowym, w tym filmową grozą.

Cockeye’s Song z filmu Dawno temu w Ameryce (1984), reż. Sergio Leone

Co by nie napisać o współpracy Morricone z innymi reżyserami, to w produkcjach Sergio Leone spełniał się najbardziej. W Dawno temu w Ameryce, rozpisanej na kilka dziesięcioleci opowieści o losach przyjaciół z żydowskiej dzielnicy w Nowym Jorku, pełno jest pamiętnych motywów, ale jeden zdecydowanie się wyróżnia. I pojawia się najczęściej w różnych hołdach oddawanych włoskiemu kompozytorowi. Chodzi mianowicie o utwór Cockeye’s Song, przy którym Morricone wspomagali Eddy dell'Orso i Gheorghe Zamfir grający na fletni Pana. Pieśń pozbawiona słów, symbolizująca tęsknotę za czymś, co być może nigdy nie istniało, ale zmieniło nas na zawsze.

Man With A Harmonica z filmu Pewnego razu na Dzikim Zachodzie (1968), reż. Sergio Leone

I znowu współpraca z Leone, i znowu przy wykorzystaniu iście anielskiego głosu Eddy dell'Orso. Ponownie przy westernie, który przekraczał wyznaczone przez innych twórców granice, łamał obowiązujące prawa i należy dziś zasłużenie do kanonu tego gatunku. W Man With A Harmonica Morricone zdefiniował muzycznie całą historię i jego bohaterów/antagonistów, zanim film został w ogóle nakręcony – partytura do Pewnego razu na Dzikim Zachodzie powstała bowiem przed zdjęciami, a Leone puszczał ją aktorom na planie, by wprawić ich w odpowiedni nastrój. Album z muzyką sprzedał się na świecie w nakładzie ponad dziesięciu milionów egzemplarzy.

Antarctica, Winter 1982 z filmu Coś (1982), reż. John Carpenter

Co robi w naszym zestawieniu eksperymentalny utwór z partytury, która została nominowana do Złotej Maliny? Wszyscy, którzy oglądali kiedykolwiek (też niedocenione w momencie premiery) Coś, znają zapewne odpowiedź. Wszyscy pozostali powinni obejrzeć nakręcone przez Carpentera arcydzieło horroru i wsłuchać się w niepokojące, lekko odrealnione dźwięki, którymi Morricone tworzy kolejną warstwę audiowizualnej grozy oraz narastającej wśród bohaterów niepewności – czy któryś z nich został „przejęty” przez krwiożerczego kosmitę? Film najlepiej oglądać w zimie, w ciemnym pomieszczeniu. Gęsia skórka gwarantowana.

Abolisson z filmu Queimada (1969), reż. Gillo Pontecorvo

Abolisson pojawia się tu nieprzypadkowo, bowiem jest to przepiękny, jednak mało znany utwór z doskonałego, lecz zapomnianego dziś filmu – a takich kompozycji znaleźć można w filmografii Morricone zapewne setki. Queimada to boleśnie szczery film o bestialskiej stronie kolonializmu – ukazanego na przykładzie opartej na faktach historii rewolucji na pewnej karaibskiej wyspie należącej do Portugalii – w którym Marlon Brando zagrał jedną ze swoich najlepszych ról. Jeżeli ten opis nie jest wystarczająco zachęcający, by sięgnąć po film, dajcie się przekonać mocy partytury Morricone, której Abolisson jest tylko jednym z elementów.

Main Theme z filmu Za garść dolarów (1964), reż. Sergio Leone

Skoro zaczęliśmy od „trylogii dolara”, dzięki której Morricone wypłynął po raz pierwszy ponad pół wieku temu na światowe wody, również nią skończymy. Główny motyw z Za garść dolarów stanowi doskonałe uzupełnienie rockowej mocy The Ecstasy of Gold, a jednocześnie symbolizuje wpisaną w gatunek westernu przygodę bez granic. Morricone poszedł na całość, wykorzystując nie tylko gitarowe riffy i dziwnie pasujące dzwony, ale także kościelne organy, chór oraz słynne gwizdanie. Słuchając tego utworu, aż by się chciało rzucić wszystko, wsiąść szybko na wyimaginowanego konia i wyruszyć w stronę zachodzącego słońca!

000 Reakcji

Dziennikarz, tłumacz, kinofil, stały współpracownik festiwalu Camerimage. Nic, co audiowizualne, nie jest mu obce, najbardziej ceni sobie jednak projekty filmowe i serialowe, które odważnie przekraczają komercyjne i autorskie granice. Nie pogardzi też otwierającym oczy dokumentem.

zobacz także

zobacz playlisty