Opinie |

„Nie patrz w górę”: To tylko koniec świata09.12.2021

źródło: Netflix

Film Adama McKaya na pierwszy rzut oka można postrzegać jako zjadliwy komentarz na temat zachowania ludzkości w ostatnich kilkunastu miesiącach. W rzeczywistości jednak scenariusz Nie patrz w górę powstał dużo wcześniej, jako szpila wbita w ignorancję wobec kryzysu klimatycznego. A pandemia koronawirusa tylko dopełniła profetycznej wizji jednego z najzdolniejszych współczesnych kinowych satyryków.

Przerażająco realistyczny wydźwięk Nie patrz w górę widoczny jest dopiero po chwili. Punkt wyjścia dla historii jest tu bowiem raczej uniwersalny, właściwy dobrze znanym nam filmom katastroficznym. Oto para naukowców – doktorantka astronomii Kate Dibiasky (Jennifer Lawrence) i jej przełożony dr Randall Mindy (Leonardo DiCaprio) odkrywają nadciągającą w kierunku Ziemi kometę. Taką, która może przynieść planecie tylko jedno: zagładę. Udają się więc do Waszyngtonu, nie bez problemów dostępują zaszczytu audiencji u prezydent USA (Meryl Streep), której towarzyszy jej syn i zarazem polityczna prawa ręka, Jason (Jonah Hill). Tu zaczynają się jednak schody: i nie chodzi wcale o to, że nikt duetowi naukowców nie wierzy. Po prostu pędząca w stronę Ziemi kometa wielkości Mount Everestu nie jest, delikatnie mówiąc, priorytetem. Naukowców czeka twarde lądowanie – choć do całkowitej anihilacji pozostało zaledwie pół roku, politycy śmieją im się w twarz, opowiadają o reelekcji, kampanii, wyborcach i milionach potencjalnie straconych dolarów.

Nie patrz w górę | Oficjalny zwiastun | Netflix / autor: Netflix Polska

McKay dobrze wie, jak pokazać takie postawy, jakiego języka i zestawu min używać u bohaterów, aby wyszło absurdalnie, ale też całkiem prawdopodobnie. Choć zaczynał od kręcenia komedii z Willem Ferrellem (tzw. głupich, ale przy okazji naprawdę śmiesznych), do historii przejdzie raczej jako reżyser Big Shorta (2015) i Vice’a (2018) oraz producent wykonawczy Sukcesji. Te trzy tytuły to absolutny top jeśli chodzi o zaangażowaną i upolitycznioną satyrę na ordynarny świat białych elit. McKay zręcznie żongluje w nich skomplikowanymi danymi i zawiłymi faktami, ale nie ucieka od przełamywania czwartej ściany i tłumaczenia widzowi ważnych dla niego faktów. W przypadku Nie patrz w górę, reżyser umieścił w opakowaniu absurdalnej, wypełnionej gagami i topowymi nazwiskami komedii bardzo ciężki ładunek: krytykę nas, ludzkości, i prosty przekaz: to wszystko poszło za daleko. Tu nie ma ratunku.

Co poszło za daleko? Zdradza to dalszy ciąg filmu. Główni bohaterowie, obrażeni na nieodpowiedzialne zachowanie zapatrzonej w swoją karierę prezydentki USA (tajemnicą poliszynela pozostaje kogo parodiuje tu świetna Streep), robią to, co każdy zatroskany obywatel zrobić powinien: uderzają do mediów. Nieważne jednak, czy wybiorą poważny portal czy śniadaniówkę z celebryckimi gospodarzami (Tyler Perry i Cate Blanchett): koniec świata nikogo nie obchodzi. Mówią to jasno liczby i wyniki oglądalności. Uwaga widzów jest zbyt niska, żeby przyswoić prosty przekaz o zagładzie ludzkości. Lepiej sprzedaje się rozstanie gwiazdy pop czy podany w miły sposób optymistyczny „content”. Poza tym naukowcy nie do końca czują media, przynajmniej na początku – nie przeszli potrzebnego „treningu medialnego” i szybko puszczają im nerwy. Co z tego, że podobnie jak pamiętny Michael Burry z Big Short (grany przez Christiana Bale’a autentyczny menedżer funduszu hedgingowego, który przewidział ogólnoświatowy kryzys gospodarczy w 2007 roku) mają za sobą fakty i naukę. Znów: do pewnego momentu nikogo to nie obchodzi.

Jonah Hill i Meryl Streep
Jonah Hill i Meryl Streep

Jeszcze dwie, trzy dekady temu, kiedy pojawiały się filmy pokroju Armageddonu czy Dnia zagłady, nadciągajacy koniec świata wydawał się czymś kompletnie absurdalnym. Dziś również nie mamy doświadczenia odnośnie wielkich komet sunących ku Ziemi, ale jako ludzie nabyliśmy coś nowego: zbiorową wizję globalnego zagrożenia, którą dostarczyła nam pandemia. Film Adama McKaya przeraża właśnie z tego powodu i także dlatego jest taki aktualny. Absurd całej sytuacji, kiedy świat powinien się łączyć, rozumieć, skrzyknąć do wspólnego działania i zrobić wszystko, aby zwalczyć niespodziewane i zewnętrzne zagrożenie, a zamiast tego robi wszystko zupełnie odwrotnie, jest nam dobrze znany. W Nie patrz w górę mamy więc patriotyczne zrywy i próbę ugrania własnych politycznych korzyści. Są wielkie idee technologicznych wizjonerów, które reprezentuje estrawagancka postać z pogranicza Elona Muska i Steve’a Jobsa, brawurowo zagrana przez mającego na koncie Oscara Marka Rylance’a. Są koncerty i hymny, w tym tytułowa piosenka Don’t Look Up, w wykonaniu fikcyjnych, ale granych przez Arianę Grande i Kida Cudiego artystów. Jest wreszcie wielki podział społeczeństwa, socialmediowa wojna, hejt, hashtagi, virale, wyzwiska i podział na tych, którzy wierzą w skuteczność działań i tych anty. Jedni są przerażeni, szczególnie, kiedy kometa zaczyna rozświetlać nocne niebo; drudzy, nawołują po prostu do niepatrzenia w górę. Zwolennicy nauki kontra „antykometowcy” – niezamierzone proroctwo Adama McKaya działa na wyobraźnię lepiej niż niejeden dokument. I przeraża. Jedna z lepszych komedii tego roku niesie za sobą porcję gorzkiej prawdy o nas samych. Dobrze zrealizowany, nośny i upstrzony gwiazdami (bynajmniej nie spadającymi) film daje prostą odpowiedź, na pytanie o kondycję ludzkości. Spoiler alert: jest bardzo słaba.

Jennifer Lawrence, Leonardo DiCaprio i Timothée Chalamet
Jennifer Lawrence, Leonardo DiCaprio i Timothée Chalamet
000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty