Odmładzanie i wskrzeszanie w służbie filmu. 10 przypadków, w których aktorów zastąpiła technologia18.01.2021
Jednym z bardziej kontrowersyjnych trendów branży filmowej XXI wieku jest korzystanie z rosnących możliwości efektów komputerowych w – jak by to ująć – „ulepszaniu” sztuki aktorskiej. Dzieje się to zarówno w kontekście odmładzania znanych wykonawców czy legend kina na potrzeby roli i zamieniania ich w różnego typu monstra czy nieczłekokształtne postaci, jak i w przypadku cyfrowego wskrzeszania zmarłych już aktorów.
W 2019 roku świat obiegła wiadomość o pomyśle nakręcenia pełnometrażowego filmu z udziałem nieżyjącego od pół wieku Jamesa Deana. W reklamach telewizyjnych „wystąpili” już w ten sposób Audrey Hepburn, Marylin Monroe i Bruce Lee, a najwięksi Hollywood zakazują od jakiegoś czasu prawnie wykorzystywania swojego wizerunku po śmierci. Zmarły w 2014 roku Robin Williams zastrzegł np. odpowiednio wcześniej, że nie zostanie w żaden cyfrowy sposób „reaktywowany” do 25 lat po śmierci: do 2039 r. Moralną ocenę cyfrowego „wskrzeszania” pozostawiamy wam, ale zapraszamy jednocześnie do wspomnienia dziesięciu najsłynniejszych przypadków komputerowego ingerowania w sprawy życia, śmierci i percepcji widza.
Brandon Lee, Kruk (1994)
reż. Alex Proyas
W pewnym sensie od tego filmu wszystko się zaczęło, bowiem mimo że efekty komputerowe „wspierały” aktorów już przed Krukiem, zmarły tragicznie na kilka dni przed ukończeniem zdjęć Brandon Lee stał się pierwszym, którego rolę „dokończono” za sprawą sprytnie ukrytej cyfrowej iluzji. Efekty komputerowe dopiero wtedy raczkowały, nie było więc mowy o stworzeniu jakichś skomplikowanych ujęć, w których Lee zostałby ukazany w całej swej sztucznej okazałości, ale reżyser nie chciał zmieniać wydźwięku scenariusza. Odpowiednio ucharakteryzowany kaskader Chad Stahelski (ten sam, który był dublerem Keanu Reevesa w Matrixie i wyreżyserował z nim wszystkie części Johna Wicka) odgrywał rolę Lee na planie, wspierany starannie modulowanym światłem i kreatywnym kadrowaniem, a w post-produkcji na jego twarz nałożono oblicze aktora. Efekt był tak przekonujący, że trudno było stwierdzić, w których scenach nie ma Lee.
Carrie Fisher, Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie (2019)
reż. J.J. Abrams
Kolejny przykład komputerowej kreatywności wymuszonej nagłą śmiercią. Choć Fisher zmarła trzy lata przed premierą finałowej części najnowszej trylogii Gwiezdnych wojen, ba, na rok przed premierą „dwójki”, czyli Ostatniego Jedi (nagrała większość materiału, a w filmie pojawia się jedna scena z cyfrową aktorką), księżniczka Leia była jedną z kluczowych postaci sagi. Abrams i producenci postanowili wykorzystać zatem wspomagane komputerowo niewykorzystane sceny z Ostatniego Jedi i Przebudzenia Mocy, i zmienić pod nie scenariusz Odrodzenia. Mimo że aktorka nie została „odtworzona” cyfrowo, lecz faktycznie zagrała w tych scenach, efekt jest przedziwny. Podobnie jak krótki występ Lei w Łotrze 1, którego akcja rozgrywa się bezpośrednio przed Nową nadzieją z 1977 roku, gdy Fisher miała dwadzieścia lat. Fisher dała się cyfrowo odmłodzić do Łotra 1., tworząc precedens, z którego skorzystano przy okazji „budowania” roli w Odrodzeniu.
Peter Cushing, Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie (2016)
reż. Gareth Edwards
Pojawienie się w Łotrze 1. młodej Lei (na planie zagrała ją norweska aktorka Ingvild Deila, po czym „przemiany” w Fisher dokonali magicy od efektów komputerowych) było szokiem dla wielu widzów, ale nie ten występ skupił na sobie uwagę. W tym samym filmie „wskrzeszono” cyfrowo zmarłego w 1994 roku Petera Cushinga, by ponownie „zagrał” wielkiego moffa Tarkina. O ile Leia pojawia się na ekranie przez chwilę, Tarkin ma ważną rolę do odegrania w filmowej fabule i występuje nawet w scenach dialogowych. Na planie wcielił się w niego uzbrojony w cały rynsztunek performance capture brytyjski aktor Guy Henry, który nie tylko przypominał Cushinga fizycznie, ale też potrafił naśladować jego głos. Reszty dokonali artyści od efektów wizualnych, tworząc wiarygodną, lecz trącącą cyfrową sztucznością postać, która z tego względu wywołała mnóstwo kontrowersji. Bo czy nie można było ucharakteryzować żyjącego aktora?
Oliver Reed, Gladiator (2000)
reż. Ridley Scott
Reed zmarł wskutek ataku serca, ale w jego przypadku nie było mowy o ponownym obsadzeniu Proximo, byłego niewolnika i właściciela gladiatorów, który pomaga Maximusowi w dokonaniu zemsty. Nie tylko dlatego, że charyzmatyczny Brytyjczyk był absolutnie niepodrabialny w swojej grze i sposobie bycia, lecz z tego względu, że, podobnie jak Brandon Lee, aktor zdążył nagrać już większość swych scen. Od Kruka minęło zaledwie parę lat, jednak technologia komputerowa pędziła do przodu na złamanie karku (w tym samym czasie w Nowej Zelandii kreowano postać Golluma), zatem możliwe było stworzenie wyrafinowanego jak na ówczesne czasy cyfrowego dublera Reeda, który sprawdził się dobrze w tych kilku filmowych momentach, w których był potrzebny. Zasługą Ridleya Scotta, który nie rozumiał wówczas sedna efektów komputerowych, było natomiast to, że zaufał swojej ekipie i nie musiał zmieniać artystycznego założenia filmu.
Sean Young, Blade Runner 2049 (2017)
reż. Denis Villeneuve
Kolejne zaskoczenie dla widzów – w nakręconej ponad trzydzieści lat później kontynuacji Łowcy androidów pojawiła się Rachael, postać kluczowa dla fabularnego i filozoficznego wydźwięku oryginału Ridleya Scotta. Jest to wprawdzie tylko jej klon, lecz scena z jej udziałem jest jedną z najbardziej emocjonalnych w filmie, gdyż „nowa” Rachael rozmawia z Deckardem, który kochał prawdziwą Rachael – i ją stracił. O ile Carrie Fisher zezwoliła po prostu specjalistom od efektów na stworzenie młodszej wersji siebie na potrzeby ważnej sceny Łotra 1., grająca Rachael Sean Young czynnie uczestniczyła w realizacji Blade Runnera 2049. Była na planie, wspomagała swą dublerkę, Loren Petę, nagrała wspólnie z Harrisonem Fordem całą scenę, żeby artyści od efektów wizualnych mieli dodatkowy materiał referencyjny. Rachael jest i zarazem nie jest młodą Sean Young. I tak miało być. Efekty komputerowe jako narzędzie wspomagające artystyczną wizję.
Will Smith, Bliźniak (2019)
reż. Ang Lee
Will Smith wciela się w filmie Anga Lee w legendarnego zawodowego zabójcę na zlecenie, który zostaje zmuszony, by zmierzyć się z własnym klonem. Z młodszą wersją samego siebie, która przypomina wizualnie czasy, w których słynny aktor święcił sukcesy w popularnym serialu Bajer z Bel-Air. Chodzi więc ponownie, jak w przypadku Sean Young, o odmładzanie żyjącej osoby na potrzeby filmowej fabuły, niekoniecznie cyfrowe „wskrzeszanie”. Faktem jest, że mogliśmy też opisać, co magicy od efektów wizualnych zrobili z Bradem Pittem w Ciekawym przypadku Benjamina Buttona lub Robertem de Niro w Irlandczyku, ale podwójny Will Smith w Bliźniaku jest znacznie bardziej wiarygodny i zdaje się wyznaczać kolejny przełom w dziedzinie efektów komputerowych – przełom, który mógł mieć wpływ na to, że kilka tygodni po premierze filmu ogłoszono pracę nad produkcją z udziałem „wskrzeszonego” cyfrowo Jamesa Deana.
Paul Walker, Szybkcy i wściekli 7 (2015)
James Wan
Powracamy do cyfrowego „wskrzeszania” z bodaj najsłynniejszym przykładem z zeszłej dekady. Paul Walker był wraz z Vinem Dieselem ostoją kinowej serii Szybkich i wściekłych. Granej przez niego postaci nie dało się tak po prostu wymazać ze scenariusza siódmej części, gdy aktor zmarł tragicznie w wypadku samochodowym, nie ukończywszy wszystkich ujęć. Prace wstrzymano, by przepisać scenariusz i znaleźć sposób na odpowiednie pożegnanie gwiazdora. Z pomocą przyszli bracia Walkera, Caleb i Cody, podobni do niego fizycznie. Zagrali Briana O’Connera, w którego wcielał się w serii Paul, tak, żeby ekipa od efektów wizualnych mogła podłożyć w post-produkcji jego twarz na ich ciała (w ponad dwustu ujęciach!). Tak oto, choć jego występ jest fabularnie okrojony, Brian O’Connor nie stał się dodatkiem do filmu, lecz pozostał jego integralną częścią, a finałowe pożegnanie tej postaci okazało się najlepszym możliwym hołdem dla zmarłego aktora
Marlon Brando, Superman: Powrót (2006)
reż. Bryan Singer
Nieco inaczej odebrano pośmiertny powrót słynnego Marlona Brando do pełnometrażowego kina fabularnego. Singer, fan Supermana, nie wyobrażał sobie nowej wersji przygód Clarka Kenta bez udziału aktora, który prawie czterdzieści lat wcześniej stworzył u Richarda Donnera najbardziej pamiętną wersję Jor-Ela, ojca Supermana. Reżyserowi udało się zdobyć zgodę spadkobierców Brando i dostęp do materiałów z udziałem aktora, między innymi niepublikowanych wcześniej scen z Brando wyciętych z Supermana II Richarda Lestera. Zespolenie tych ujęć z cyfrowymi trickami Singer zlecił uznanej firmie Rhythm&Hues, czego rezultatem krótka i efektowna scena, która jest wiarygodna też dlatego, że Brando nie pojawia się w ludzkiej postaci, ale jako zapisane technologicznie wspomnienie.
Laurence Olivier, Sky Kapitan i świat jutra (2004)
reż. Kerry Conran
Zaledwie dwa lata przed cyfrowym „powrotem” Brando powstał film, w którym „wskrzeszanie” zmarłej legendy graniczyło z technologicznym kaprysem reżysera, nie wspieraniem artystycznej wizji. Chodzi o zmarłego w 1989 roku brytyjskiego aktora Laurence’a Oliviera, który w retro-sf Sky Kapitanie… pojawia się jako szalony naukowiec i złoczyńca dr Totenkopf. A w zasadzie w roli gadającej głowy, bowiem odtworzenie aktora w całości było w tamtych czasach niemożliwe, więc reżyser oraz artyści od efektów wizualnych skupili się na cyfrowej manipulacji istniejących materiałów z Olivierem, by dostosować je do założeń filmu. Wyszło nieźle, „występ” jest krótki i wpisuje się w świat przedstawiony, jednak nie wnosi nic z perspektywy artystycznej, a wręcz ubliża Olivierowi. Być może był to moment, w którym gwiazdy zaczęły uświadamiać sobie, że w przyszłości będą musiały zakazywać cyfrowego wykorzystywania swego wizerunku po śmierci.
Nancy Marchand, Rodzina Soprano (1999-2007)
twórca: David Chase
O ile w kinie cyfrowe „odmładzanie” i „wskrzeszanie” jest coraz popularniejsze, w telewizji nie zaistniało jako trend. Prawdopodobnie dlatego, że proces jest kosztowny i czasochłonny, podczas gdy seriale rządzą się swoimi prawami budżetowymi i logistycznymi. Jednak do najsłynniejszej cyfrowej „reaktywacji” doszło dwadzieścia lat temu na planie Rodziny Soprano. Livia Soprano, matka Tony’ego, była narcystyczną manipulatorką, jednym z ciekawszych złoczyńców w historii serialu, a Chase chciał pogłębiać postać w kolejnych sezonach. Jednak w 2000 r. wcielająca się w nią Nancy Marchand zmarła. Chase mógł zatrudnić inną aktorkę do roli, co przecież w telewizji się zdarzało, mógł też uśmiercić ją poza ekranem, zdecydował się jednak poświęcić 250 tysięcy dolarów (wówczas niewyobrażalną sumę dla takiej produkcji) na cyfrowe odtworzenie Marchand na potrzeby jednej z najbardziej emocjonalnych scen trzeciego sezonu. Światowa klasa.
zobacz także
- Odkryj swój talent. Już niebawem ósma edycja konkursu Papaya Young Directors Papaya Young Creators
Newsy
Odkryj swój talent. Już niebawem ósma edycja konkursu Papaya Young Directors
- Brzemię idealnego piękna. Jest zwiastun filmu o Björnie Andrésenie, aktorze ze „Śmierci w Wenecji”
Newsy
Brzemię idealnego piękna. Jest zwiastun filmu o Björnie Andrésenie, aktorze ze „Śmierci w Wenecji”
- Delfiny kontrolują swoje tętno lepiej niż jogini. W ten sposób unikają choroby dekompresyjnej
Newsy
Delfiny kontrolują swoje tętno lepiej niż jogini. W ten sposób unikają choroby dekompresyjnej
- Zobacz trailer remake'u bestsellerowej gry „Final Fantasy VII”
Newsy
Zobacz trailer remake'u bestsellerowej gry „Final Fantasy VII”
zobacz playlisty
-
Instagram Stories PYD 2020
02
Instagram Stories PYD 2020
-
PZU
04
PZU
-
03
-
David Michôd
03
David Michôd