Opinie |

Tarantino zadebiutował w roli pisarza. 10 powodów, dla których warto przeczytać „Pewnego razu w Hollywood”21.09.2021

kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”

Quentina Tarantino nie trzeba przedstawić żadnemu miłośnikowi kina. Kultowy twórca niedawno zapowiedział, że po nakręceniu dziesiątej produkcji filmowej poświęci się karierze pisarskiej. 29 września 2021 dzięki wydawnictwu Marginesy na półki księgarń w całej Polsce trafi jego debiutancka powieść w przekładzie Macieja Potulnego. Książka Pewnego razu w Hollywood daje przedsmak literackich możliwości Tarantino. Ponadto znacząco rozszerza i pogłębia wydarzenia znane z filmu z Bradem Pittem, Leonardo DiCaprio i Margot Robbie. Przygotowaliśmy zestawienie 10 największych różnic. Uwaga na spoilery!

Cliff Booth jakiego nie znacie – piękny łajdak, który ma sporo za uszami

W powieści najwięcej miejsca Quentin Tarantino zdaje się poświęcać kaskaderowi Cliffowi Boothowi. W filmie wcielił się w niego Brad Pitt i poznaliśmy go jako oddanego przyjaciela Ricka Daltona (Leonardo DiCaprio) – niegdyś dublera i kaskadera, a obecnie szofera i moralne wsparcie Daltona. W książce kilkakrotnie Tarantino zagłębia się w przeszłość bohatera: pokazuje go jako odznaczonego za zasługi dla kraju weterana wojennego, znającego się na rzeczy podrywacza i miłośnika kina, na którym hollywoodzkie filmy nie robią wrażenia. Pisarz dotyka także jego mrocznej strony. Kwestia domniemanego zabójstwa żony zostaje dobitnie wyjaśniona i jak się okazuje – Cliff ma niejeden grzech na sumieniu. Tarantino często „usprawiedliwia” przewinienia bohatera jego wojenną przeszłością i charakterem twardego faceta, który nie przystaje do hipisowskich czasów. O ile Cliffa z filmu w interpretacji Brada Pitta łatwo było polubić, tak jego powieściowa wersja budzi często moralne wątpliwości.

kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”
kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”

Cliff Booth – bohater wojenny, na którym hollywodzkie filmy nie robią wrażenia

Wątek miłości do kina Cliffa warto rozwinąć, bo i sam Tarantino poświęca mu dużo miejsca. Cliff po wojnie, na której został odznaczony dwoma orderami za odwagę, nie znajduje przyjemności w oglądaniu większości hollywoodzkich produkcji. Jako bohater wojenny, a przede wszystkim były jeniec, któremu udało się uciec z niewoli, widzi w amerykańskich filmach zbyt wiele fałszu. Na podstawie wydarzeń, w których brał udział na wojnie, nakręcono film Bitwę o Morze Koralowe – nie podobało mu się, jak mało zaprezentowane na ekranie fakty miały wspólnego z rzeczywistością.
Cliff uważa, że kino europejskie i japońskie jest bardziej szczere. Potrafi wywołać emocje, choć nie zawsze jest dla niego zrozumiałe. Czasem go nudzi, ale częściej zachwyca. W przemyślenia Cliffa o kinie Tarantino wplata analizy i interpretacje filmów Akiry Kurosawy, Federico Felliniego czy Ingmara Bergmana. Poleca konkretne tytuły (jest np. TOP5 filmów Kurosawy), o innych pisze, że to „strata czasu”. Te filmoznawcze przemyślenia są ciekawe i dosadne – trudno wręcz pozbyć się wrażenia, że to myśli samego Tarantino, który jak wiemy, kocha kino miłością nieskończoną i wzniesioną na VHS-owych fundamentach.

Roman Polański dostaje więcej „czasu ekranowego”

W porównaniu z wątkami Cliffa i Ricka, perypetie Sharon Tate i jej męża, Romana Polańskiego, w filmie zeszły na dalszy plan. Sam Polański (Rafał Zawierucha) pojawił się na ekranie zaledwie w kilku krótkich scenach, a jedyne słowa jakie wypowiedział, były skierowane do psa. O występie Polaka w filmie Tarantino trąbiły jednak chyba wszystkie krajowe media, więc ekscytacja udzieliła się widzom. Tym bardziej zrobienie z polskiego reżysera postaci epizodycznej wywołało rozczarowanie u większości Polaków.
Książka oddaje „sprawiedliwość” Polańskiemu – nie tylko ukazuje go w większej liczbie scen, daje mu sceny dialogowe (jest nawet krótka „kłótnia” z Sharon w samochodzie), ale także skupia się na podziwie, którym darzyła go żona. A ten w dużej mierze wynikał z talentu reżysera – dlatego też w powieści cofamy się w czasie i możemy oglądać Polańskiego przy pracy na planie Dziecka Rosemary (premiera w 1968 r.) oraz poznać jego techniki reżyserskie.

kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”
kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”

Charles Manson jako niespełniona gwiazda rocka

Podobnie jak w przypadku Polańskiego, tak z Charlesem Mansonem (Damon Herriman), zwanym w filmie „Charliem”, Tarantino nie obszedł się łaskawie. Jego obecność na ekranie jest głównie wspominana przez jego wyznawców – kobiety i mężczyzn należących do sekty. On sam odwiedza dom Polańskiego, pytając o dawnego znajomego, Terry'ego. Później jednak znika.
Z powieści dowiadujemy się, kim był Terry. To producent muzyczny, Terry Melcher, przyjaciel Dennisa Wilsona. Manson, będąc aspirującym muzykiem, za wszelką cenę chciał wkupić się w łaski Terry'ego. Niestety, mimo że przyjaźnił się z Wilsonem, który był muzycznym odkryciem, znany producent nie widział w Mansonie krzty talentu. Mimo to przez pewien czas mężczyźni spędzali dużo czasu razem – gdy Charlie z Rodziną mieszkał na działce Wilsona, gdzie Terry był częstym gościem. Wątek muzycznych niepowodzeń Mansona jest w książce równie mocno rozwinięty, co ten dotyczący rekrutacji przez mężczyznę nowych członków sekty. W filmie obie te sprawy były przemilczane.

Sharon Tate i łapanie stopa

Choć w filmie Sharon Tate żyje na zupełnie innym poziomie niż większość hipisów, to widać, że szybko znajduje z nimi wspólny język. Widać to w scenie, gdy podwozi młodą autostopowiczkę – kobiety szybko łapią kontakt, a podróż upływa na luźnej rozmowie pełnej śmiechu. Co ciekawe, Tate do Hollywood trafiła właśnie podróżując autostopem. Cały rozdział to jej podróż przedstawiona z perspektywy kierowcy, który zdecydował się ją podwieźć. Nic więc dziwnego, że kobieta sama chętnie zabiera innych do swojego samochodu, bo wie, że czasem taki gest może pomóc komuś spełnić marzenia.

kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”
kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”

Rękopis znaleziony w Hollywood

Jednym z najbardziej znanych filmów o szkatułkowej strukturze jest Rękopis znaleziony w Saragossie (1964) Wojciecha Jerzego Hasa, ale nie można zaprzeczyć, że tego typu zabiegi wciąż są popularne. W ostatnim filmie Tarantino mogliśmy chociażby oglądać fragmenty wystylizowane na stare seriale telewizyjne, w których grał Dalton – obraz stawał się czarno-biały i zmieniał rozmiar, a po bokach szerokokątnego ekranu pojawiały się czarne paski.
W powieści dostajemy kilka rozdziałów, które przybliżają czytelnikowi fabułę Lancera - serialu, na planie którego Dalton spotkał Trudi Fraser, utalentowaną dziecięcą aktorkę. Na marginesie warto dodać, że – jak dowiadujemy się z książki – Trudi była później nominowana trzykrotnie do Oscara, w tym za nieistniejący film samego Tarantino, remake Kobiety w czerwieni Lewisa Teague'a (1979). Wracając jednak do Lancera – debiutujący pisarz bawi się formą powieści i kilka z rozdziałów stylizuje na groszowe magazyny lub literaturę wagonową z przełomu XIX i XX wieku (w niej właśnie narodził się gatunek znany jako western). W tej estetyce Tarantino tworzy fabułę „Lancera”, a przygody jego bohaterów są doprawdy ekscytujące – jak zresztą przystało na tego typu fabuły: proste, z postaciami pisanymi grubą kreską, pełne zwrotów akcji. I dające sporo czytelniczej satysfakcji pod warunkiem, że zaakceptuje się przerysowaną konwencję.

kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”
kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”

Brandy i jej tragiczna historia

Cichą bohaterką Pewnego razu w Hollywood z pewnością pozostaje wierna suczka Cliffa, Brandy. Ten pit bull nie tylko wykazuje się niezłomnością charakteru, niespotykaną wiernością i oddaniem swojemu panu, ale również odwagą. To z jej pomocą Cliff i Rick pokonują w finale bandę hipisów. Jak się okazuje za sprawą książki, niesamowite wytrenowanie psa wiąże się z jej tragiczną przeszłością.
Brandy była psem, którego Cliffowi oddał dłużnik – kumpel kaskader, który wisiał bohaterowi sporo kasy. Nie mogąc zwrócić pieniędzy, podarował mężczyźnie psa. Jednak nie był to zwykły czworonóg, a bestia, która toczyła krwawe walki w klatkach. Przez pewien czas obaj mężczyźni i Brandy jeździli po kraju i wygrywali tysiące dolarów, bo suczka była niepokonana. Z czasem Cliff chciał wycofać psa z walk, co doprowadziło do śmiertelnego nieporozumienia między nim a jego wspólnikiem.

kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”
kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”

Sceny pominięte i rozszerzone

Większość scen w książkowej wersji Pewnego razu w Hollywood jest nowa. Zdarzają się też te, które znamy ze srebrnego ekranu, jednak niemal zawsze Tarantino coś w nich zmienia. Większość jest znacząco rozwinięta. Chociażby pierwsze spotkanie Ricka Daltona i Marvina Schwarza (Al Pacino) rozgrywa się w innej scenerii (w biurze producenta, nie w barze) i trwa o wiele dłużej niż w filmie. Bohaterowie rozmawiają bez końca. Znany z zamiłowania do pisania długich dialogów Tarantino w powieści ma miejsce, by pozwolić się swoim bohaterom wygadać. To, co nie przeszłoby w filmie ze względu na ograniczenia metrażowe (a Pewnego razu... w Hollywood trwa prawie trzy godziny), w książce może ciągnąć się niemal do upadłego (nic dziwnego, że powieść liczy ponad 430 stron).
Tarantino jednocześnie decyduje się pominąć pewne sceny – takie jak ta ukazująca wybuch złości Ricka gdy demoluje przyczepę, wspólny seans FBI Daltona i Bootha czy muzyczną sekwencję w willi Playboya. Zamiast powtarzać obrazy znane z filmu, Tarantino dopisuje do nich post scriptum. Pokazuje to, czego nie widzieliśmy na ekranie. Tym samym nadaje wielu scenom nowy kontekst, prezentując ich następstwa lub to, co do nich doprowadziło. Często są to fragmenty humorystyczne, innym razem pozwalające inaczej spojrzeć na bohaterów (wynika z nich chociażby fakt, że Rick Dalton cierpiał na chorobę dwubiegunową).

kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”
kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”

Erotyka

Tarantino jest znany z dosadnych scen przemocy, a także dialogów niepozbawionych slangowych i wulgarnych określeń. Zarówno Wściekłe psy, jak i Pulp Fiction znajdują się na liście 50 filmów, w których przeklina się najwięcej w historii kina. Mimo że pod pewnymi względami reżyser nie boi się przekraczać granic, tak jego filmy pozbawione są scen erotycznych. Inaczej jest w powieści.
Z pewnością pamiętacie Pussycat (Margaret Qualley) – hipiskę z rodziny Mansona, którą Cliff bierze na stopa i podwozi na ranczo, gdzie niegdyś kręcił westerny. Rozmowa w samochodzie ma czysto erotyczny charakter. Dziewczyna kusi kaskadera, a ten stwierdza, że jak trafi do więzienia, to za coś innego, niż seks z nieletnią. W filmie wszystko kończy się na słowach i kilku kuszących pozach, ale w książce młoda hipiska na oczach kaskadera zaczyna się masturbować się na siedzeniu. Finał sceny pozostaje bez zmian – Cliff nie ulega pokusie, bohaterowie mają jednak miejsce na to, by porozmawiać o tym, jak Pussycat trafiła do „Rodziny” Mansona.

kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”
kadr z filmu „Pewnego razu... w Hollywood”

Inne zakończenie

Być może największym zaskoczeniem dla czytelników będzie fakt, że książka kończy się w innym miejscu niż jej odpowiednik ze srebrnego ekranu. Starcie z hipisami przy Cielo Drive w nocy z 8 na 9 sierpnia 1969 roku było jednym z najmocniejszych punktów filmu Tarantino z 2019 roku. Nie tylko potrafiło zszokować intensywnością (zwłaszcza w porównaniu z sennym klimatem Los Angeles prezentowanym w pozostałej części produkcji), ale również zmieniało historię. Widzowie spodziewali się, że ujrzą tragedię z udziałem Sharon Tate w domu jej i Polańskiego, a zamiast tego Tarantino oszczędził aktorkę, a hipisów wydał na pastwę Cliffa, Brandy i miotacza ognia Ricka Daltona.
W książce te wydarzenia są wspomniane pokrótce gdzieś w 1/4 powieści. Całość kończy się o wiele spokojniej – pełną emocji rozmową telefoniczną między Daltonem a jego ekranową partnerką, Trudi Fraser. Wspólnie ćwiczą rolę, a na dorosłego aktora spływa oświecenie. Może jego kariera utknęła w martwym punkcie, ale przez lata poznał w Hollywood kilku przyjaciół i wiódł ciekawe życie zarezerwowane dla wielkich gwiazd. Scena została nakręcona na potrzeby filmu (widać ją w zwiastunie książki, który prezentuje niewykorzystany materiał), ale Tarantino zdecydował się ją wyciąć dla dobra dramaturgii. Jak przyznał w wywiadzie – jest to jego ulubiona scena z całego filmu, dlatego decyzja o usunięciu jej była naprawdę trudna.

000 Reakcji

Z wykształcenia filmoznawca, kulturoznawca, scenarzysta. Publikował w prasie specjalistycznej (czasopismo „EKRANy”, “Czas Literatury”, „Zeszyty Komiksowe”), internecie oraz tomach zbiorowych („1000 filmów, które tworzą historię kina”, „Poszukiwacze zaginionych znaczeń”). Na co dzień prowadzi blog o popkulturze pod pseudonimem Anonimowy Grzybiarz. Lubi filmy z wybuchami i komiksy.

zobacz także

zobacz playlisty