Ludzie |

Agnieszka Żulewska: Udostępniam siebie26.10.2018

fot. materiały prasowe

Zło, od którego nie sposób uciec – tak jednym zdaniem można opisać fabułę długo wyczekiwanego serialu Ślepnąc od Świateł. Ośmioodcinkowy serial w reżyserii Krzysztofa Skoniecznego, stworzony na podstawie powieści Jakuba Żulczyka, pojawi się w ten weekend na platformie HBO GO. W przeddzień premiery rozmawiamy z Agnieszką Żulewską, serialową Anastazją.

W „Ślepnąc od Świateł” masz niewielką rolę. Trudno grało się drugie skrzypce?

Agnieszka Żulewska: Dwór ma swojego króla, a ja dobrze wiem, że w tym serialu nim nie jestem. Jeśli ktoś chce zagrać drugoplanową rolę tak, jakby była pierwszoplanowa, to może się to skończyć tragicznie. Trzeba znać swoje miejsce. Nie mam żadnego problemu z wcielaniem się w przysłowiowe drzewo w przedstawieniu szkolnym. Sztuka polega na tym, żeby zagrać to drzewo tak, jak drzewo powinno być zagrane, a nie starać się być główną pastereczką. Długo się nie zastanawiałam, kiedy Krzysiek [Skonieczny – przyp.red.] zadzwonił z propozycją, bo praca z nim zawsze mnie fascynuje – to wspólna podróż, w której nigdy nie wiesz, co się stanie.

Blisko ci do filmowej Anastazji?

Anastazja składa się z wielu sprzeczności. Z jednej strony totalny zen – chodzi na jogę i jest weganką, z drugiej – raz na jakiś czas wciąga sobie koks. Łapczywie poszukuje i ciągle skacze z miejsca w miejsce. Łapie się rzeczy, które są dla niej szkodliwe – zadaje się z nieodpowiednimi ludźmi, wchodzi w hardkorowe, wyniszczające od środka relacje. Ma w sobie ciągły niepokój. Ja mam inaczej. Jakiś czas temu odkryłam, że jestem zdenerwowana kiedy myślę o przeszłości, ale myślenie o przyszłości denerwuje mnie jeszcze bardziej. Dlatego skupiam się na tym, co jest teraz, bo wtedy jestem spokojna. Banalna zasada, ale staram się jej trzymać. Żyję inaczej niż Anastazja, dlatego jej rola była wyzwaniem. Zrobiłam wgląd w nocne życie, które ją wciągnęło. Jednocześnie wielu inspiracji dostarczył mi Instagram i niektóre hasztagi dotyczące fit-życia i imprezowania. Poza tym bardzo pomogli mi Gosia Karpiuk i Andrzej Sobolewski, którzy pracowali przy „Ślepnąc…” jako kostiumografowie. Zakładasz ciuchy, które przygotowali i stajesz się zupełnie inną osobą. Łatwiej wtedy zagrać w przekonujący sposób.

Kreujesz postać czy odtwarzasz to, co przygotował dla ciebie reżyser?

Aktorzy różnie na to patrzą, ale ja uważam, że wchodzę w to, co już zostało stworzone. Udostępniam siebie. Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie, ale wyobrażam sobie, że staję się tunelem, przez który przepływa to, co chce przekazać reżyser.

Ślepnąc od świateł – nowy trailer

Mrok ze „Ślepnąc...” ci się udzielił?

Pod koniec serialu jest jedna scena, w której moja bohaterka znajduje się w fatalnej sytuacji – grupa zbirów wpada do Anastazji na chatę. Wiadomo, że jesteśmy aktorami, musimy umieć grać różne rzeczy. Jednak podczas kręcenia tamtej sceny pojawiła się energia, która już nie była zabawą. Ogromne poczucie zagrożenia, czysta agresja, zło i brak skrupułów. Wszystko było na niby, ale i tak granie takich scen wyniszcza psychicznie.

Trudno wchodzi się na taki poziom emocjonalny?

No jakoś się wchodzi, gorzej z wychodzeniem, bo oczyszczanie się z tego może trwać nawet kilka dni. Po zdjęciach odpoczywasz w domu, ale w głowie ciągle masz to, co się działo przed chwilą na planie. Gdybym miała na takich emocjach ciągnąć dłużej niż te kilka scen, to byłabym wrakiem.

000 Reakcji
/ @jonasztolopilo

Redaktor naczelny Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty