Ludzie |

Gianfranco Rosi: Cisza warta stu godzin rozmów03.11.2020

kadr z filmu „Notturno”

Zaangażowanie – to drugie imię włoskiego dokumentalisty Gianfranco Rosiego. Autor nagrodzonego Złotym Lwem Sacro Gra i wyróżnionego Złotym Niedźwiedziem Ognia na morzu tym razem wyruszył z kamerą na pogranicze Iraku, Kurdystanu, Syrii i Libanu. Spędził trzy lata obserwując życie ludzi, których codzienność od zawsze definiuje wojna. „To rzeczywistość zawieszona między kolejnymi rewolucjami, dyktaturami, inwazjami i odcięciem elektryczności. Nic tam nie jest pewne” – mówi w wywiadzie dla Papaya.Rocks. 

Rosi towarzyszył m.in. kurdyjskim żołnierkom, owdowiałym syryjskim matkom i wielodzietnej irackiej rodzinie, utrzymywanej przez pracującego na trzy etaty dwunastolatka. Choć nie raz widział śmierć na własne oczy, na ekranie nie pokazuje makabrycznych scen. Dlaczego, tłumaczy w rozmowie z nami. Notturno już wkrótce do obejrzenia na platformie streamingowej połączonych 20. MFF Nowych Horyzontów i 11. American Film Festival.

NOTTURNO by Gianfranco Rosi (Official International Trailer HD)

Anna Tatarska: Notturno powstawał przez ponad trzy lata na obszarze niemal codziennie wstrząsanym kolejną krwawą tragedią. Jednak na ekranie niemal nie widzimy przemocy. Skąd ta decyzja?

Gianfranco Rosi: Przez lata z narastającym niesmakiem obserwowałem pornograficzne podejście do Środkowego Wschodu. Wojna, bomby, eksplozje, fruwające w powietrzu kończyny i krwawe szpitalne łóżka. Wszystko to na dużych zbliżeniach. A zaledwie kilometr dalej życie toczy się swoim rytmem... Nie twierdzę, że brutalne sceny nie mają miejsca, ale zwróćmy uwagę, że tylko one pokazywane są w kinie. Nie ma czasu na to, żeby usłyszeć wojnę, uchwycić historię miejsca, na którym od lat sukcesywnie odciska ona swoje piętno. Byłem tym zmęczony. Po nakręceniu intensywnego Ognia na morzu naturalnym krokiem było ukazanie świata, z którego pokazani w tamtym filmie migranci przybywają.

Wiemy, że zdjęcia realizował pan na pograniczu Iraku, Kurdystanu, Libanu i Syrii. Jednak nie podpisuje pan scen, nie mówi, gdzie dokładnie rozgrywa się akcja.

Podczas przygotowań znalazłem osiem historii, które postanowiłem pokazać. Moi bohaterowie mieszkali w oddalonych od siebie miejscach, które nie mają ze sobą nic wspólnego, poza blizną bycia zdradzonymi przez historię. Najpierw za czasów kolonialnych, potem przez lokalnych skorumpowanych polityków. W międzyczasie dotykały ich kolejne inwazje przeprowadzane pod pretekstem ochrony. Trwało ciągłe przeciąganie liny: demokracja czy dyktatura? Cenę za te dywagacje płacą wyłącznie zwykli obywatele. Dlatego było dla mnie jasne, że ten film musi opowiadać o nich. Historia miała być uniwersalna, szukałem więc bohaterów, którzy mieli w sobie coś archetypicznego. Z tego samego powodu zdecydowałem się wymazać z narracji pojęcie terytorium, geograficznej lokalizacji. Wyrysowane na mapie granice są sztuczne, w 1916 r., naszkicowało je dwóch szalonych facetów z cygarem [Rosiemu chodzi najprawdopodobniej o umowę Sykes-Picot, czyli tajne porozumienie pomiędzy rządami Wielkiej Brytanii i Francji z 16 maja 1916 roku, dzielące Bliski Wschód po zakończeniu I wojny światowej, nazwane od nazwisk jego sygnatariuszy – przyp. red.]. Przecież to samo wydarzyło się w Afryce. Syria, Irak, Iran, Kurdystan, Liban... Chciałem te historie wyjąć z konkretnego kontekstu i przekształcić się w coś nieco bardziej abstrakcyjnego, funkcjonującego w przestrzeni mentalnej. W Notturno granica staje się stanem umysłu. Nie oddziela już krajów – a życie od śmierci, przemocy, wojny, destrukcji i piekła.

Trudno jest mówić o normalności w świecie, gdzie młody chłopak utrzymuje rodzinę pracując m.in. w roli psa gończego. Nic tam nie jest normalne.

Jak wyglądają przygotowania do skrojonego na tak wielką skalę projektu? Pomagają panu lokalnie fikserzy, dziennikarze, politolodzy, tłumacze?

Nie do końca lubię słowo „fikser”, bo ludzie, z którymi zwykle pracuję, nie są tylko organizatorami, ale też filmowcami. Rozumieją, na czym polega myślenie obrazem i kręcenie dokumentu. Prace nad Notturno rozpocząłem wspólnie z pewną dziennikarką. Udaliśmy się w długą podróż, odwiedziliśmy wiele miejsc. Ale poróżniło nas podejście do pracy. W moim odczuciu była ona w stosunku do naszych bohaterów zbyt ostra. Podchodziła do tematu jak dziennikarka śledcza, wszystkich pytała, czy są z Isis i czy mają związki z terrorystami. Musieliśmy się rozstać, co kosztowało mnie zresztą małą fortunę i nieomal skończyło się w sądzie. Po tym rozstaniu robiłem film dalej sam, przy pomocy lokalnej ekipy.

„Notturno”, reż. Gianfranco Rosi
„Notturno”, reż. Gianfranco Rosi

Znalazł pan w tym koszmarze skrawki normalności?

Trudno jest mówić o normalności w świecie tak przesiąkniętym zapachem śmierci. Gdzie matki mają kontakt ze swoimi synami jedynie, gdy dotykają ścian więzień, w których ci zostali zamęczeni na śmierć. Gdzie młody chłopak, jeden z ośmiorga rodzeństwa, utrzymuje rodzinę pracując między innymi dla myśliwych w roli psa gończego. Nic tam nie jest normalne.

Ciągle towarzyszyła mi myśl, że coś mi się stanie. Co ciekawe, w takich sytuacjach człowiek nie boi się w trakcie. To jest tryb zadaniowy: widzi się tylko to, co w obiektywie kamery. Strach przychodzi dopiero później.

Czy po pracy w takich warunkach reżyser potrzebuje terapeuty?

Przez trzy lata kręcenia Notturno ani razu nie byłem w domu. Spałem w naprędce znalezionych schronach, czasami musieliśmy się przemieszczać w środku nocy. Poruszaliśmy się między posterunkami policji, szybko, regularnie – bo jeśli gdzieś zostaniesz gdzieś dłużej niż dwa dni, stajesz się celem. Na samym początku zdjęć na moich oczach wybuchł człowiek. Nigdy bym czegoś takiego nie sfilmował, ale do dziś pamiętam ten widok. Wszystkie moje wcześniejsze filmy był emocjonalnie obciążające, ale nigdy wcześniej nie ryzykowałem życia dosłownie każdego dnia. Ciągle towarzyszyła mi myśl, że coś mi się stanie. Co ciekawe, w takich sytuacjach człowiek nie boi się w trakcie. To jest tryb zadaniowy: widzi się tylko to, co w obiektywie kamery. Strach przychodzi dopiero później wraz ze świadomością, co dokładnie mogło się wydarzyć. Takie doświadczenia zmieniają człowieka na zawsze. Niezwykle intensywny etap zbieranie materiałów, potem inna adrenalina związana z montażem, kończeniem wersji do emisji, spotkaniami festiwalowymi... Wtedy przychodzi cisza. Potrzeba dużo czasu i siły, żeby zebrać siebie na nowo w całość. Staram się o tym pamiętać.

„Notturno”, reż. Gianfranco Rosi
„Notturno”, reż. Gianfranco Rosi

Czy płaci pan swoim bohaterom? Dokumentaliści mają do tej praktyki różne podejście. Niektórzy mówią, że to wręcz nieetyczne, bo „kupuje” się przychylność bohaterów.

Zawsze im płacę! Dodatkowo po zdjęciach przekazuje im jeszcze osobną kwotę, zależną od tego, jak bardzo się musieli zaangażować. Ja swoich bohaterów nie proszę o krótki wywiadzik, a aby oddali mi trzy, cztery miesiące ze swojego życia i podjęli ryzyko. To jest poważna prośba. Ci ludzie na co dzień zarabiają bardzo mało. Uważam, że jeśli mamy spędzić razem kilka miesięcy, to powinienem zrekompensować im to, co przez ten czas stracą, nie pracując, lub pracując mniej.

W grę wchodzą nie tylko pieniądze, ale też różnego rodzaju pomoc, dary.

Kiedy kręciłem Ogień na morzu założyłem fundację, na którą do dziś wielu dobrych ludzi wpłaca pieniądze. Dzięki nim sprowadziliśmy na przykład do Włoch dziewczynę, która straciła kończynę, dostała leczenie i rehabilitację. Ali, bohater Notturno, ma dwanaście lat, ale jest głównym żywicielem rodziny, bo jego ojciec przebywa w więzieniu. Dzięki pieniądzom z fundacji Fuocoammare udało nam się po zakończeniu zdjęć kupić mu łódź rybacką, żeby mógł być swoim sterem, okrętem i pracodawcą. Nazwaliśmy ją Kapitan Ali.

Gianfranco Rosi (fot. Paul Katzenberger)
Gianfranco Rosi (fot. Paul Katzenberger)

Jedną z bardziej poruszających scen filmu jest moment, w którym kamera obserwuje, jak dzieci, ofiary wojny, opisują stworzone przez siebie rysunki. Kredkami i ołówkiem zapisany jest na nich niewyobrażalny koszmar.

Spędziłem z tymi dzieciakami bardzo dużo czasu. Są ogromnie dzielne, ich siła jest niewyobrażalna. Długo nie wiedziałem, jak je filmować. Okazało się, że co środę spotykają się ze swoją nauczycielką i rozmawiają o tym, co narysowali. To coś w rodzaju sesji terapeutycznej. Zamiast patrzeć na twarze młodych, skierowałem kamerę na kartki. Potem bardzo długo zastanawiałam się, czy te sceny w ogóle w filmie umieścić. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że jest to mój obowiązek. Te dzieci i ich rysunki są świadkami historii. To są ich Procesy Norymberskie.

Dlaczego Ali nigdy się nie odzywa?

Ta cisza mówi za niego. Jest warta stu godzin rozmów. Kiedy patrzymy w jego oczy, rozpościera się przyzna mi niezwykle gęsty wewnętrzny świat. Koniec filmu to dla mnie takie zawieszenie przyszłości. Bo zawieszenie jest wpisane w naturę tej rzeczywistości. Jakby mało było wszystkich historycznych perturbacji, odciętej elektryczności, znikających szpitali i szkół, to jeszcze teraz na dokładkę region pustoszy koronawirus. A tam w szpitalu umiera się nawet na ból głowy, coś takiego, jak ubezpieczenie zdrowotne nie istnieje. Tam nie można nawet ubezpieczyć samochodu! Z tego powodu prawie musiałem zrezygnować z kręcenia Notturno. Jeśli człowiek ma wypadek, to po prostu sam naprawia auto. A jeśli facet, który w ciebie wjechał, wyciąga pistolet, jest to wyłącznie twój problem. Sytuacja jest patowa. Odkąd Amerykanie przestali się tym regionem interesować, prezydentem został Trump, a na całości odcisnął pocałunek Covid, jedyna przyszłość, jaką widzę, to całkowita katastrofa.

 

Anna Tatarska rozmawiała z Gianfranco Rosim podczas tegorocznego Festiwalu Filmowego w Wenecji.

„Notturno”, reż. Gianfranco Rosi
„Notturno”, reż. Gianfranco Rosi

 

Dziennikarka i recenzentka filmowa, współpracująca m.in z magazynem Vogue, Onetem i Gazetą Wyborczą. Absolwentka filmoznawstwa i wiedzy o kulturze oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Ceni wolność w pracy i życiu. Za dużo mówi. Jej pasją są wywiady, wegetariańskie kulinaria i podróże. Całkiem lubi innych ludzi.

zobacz także

zobacz playlisty