Wciąż szybcy, wciąż wściekli. Mija 20 lat od premiery pierwszej części słynnej samochodowej sagi18.06.2021
18 czerwca 2021 roku mija równe dwadzieścia lat od premiery „Szybkich i wściekłych” Roba Cohena – pierwszej części jednego z najbardziej dochodowych i popularnych cykli filmowych w historii kina.
Nikt chyba ma wątpliwości, że wyświetlani już na kilku światowych rynkach (w Polsce od 25 czerwca) Szybcy i wściekli 9 będą dominować w kinach i staną się jednym z największych przebojów lata. Film ma frekwencyjny sukces wypisany na plakatach, w zwiastunach i wszelkich zapowiedziach, które podgrzewają od miesięcy oczekiwania. Czas pokaże, czy dorzuci nowe rekordy box-office’u do długiej listy triumfów słynnej samochodowej sagi, pewne jest jednak, że dołoży co najmniej kilkaset milionów dolarów do imponujących sześciu miliardów już zarobionych przez Szybkich i wściekłych. Trudno dziś przewidzieć, jak długo twórcy będą ciągnąć cykl – aktor/producent Vin Diesel twierdzi, że część dziesiąta będzie ostatnią, a następnie powstaną kolejne po Hobbs i Shaw spin-offy, być może skupiające się na postaciach żeńskich – ale nie zmienia to faktu, że Szybcy i wściekli naznaczyli światową popkulturę. W kontekście filmowym piękne, szybkie i mocarne samochody kojarzą się nie z eleganckimi wozami Jamesa Bonda i popisowymi furami z Mission: Impossible, lecz właśnie z podrasowanymi do granic maszynami Doma Toretto i spółki.
Jest to dość niesamowite, biorąc pod uwagę fakt, że dwadzieścia lat temu, gdy pierwsza część rozpoczynała swą przygodę z ekranami kinowymi, nikt nie spodziewał się tak dużego sukcesu, a tym bardziej kulturowego fenomenu. Szybcy i wściekli powstali na bazie artykułu, opublikowanego w maju 1998 r. w magazynie „VIBE”, którego autor, Kenneth Li, zgłębiał środowisko nielegalnych wyścigów ulicznych w Nowym Jorku. Tekst cechowała pasja, bo wychowany w mieście Li nie miał pojęcia o istnieniu świata młodych buntowników tuningujących samochody dla sławy, forsy i ekscytacji niebezpieczną prędkością. Aspekty kryminalne ominął, gdyż pisał do familijnej grupy odbiorów, aczkolwiek producent Neal H. Moritz oraz reżyser Rob Cohen właśnie na nich oparli ten projekt. Redline, bo taki początkowo nosił tytuł, miał być opowieścią o działającym incognito policjancie, Brianie O’Connerze. Przenika on do grupy ulicznych wyścigowców pod wodzą Dominica Toretto, podejrzewając, że dorabiają rabowaniem ciężarówek ze sprzętem. Zaczyna czuć jednak do nich sympatię i zakochuje się w Mii Toretto, młodszej siostrze Doma, co prowadzi do dramatycznej decyzji w finale.
W pewnym sensie Szybcy i wściekli byli dla latynoskich dzieciaków i kolegów z wieloetnicznego Los Angeles tym, czym dla czarnej Ameryki stała się lata później Czarna Pantera.
Jak określił to producent Neal H. Moritz, Redline miał być „połączeniem Na fali z Donnie Brasco, z wyraźną nutką lojalności i rodzinnych więzi rodem z Ojca chrzestnego”. I choć to porównanie było na wyrost, prawda jest taka, że sukces pierwszych Szybkich i wściekłych, a także całej sagi, wynika w dużej mierze właśnie z ujętej w szalenie atrakcyjne szaty koncepcji rodziny – nie tej, w której się rodzisz, lecz tej, którą częścią świadomie się stajesz, niezależnie od tego, czy to policja, wiejskie kółko szydełkowania czy grupa chłopaków i dziewczyn z ulicy, którzy ponad wszystko cenią lojalność, przyjaźń i honor. Wątek podniósł do potęgi scenarzysta David Ayer (dziś autor Królów ulicy, Bogów ulicy czy Furii), którego zatrudniono do zanurzenia filmu w młodzieżowym slangu i wymyślnym przestępczym etosie. Ayer przeniósł akcję z Nowego Jorku na wypełnione subkulturami przedmieścia Miasta Aniołów oraz wpisał weń barwną mieszankę ignorowanych przeważnie przez kino popularne mniejszości etnicznych, zafascynowanych szybkimi wozami.
W pewnym sensie Szybcy i wściekli byli dla latynoskich dzieciaków i kolegów z wieloetnicznego Los Angeles tym, czym dla czarnej Ameryki stała się lata później Czarna Pantera: filmem hollywoodzkim, w którym widzieli siebie samych, a nie białych aktorów grających coś, czego nie znali z autopsji. Odwdzięczyli się twórcom, chodząc masowo na ich film i tworząc wokół niego otoczkę wyjątkowości. Zgrała się ona z rosnącą za sprawą Szybkich i wściekłych fascynacją kulturą samochodową. Niekoniecznie nielegalnymi wyścigami, choć trudno zaprzeczyć, iż film świetnie grał posmakiem zakazanego owocu, ale po prostu faktem, że tak można. Że podrasowana Toyota Supra może wyglądać jak auto wyścigowe i ścigać się z Ferrari. Że świadomy tuning Hondy Civic może zrobić z bezosobowego wozu prosto z salonu coś, co wyraża charakter właściciela. Że to nie wyścig, kto ma największy silnik, lecz zawody, kto potrafi wycisnąć z auta jego zalety, zapominając o ograniczeniach. Co oczywiste, filmowe sceny są podkręcone do tego stopnia, że nie zawsze mają pokrycie w rzeczywistości, jednakże sama otoczka jest prawdziwa. I to czuć. Widzowie to czuli. Wciąż czują. Internet pełen jest wypowiedzi osób, które za sprawą fascynacji Szybkimi i wściekłymi zrobiły prawko, podrasowały wozy i zmieniły podejście do samochodów.
Pierwsi Szybcy i wściekli mają idealnych bohaterów – prostych, niemal archetypicznych, lecz sprawdzających się w tej konwencji. Mają też świetne bohaterki, które nie dają sobie w kaszę dmuchać.
Filmowy koordynator samochodowy, John Feinblatt, stawał na głowie, by nie tylko „zatrudnić” do Szybkich i wściekłych piękne auta, ale także włączyć w cały proces społeczność prawdziwych kierowców. Na ekranie oglądamy więc zarówno wozy dostosowane do potrzeb fabuły filmu, jak i mnóstwo autentycznych demonów ulic, wypożyczonych ekipie na czas zdjęć. I to też czuć. Nie trzeba znać tego świata, nie trzeba interesować się nawet samochodami, by ten aspekt docenić. Film Cohena i Moritza nie wprowadził niczego nowego do kultury samochodowej; jego zasługą jest fakt, iż spopularyzował ją w stopniu, w jaki mogło uczynić to wyłącznie kino dla masowego widza. O ile bowiem w wielu wysokobudżetowych hitach auta są dodatkiem do efekciarskich popisów aktorów, kaskaderów i speców od efektów komputerowych, w pierwszych Szybkich i wściekłych są pełnoprawnym bohaterem. Nierzadko ważniejszym od fajnie podanych, ale mimo wszystko przewidywalnych relacji O’Conner – Toretto i O’Conner – Mia Toretto. Dodać do tego precyzyjnie nakreślony kodeks honorowy ulicznych wyścigowców oraz świetnie skompletowaną obsadę, również kobiecą, i łatwo zrozumieć, dlaczego Szybcy i wściekli przetrwali próbę czasu.
Obraz Cohena nie jest durną rozrywką dla „blacharzy”, lecz pełnokrwistym samochodowym kinem sensacyjnym, jakiego dziś już się nie kręci. Filmem powstałym między erą Schwarzeneggera, Willisa, Stallone’a i innych herosów akcji lat 80., a nadchodzącą epoką superbohaterów, którzy zdominowali światowy box-office za sprawą Mrocznego Rycerza i gambitu Marvela i Disneya. Pierwsi Szybcy i wściekli mają idealnych bohaterów – prostych, niemal archetypicznych, lecz sprawdzających się w tej konwencji. Mają też świetne bohaterki, bo ani Mia Toretto, ani Letty Ortiz, dziewczyna Doma, nie dają sobie w kaszę dmuchać. Szczególnie Letty, grana przez Michelle Rodriguez, która nosi znamiona twardzielki, lecz jest twardo stąpającą po ziemi dziewczyną z sąsiedztwa. Aktorka wspominała, że jej postać napisano jako typową „laskę na pokaz” i musiała wyjaśnić producentom, co o tym myśli. Wyszło wybornie, a chemia między nią i Vinem Dieselem jest niemal tak mocna jak ta między Dieselem i Paulem Walkerem. Drugi plan to natomiast stereotypy: emocjonalny geek, wybuchowy twardziel, lojalny imprezowicz. Ale też sprawdzają się w ramach tej rodziny.
Saga skręciła w kierunku coraz bardziej efekciarskich pościgów, napadów i szpiegowskich wątków rodem z Mission: Impossible, serii, która musiała w tym samym okresie przejść podobną przemianę.
Jest więc dużą ironią, że te przymioty nie tylko nie zadecydowały o późniejszym gigantycznym sukcesie cyklu, ale Szybcy i wściekli musieli odciąć się od stylistyki pierwszej części, by w ogóle przetrwać. Upadek zaczął się w zasadzie jeszcze na planie „jedynki”, bo Diesel uważał, że to film pełny, który nie potrzebuje kontynuacji. Odrzucił scenariusz sequela, a Szybcy i wściekli 2 skupili się na O’Connerze, który staje naprzeciwko groźnego barona narkotykowego. Inny reżyser, inna obsada, inne miejsce akcji (skąpane słońcem Miami), a samochody raczej w roli ładnego wabika na widza. „Dwójka” swoje zarobiła, ale wszyscy, łącznie z Paulem Walkerem, widzieli, że to nie to samo. „Trójka” nie miała w zasadzie nic wspólnego z oryginalnymi Szybkimi i wściekłymi (póki scenarzysta tej i kolejnych części, Chris Morgan, nie wymyślił sposobu, żeby je połączyć, mieszając niemożliwie w chronologii serii). Akcję przeniesiono do Japonii, gdzie główny bohater poznaje sztukę driftingu, ale mimo rozbudzenia fascynacji widzów tą subkulturą, film stał się najmniej dochodową częścią cyklu: 159 mln dolarów przy 207 nakręconej za połowę mnie „jedynki”
Był to punkt przełomowy, bo producenci zdali sobie sprawę, że największe atuty części pierwszej – wielokulturowość świata nielegalnych wyścigów ulicznych oraz piękne, groźne i seksowne wozy – nie zainteresują prawdziwie masowego widza. Saga skręciła zatem w kierunku coraz bardziej efekciarskich pościgów, napadów i szpiegowskich wątków rodem z Mission: Impossible, serii, która musiała w tym samym okresie przejść podobną przemianę w wysokobudżetowe widowiska, w których logika nie musi iść w parze z fabułą. Wrócili Walker i Diesel, a Szybcy i wściekli 4 zaczęli się od imponującego prologu na Dominikanie i… śmierci Letty, zaś skończyli odejściem O’Connera z FBI. Wynik: 360 mil. dol. w kinach. W „piątce” pojawił się natomiast Dwayne Johnson, a sceny akcji stały się spektaklem samym w sobie – jak bowiem inaczej określić sekwencję, w której dwa pędzące na złamanie karku Dodge Chargery wloką kilkutonowy sejf po autostradzie Rio de Janeiro? Scena fenomenalna, wiarygodności mało. Wynik: 626 mil. dol. w światowych kinach. Od tego momentu, od tej dokładnie sceny, twórcy Szybkich i wściekłych przestali brać serię na poważnie, w każdej kolejnej części przekraczając kolejne granice rozrywkowego absurdu.
Kolejne trzy filmy były – poza tragiczną śmiercią aktora Paula Walkera w kraksie samochodowej, która pozbawiła Szybkich i wściekłych najmocniej stąpającego po ziemi bohatera – w zasadzie kinem superbohaterskim. Toretto i jego ekipa wyczyniali istne cuda z samochodami, których nie imały się prawa fizyki. Na ekranie obserwowaliśmy coraz bardziej spektakularne akcje, od pościgu po ciągnącym się dziesiątkami kilometrów pasie startowym samolotów, po niespodziewaną scenę z udziałem… łodzi podwodnej. Złoczyńcy są w tych filmach mocno złowieszczy, a członkowie ich rodzin jeszcze gorsi, zaś do serii dołączały kolejne gwiazdy – Jason Statham, Helen Mirren, Charlize Theron. Do akcji wróciła Letty, która jednak nie zginęła, lecz miała amnezję, więc przez pewien czas walczyła przeciwko Dominicowi. Toretto w pewnym momencie został zmuszony do zdrady przyjaciół, by ostatecznie potwierdzić swymi czynami, że rodzina – ta wybrana, nie ta biologiczna – jest najważniejsza. Część szósta: 788 mil. dol. Część siódma: 1,5 miliarda dol. Część ósma: 1,23 miliarda dol. W międzyczasie do kin trafił pierwszy spin-off, Szybcy i wściekli: Hobbs i Shaw. I mimo że zarobił „tylko” 760 mil. dol., potwierdził, że nie ma na ten cykl mocnych. Wszystko wskazuje, że wkraczająca do kin „dziewiątka” potwierdzi to założenie.
zobacz także
- Forbes opublikował listę najlepiej zarabiających aktorów w 2020 roku
Newsy
Forbes opublikował listę najlepiej zarabiających aktorów w 2020 roku
- Cardi B, Offset i ich córka Kulture jako rekiny ze świata „Baby Shark”
Newsy
Cardi B, Offset i ich córka Kulture jako rekiny ze świata „Baby Shark”
- Helen Mirren poprowadzi teleturniej o Harrym Potterze. Jest pierwszy zwiastun
Newsy
Helen Mirren poprowadzi teleturniej o Harrym Potterze. Jest pierwszy zwiastun
- Zwolnij wirtualnego pracownika. Powstało narzędzie do ćwiczenia umiejętności interpersonalnych
Newsy
Zwolnij wirtualnego pracownika. Powstało narzędzie do ćwiczenia umiejętności interpersonalnych
zobacz playlisty
-
05
-
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
12
Walker Dialogues and Film Retrospectives: The First Thirty Years
-
John Peel Sessions
17
John Peel Sessions
-
Cotygodniowy przegląd teledysków
73
Cotygodniowy przegląd teledysków