Jagoda Szelc: Robienie filmów dla widzów jest skazane na porażkę08.11.2019
Reżyserka, scenarzystka i wizjonerka. Jedna z najciekawszych artystek działających w polskim kinie, nie tylko na przestrzeni ostatnich lat, ale i w ogóle. Jej oryginalne, odważne i przerażające filmy – Wieża. Jasny dzień oraz Monument – zdobyły poklask krytyków i wzbudziły zachwyt widzów.
Publikujemy fragment wywiadu, który z Jagodą Szelc przeprowadziła Agata Napiórska. Rozmowa jest częścią wydanej niedawno książki „Jak oni pracują 2”, w której najciekawsi polscy twórcy opowiadają o swoich codziennych rytuałach, inspiracjach, a czasem i przeszkodach, stających na drodze kreatywnego procesu.
Agata Napiórska: Od czego zaczynasz pracę nad filmem? Od historii?
Jagoda Szelc: Opowiadanie historii jest najmniej interesującą rzeczą w robieniu filmów. Trzeba oczywiście podejść do tego rzetelnie. Ktoś kiedyś powiedział, że istnieje siedem historii, które w kółko sobie opowiadamy. Ważne jest więc nie co, a jak. Dlatego szukałam jakiejś kapsuły. Wiedziałam, jaki będzie koniec i jak technicznie robi się film. Nie chciałam strzelić sobie w kolano. Na poziomie budowania filmu upraszczam wszystkie rzeczy techniczne. Za to na poziomie postawy artystycznej utrudniam tak, jak tylko mogę. Wiedziałam, że muszę zrobić kameralny film, bo będę miała mało pieniędzy. Założyłam, że w moim filmie wystąpi maksymalnie siedmiu aktorów. Chciałam przez kilka tygodni mieć próby z ich grupą i osiągnąć naturalistyczny efekt. Żeby scena była bardziej naturalistyczna, wprowadziłam dzieci i psa. Zespół przez pięć tygodni współpracował, chciałam zatomizować ten film i sprawdzić, czy dam radę przeskakiwać z gatunku w gatunek. Interesowało mnie, czy mogę wyjść z dramatu psychologicznego i przesuwać film – pod względem formalnym – w stronę thrillera, a nawet horroru.
Zaczęłaś więc pracę od ustalenia gatunku i struktury?
Zaczęłam od postawy artystycznej. Chciałam, żeby widz tracił kontrolę nad filmem, żeby ludzie wzięli za siebie odpowiedzialność. Uważam, że w społeczeństwach jest deficyt dorosłości – która objawia się tym, że jako osoba dorosła architektonicznie budujesz swój system wartości. Nie prosisz, żeby ktoś powiedział ci, jak żyć i co jest prawdą. Możliwość decydowania o kształcie swoich myśli jest jedyną rzeczą, z którą rodzimy się i umieramy. Ludzie zbyt szybko z tego rezygnują.
Dlaczego tak się dzieje?
Może zbyt wielu jest nauczycieli, którzy narzucają nam system myślenia. Nie krytykuję duchowości – duchowość to doświadczenie własne. Religijność zapożyczamy od kogoś. Popieram wszystkie religie, które prowadzą ludzi i rozwijają ich duchowo. Jestem jednak przeciwna instytucjom religijnym. Kościół gdzieś się zapomniał, zagarniając władzę nad ludzkimi duszami. Wydaje mi się, że sztuka ma zadanie: ma nam przypominać, że jesteśmy autonomiczni. Dlatego wkurwia mnie przepotwornie, jak ktoś mówi mi, że robi filmy dla widzów. To traktowanie widza protekcjonalnie, zakładanie, że ja mam mu dostarczyć jakiejś wiedzy, której on nie ma. Mariusz Grzegorzek krzyczał na mnie, żebym się nie zachowywała jak dziecko, bo mój film jest dla pięćdziesięciu widzów, w tym ze trzech wyjdzie z kina. Nie miałam ambicji robienia filmów dla widzów, raczej za Gombrowiczem chciałam „zapraszać ich jako świadków swoich wzruszeń”. Robienie filmów choćby dla jednego widza jest niemożliwe. Ja nie dzielę z nikim podobnej rzeczywistości. Robienie filmów dla widzów jest skazane na porażkę.
Robisz więc filmy, nie myśląc o widzach?
Robiłam Wieżę. Jasny dzień przez siebie i dla siebie. Żeby nauczyć się, kim jestem. Życie jest sztuką odkrywania, kim się jest, a nie stawaniem się kimś. Robię filmy najrzetelniej, jak potrafię, opiekuję się nimi. Do ostatniej decyzji dotyczącej filmu nie interesuję się nikim poza sobą. Gdybym interesowała się opinią innych ludzi, byłabym w takiej kakofonii myśli, że nie mogłabym zamknąć filmu. Byłabym niespójna. Wypracowałam w sobie takie poczucie, że nie muszę się nikomu podobać. Bo nie jestem od podobania. Gdybym nie mogła moich filmów nikomu pokazywać, i tak bym je robiła. Karierę definiuję jako rozwój osobisty. Poszerzanie się.
(...)
Dostajesz propozycje komercyjne?
Bardzo różne. Jakimś autorskim serialem może i byłabym zainteresowana. Nigdy za to nie zrobiłabym reklamy i nie chciałabym znaleźć się w pozycji, w której musiałabym ją robić. Wolałabym pójść pracować fizycznie niż robić reklamę. Chyba że reklamę społeczną albo jakiegoś ekologicznego produktu. Czegoś dobrego.
Proces robienia filmu jest dla ciebie przyjemnym czy bolesnym doświadczeniem?
Traktuję to raczej w kategoriach wygranej albo lekcji.
Porażka to lekcja?
Tak. Film Wieża był bardzo trudny. Mieliśmy wszelkie możliwe problemy, nawet prywatne. Ale te problemy są po coś. Twoim celem nie może być zrobienie świetnego filmu, z takim celem łatwo przepaść. Ale jeśli twoim celem jest samorozwój i bycie świadkiem, jak „rzeczy się stają”, jesteś stale na wygranej pozycji.
Czyli najważniejszy jest właśnie proces?
Tak, bo koniec końców za dziesięć lat nikt już o tobie i twoim filmie nie będzie pamiętać. Ktoś go zobaczy, ktoś nie. Większość z nas ma problemy z poczuciem własnej wartości. Zaburzenia narcystyczne to też problem poczucia własnej wartości. Wszyscy desperacko chcą coś po sobie zostawić i żeby o nich pamiętano. Nie rozumiem tej potrzeby. Ja mam odwrotne marzenie: nic po mnie nie zostaje i nikt mnie nie zapamięta. Gówno mnie obchodzi, czy ktoś mnie będzie wspominał, chodzi o to, żeby swoje życie przeżyć szeroko. Reżyseria daje niesamowitą możliwość bardzo szybkiego rozwoju w bardzo krótkim czasie i na bardzo wielu poziomach. To jakby naklepać sobie całą masę inkarnacji. Film ma to do siebie, że jeśli masz jakiś deficyt czy problem, wyciągnie i napluje ci tym w twarz. Kariera dla mnie to więc tylko i wyłącznie rozwój osobisty. Jest mi, wiadomo, miło, że dostaję nagrody. Nagrody to pieniądze, za które mogę żyć. Cieszę się ze względu na zespół. Sukcesy mogą mi też zapewnić pieniądze na następny film. Ale potrafią być deprawujące. Po Gdyni usłyszałam na przykład, żebym nie robiła szybko drugiego filmu, bo go spierdolę i będzie po wszystkim. Pomyślałam więc, że szybko muszę ten kolejny film zrobić, bo za chwilę zacznę się bać.
Film Wieża odniósł duży sukces.
Nikt mnie na to nie przygotował. Nie wiedziałam, jak się w tym odnaleźć, jestem jak dziecko we mgle. Na jakimś poziomie mi się to podoba. Nie chcę się tego nauczyć. Wolę pozostać zadziwiona.
Jagoda Szelc – urodzona w 1984 roku we Wrocławiu – reżyserka i scenarzystka filmowa. Absolwentka Wydziału Grafiki Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu oraz Wydziału Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej PWSFTViT w Łodzi. Laureatka licznych nagród, m.in. na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, i Paszportu „Polityki” (2018). Jest autorką dziesięciu krótkometrażowych etiud fabularnych i dokumentalnych, a także reżyserką i autorką scenariuszy filmów „Wieża. Jasny dzień” (2017) i „Monument” (2018). Mieszka w Warszawie.
zobacz także
- „She Said”: Carey Mulligan i Zoe Kazan zagrają dziennikarki, które ujawniły skandal Harveya Weinsteina
Newsy
„She Said”: Carey Mulligan i Zoe Kazan zagrają dziennikarki, które ujawniły skandal Harveya Weinsteina
- Portal do innego miasta. Wilno i Lublin połączą „wirtualne wrota”
Newsy
Portal do innego miasta. Wilno i Lublin połączą „wirtualne wrota”
- Chloë Sevigny i Eleanor Friedberger w pastiszu thrillera. Obejrzyj zwiastun „Powolnej maszyny”
Newsy
Chloë Sevigny i Eleanor Friedberger w pastiszu thrillera. Obejrzyj zwiastun „Powolnej maszyny”
- Japończycy zbudują pierwszego drewnianego satelitę. To sposób na walkę z kosmicznymi śmieciami
Newsy
Japończycy zbudują pierwszego drewnianego satelitę. To sposób na walkę z kosmicznymi śmieciami
zobacz playlisty
-
PZU
04
PZU
-
PYD: Music Stories
07
PYD: Music Stories
-
05
-
Paul Thomas Anderson
02
Paul Thomas Anderson