Ludzie |

Lepsza twarz Hollywood, czyli komu zależy na Oscarach?22.02.2019

źródło: Pexels

Dla jednych są filmowym znakiem jakości, inni patrzą na nie z pobłażaniem, widząc w nich raczej symbol komercji i upadek kina artystycznego. O fenomenie Oscarów porozmawialiśmy z Katarzyną Czajką-Kominiarczuk: dziennikarką, twórczynią bloga Zwierz Popkulturalny oraz autorką książki Oscary. Sekrety największej nagrody filmowej. Opowiedziała nam, jak przeprowadzić idealną kampanię promocyjną filmu, obaliła teorie spiskowe, a także zdradziła swoje oscarowe typy na ten rok.
 

Oglądasz Oscary od dziecka?

Katarzyna Czajka-Kominiarczuk: Pierwszy raz obejrzałam je dopiero jako 15- czy 16-latka, bo wcześniej rodzice nie pozwalali mi zarywać nocy. Ale interesowałam się wynikami gali oscarowej dużo wcześniej. Pamiętam dobrze, jak w będąc chyba w pierwszej klasie gimnazjum biegałam do kiosku, sprawdzając, czy jest już nowe wydanie Filmu, w którym była wkładka z informacjami o Oscarach.

Często spotykam się ze zdaniem, że to niepoważne nagrody, tandetne. 

Bo ważniejsze od samych nagród jest towarzyszące mu wydarzenie. W tytule mojej książki nie pada sformułowanie „najważniejsza nagroda filmowa”, ale „największa”. Patrzę na to wszystko jak na spektakl, podczas którego Hollywood pokazuje swoją lepszą twarz. Ciekawy program telewizyjny, który oddaje społeczne zmiany, które toczą się zarówno w samym Hollywood, ale i w kinematografii amerykańskiej. I kiedy ma się już świadomość, czym są Oscary, można czerpać z ich oglądania sporą przyjemność.

Katarzyna Czajka-Kominiarczuk
Katarzyna Czajka-Kominiarczuk

Werdykty Akademii mają jakieś znaczenie dla widzów? 

Dla wielu osób to właśnie Oscary, ze względu na swoją popularność, są punktem odniesienia. Jest trochę oscarowych filmów, które przetrwały próbę czasu, choć czasami wydaje mi się też, że lepiej pamiętamy filmy nominowane od tych wygranych. Albo wielkich przegranych. Są też tytuły, które żyją w wyobraźni tylko dlatego, że dostały Oscara. Na przykład Zakochany Szekspir – lubię ten film, ale nie mam pojęcia, jakim cudem wygrał on z Szeregowcem Ryanem. Albo Miasto gniewu, którego promocję uznaje się za jedną z najlepiej przeprowadzonych kampanii przedoscarowych. Ale czy zasługiwał on w ogóle na wygraną?

Przy okazji Oscarów pojawiają się przeróżne teorie spiskowe, które sugerują, że filmy dostają statuetki, bo poruszają konkretne tematy, związane np. z mniejszościami czy rasizmem.

Ilekroć ktoś mi mówi, że wystarczy opowiedzieć o rasizmie i od razu jest Oscar, odpowiadam, że w historii Akademii nagrodzono zaledwie dwa filmy, w których rasizm jest na pierwszym planie – Przeminęło z WiatremZniewolonego. W perspektywie tylu lat to niedużo. Uważa się też, że Holocaust jest evergreenem, a wcale tych filmów tak dużo nie ma. Ludzie często nie zdają sobie sprawy, że Lista Schindlera w latach 90. była pierwszym filmem mówiącym o Zagładzie w tak otwarty sposób, który na dodatek trafił do szerokiej publiki. Z punktu widzenia Hollywood to stosunkowo nowy temat. Jeśli ktoś mówi mi, że podczas oscarowej nocy równość zwycięża, to dlaczego tylko jedna kobieta w historii Akademii dostała Oscara za najlepszą reżyserię? Oczywiście można wietrzyć spiski i twierdzić np., że wystarczy być żydowskim producentem, aby dostać Oscara, ale prawda jest taka: w Hollywood jest bardzo dużo żydowskich producentów. Tę dyskusję warto prowadzić tylko w oparciu o dane.

Obecność ogromnych kinowych hitów wśród nominowanych dobrze wpływa na samą ceremonię. Najlepsze wyniki jej oglądalności w ostatnich latach odnotowano wtedy, kiedy nominowany był Titanic.

Wspomniałaś o idealnie przeprowadzonej kampanii promocyjnej. Co trzeba zrobić, żeby dostać Oscara? Można na przykład nie robić nic?

To smutne, ale jeśli ze swoim filmem nic się nie robi, to nie dostaje się nominacji. Dla Akademii wartość artystyczna filmu liczy się tylko do pewnego stopnia. Dużo ważniejsze okazuje się organizowanie pokazów, dostępność aktorów, tworzenie spójnej narracji wokół produkcji i zachęcanie członków Akademii, żeby zagłosowali właśnie na twój film. Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej liczy wiele osób i Akademicy mają mnóstwo filmów do obejrzenia, więc trzeba się do nich przebić, a to niełatwe. Ale warto też agitować z umiarem. Mówi się np., że aktorzy którzy zbyt otwarcie mówią o tym, że chcieliby dostać nominację, bardzo często spotykają się z niechęcią. Taką nieudaną kampanię mieliśmy nawet w tym roku. Bradley Cooper bardzo chciał dostać nominację za reżyserię za Narodziny gwiazdy i często podkreślał to w wywiadach. Finalnie dostał tylko nominację za rolę. Może za bardzo naciskał?

Jak patrzysz na przyszłość Oscarów? Czy nominacje zostaną zdominowane przez produkcje streamingowe?  

Warto zadać sobie pytanie – komu jeszcze na tych statuetkach zależy? To, czy Warner Bros. czy Disney będą miały kolejny film z Oscarem nie zmieni ich statusu. Natomiast dla Netfliksa czy Amazona wyrobienie sobie marki jako przestrzeni, w ramach której można nie tylko znaleźć ulubione seriale, ale i obejrzeć autorskie oscarowe filmy, jest bardzo ważne. To oznaka prestiżu. Wyraźnie widać to po tegorocznych kampaniach promocyjnych. Netflix wydał aż 25 milionów dolarów na Romę, Amazon bardzo konsekwentnie promuje Zimną Wojnę. Przyszłość samych nagród po części zależy też od tego, czy uda się w jakikolwiek sposób przywrócić ekscytację Oscarami. Być może zapewnią to ogromne kinowe hity, których obecność wśród nominowanych dobrze wpływa na samą ceremonię. Najlepsze wyniki jej oglądalności w ostatnich latach odnotowano wtedy, kiedy nominowany był Titanic. Bo w końcu wszyscy go widzieli i wielu mu kibicowało.

Mocno podziałała na mnie Roma. Fajnie byłoby, gdyby ktoś nakręcił taki film o Polsce – w którym wielka polityka jest tuż obok, ale nikt bezpośrednio się w nią nie angażuje.

Masz już swoje oscarowe typy na ten rok?

Chciałabym, żeby wszystkie możliwe nagrody dostała Faworyta (śmiech). Podoba mi się to, że w świecie Hollywood nominacje dostaje taki dziwny i trochę arthouse’owy film, stworzony przez Yorgosa Lanthimosa – reżysera, który nakręcił Kła czy Lobstera, a w kinie przemawia bardzo oryginalnym głosem. Moją ulubioną kategorią w tym roku jest natomiast Najlepsza Aktorka Pierwszoplanowa, choć mam problem z wytypowaniem tej jednej, która powinna wrócić do domu ze statuetką. Nominowane są Glenn Close, która ma na koncie 45 lat wybitnej kariery i ani jednego Oscara, Olivia Colman, którą kocham od czasu serialu Peep Show, Melissa McCarthy, która kompletnie nie pasuje do oscarowego wzorca, ale może nas zaskoczyć, Lady Gaga, która idzie przebojem przez każdą kolejną dziedzinę sztuki oraz Yalitza Aparicio z Romy – debiutująca aktorka, która jest z pochodzenia z Indianką, a takie aktorki nie mają szans przebić się nawet w meksykańskiej kinematografii. Najchętniej dałabym Oscara każdej z nich. Trzymam kciuki też za Amy Adams w kategorii Najlepsza Aktorka Drugoplanowa. Nie ma wiele tak wybitnych aktorek w Hollywood. A ona również nie ma Oscara! Gdyby to był Leonardo DiCaprio, byłoby już na ten temat 500 memów (śmiech).

 A Najlepszy film zagraniczny? Zimna Wojna czy Roma?

Nie będę ukrywać, że na mnie bardziej podziałała Roma. Po jej obejrzeniu zaczęłam czytać o Meksyku. Zdałam sobie też sprawę, jak fantastyczną rzecz zrobił Cuarón: ważne historyczne wydarzenia, które być może powinny znaleźć się w centrum filmu, są w jego tle. Za to mocno odbijają się na życiu bohaterów. Miałam takie wrażenie, że fajnie byłoby, gdyby ktoś nakręcił taki film o Polsce – np. o wydarzeniach z lat 80., w którym wielka polityka jest tuż obok, ale nikt bezpośrednio się w nią nie angażuje. Zimną Wojnę też bardzo cenię. Uważam, że to film fenomenalnie zrealizowany, świetnie nakręcony i zagrany. Nie byłam w stanie się w nim jednak zatracić.

Jakie filmy powinni kręcić polscy reżyserzy, żeby mieć szansę na Oscara?

Statystyka mówi, że tylko takie, które pokazują naszą historię (śmiech). Nominowane do Oscara były przecież m.in. Ziemia Obiecana, Człowiek z żelaza czy W ciemności. Dobrze byłoby jednak, żeby były to historie osadzone w naszej przeszłości, ale z na tyle wyrazistymi bohaterami i na tyle uniwersalnym przesłaniem, aby każdy widz mógł się w tych dylematach i emocjach odnaleźć. Pod tym względem Zimna Wojna pasuje idealnie – to wielka opowieść o miłości, film uniwersalny, mający w tle bolączki polskich emigrantów. Marzy mi się jednak, żeby kiedyś nominowano polski film, który w ogóle nie dzieje się na tle ważnych historycznych wydarzeń. Bo na Zachodzie pewnie wiele osób wciąż wierzy, że my nadal żyjemy tu w czerni i bieli i rozliczamy się wyłącznie z naszą smutną historią.

tagi

000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty