Ludzie |

Leszek Dawid: W głowie bohatera11.06.2020

fot. materiały promocyjne

W głębi lasu to drugi serial (po ośmioodcinkowym 1983) wyprodukowany przez Netfliksa w Polsce. Adaptację powieści Harlana Cobena wyreżyserowali Leszek Dawid (Jesteś Bogiem) i Bartosz Konopka (Królik po berlińsku). Tuż przed premierą produkcji rozmawiamy z Leszkiem Dawidem o kryminale refleksyjnym, ucieczce od dylematów i szybkim rozwiązywaniu problemów. 

W głębi lasu | Oficjalny zwiastun | Netflix

Współreżyserowany przez ciebie serial powstał na motywach powieści Harlana Cobena. Jak wspominasz lekturę książki?

Leszek Dawid: Ujęła mnie subiektywizacja narracji, która jest bardzo pociągająca z reżyserskiego punktu widzenia. Chodzi o wejście w głowę bohatera i cofnięcie się w czasie. Od samego początku rozbudowaliśmy wątek dziejący się w przeszłości. Stał się samowystarczalną warstwą narracyjną. To bardzo dobry trop pozwalający widzom zidentyfikować się z postacią.

Serial obejmuje dwa wymiary czasowe: rok 1994 oraz 2019. W 1994 r. Paweł Kopiński stracił siostrę podczas letniego obozu w lesie. Niespodziewane odnalezienie szczątków w tym samym lesie w 2019 r. może w końcu doprowadzić do przełomu w śledztwie. W jaki sposób dwie płaszczyzny czasowe wpływają na język filmu?

Budują napięcie sprawiając, że przeszłość wpływa na teraźniejszość bohatera. Dopóki on nie rozwiąże sprawy z dawnych lat, nie pójdzie dalej. Pracując nad serialem, nie chciałem tworzyć pustych figur, ale pełnokrwiste postaci, które muszę przeprowadzić od beztroski obozowej przez dramat aż po społeczne i kulturowe konsekwencje młodzieńczych czynów w dorosłym życiu. Retrospekcje sprawiają, że oglądający wie, co było ważne dla bohatera 25 lat wcześniej. Wzajemna korelacja czasowa wpływa pozytywnie na całą opowieść.

A jakie znaczenie ma tytułowy las?

Można go odbierać na skrajnych poziomach – ciszy/spokoju lub nieskończoności/ciemności. To sprawia, że jest nie tylko przestrzenią, gdzie słuchasz śpiewu ptaków, ale miejscem skrywającym tajemnicę. Nam bardzo zależało – i o tym rozmawiałem z operatorem Pawłem Flisem – aby ukazać jego dwie strony. W 1994 r. bohaterowie są zachłyśnięci młodością, a las jest tłem ich inicjacji. Jednocześnie to wtedy doświadczają w nim tragedii. 

fot. materiały promocyjne
fot. materiały promocyjne

Kręciliście w Wildze. Czy trudno było znaleźć idealne miejsce?

Bardzo długo go szukaliśmy. Zależało nam na takim lesie, w którym panuje symetryczność, zachowany jest rytm drzew, dzięki czemu mogliśmy uzyskać charakter powtarzalności tego wycinka świata. W tej przestrzeni osadziliśmy letni obóz. Jechaliśmy dalej i rozglądaliśmy się za bardziej niepokojącym terenem. Tam miały rozegrać się dramatyczne sceny. Nawet kąpielisko miało swoje odrębne miejsce. Kolejnym punktem było znalezienie współczesnych lokacji. Chcieliśmy, aby dorośli bohaterowie podświadomie uciekali od zieleni. Ze względu na bogate doświadczenie lasu i traumę z przeszłości. Ich domy są pozbawione kwiatów, a budynki oddalone od parków. 

Jak stworzyliście atmosferę Polski lat 90. w serialu, który z założenia ma być uniwersalny? 

Czerpaliśmy z naszego dzieciństwa, młodości. Zafundowaliśmy sobie podróż do przeszłości. Tworzyliśmy klimat, wykorzystując detale, precyzyjnie dobrane przedmioty kompleksowo zbudowały przestrzeń. Wiele osób ich nie zauważy, ale poczują charakterystyczne elementy tamtego czasu. Bardzo ważna była również ścieżka dźwiękowa. Na etapie montażu pojawił się mój ulubiony utwór Lecha Janerki Konstytucje. Znakomicie oddawał beztroskę młodych. Ucieszyłem się, że Lech trafi do stu krajów ze swoim bardzo pozytywnym przekazem. Alternatywne utwory idealnie pasowały do serialu. To połączenie detali z muzyką pozwoliło wykreować świat, który jest dla głównego bohatera nostalgiczny.

Podobno określacie serial jako „kryminał refleksyjny”. Co to dla ciebie znaczy?

Wymyślił to Bartek Konopka. Chodziło mu o perspektywę bohatera. Z jednej strony mamy intrygę, która jest naczelna w gatunku: widz ma rozwiązać zagadkę, osiadać na mieliznach i pokonywać przeszkody w dojściu do prawdy. Z drugiej jest historia dwojga dorosłych ludzi, którzy spotykają się po latach, aby wrócić do czasów, gdy ich niewinna relacja została przerwana. Oglądamy ich w bardzo ciekawym momencie życia. To podróż w głąb siebie.

fot. materiały promocyjne
fot. materiały promocyjne

Jak się pracowało w reżyserskim duecie? 

Trzeba szukać kompromisu. W tym przypadku wiedzieliśmy, że ja odpowiadam za pierwsze odcinki, Bartek za kolejne. Opowieść musiała być spójna, dlatego spotykaliśmy się i tworzyliśmy jedną wizję. Inspirowaliśmy się, zachowując autonomię. Przecież zawsze jest tak, że ktoś kogoś ciągnie z jednej strony na drugą. I bardzo dobrze, bo nie ma sensu unifikować stylu. To się przekładało się na umiejętność montowania dwóch wizji w obrębie jednego serialu. Najtrudniejsze było jednak zmienianie się w obrębie scen. 

Dlaczego?

Realizowaliśmy serial obiektami, czyli jednego dnia mogliśmy kręcić sceny z pierwszego i ostatniego odcinka. To wymagało od ekipy i aktorów elastyczności. Każdy z nas ma inny model pracy.

Jaki charakteryzuje ciebie?

Lubię, gdy rzeczy dzieją się dość szybko. Uciekam od dylematów i rozwiązuję szybko problemy. Przede wszystkim pracuję z aktorem i lubię z nimi długo rozmawiać. Mam przy sobie mały monitor, w którym obserwuję scenę i zaraz po zakończeniu omawiam.

To drugi, po 1983 serial w pełni zrealizowany w Polsce. Czy zauważyłeś różnice między wcześniejszymi produkcjami, które reżyserowałeś a realizacją Netfliksa?

Nie, ale chcę podkreślić, że punktem wyjścia było otwarcie Netfliksa na zrobienie odważnego serialu. Nie mieliśmy katalogu referencji ani żadnych ograniczeń. Przedstawiliśmy nasze inspiracje: obrazy, zdjęcia, kolory, a później pokazywaliśmy nakręcone materiały. Za każdym razem oglądał je też Coben. 

fot. materiały promocyjne
fot. materiały promocyjne

Dawał rady?

Nie, zadawał pytania. Na przykład: nasz główny bohater Paweł w moim poczuciu był za grzeczny. W pierwszym odcinku jest scena, w której chłopaki wymiotują. W oryginale wymiotował Perkowski, ja zamieniłem go na Pawła. Coben to zauważył i zapytał, dlaczego wprowadziliśmy zmianę. Gdy wytłumaczyłem, że to zbuduje jego postać i relację z pomagającą mu Laurą, dał się przekonać. To świadczy o czujności na drobiazg. Jego obecność była pomocna i rzadko spotykana w przypadku adaptacji. Autor oryginału jest zwykle dość przywiązany do swojej wizji i cierpi, gdy jest zmieniana.

Czy miałeś obawy, że Coben będzie bardziej ingerował w serial?

Trochę się bałem. Netflix zakupił prawa do jego czternastu książek, a już dwie z nich adaptowano na potrzeby seriali. Nie oglądałem ich, nie chciałem się sugerować.

Przygotowujesz równocześnie swój kolejny pełnometrażowy film Broad Peak. Na jakim jesteś etapie?

Trwa proces montażu. To bardzo czasochłonny film. Nie zdążyliśmy ze zdjęciami zeszłej zimy, więc musieliśmy poczekać kolejny rok. Broad Peak jest wymagający pod każdym względem. Przykładam do niego dużą wagę, nie chcę nic pominąć. W ogóle w procesie realizacji filmu najpierw budujesz go w głowie, potem na planie z określonymi emocjami, a następnie cała robota polega na tym, aby podczas seansu przenieść je na widza. To jest szalenie pociągająca robota. Złapanie perspektywy bohatera i oddanie jej widzowi jest dla mnie najważniejsze w myśleniu o filmie.

000 Reakcji

Marcin Radomski - dziennikarz i krytyk filmowy. Publikuje m.in. na łamach „Newsweeka”, „Rzeczpospolitej Plus Minus”, “Magazynu Filmowego”, a także w portalach Onet.pl, Culture.pl. Współpracuje z festiwalami filmowymi. Prowadzi autorski kanał na YouTube – KINOrozmowa, gdzie rozmawia z aktorami i reżyserami.

zobacz także

zobacz playlisty