Ludzie |

Magda Szpecht, Łukasz Wojtysko: Dogrzebać się do dziecięcej wyobraźni11.09.2020

źródło: materiały promocyjne

Reżyserka Magda Szpecht i dramaturg Łukasz Wojtysko mają na koncie kilka wspólnych realizacji teatralnych. Są to m.in. spektakl Rzeczy, których nie wyrzuciliśmy (inspirowany książkami Marcina Wichy), Zobowiązania zaczynają się w snach (na podstawie opowiadania Delmora Schwartza) oraz HMLT, czyli Hamlet opowiedziany z perspektywy sztucznej inteligencji. Tym razem sięgnęli po Wracać wciąż do domu, powieść amerykańskiej pisarki science-fiction Ursuli K. Le Guin, która opowiada o świecie setki lat po katastrofie klimatycznej.

Jako pierwsi teatralni twórcy w historii zdecydowaliście się przełożyć antropologiczną wizję przyszłości Ursuli K. Le Guin na spektakl. Co was najbardziej ujęło w jej tekście?

Łukasz Wojtysko: Wracać wciąż do domu to alternatywna wizja przyszłości. Jest próbą przepracowania rozpaczy, która ogarnia nas na myśl o katastrofie klimatycznej. Książka ukazała się w 1985 r., kiedy ruchy ekologiczne jeszcze nie były tak widoczne w przestrzeni publicznej jak dzisiaj, a temperatura była niższa. Le Guin wyobraziła sobie świat tysiące lat po upadku współczesnej cywilizacji. Natura ma się dobrze, a gatunek ludzki przetrwał. Amerykańska pisarka wydaje się sugerować, byśmy o czekających nas zmianach myśleli mniej ostatecznie. Tekst jest ciągle aktualny.

Magda Szpecht: W pracy Le Guin, oprócz antropologicznej panoramy świata, mamy jeszcze główną bohaterkę i historię jej życia. Gdybyśmy myśleli o filmie albo o serialu na podstawie tej książki, byłaby to saga, która z wieloma detalami opowiadałaby o przełomowych punktach w kształtowaniu się tożsamości człowieka. Bohaterka dzieli czytelnikiem także coś innego – wspomnienia, których znaczenia w danym momencie nie jesteśmy w stanie określić ani zbadać.

„Wracać wciąż do domu” zdjęcia z premiery spektaklu
„Wracać wciąż do domu” zdjęcia z premiery spektaklu

Dlaczego one sprawiają taką trudność?

M.Sz: Zawsze staram się szukać opowieści czy tematów, które w teatrze nie były do tej pory poruszane. Polski teatr jest mocno uwikłany w historię i przeszłość. Sytuacja jest taka, że większość pierwszoplanowych bohaterów to mężczyźni. Owszem, pojawiają się spektakle, które opowiadają o kobietach, ale przeważnie jest to męska narracja, męskie spojrzenie. W tym kontekście ciekawi mnie wprowadzenie na scenę historii z książki Le Guin, która jest na pierwszy rzut oka mało spektakularna. Nie posługuje się tradycyjną dramaturgią i suspensem, co wymaga zmiany znanego nam sposobu opowiadania. Jako twórcy teatralni skupiamy się tutaj na przeżyciach 8-letniej dziewczynki, a potem tożsamościowych dylematach nastolatki. W poważnym teatrze dramatycznym nie ma takich historii.

Ł.W: Dorosły widzi i rozumie niby więcej niż dziecko. Jest pozornie bardziej głęboki i skomplikowany, a dziecięca wyobraźnia to coś, z czego należy wyrosnąć. 

Rzeczywiście, nie wiem jak innym, ale mi Anię z Zielonego Wzgórza ciotki i babcie wręczały gdzieś z boku i po cichu.

M.Sz: O tak! Przeczytałam jako dziecko całą serię! Montgomery pozwalała sobie na ten zmyślony, dziecięcy świat wyobraźni, który gra na własnych zasadach. Do niego był zapraszany czytelnik, co dla mnie działało podobnie jak teatr. Trudno mi to wytłumaczyć, ale przebywanie w teatrze, zarówno w roli reżyserki, jak i widza, działa terapeutycznie. Spotykamy się tu razem z innymi ludźmi i tworzymy wspólnotę wobec jakiejś konkretnej rzeczy, którą pragniemy zrealizować na scenie. Świat, z powodu działalności gatunku ludzkiego, jest miejscem niesprawiedliwym i przerażającym. Teatr traktuję jako przestrzeń, do której można uciec, schronić się w niej i odetchnąć. Może to okropnie naiwne, ale wierzę, że sztuka ma taką moc.

Ł.W: Każda dominacja kiedyś się kończy. To proste stwierdzenie wydaje się prawdziwe również w odniesieniu do życia człowieka jako gatunku. Lubię myśleć o tym, że w naturze istnieje jakiś mechanizm, który się włącza w chwili, gdy jakiś gatunek staje się zbyt dominujący. Dlatego, niezależnie od tego, jak bardzo byśmy się starali nie produkować plastiku czy nie latać samolotami, przy dzisiejszej liczbie ludzi na Ziemi żadne rozwiązanie nie będzie wystarczające. Jesteśmy w impasie. I tu z pomocą przychodzi Le Guin, która zamiast rozpaczy proponuje pracę wyobraźni. Ćwiczenia z wyobrażania sobie alternatywnego świata. Jak dziecko. To jest jeden ze sposobów na powrót do domu.

A jak chcecie o tym opowiedzieć na scenie? Umówmy się – tekst ma specyficzny charakter. Składa się z pieśni i mitów, a także słów w obcym, nieznanym języku, które w swoim tempie przekazują czytelnikowi historię dziewczynki – Mówiącego Kamienia. Zyskujemy w ten sposób pełnię etnograficznego krajobrazu społeczeństwa, które żyje daleko w przyszłości, ale z drugiej strony struktura fabularna wydaje się być niejednorodna i zachwiana. W dramacie musi przecież być konflikt.

M.Sz: Dramaturgia konfliktu to coś, przeciwko czemu występowała Le Guin. Bohaterowie jej powieści zawsze kończą w miejscu, w którym zaczęli, zataczają koło. Tylko wtedy opowieść ma szansę być czymś więcej niż umoralniającą historyjką. Staje się kwestią głęboko filozoficzną na temat obecności człowieka w świecie. W naszym spektaklu oś narracyjną stanowi życie głównej bohaterki, a opowieść jest rozdzielona pomiędzy występujących aktorów. Oni się tą historią dzielą. W ten sposób oglądamy także społeczność, która opowiada historię Mówiącego Kamienia oraz wykonuje na żywo muzykę, pieśni i tańce. Stanowią one nieodzowny element tego świata, narzędzie budowania wspólnoty. Zależy nam, by uruchamiać wyobraźnię widzów za pomocą współczesnych narzędzi teatralnych. 

„Wracać wciąż do domu” zdjęcia z premiery spektaklu
„Wracać wciąż do domu” zdjęcia z premiery spektaklu

Czy w świecie zdominowanym przez obrazy, relacje i doniesienia ma jeszcze sens opowiadanie historii opartych wyłącznie na fikcji?

M.Sz: Rzeczywiście, trudno jest robić taki teatr. Staram się przede wszystkim przestać myśleć za pomocą pewnych klisz, głównie wizualnych. Ciekawi mnie to, czy za pomocą teatru można dogrzebać do naszej dziecięcej wrażliwości. Wychodzę z założenia, że aktorzy mogą zagrać wszystko, ponieważ są istotami zmiennokształtnymi i mogą w jednym momencie być drzewem, a za chwilę głównym bohaterem, żeby później przeistoczyć się w wodę, która płynie w rzece. Ostatecznie to wszystko okazuje się kwestią konwencji.

Ł.W: Ciekawe jest to wyobrażanie sobie świata z perspektywy innych bytów, bo zmysły zwierząt, mniejszych lub większych istot przecież inaczej go odbierają. W książce Le Guin jest tego pełno. Pojawiają się zróżnicowane relacje przestrzenne albo dziwne porównania.  

„Wracać wciąż do domu” zdjęcia z premiery spektaklu
„Wracać wciąż do domu” zdjęcia z premiery spektaklu

Wracać wciąż do domu to nie pierwszy projekt, przy którym pracujecie razem. Oprócz spektaklu na podstawie książki Marcina Wichy zrobiliście też HMLT. Ten spektakl to Hamlet, ale zinterpretowany do bólu racjonalnie przez sztuczną inteligencję.

M.Sz: Dla AI ta historia przedstawia szalonego księcia i jego dziewczynę. Patrząc na ich losy, program uczy się, że wrogów należy zabijać szybko, bo inaczej oni zabiją ciebie. Taka interpretacja kanonicznego tekstu teatralnego skłania do postawienia pytania o rolę teatru i sztuki we współczesnym świecie, ale też w przeszłości. 

Technologia i natura to ważne dla was tematy. Choć z pozoru te obszary wyglądają wręcz na przeciwstawne bieguny, to czy nie jest tak, że jeden nie istniałby bez drugiego?

Ł.W: Technologia to bardzo szerokie zagadnienie. Le Guin przypominała w wywiadach, że składają się na nią nie tylko maszyny i produkcja dwutlenku węgla, ale również sposób, w jaki wiążemy buty. To, co na pewno budzi w nas niepokój, to przyspieszenie technologiczne, a nie technologia jako taka. Obsesja rozwoju. Relacja między naturą i kulturą to oczywiście skomplikowana sprawa. Każdy z nas gdzie indziej widzi granicę między jednym i drugim. 

„Wracać wciąż do domu” zdjęcia z premiery spektaklu
„Wracać wciąż do domu” zdjęcia z premiery spektaklu

A może technologia to przedłużenie tej słynnej oświeceniowej idei o boskim i szatańskim pierwiastku ludzkim, tylko w obecnych czasach podniesionymi do kwadratu?

M.Sz: Dobrze, że powiedzieliśmy, że jest też coś dobrego w człowieku, bo on wciąż potrafi być wspaniały i szlachetny, choć szkoda, że najczęściej dzieje się to w momencie katastrofy. Umiejętność dzielenia się dobrem i współodczuwanie zmniejszają osamotnienie innych. Cieszę się, kiedy do tego procesu włącza się inne gatunki i aspekty świata. To wszystko się ze sobą wiąże, bo świadomość, która przychodzi z rozwoju nauki, jest coraz większa i dzięki niej możemy wspólnie wyobrażać sobie nowy program etyczny. Dobrze byłoby stawać się coraz lepszym i coraz bardziej fair wobec całego świata, w którym funkcjonujemy i którym musimy się dzielić.

„Wracać wciąż do domu” zdjęcia z premiery spektaklu
„Wracać wciąż do domu” zdjęcia z premiery spektaklu

Ł.W: Nie postrzegam natury jako czegoś niewinnego i pozbawionego okrucieństwa. Ostatnio, gdy oglądałem w necie filmik o waranach z Komodo i widziałem, jak one polują na ofiary i jak je zjadają, to aż mnie zmroziło. Le Guin też nie idealizuje świata natury, a członkowie ludu Kesh (przedstawionego w książce) zabijają zwierzęta. Chodzi jej bardziej o to, że życie krów, lisów, kojotów czy delfinów jest również skomplikowane jak życie człowieka. Cieszę się, że animal studies stają coraz bardziej popularne.

M.Sz: Kiedy pierwszy raz w życiu usłyszałam to określenie byłam przekonana, że to jest uniwersytet, gdzie w ławach zasiadają różne gatunki zwierząt i wspólnie studiują poważne tematy. Potem, gdy dowiedziałam się, że to tylko ludzie dyskutujący na ich temat, to przyznam, że byłam głęboko rozczarowana (śmiech).

000 Reakcji

Redaktorka Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty