Márta Mészáros: Do wielkiego kina trzeba mieć wielki dystans17.07.2019
– Mam 87 lat, robię to, co kocham, jestem prostym filmowcem, opowiadam historie zwykłych ludzi – mówi Márta Mészáros, jedna z najważniejszych osobowości węgierskiej kinematografii, pionierka europejskiego kina kobiecego, laureatka Złotego Niedźwiedzia.
Była wiosna 1949 roku. Szary, zapatrzony na wschód Budapeszt powoli zaczynał odzyskiwać przedwojenne kształty. Rządzący komuniści zdołali już odbudować wiele kamienic i mostów łączących oba brzegi Dunaju. Planowano też przywrócić ruch trolejbusów, choć z tą decyzją ostatecznie wstrzymano się do okrągłej rocznicy urodzin wujka Stalina.
Siedemnastoletnia wówczas Márta Mészáros, wiedziała jedno – chce zostać reżyserką. Dla sieroty kończącej właśnie edukację szkolną w silnie patriarchalnym społeczeństwie, nie był to oczywisty wybór. W stolicy Węgierskiej Republiki Ludowej była jedna szkoła filmowa, która lekką ręką odrzuciła podanie kandydatki płci pięknej. Márta nie zamierzała się jednak poddawać. W ramach porozumienia wewnątrz bloku wschodniego, specjalna komisja kwalifikowała młodych ludzi do wyjazdu na studia w Moskwie.
– Nie wiedzieli co mają ze mną zrobić – wspomina z uśmiechem Mészáros – mała, wątła, twierdzi, że świetnie mówi po rosyjsku, a do tego chce robić filmy!
Podstawowym kryterium była znajomość języka. Márta posługiwała się nim nienagannie. Większą część życia spędziła w Kirgistanie. To tam w 1936 r. trafili jej rodzice w ramach wielkiego eksperymentu Stalina. Sowiecki dyktator kusił zaproszeniem oraz szansą lepszego życia mieszkańców republik ZSRR.
– Moja historia nie jest łatwa – opowiada reżyserka – jednak przez cały życie spotykałam na swojej drodze przychylnych ludzi, którzy dostrzegali we mnie talent i starali się pomóc w realizacji wielkiego marzenia.
– Mój tato był rzeźbiarzem – tłumaczy Mészáros – fascynowała go Azja Środkowa, chciał szukać inspiracji – wspomina – wyruszył do lepszego świata, a zastał coś zupełnie innego.
Rodzice Marty nie mogli wtedy przypuszczać, że po niespełna dwóch latach Stalin zmieni zdanie i postanowi pozbyć się towarzyszy przybyłych z państw ościennych. Jej ojciec został wysłany do łagru, gdzie sądzono go w sfingowanym procesie i skazano na śmierć. Matka zmarła wcześniej, w trakcie porodu. Młodziutka Márta wychowywana była przez przyrodnią matkę, która po zakończeniu wojny pozwoliła jej wrócić do Budapesztu wraz z migrującą tam ludnością węgierską.
– Moja historia nie jest łatwa – opowiada reżyserka – jednak przez cały życie spotykałam na swojej drodze przychylnych ludzi, którzy dostrzegali we mnie talent i starali się pomóc w realizacji wielkiego marzenia.
Tak też było w moskiewskim WGIK (Wszechzwiązkowym Państwowym Instytucie Kinematografii), do którego Márta trafiła z dokumentem wystawionym przez komisję rekrutacyjną. Niepozorna dziewczyna z Węgier wzbudzała tyle samo zdziwienia, co sympatii.
– Nigdy nie zapomnę miny dziekana – mówi Mészáros – początkowo chciał mnie odesłać do Budapesztu. Pamiętam jego niedowierzanie, gdy zaczęłam recytować wyuczone na pamięć tomiki poezji Aleksandra Puszkina – wspomina. – Od tamtej pory stał się moim mentorem.
Dostała swoją szansę. Egzaminy po pierwszym roku miały zweryfikować, czy będzie mogła kontynuować naukę. Jej pierwsza etiuda zaliczeniowa zachwyciła profesorów. I tak się zaczęło.
Polski aktor czuje prawdę
W latach 70. na Węgrzech filmy Mészáros budziły kontrowersje i wzburzały krytyków. Były inne. Stawiały w centrum kobietę na tle ważnych wydarzeń historycznych. Silną lub słabą, czasem pełną sprzeczności, ale zawsze szukającą prawdy i własnej drogi.
– W moim kraju dalej mnie nie lubią – śmieje się Mészáros i szybko dodaje, że lekka odwilż nastąpiła już w roku 1975.
Po Złotym Niedźwiedziu na Festiwalu Filmowym w Berlinie za film Adopcja krytycy nie mieli wyjścia. Doceniona na arenie międzynarodowej Mészáros szybko stała się ikoną węgierskiej kinematografii. Wyreżyserowała dwadzieścia siedem filmów fabularnych, nie wspominając nawet o dokumentach.
– Dwadzieścia siedem? – pani Marta łapie się za głowę – kiedy ja to zdążyłam zrobić?
Jak sama przyznaje, zawsze ciągnęło ją do Polski. Przez wiele lat związana była z aktorem Janem Nowickim, który grał główne role w wielu jej filmach (Dziewięciu miesiącach, Dziennikach, czy Niepochowanym).
– To chyba przez sympatię do filmów Wajdy, Kawalerowicza i Hasa – śmieje się Mészáros – po prostu wolę pracować z polskimi aktorami, bo lepiej czują prawdę – tłumaczy.
Ceni polską szkołę teatralną za szczerość i naturalność. Reżyseruje spektakle, także w Warszawie. To tam podczas prób do sztuki Edith és Marlene w jednym z nieistniejących już teatrów poznała przypadkiem Lesława Żurka.
Inspiracje czerpie z książek i gazet. Tworzy filmy na pograniczu fabuły i dokumentu. Interesują ją prawdziwe historie zwykłych ludzi. Takie, które ukazują prawdę, które mogły przytrafić się tysiącom innych osób.
– Widzę, idzie taki korytarzem… Interesująca twarz, pomyślałam sobie. Ciekawy aktor. Nie pozostało mi nic innego jak go zaczepić – wspomina Mészáros.
Żurek został odtwórcą roli Antona (rosyjskiego żołnierza) w jej ostatnim filmie Zorza polarna. To nie jedyny biało-czerwony akcent tej produkcji. Malownicze zdjęcia węgierskiej wsi oraz surowe kadry z okupowanego przez wojska radzieckie Wiednia stworzone były przez polskiego operatora, Piotra Sobocińskiego juniora.
Inspiracje czerpie z książek i gazet. Tworzy filmy na pograniczu fabuły i dokumentu. Interesują ją prawdziwe historie zwykłych ludzi. Takie, które ukazują prawdę, które mogły przytrafić się tysiącom innych osób. Przesłanie jest na tyle uniwersalne, że filmy Mészáros wyświetlane są na całym świecie.
– Parę lat temu byłam w Pekinie, siedziałam w hotelu zmęczona po aktywnym dniu zwiedzania – wspomina reżyserka – włączyłam telewizor, a tam ku mojemu szczeremu zdumieniu zobaczyłam Adopcję i moich aktorów mówiących po chińsku – dodaje Mészáros.
Nie patrz za siebie
– Słyszysz tę muzykę? – pani Márta spogląda za uchylone drzwi auli bankietowej wrocławskiego Art Hotelu, która tego dnia zamieniła się w salę weselną – to muzyka węgierska – dodaje z nieskrywaną dumą – Bardzo zabawne! Nasze kraje wydają się być tak bliskie, a tak odmienne.
Jak twierdzi, podobieństwa wynikają ze zbieżności w powojennym systemie komunistycznym naszych krajów. Różnice natomiast z faktu, że w przeciwieństwie do Polski, Węgry w czasie II wojny światowej należały do Państw Osi, sojuszników Trzeciej Rzeszy. Dziś wstydzą się prawdy historycznej.
Mészáros próbuje dociekać prawdy, mówić o tym, jak reżim wpływał na ludzi. Stara się odpowiedzieć na pytanie „co to znaczy być Węgrem?”.
– Państwa zbudowane są na historii, nie wolno o niej zapominać, nawet jeśli jest bardzo bolesna – mówi Mészáros. – W moim kraju buduje się historię od początku, a ja się na to nie godzę. Te działania mogą być opłakane w skutkach dla tożsamości przyszłych pokoleń – tłumaczy reżyserka.
Mészáros próbuje dociekać prawdy, mówić o tym, jak reżim wpływał na ludzi. Stara się odpowiedzieć na pytanie „co to znaczy być Węgrem?”. Nie zawsze spotyka się to z aprobatą rządu.
– Oficjalnie na Węgrzech cenzura nie istnieje – tłumaczy Mészáros – ale jeśli twój film się nie spodoba, nie dostaniesz na niego dofinansowania. Wtedy trzeba sobie radzić samemu – tłumaczy. Tak było w przypadku wielu produkcji reżyserowanych przez Mészáros, także tej ostatniej. Film Zorza polarna czekał na realizację niemal trzy lata. To opowieść starszej kobiety Márii Pogány (w tej roli Maria Törőcsik, zdobywczyni Złotej Palmy), która otrzymuje urzędowy list z Moskwy rozpoczynający retrospekcyjną podróż do wydarzeń rozgrywających się w roku 1953. Filmowa młoda bohaterka ze wzajemnością zakochuje się w Ákoszu, potomku arystokratycznego rodu. Z powodu prześladowań, postanawiają razem uciec do ciotki chłopaka mieszkającej w zajmowanym przez aliantów Wiedniu. Rozpoczyna się pełna dramatów poruszająca historia, która w oryginalnym scenariuszu miała w całości rozegrać się na Węgrzech.
– Fabuła się nie spodobała osobom decyzyjnym – wyjaśnia reżyserka – dodanie wątku austriackiego otworzyło nam nowe ścieżki finansowania – dodaje – i dzięki temu film mógł trafić na ekrany. Odbił się głośnym echem, zyskując sympatię publiczności, m.in. na festiwalu MFF w Chicago.
– Czy cel uświęca środki? – Mészáros na chwilę poważnieje – Czasem trzeba umieć sobie pomóc – dodaje z lekkim uśmiechem. – Nie można ciągle oglądać się za siebie. Moja historia jest skomplikowana. Pamiętam o niej, ale jestem dziś człowiekiem szczęśliwym. Mam 87 lat, robię to, co kocham, a przede mną ciągle nowe wyzwania. Jestem prostym filmowcem, nigdy nie czułam, że zrobiłam coś niesamowitego. Opowiadam historie zwykłych ludzi. Staram się mieć dystans do siebie i świata. Tworzenie filmów zawsze będzie dla mnie zabawą i ogromną radością. Bo do wielkiego kina trzeba mieć wielki dystans – dodaje Mészáros.
Rozmowa powstała w ramach projektu „13. Węgierska Wiosna Filmowa”.
zobacz także
- Holoportacja. Microsoft pokazał demo nowej platformy do wirtualnych spotkań
Newsy
Holoportacja. Microsoft pokazał demo nowej platformy do wirtualnych spotkań
- „Ojciec”: Anthony Hopkins i Olivia Colman w poruszającym debiucie francuskiego twórcy
Newsy
„Ojciec”: Anthony Hopkins i Olivia Colman w poruszającym debiucie francuskiego twórcy
- Etos life hackera
Trendy
Etos life hackera
- Nie tylko „Batmany” i „Władca Pierścieni” chodzą trójkami. 10 najlepszych trylogii obyczajowych
Opinie
Nie tylko „Batmany” i „Władca Pierścieni” chodzą trójkami. 10 najlepszych trylogii obyczajowych
zobacz playlisty
-
PYD: Music Stories
07
PYD: Music Stories
-
03
-
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
18
Papaya Young Directors 7 #MASTERTALKS
-
Cotygodniowy przegląd teledysków
73
Cotygodniowy przegląd teledysków