Opinie |

Łukasz Orbitowski | Pochwała metalu09.08.2019

ilustracja: flacoux

Jestem metalowcem od prawie trzydziestu lat. Byłem na kilkuset koncertach i ciągle jeżdżę na kolejne. Koszulek zespołów mam też kilkaset. Część już nie bardzo nadaje się do noszenia, ale nie pozwalam ich wyrzucać. Ktoś powiedziałby, że zajmują miejsce w szafie. Ja sądzę, iż zaszczytnie obciążają półki.

Niedawno kupiłem sobie kilka winyli. Dziewczyna zauważyła ze zdziwieniem, że te same nagrania mam już na kompaktach. A przecież niektóre nagrania należy mieć w kilku wydaniach, na przynajmniej dwóch nośnikach. Każde dziecko to wie.

Jestem osobą publiczną, jak głupio by to nie brzmiało. Zawodowo zajmuję się pisaniem książek, dość popularnych zresztą, tak się złożyło. Robię programy telewizyjne no i pisuję felietony tutaj, na Papaya.Rocks. Kilka lat temu postanowiłem, że skoro już muszę się pojawiać w mediach, to wyłącznie w uniformie metalowca, ze stosowną koszulką. Postanowienie to, choć osłabione, trwa w mocy do dzisiaj.

Tłumaczenie, na czym polega fenomen metalu mija się z celem. Bakcyla łapie się we wczesnej młodości (sam miałem około dwunastu lat) albo wcale.

Ze strony środowiska polskich metalowców spotkała mnie sympatia. Zostałem nazwany „naszym człowiekiem w ich świecie”. Z kolei „ich świat” zareagował lekceważąco. Odziany w koszulkę z diabłem, trupem i odwróconym krzyżem byłem, niekiedy, traktowany niepoważnie, jak dzieciak albo wariat. Może jestem i jednym i drugim? Moja powaga wyraża się również przez niepowagę. Na czym dokładnie polega? Do tego jeszcze dojdziemy.

Czasem ktoś pyta, czy nie jestem za stary na ten cały metal. Przecież mam już czterdzieści dwa lata. Ludzie w tym wieku najczęściej podkreślają, że słuchali tej muzyki w młodości, dawno temu. Odpowiadam mu słowami, które podsunął mi Nergal. Pytam po prostu: „w takim razie, co poszło nie tak?”

Tłumaczenie, na czym polega fenomen metalu mija się z celem. Bakcyla łapie się we wczesnej młodości (sam miałem około dwunastu lat) albo wcale. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że metal zalicza się do najważniejszych przygód w moim życiu. Tak, mówimy o głupiej, hałaśliwej muzyce, której towarzyszą śmieszne zdjęcia zespołów i kiczowate okładki.

W rejonach początków szkoły średniej byłem zagubionym gnojkiem. Nie wiedziałem, kim jestem i kim pragnę być. Jak sądzę, to powszechne doświadczenie w tym wieku. Zakochałem się w metalowych okładkach, potem w muzyce i postanowiłem, że zostanę metalowcem. W ten sposób zyskałem pierwszą spójną tożsamość. Już wiedziałem, kim jestem. Miałem czternaście lat i dziś uważam, że nie mogłem wybrać lepiej.

Jeszcze przed osiemnastką, zyskałem tożsamość, przyjaciół i pasję. Był to bezcenny kapitał, z którym wyruszyłem w dorosłość.

Byłem dość samotnym dzieckiem, może dlatego, że czytałem mnóstwo książek i jedną nogą tkwiłem w świecie fantazji. Chodziłem z głową w chmurach, jak wówczas mówiono. Takie dzieci mają z reguły pod górkę. Okazało się, że istnieje społeczność, gdzie odszczepieńcy i fantaści są mile widziani. Mowa oczywiście o metalowcach. Świat metalu, obficie czerpiący z konwencji fantasy, horroru czy satanistycznej estetyki, przynależy do świata fantazji. Z prawdziwym życiem nie ma nic wspólnego. Do tego metalowcy okazali się grupą czytającą. Mogliśmy nie tylko słuchać muzyki, ale i gadać o książkach.

W ten sposób, jeszcze przed osiemnastką, zyskałem tożsamość, przyjaciół i pasję. Był to bezcenny kapitał, z którym wyruszyłem w dorosłość. Znalazłem dojrzalsze wzorce i przynajmniej trzy razy zbudowałem siebie na nowo. Ale zacząć od czegoś musiałem.

My po prostu spotykaliśmy się na koncertach. A tam wiadomo, od słowa do słowa, pojawiała się słuszna i chwalebna idea wspólnego piwka w przyszłym tygodniu. Dowiadywałem się, że ktoś ma kłopoty i wypada pomóc. Sam pomoc otrzymywałem.

Metal przez lata zaliczył górki i dołki. Dziś, po długim czasie przebywania w niszy, znów cieszy się popularnością. Ważniejsze jest coś innego – przyjaźnie, zadzierzgnięte przed ćwierćwieczem, przetrwały próbę czasu. Ciągle się spotykamy, jesteśmy blisko i pomagamy sobie w trudnych chwilach czymś więcej niż dobrym słowem. Ktoś odpadł, ktoś doszedł, jak to z bandą starych diabłów bywa.

Fakt, że te przyjaźnie przetrwały, uznaję za mały cud. Żyję na tym smutnym świecie już trochę i wiem, jak trudno jest utrzymać relację z drugim człowiekiem. Paradoksalnie trwałości tej relacji nie sprzyjają media społecznościowe – te kuszą nowymi znajomościami, dzięki czemu zapominamy o tych starych.

My po prostu spotykaliśmy się na koncertach. A tam wiadomo, od słowa do słowa, pojawiała się słuszna i chwalebna idea wspólnego piwka w przyszłym tygodniu. Dowiadywałem się, że ktoś ma kłopoty i wypada pomóc. Sam pomoc otrzymywałem. Potem przyszły śluby, rozwody. Zżyliśmy się ze sobą, pod gwiazdą szatana.

Z perspektywy lat mogę powiedzieć: cieszę się, że dożyłem czasów takich, jakie mamy teraz. W historii polskiej muzyki nigdy nie było zespołu większego niż Behemoth. Nikt nie zrobił tak wspaniałej, zagranicznej kariery. Światowa sława stała się też udziałem Mgły i Bathuski. Furia zrobiła muzykę do „Wesela” Jana Klaty, lub, mówiąc uczciwiej, Klata skroił swoje przedstawienie do ich dźwięków. Polski metal jest czymś, z czego powinniśmy być dumni. Nergal powinien dostać ulicę w Gdańsku i medal od Prezydenta.

Co z byciem poważnym? Czy identyfikacja z czymś tak banalnym i dziecinnym jak muzyka przystoi? Metal, ze swoimi diabłami i smokami wywodzi się przecież z nastoletniej wyobraźni. Otóż powaga i dorosłość nie wyraża się w przywiązaniu do określonych dźwięków, stroju, czy jakiejkolwiek pasji. Swoją drogą, jeśli ktoś w życiu nie ma żadnej pasji, mogę mu najwyżej współczuć. Dorosłość wyraża się w odpowiedzialności względem pracy, przyjaciół, rodziny, a zwłaszcza dzieci. Dbajmy o ludzi, których sprowadziliśmy na ten świat. Troszczmy się o rodziców. Pomagajmy przyjaciołom. Pracujmy solidnie, dotrzymujmy słowa no i spłacajmy wszystkie długi niczym Lannisterowie.

Na tym polega dorosłość, na niczym innym. 

 

 

 

Pisarz. Autor siedmiu powieści, m.in. „Inna dusza”, „Exodus”, „Tracę ciepło”. W roku 2016 otrzymał Paszport Polityki. Dwukrotnie nominowany do nagrody Nike, raz do nagrody Miasta Gdynia. Na antenie TV Kultura prowadzi program „Dezerterzy”. Wiecznie w podróży, gubi się między miastami. Przez przyjaciół zwany Potworem. (fot.Aga Krysiuk)

zobacz także

zobacz playlisty