Ludzie |

„Nie wiedziałem, kiedy Joaquin Phoenix grał, a kiedy był sobą”. Rozmawiamy z autorem zdjęć do „Jokera”22.11.2019

źródło: materiały promocyjne

Lawrence Sher, laureat Złotej Żaby 27. MFF EnergaCamerimage za najlepsze zdjęcia do Jokera w reżyserii Todda Phillipsa, opowiada nam o kulisach powstawania filmu, aktorstwie Joaquina Phoenixa i wizualnej stronie najbardziej intrygującego projektu tego roku.

Marcin Radomski: Kim jest dla ciebie Joker?

Lawrence Sher: Częścią każdego z nas. W zależności, jak układa się twoje życie, u niektórych zwycięża dobro, u innych zło. Wpływ na to ma środowisko, wychowanie, otaczająca nas rzeczywistość i indywidualne predyspozycje psychiczne. 

Trudno nie zgodzić się, że Joaquin Phoenix jest w tej roli wyjątkowy. 

Bałem się go. Ma niebezpieczną energię, nawet gdy gra zranioną i delikatną postać. Hipnotyzował nas każdego dnia, nie pozwalając odwrócić od siebie wzroku. To niesamowita rola, a do tego Phoenix nie znika z ekranu przez cały film. Wraz z reżyserem wykreowaliśmy więc dla niego idealną atmosferę do tego wyjątkowego występu.

JOKER - Oficjalny zwiastun #2

Jak określiłbyś aktorstwo Phoenixa?

Nieprzewidywalne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. To niezwykły aktor. Zobaczyłem w nim siłę, której nie widziałem u innych, dorównuje mu może jedynie Christian Bale. Na planie Jokera zmieniał się w inną osobę – nawet wtedy, gdy miałem wyłączoną kamerę. Nie wiesz, kiedy Joaquin gra, a kiedy jest sobą.

„Joker” to już twój szósty film zrealizowany wspólnie z Toddem Phillipsem. 

Zrobiliśmy razem trylogię Kac Vegas. Znamy się świetnie, jesteśmy jak bracia. Joker to kino z niedoskonałym obrazkiem przypominającym filmy dokumentalne. Zależało nam na opowiedzeniu realistycznej historii, ale korzystaliśmy również z estetyki komiksowej. Jedną z rzeczy, którą podziwiałem w Toddzie, jest jego perfekcyjne przygotowanie i konkretny punkt widzenia na to, co chce przekazać. Jednocześnie jest elastyczny i chętny do zmiany, gdy mu coś sugeruję. Todd powiedziałby, że reżyserowanie to nie matematyka, a bardziej jazz. Nie liczą się konkretne reguły, ale rytm opowieści. Często korzystamy z improwizacji, co mi odpowiada. Lubię określać Jokera jako „handmade”. To film zrobiony na emocji danej chwili.

Szukałem subtelności pozbawionej efektowności. Lubię kolor, lubię mieszać barwy w filmie. W obiektywie kamery brzydkie szybko może stać się piękne. 

Wizualnie film jest bardzo przemyślany. 

Myślałem o znaczeniu każdej z konstruowanych scen. Chciałem ukazać małego człowieka w wielkim świecie. Zależało mi na oddaniu charakteru Jokera, jako jednego z wielu –  pomijanego przez tłum, bohatera na marginesie społeczeństwa, outsidera. W miarę rozwoju fabuły zbliżamy się do Jokera, aby na końcu to on stanął w centrum.

Jak pod kątem fabuły dobierałeś kolory kadrów i ich oświetlenie?

Wyszedłem od przyjrzenia się miastu w latach 70. i na początku lat 80. Jakie miało ono kolory? Głównie brudny zielony, niebieski i szary, a wieczorem dochodzi szorstkie pomarańczowe światło ulicznych latarni. I właśnie te barwy stały się częścią nie tylko przestrzeni, ale też garderoby bohaterów i charakteryzacji. Szukałem subtelności pozbawionej efektowności. Lubię kolor, lubię mieszać barwy w filmie. W obiektywie kamery brzydkie szybko może stać się piękne. Jeśli weźmiesz brudny pomarańczowy to będzie on ohydny, ale jeśli dodasz choć trochę niebieskiego, to razem stworzą ciekawy kontrast. Dużą rolę odgrywa też ustawienie światła, bo to ono nadaje znaczenia postaci.

Schody stały się jednym z bohaterów Jokera. Alegoria wspinania się po nich  związana jest z nadzieją na lepsze życie, ale zdarza się, że podążasz w dół, czyli stronę ciemności. 

Jak od strony technicznej wyglądała jedna z najsłynniejszych scen w filmie, w której Arthur tańczy na schodach i odnajduje swoją nową tożsamość?

Do tej sceny użyliśmy dźwigu, który dał nam płynność poruszania się kamery i tworzenia specyficznej energii. Phoenix jest oświetlony ciepłym światłem słonecznym. Kamera usytuowana jest nisko, a Joker po raz pierwszy w jest środku kadru. Schody stały się jednym z bohaterów Jokera. Zdecydowaliśmy, że Arthur będzie mieszkał w ich okolicy, a one będą wizualną wizytówką Jokera. I oczywiście alegoria wspinania się po schodach związana jest z nadzieją na lepsze życie, ale zdarza się, że podążasz w dół, czyli stronę ciemności.

Lawrence Sher (fot. Maria Kowalska)
Lawrence Sher (fot. Maria Kowalska)

Krótko mówiąc, zajrzeliście z reżyserem do wnętrza Jokera. 

Przemoc, którą popełnia Arthur, jest realna i surowa. Uważam, że Todd wykonał naprawdę dobrą robotę. Joker i Arthur nie mają radości z aktów przemocy. W chwili, gdy zabija ostatnią osobę, jego ciało drży, a twarz staje się brunatna. Przemoc sprawia mu ból. Nawet po brutalnej scenie z mamą nie pojawia się ulga.

Mówimy dużo o Phoenixie, ale nie tylko na niego warto zwrócić uwagę w przypadku Jokera. Jakie znaczenie miało dla ciebie spotkanie na planie z legendą kina, Robertem De Niro?

Uwielbiam „Króla komedii”, a Wściekły byk to jeden z powodów, dla których zostałem operatorem. Za każdym razem, gdy mam okazję pracować z kimś tak wielkim, staram się zachowywać normalnie. Po prostu mówię sobie: „to kolejny dzień w pracy”. Kiedy dzień się kończy, przyznaję: „Cholera, filmowałem Roberta De Niro”. To bardzo ekscytujące. 

Którą scenę z Jokera lubisz najbardziej? 

Tę, w której Joker idzie do archiwum i dowiaduje się o przeszłości swojej matki, a następnie kradnie dokumenty i ucieka. Kocham tą sekwencję. To moment przeobrażenia. On już wie, jak będzie wyglądała przyszłość.

000 Reakcji

Marcin Radomski - dziennikarz i krytyk filmowy. Publikuje m.in. na łamach „Newsweeka”, „Rzeczpospolitej Plus Minus”, “Magazynu Filmowego”, a także w portalach Onet.pl, Culture.pl. Współpracuje z festiwalami filmowymi. Prowadzi autorski kanał na YouTube – KINOrozmowa, gdzie rozmawia z aktorami i reżyserami.

zobacz także

zobacz playlisty