Ludzie |

Miłość i frustracja w pandemii. Rozmawiamy z Samem Levinsonem, reżyserem „Euforii” oraz „Malcolma i Marie” 23.02.2021

John David Washington i Zendaya w „Malcolmie i Marie”

Zapatrzony w siebie reżyser i zapatrzona w niego aktorka. W swojej najnowszej produkcji Malcolm i Marie, Sam Levinson bierze ograny filmowy motyw i eksperymentuje, aż powstaje coś całkiem świeżego.

Kiedy pierwszy raz widzimy Malcolma (John David Washington) i Marie (Zendaya) myślimy sobie: „Ha! No i już wiemy, co będzie dalej”. Właśnie wrócili z premiery jego filmu. On, jeszcze trochę na haju po gromkich oklaskach, gada jak najęty – o krytykach, o sytuacji czarnych reżyserów w branży, o misji, o sztuce... Ona milczy, nerwowo krążąc po domu. Powietrze można by kroić nożem. Czyżby szykowała się kłótnia kochanków? Levinson (Assasination NationEuforia) sięga do doskonale znanych tropów – robi czarno-biały film o skłóconej parze, która spiera się o własny związek – i sztukę! – na przestrzeni jednej nocy. Ale reżyser nie byłby sobą, gdyby w tę opowieść nie wlał czegoś głęboko osobistego i autentycznego. I tak, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, sztampę zastępuje autentyczność, a teatralną manierę – żywa energia.

Washington i Zendaya doskonale radzą sobie z trudnym tekstem, wspinając się na wyżyny aktorskich możliwości. Do tego dochodzi ironiczne podejście do showbiznesu, odważne spojrzenie na ludzkie niedoskonałości i empatyczne badanie związku w kryzysie. Efekt? Kino nie tylko piękne, ale też pięknie wrażliwe. W rozmowie z Papaya.Rocks Levinson zdradza, jak kręci się film w środku pandemii, dlaczego współpraca jest lepsza niż bycie divą i jak to jest, kiedy swoje własne życie widzi się jak film. Malcolm i Marie jest dostępne na Netfliksie od 5 lutego.

Malcolm i Marie | Oficjalny zwiastun | Netflix

Anna Tatarska: Film Malcolm i Marie powstał w iście kosmicznym tempie. Z tego, co udało mi się ustalić, na początku kwietnia skończył pan pierwszy draft scenariusza, a w połowie września film był już gotowy i sprzedany do dystrybucji!

Sam Levinson: Pandemia zmusiła nas do siedzenia w domu. W połowie marca stało się jasne, że dotychczasowy plan się rozsypie. Zdjęcia do Euforii zostały wstrzymane. Wiedziałem, że jedynym kołem ratunkowym, poza moją żoną i synem, będzie dla mnie w izolacji kreatywność, pisanie scenariuszy. Wtedy: dzyń, dzyń, pewnej nocy zadzwoniła do mnie Zendaya. Chciała, żebyśmy zrobili razem coś na małą skalę, może w domu. Kilka dni później miałem już pierwsze strony.

Co na nich było?

Wlałem w ten draft sprzeczne uczucia, jakie żywię do branży filmowej: z jednej strony miłość, z drugiej zmęczenie i frustrację. Lęk, że czasami w życiu nie jestem tak wyrazisty, jak potrafię być w sztuce. Jednocześnie chciałem uhonorować to wszystko, co czyni kino tak pięknym medium. Współpraca. Zderzenie tożsamości i doświadczeń. Chciałem, żeby film pokazywał te wątki w obrębie relacji. Podkreślał, jak bardzo wszyscy potrzebujemy, by ktoś nas docenił. Jak często zapominamy dowartościować naszych partnerów, choć oczekujemy, że oni będą to robić dla nas. Ponieważ motywacja była tak organiczna i szczera, wszystko potoczyło się szybko.

W sercu Malcolm i Marie jest motyw brania czegoś totalnie osobistego, indywidualnego i przenoszenie tego na ekran dla widza, który być może nie wygląda tak jak ty, ma inną płeć, pochodzenie, rasę.

Co dało wam kręcenie poza dotychczasowym systemem?

Wiedzieliśmy, że za ten film płacimy sami. Pracowaliśmy tylko z wybranymi ludźmi, którym ufamy. Każdy pełnił jednocześnie kilka funkcji, skromność była oczywistym warunkiem. Żadnego przymusu konsultowania czegoś z jakąś „górą”, tłumaczenia się, kompromisów. Podniecająca wolność! 

John David Washington, Sam Levinson i Zendaya na planie
John David Washington, Sam Levinson i Zendaya na planie

Dlatego z taką odświeżającą ironią pan, biały chłopak z uprzywilejowanej rodziny, podchodzi m.in. do wątku rasowego i tego, jak się go traktuje w Hollywood?

Jasne. Z większą niż zwykle odwagą mówimy o tym, gdzie dziś jesteśmy w sensie kulturowym. Co wolno mówić, robić – i dlaczego. Interesowało mnie to, bo przecież w sercu Malcolm i Marie jest motyw brania czegoś totalnie osobistego, indywidualnego – emocji, odczucia – i przenoszenie tego na ekran dla widza, który być może nie wygląda, tak jak ty, ma inną płeć, pochodzenie, rasę. Bardzo ważne było dla mnie, by Zendaya i John David spotkali się z postaciami, dali im coś od siebie. Z tego spotkania miało szansę wykiełkować coś pięknego.

Podczas pracy musieliśmy dbać, by nasza „bańka” była szczelna. Rozrywki? Spacery i rozmowy o tym, co czeka branżę filmową. Nie tylko smutne.

Znalezienie miejsce, w którym mogliście nakręcić film zgodnie z prawem, to był ledwie początek, co dalej?

Katia Washington (siostra Johna Davida) i Ash (Ashley Levinson), nasze producentki, wypracowały niesamowicie szczegółowy plan, według którego ustalono nowy sposób funkcjonowania produkcji. Zamieszkiwaliśmy hotel na ranczu, który w pandemii został wyłączony z użytku, więc byliśmy tam sami. Każdy miał osobną przestrzeń. Żadnych sprzątaczek, kelnerów. Przez całe zdjęcia nie można było opuszczać terenu hotelu, chyba, że jechaliśmy na plan, do Caterpillar House (mający 2800 metrów dom, położony w rezerwacie Santa Lucia w hrabstwie Monterey – przyp. red.). Żadnych prywatnych zakupów, spacerów do miasta, nawet tankowanie samochodu było zakazane. Musieliśmy dbać, by nasza „bańka” była szczelna. Rozrywki? Spacery, bo okolica była przepiękna. I rozmowy o tym, co czeka branżę filmową. Nie tylko smutne.

John David Washington i Zendaya w „Malcolmie i Marie”
John David Washington i Zendaya w „Malcolmie i Marie”

Uwagę zwraca też nietypowa struktura finansowania filmu. Aktorzy są producentami, inwestorami – to się zdarza. Ale to nie koniec zaskoczeń.

Wymyśliliśmy wszystko tak, by – jeśli film się sprzeda – każdy uczestnik projektu na tym skorzystał. Zwykle zysk producenta jest nieproporcjonalnie wysoki. Nam zależało, by było demokratycznie. Ustaliliśmy też, że część zysku przekażemy na cele charytatywne. Nam nie było łatwo i chcieliśmy pomóc tym, których pandemia postawiła w jeszcze cięższej sytuacji. W efekcie zasililiśmy konta m.in. organizacji „Feeding America”. 

Pogadajmy o estetyce. Czerń i biel – bardzo znamienny, charakterystyczny wybór, budzący całą gamę skojarzeń. Dlaczego tak?

Właściwie od początku wiedziałem, że będę chciał nakręcić ten film w czerni i bieli. A im dłużej rozmawiałem z Marcellem Rév, naszym wspaniałym operatorem i jednym z moich najbliższych współpracowników, tym bardziej byłem tej decyzji pewny. Punktem odniesienia były dla nas rozmaite produkcje, od Nocy Antonioniego, przez Służącego Josepha Loseya po Kto się boi Virginii Woolf. W każdym z tych legendarnych czarno-białych filmów grali biali aktorzy. Kiedy czarnoskórzy aktorzy zaczęli dostawać w Hollywood – i poza nim – szanse na większe role, czarno-białe kino zdążyło już wyjść z mody. Byli oczywiście filmowcy – na przykład Spike Lee (Ona się doigra) czy Charles Burnett (Killer of Sheep) – którzy zrobili to, co my, więc nie jesteśmy pionierami. Ale ponieważ zarówno John David jak i Zendaya są tak charyzmatyczni, ponieważ nasz film opowiada o branży filmowej, o Hollywood, ta czerń i biel wydawały się odpowiednim narzędziem do odzyskania tej ikonografii. Dlatego postanowiłem ich miłosną historię ująć w takie ramy.

„Każdy człowiek to osobna powieść” – mówi w filmie Marie i w pełni się z jej słowami utożsamiam. Można powiedzieć, że to moje credo.

W Malcolm i Marie reżyser jest pokazany trochę jako złodziej cudzych historii. Pan siebie też widzi w ten sposób?

Dla scenarzysty naprawdę trudno jest iść przez życie, doświadczać go, a potem nie odnosić się do tego w twórczości, nie przemycać tego w postaciach. Sam „kataloguję” interakcje, rozmowy, doświadczenia, emocje. Wypowiedzi, które po czasie wydały mi się niewłaściwe, zachowania, które dziś mnie zawstydzają. Obserwacje, obrazy cudzych zachowań i słów. Małe momenty międzyludzkiej prawdy. Niepewności. Nie sposób wyrzucić je z głowy, tym bardziej mnie, tak zafascynowanemu ludźmi i ich zachowaniami. Wydaje mi się, że w ten sposób uczymy się wyciągać jakieś wnioski z życia, ujmujemy je w klamrę. Pewnie dlatego potem, przy pisaniu scenariuszy, linia między prawdą a fikcją bywa cienka. Nie jest tajemnicą, że kiedy byłem młodszy, zmagałem się z wieloma uzależnieniami. Kiedy tylko znajdowałem się w wyjątkowo traumatycznej sytuacji, włączał mi się mechanizm odłączania. Patrzyłem na swoje życie z zewnątrz myśląc, że to jakiś film. Pamiętam, że naprawdę miałem do siebie o to straszne pretensje. Wkurzałem się, myśląc, że coś musi być ze mną nie tak, skoro reaguję w ten sposób. Przecież powinienem doświadczać życia jak życia, a nie filmu! Z perspektywy czasu myślę, że to była próba spojrzenia na rzeczywistość z dystansu, bardziej obiektywnie. Bo wtedy dopiero można prześledzić proces, rozwój doświadczeń, przyjaźni, związków. Patrzy się na to z nadzieją, że człowiek może jakoś na to wpłynąć, coś zmienić, włożyć w momenty przeoczeń więcej miłości czy energii. Może zmienić efekt końcowy, choć to przecież niemożliwe. Wydaje mi się, że nie nazwałbym się złodziejem historii. To, co robię jest raczej wynikiem wyzbytej z elementu oceny troski. „Każdy człowiek to osobna powieść” – mówi Marie i w pełni się z jej słowami utożsamiam. Można powiedzieć, że to moje credo.

Sam Levinson na planie „Euforii”
Sam Levinson na planie „Euforii”

W pewnym momencie Malcolm narzeka na krytyków. „Zawsze wszystko ideologizują” – mówi. A pan co o nas sądzi?

Krytyka filmowa to coś bardzo ważnego, dla przyszłych pokoleń być może równie ważnego, jak samo robienie filmów. Według mnie dyskusja nadaje życiu – i robieniu filmów – sens. Współpraca to coś pięknego. Zawsze zakładam, że z krytykami mamy taką niepisaną umowę: priorytetem jest dla nas kreatywność, szczerość i zaufanie. A przy zachowaniu wzajemnego szacunku wolno wszystko.

John David Washington i Zendaya w „Malcolmie i Marie”
John David Washington i Zendaya w „Malcolmie i Marie”
000 Reakcji

Dziennikarka i recenzentka filmowa, współpracująca m.in z magazynem Vogue, Onetem i Gazetą Wyborczą. Absolwentka filmoznawstwa i wiedzy o kulturze oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Ceni wolność w pracy i życiu. Za dużo mówi. Jej pasją są wywiady, wegetariańskie kulinaria i podróże. Całkiem lubi innych ludzi.

zobacz także

zobacz playlisty