„To film o zwyczajnych ludziach”. Rozmawiamy z Manele Labidi, reżyserką „Arab Blues”14.08.2020
Debiutująca filmem pełnometrażowym Manele Labidi to reżyserka z powołania i doskonały przykład na to, że od prawdziwej pasji nie można uciec. Twórczyni tunezyjskiego pochodzenia potrzebowała jednak czasu zanim zasiadła na reżyserskim krześle. Kiedy ukończyła studia i zapewniła sobie finansową stabilizację, zdecydowała się na filmową psychoterapię Tunezyjczyków. Jej Arab Blues, który właśnie wchodzi na ekrany polskich kin, z przymrużeniem oka pokazuje zmiany po arabskiej wiośnie i oddaje głos bohaterom, którzy do tej pory byli skazani na milczenie.
Psychoanalityczka z Francji przyjeżdża do Tunezji i postanawia założyć gabinet, by prowadzić sesje. Jak znalazłaś tę historię?
Manele Labidi: Właściwie ta historia przyszła do mnie po rewolucji w Tunezji w 2012 r. Jednej nocy dyktatura upadła i dla ludzi to był szok. Nagle przeszli od sytuacji, gdzie nie mogli nic mówić i wyrażać swoich myśli, do chaosu, gdzie wszyscy mówili cały czas. Czasami było tak, że szło się na zakupy i ktoś rozmawiał z tobą przez dwie godziny, wyrażając swoją opinię o niemalże wszystkim. Dało się wyczuć, że ludzie mają wiele tematów, które leżą im na sercu i po prostu muszą się nimi podzielić.
To zjawisko było dla mnie bardzo ważne i chciałam je uchwycić w filmie. Pokazać ten moment, w którym kraj staje się wolny. Nie tylko państwo przechodziło przemiany, ale każda osoba przeżywała indywidualną rewolucję i to było dla mnie fascynujące. Stąd pomysł głównej bohaterki – psychoanalityczki, która będzie patrzyła na wszystko z zewnątrz jako przybysz z Francji, a także od środka, ponieważ należy do tej społeczności.
Chciałam pozwolić moim bohaterom opowiadać o intymności, pragnieniach, strachu i frustracjach. Zazwyczaj – jeśli chodzi o postaci arabskiego pochodzenia – widzimy portrety ludzi filtrowane przez politykę, czy motywy takie jak terroryzm czy islamizm. To wyczerpujące. Zależało mi na przedstawieniu bardziej uniwersalnych problemów. Łatwiej utożsamić się z takimi postaciami. Ten film nie jest o Arabach, ale o zwyczajnych ludziach.
Dlatego w tym świecie pojawia się Selma – Tunezyjka, która uczyła się i dojrzewała we Francji. Czy w tej postaci jest cząstka ciebie?
Trzeba przyznać, że w tym filmie znajduje się wiele osobistych elementów. Mogę się z nią utożsamiać, choćby przez to, że sama jestem rozdarta pomiędzy dwoma krajami. Selma studiowała we Francji, tam zdobyła wykształcenie i ma też francuski paszport. We Francji jest po prostu Francuzką, ale wciąż wszyscy widzą jej arabską duszę. Kiedy wraca do swojego kraju, zdaje sobie sprawę, że nie należy w pełni do tej kultury, do tych ludzi. Ja, tak jak ona, czuję, że odnajdę się w każdym kraju, ale tym samym nie posiadam żadnego miejsca na stałe. Nigdzie nie zapuściłam korzeni. Czasem mi tego brakuje – osadzenia i przynależności.
Wydaje mi się, że łączy nas jeszcze jedna rzecz. Selma wraca do Tunezji, by otworzyć własną praktykę. Robi to, aby – w pewnym sensie – pomścić swoją matkę i ojca. Moi rodzice wyjechali z Tunezji z ekonomicznych względów. Nie mieli pracy i wyjazd z kraju był dla nich bardzo trudny. Stali się imigrantami. Powrót do kraju, który cię odrzucił i nie dawał ci szansy, napawa dumą. Zrobiłam film w Tunezji, zatrudniłam ludzi i stworzyłam małą ekonomię. Zrobiłam coś, czego oni nie mogli zrobić. Selma, wracając, stara się też coś naprawić. Chce dać coś od siebie.
Było ci trudno powrócić do korzeni?
To było doświadczenie pełne emocji. Pamiętam, że znaleźliśmy dom, w którym miały odbywać się zdjęcia. Był w samym centrum Tunisu, ale bardzo daleko od miejsca, gdzie dorastałam. Na kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć właściciel wycofał się z umowy. Na szczęście znaleźliśmy nową lokację. Znajdowała się pięć minut od domu mojej babci. Dzięki temu wszystko przeżywałam bardzo intensywnie.
To szczęście, że miałam tak cudowną ekipę. Z jednej strony mój francuski zespół, produkcję i logistykę, a z drugiej pracowałam z tunezyjskim aktorami i technikami. Cały ten plan był podsumowaniem mojej sytuacji. Połączeniem dwóch kultur w jednym projekcie.
Skąd pomysł, żeby Golshifteh Farahani stała się twoją Selmą?
Golshifteh była jedyną aktorką, do której wysłałam scenariusz. Kiedy go pisałam, zależało mi na tym, żeby Selma była bardziej męską postacią. Ona jest takim kowbojem. Pali i uśmiecha się przy tym. Zazwyczaj w komediach dziewczyny są urocze i szukają miłości. Nie chciałam, żeby moja bohaterka wpadła w ten schemat. Powinna być w opozycji do pozostałych bohaterów, niesamowicie barwnych i gadatliwych. Selma nie mówi za dużo, za to wiele wyraża poprzez oczy. Golshifteh jest aktorką, która potrafi to wszystko dać i pokazać na ekranie. Kamera ją uwielbia. Ma już spore doświadczenie i bardzo hojnie się nim dzieliła na planie. Myślę, że jestem ogromną szczęściarą, że zagrała w moim pierwszym filmie.
Zanim zajęłaś się kinem, robiłaś zupełnie inne rzeczy. Co sprawiło, że weszłaś w tę dziedzinę?
Zawsze byłam fanką kina. Lubiłam też czytać i pisać, pomimo tego, że moja rodzina nie była zbytnio zainteresowana kulturą. Przez długi czas nie pozwalałam sobie na wybór tej drogi, głównie dlatego że to bardzo niepewne zajęcie. Moi rodzice wiele poświęcili i nie chciałam po prostu do nich pójść i powiedzieć „teraz będę artystką”. Uznaliby, że zwariowałam. Pomyślałam, że muszę pójść na studia, znaleźć dobrą pracę i zdobyć poczucie bezpieczeństwa. Dopiero teraz – po latach – zdecydowałam, że spróbuję. Nie miałam żadnych znajomości. Wszyscy moi znajomi uważali, że mi odbiło i nic z tego nie będzie. Mimo wszystko odeszłam z pracy, zaczęłam pisać i nie mogłam przestać. Uznałam, że nie chcę kiedyś żałować, że czegoś nie zrobiłam. O to chodzi w życiu, żeby niczego nie żałować.
zobacz także
- Shia LaBeouf: Gwiazdor wyklęty
Ludzie
Shia LaBeouf: Gwiazdor wyklęty
- Ben Mendelsohn, Jason Bateman i Cynthia Erivo w serialu „Outsider” na podstawie powieści Stephena Kinga
Newsy
Ben Mendelsohn, Jason Bateman i Cynthia Erivo w serialu „Outsider” na podstawie powieści Stephena Kinga
- Agnieszka Holland: Potrzeba pozytywnych bohaterów MFF Nowe Horyzonty
Ludzie
Agnieszka Holland: Potrzeba pozytywnych bohaterów
- Hlynur Pálmason: Film musi żyć MFF Nowe Horyzonty
Ludzie
Hlynur Pálmason: Film musi żyć
zobacz playlisty
-
Papaya Young Directors 5 Nagrodzone filmy
09
Papaya Young Directors 5 Nagrodzone filmy
-
Papaya Young Directors top 15
15
Papaya Young Directors top 15
-
Martin Scorsese
03
Martin Scorsese
-
Seria archiwalnych koncertów Metalliki
07
Seria archiwalnych koncertów Metalliki