Turystyka popkulturowa27.06.2019
Fani Justina Biebera oblegają kanion w Islandii, miłośnicy Gry o tron tłumnie odwiedzają Dubrownik, a instagramerzy urządzają sobie odważne sesje w czarnobylskiej Strefie Wykluczenia. Czy wpływ popkultury na życie turystycznych miejscowości jest istotny?
Śmierć w Wenecji, Kochankowie z Werony, Niebo nad Berlinem. London Calling, Synekdocha, Nowy Jork i Paris, Paris. Albo: Marrakech Express, Casablanca lub Pociąg do Darjeeling. Można by długo wymieniać. Te tytuły filmów i utworów to tylko pierwsze z brzegu przykłady przenikania się sztuki i geografii. Bo świat kultury od zawsze spogląda na wielkie miasta z fascynacją. Penetruje ich zakamarki, wsłuchuje się w rytm ulic, odtwarza klimat dystryktów. Często składa wprost hołd metropoliom czy urokliwym miasteczkom. Ale rola tych artystycznych wizji była kiedyś bardziej wtórna. Nie kreowały one na bieżąco rzeczywistości. Raczej odtwarzały daną miejską atmosferę niż wpływały na losy mieszkańców. Nie skutkowały namacalnymi efektami, przynajmniej nie od razu. Dziś to się zmieniło. Dzieła artystów i producentów straciły w pewnym sensie swoją niewinność.
Dużo za dużo
Kilkanaście miesięcy temu jeden z publicystów brytyjskiego „The Telegraph”, Greg Dickinson, apelował, aby uznać „overtourism” słowem roku 2018. Faktycznie – zainteresowanie tą frazą według Google Trends wzrosło w ostatnim czasie znacząco. Największą popularnością cieszyła się ona w październiku 2018 r., ale prognozy sygnalizują, że wciąż często wstukuje się ją w wyszukiwarkę. Co dokładnie oznacza ten termin? Powszechnie zaczęto używać go w 2015 r., a jedną z pierwszych osób, która podjęła się próby jego definicji, był Rafat Ali – CEO i założyciel firmy mediowej Skift zajmującej się branżą turystyczną. W swoim tekście z 2016 r. dotyczącym roli, jaką turystyka zaczęła odgrywać na Islandii, zauważył, że niekontrolowany i masowy napływ turystów może mieć zgubne skutki. Odczuwać je mogą przede wszystkim mieszkańcy odwiedzanych miast. Dziś, według oficjalnej definicji Światowej Organizacji Turystyki, terminem overtourism określa się na tyle znaczący wpływ turystów na daną miejscowość lub jej część, że obniża on zarówno jakość życia zamieszkujących ją ludzi, jak i komfort zwiedzania gości. Okazuje się, że to zjawisko ma wiele wspólnego z popkulturą.
W 2016 r. stolicę Katalonii odwiedziło ponad 30 mln turystów. Władze podjęły walkę z napływem odwiedzających, m.in. usuwając setki ofert z Airbnb, zatrudniając inspektorów sprawdzających legalność wynajmowanych nieruchomości czy przenosząc budowę hoteli na przedmieścia.
W tym kontekście warto przywołać późny dorobek Woody’ego Allena – a konkretnie serię filmów, których akcja rozgrywała się w popularnych europejskich miastach. Bohaterowie produkcji znanego reżysera byli wówczas Zakochani w Rzymie, spotykali się O północy w Paryżu, a w Poznasz przystojnego bruneta przemierzali ulice Londynu. Co znamienne, „angaż” u Allena dostała też stolica Katalonii. Do nakręcenia słynnego Vicky Cristina Barcelona w Hiszpanii artysta został zachęcony kwotą w postaci 2 mln euro przyznaną od władz miasta i regionu (ciekawostka – hojnym finansowaniem chciał w swoim czasie zwabić reżysera także sam Kraków). Włodarzom chodziło oczywiście o promocję miasta na świecie. Ale kiedy spojrzymy na te fakty z dzisiejszej perspektywy, będą nam się one jawić jako chichot historii. – Od niedawna najgłośniejszy sprzeciw wobec masowej turystyki słychać właśnie w Barcelonie. To tam pojawiają się na murach napisy: „Tourists go home”. Zdarzały się nawet ataki na autokary z turystami – mówi dr hab., prof UG, Piotr Zientara z Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Gdańskiego (wspólnie z dr hab. Moniką Bąk, prof. UG i prof. Robertico Croes z Rosen College of Hospitality Management badał ostatnio jakość życia w Sopocie w kontekście m.in. problemu overtourism). Dziś promocja hiszpańskiego miasta wydaje się zatem nie tylko kłopotliwa. Stała się realnym problemem: w 2016 r. stolicę Katalonii odwiedziło bowiem ponad 30 mln turystów. Władze podjęły walkę z napływem odwiedzających, m.in. usuwając setki ofert z Airbnb, zatrudniając dodatkowych inspektorów sprawdzających legalność wynajmowanych nieruchomości czy przenosząc budowę nowych hoteli na przedmieścia. Oczywiście Woody Allen w tym wypadku posłużył raczej za przykład anegdotyczny – absurdem byłoby sądzić, że to wyłącznie on przyczynił się do wzrostu liczby turystów w mieście. Choć z pewnością dołożył do tego swoją małą cegiełkę.
Wyspa DiCaprio i efekt Biebera
Wystarczy jednak opuścić Katalonię i zajrzeć do innych popularnych regionów, aby przekonać się, że wpływ popkultury na turystyczne „przeciążenia” ma duże znaczenie i potwierdzenie w danych. Najbardziej dobitnym tego przykładem jest plaża Maya Bay w Tajlandii. Ten zakątek na wyspie Ko Phi Phi Leh zaczął cieszyć się masowym zainteresowaniem po premierze słynnego filmu Danny’ego Boyle’a „Niebiańska plaża” z 2000 r. z Leonardo DiCaprio w roli głównej. Na tyle, że władze postanowiły zamknąć plażę w czerwcu 2018 r. i według ostatnich doniesień otworzą ją dopiero w 2021 r. Miejsce odwiedzało dziennie ponad 5 tys. turystów, co doprowadziło do zniszczenia koralowców znajdujących się w pobliżu wyspy (niektórzy wyrywali je sobie „na pamiątkę”, ale dewastację powodowały też kremy przeciwsłoneczne dostające się do zatoki). Jak na ironię, bo w filmie plaża była miejscem sekretnym, niedostępnym dla postronnych.
Podobny przykład dostarczyła nam ostatnio Islandia. Tym razem „ofiarą” padł najbardziej malowniczy kanion Fjaðrárgljúfur. W 2015 r. został sfilmowany w teledysku Justina Biebera. W klipie do „I’ll show you” islandzki cud natury pełni rolę terenu do nieskrępowanej eksploracji (całość nakręcono w kilku miejscach, nie tylko w samym Fjaðrárgljúfur). Popularny wokalista na tle niezwykłych krajobrazów zeskakuje z pagórków, zanurza się w wodzie i siada na zboczach. Od 2016 do 2017 r. liczba turystów w tej okolicy się podwoiła, co przypisuje się sukcesowi wideo. Ze względu na zagrożenie dla lokalnego środowiska władze czasowo zamknęły dostęp do tej przyrodniczej atrakcji, zaznaczając jednak, że miejsce po prostu nie było przygotowane na taką liczbę odwiedzających – nie posiadało też odpowiedniej infrastruktury.
Winter is coming
Popkulturowa turystyka może być zresztą kłopotliwa nie tylko dla cudów natury. Niesie zagrożenie dla całych miast. – Weźmy chociażby chorwacki Dubrownik. Został wypromowany przez Grę o tron – zwraca uwagę prof. Zientara. Jak donosi serwis Responsible Travel, po starym mieście perły Dalmacji krążą dziś wycieczki śladem popularnego serialu, którego wiele scen od czasu premiery 2. sezonu nakręcono właśnie tam. A ich przewodnikom zdarza się w 40 stopniowym upale wykrzykiwać znane z serii motto: „Winter is coming!”. Według danych badaczy z Instytutu Ekonomii w Zagrzebiu „Gra o tron” w latach 2012–2015 ściągnęła do miasta ponad 240 tys. turystów, co początkowo było dla władz powodem do radości. Lokalne sklepy zaczęły sprzedawać serialowe gadżety, do hitowej produkcji HBO nawiązywały liczne restauracje. Dziś Dubrownik z ponad milionem odwiedzających zmuszony jest jednak regulować liczbę przypływających do portu statków i instalować kamery monitorujące tłumy. Rozważa też wprowadzenie limitów odwiedzin w obawie przed tym, że miasto wkrótce będzie ulegać dewastacji.
Warto dodać, że turyści w poszukiwaniu miejsc znanych z ulubionych filmów są w stanie dotrzeć wszędzie, nawet na antypody. Ciekawe doświadczenia w tym względzie ma Nowa Zelandia, bo to tu kręcono Władcę Pierścieni i Hobbita. Fani serii chętnie odwiedzają Hobbiton (rocznie zwiedza go nawet 650 tys. ludzi), czyli plan zdjęciowy w mieście Matamata. Cierpi na tym lokalna infrastruktura – nieustannie mają tam miejsce kolizje samochodów, a włodarze zastanawiają się, jak poprawić bezpieczeństwo na drogach prowadzących do Hobbitonu. Co ciekawe, także władze samej Nowej Zelandii z powodu masowego napływu odwiedzających wprowadziły już specjalny podatek dla turystów.
Niedawne badania Christine Lundberg i Marii Lexhagen ze School of Hospitality and Tourism Management nad turystyką popkulturową zwracają uwagę, że to skomplikowany problem. Nie można stwierdzić, że wina leży po stronie twórców. Podróżujący fani filmów, seriali czy książek – choć są wyjątkową grupą turystów, bo łączy ich z odwiedzanym miejscem więź emocjonalna – nie podejmują decyzji w próżni. Na ich zachowania wpływ ma przemysł kreatywny, a także social media czy charakter obecnego internetu. Na przykład artykuły sprzedające „niesamowite wrażenia” z wycieczek śladami popkultury jako produkt.
– Żyjemy w rzeczywistości mediów społecznościowych – influencerów, influencerek – i istnieje ryzyko, że dane miejsce zostanie nagle rozreklamowane przez znaną osobowość i przeżyje „oblężenie” – zauważa Zientara. Tak się składa, że to na Instagramie możemy dostrzec teraz pierwsze efekty popularności głośnego serialu HBO Czarnobyl. W mediach pojawiły się bowiem doniesienia o influencerach, którzy zjeżdżają do miejsca katastrofy i urządzają tam odważne sesje zdjęciowe na terenie Strefy Wykluczenia. Ich zachowanie potępił nawet Craig Mazin, jeden z twórców serialu i jego pomysłodawca. „Jeśli odwiedzasz to miejsce, pamiętaj, jaka niewyobrażalna tragedia się tam wydarzyła” – napisał na Twitterze.
(Nie)winny pop
– Popkultura ma oczywiście duże znaczenie dla overtourism, ale to tylko jeden z czynników – przestrzega przed zrzucaniem na nią odpowiedzialności Zientara. – Przecież, jak już wspominałem, najgłośniejszy sprzeciw wobec masowej turystyki słychać w Barcelonie. A miasto to, choć oczywiście posiada znany klub piłkarski, nie jest aktualnie specjalnie promowane, choćby w teledyskach. Równie licznie odwiedzana jest Wenecja, gdzie już w życie weszły konkretne przepisy dotyczące tzw. zachowań antyspołecznych. Dlatego uważam – i znajduje to potwierdzenie także w literaturze fachowej – że nie można wskazać jednego aspektu, który jest przyczyną „najazdów” turystów do danych miejscowości – tłumaczy profesor.
Skoro popkultura i jej marketingowe zaplecze to tylko jedna strona medalu, jakie są inne przyczyny gwałtownego wzrostu liczby wycieczek obciążających miasta? Na pewno udział w tym ma rozwój tanich linii lotniczych, na co często wskazuje serwis Responsible Tourist. Greg Dickinson w The Telegraph zwrócił też uwagę na globalny wzrost liczebności i zamożności klasy średniej. O ekonomicznych aspektach wspomina też Zientara. – W Polsce mamy dodatkowe czynniki, które wpłynęły na turystykę. Dołożył się do tego na przykład efekt 500 plus – osoby, które kiedyś nie mogły pozwolić sobie na wakacje, teraz na nie wyjeżdżają – tłumaczy.
Liczba turystów będzie rosła wraz z bogaceniem się uboższych społeczeństw. To oni po zaspokojeniu potrzeb, które z naszego punktu widzenia wydają się podstawowe, jak samochód czy lodówka, zaczną poszukiwać czegoś nowego.
Czy miasta mogą sobie jakoś poradzić z problemem? Prof. Zientara wyodrębnił kilka rozwiązań. – Podstawową kwestią jest to, aby starać się w miarę możliwości „rozpraszać” turystów czasowo i przestrzennie. Przedłużać sezon i rozmieszczać w różnych odległościach atrakcje turystyczne. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku – w końcu ciężko przenieść muzeum, nie mówiąc o zabytkach. Dlatego festiwale w miastach organizuje się często w lokalizacjach poza centrum – mówi profesor. – Są też opłaty klimatyczne, które mogą zniechęcać do przyjazdów, ale to już rzeczy dyskusyjne, mające swoich zwolenników i przeciwników. Niektóre władze stosują też wysokie mandaty za naganne społecznie zachowania – np. za śmieci rzucane na ulice – dodaje wykładowca UG.
Problem nie zniknie, nie tylko w związku z premierami nowych filmów czy seriali. Dzieła działają jak magnez na turystów, i nakładanie na nich ograniczeń byłoby skandaliczne. Niektóre jednak rzucą swój cień w świetle turystycznych „obciążeń”, których, także w kontekście zmian klimatycznych (ślad węglowy, dewastacja środowiska), nie można lekceważyć. Zwłaszcza że podróżujących wciąż przybywa. – Liczba turystów będzie rosła wraz z bogaceniem się uboższych społeczeństw. To oni po zaspokojeniu potrzeb, które z naszego punktu widzenia wydają się podstawowe, jak samochód czy lodówka, zaczną poszukiwać czegoś nowego. Będą chcieli już nie tylko posiadać, ale i doświadczać – prognozuje Zientara. – Takie miasta jak Paryż nie stracą zainteresowania. Nawet jeśli przestaną przyjeżdżać tam Europejczycy, na pewno będą chcieli je odwiedzać Chińczycy czy Hindusi – dodaje na koniec. Jeśli więc artyści trafiający ze swoją pracą do milionów chcieliby mieć jakiś wpływ na tę sytuację, jest jedno rozwiązanie. Overtourism to przecież niezły materiał na film. Skoro więc twórcy hitowych produkcji są w stanie przekonać kogoś do podróżowania na koniec świata, może uda im się też namówić fanów do pozostania w domach?
zobacz także
- „Don’t Look Up”: Nowy film Adama McKaya z prawdziwie gwiazdorską obsadą
Newsy
„Don’t Look Up”: Nowy film Adama McKaya z prawdziwie gwiazdorską obsadą
- Dużo sci-, mało fi. Fantastycznonaukowe filmy, w których efekty specjalne nie grają głównej roli
Opinie
Dużo sci-, mało fi. Fantastycznonaukowe filmy, w których efekty specjalne nie grają głównej roli
- Kolejny krok ku nieśmiertelności. Izraelscy naukowcy zwiększyli oczekiwaną długość życia u myszy o 22%
Newsy
Kolejny krok ku nieśmiertelności. Izraelscy naukowcy zwiększyli oczekiwaną długość życia u myszy o 22%
- „Atomic Heart”: Zobacz zapowiedź surrealistycznej gry sci-fi, którą stworzyło rosyjskie studio
Newsy
„Atomic Heart”: Zobacz zapowiedź surrealistycznej gry sci-fi, którą stworzyło rosyjskie studio
zobacz playlisty
-
Cotygodniowy przegląd teledysków
73
Cotygodniowy przegląd teledysków
-
03
-
Nagrody Specjalne PYD 2020
02
Nagrody Specjalne PYD 2020
-
Inspiracje
01
Inspiracje