7 scen dialogowych, które na zawsze zapisały się w historii kina28.09.2020
Kino niewątpliwie jest sztuką ruchomych obrazów, ale nie brakuje takich, którzy traktują je w sposób tekstualny, niczym sztukę wręcz podporządkowaną słowu. Po nastaniu epoki kina dźwięku i definitywnym zakończeniu okresu niemego, język faktycznie stał się nowym punktem odniesienia, a słowo zaczęło mieć ogromne znaczenie i wagę. Dziś znamy wielu filmowców, którzy w swojej twórczości język wykorzystują obficie, żeby nie powiedzieć obsesyjnie. Niektórzy z nich uważają wręcz, że intensywna fraza i precyzyjnie skonstruowany dialog stanowią o istocie filmu.
Bez wątpienia dialogi, a więc przenikające się głosy ekranowych bohaterów – raz zgodne, innym razem sprzeczne – wprawiają filmową machinę w ruch, potrafią wprowadzić napięcie i zmyślnie otworzyć pole do rozlicznych interpretacji. Po dialogach w kinie można by długo krążyć. Można by przywołać filmy, które w całości składają się z kilkunastu ciągnących się w nieskończoność scen rozmów (Kolacja z Andrzejem), albo równie dobrze pokusić się o przywołanie tych najbardziej ekstremalnych i wstrząsających scen, które zamykały się w obrębie słownego starcia (Głód). Nie sposób jednak objąć tematu w całości, dlatego dokonaliśmy ostrej selekcji. Wybieramy dla was 7 scen dialogowych, które szczególnie głęboko utkwiły nam w pamięci, a także te, które przeszły do historii za sprawą niezwykłych okoliczności powstania.
Pulp Fiction (1994)
Kino według Quentina Tarantino zawsze stało błyskotliwymi i soczystymi dialogami, można stwierdzić, że jego filmografia to jeden wielki plac zabaw słowami. Wybór jednej sceny graniczy zatem z cudem, bo można sięgnąć zarówno po sprzeczkę o kolory ze Wściekłych psów, jak i kapitalnie zrealizowaną sekwencję na farmie z Bękartów wojny, nie mówiąc już o tym, że na bazie samego Pulp Fiction moglibyśmy utworzyć osobny ranking. Scena śniadania i napadu na restaurację, która jako klamra powróci w zakończeniu filmu, czy też dyskusja w samochodzie o ćwierćfunciaku z serem to momenty absolutnie kultowe. Wyliczać można by jeszcze długo, ale mam osobisty, szczególny sentyment do sceny, w której Vincent Vega i Jules Winnfield przyjeżdżają do meliny rabusiów w celu odzyskania walizki należącej do Marsellusa Wallace’a. Scenę tę „robi” oczywiście Samuel L. Jackson przesłuchujący jednego ze złodziei i płomienne cytujący Stary Testament, a dokładnie fragment z Księgi Ezechiela. Jedna z legend głosi, że postać ta została napisana specjalnie dla Laurence’a Fishburne’a, który odrzucił propozycję Tarantino. Inna mówi o tym, że rolę tę po świetnym castingu miał otrzymać Paul Calderon, gdyby nie Jackson, który jak tylko się o tym dowiedział, przyleciał do Los Angeles i wpadł na jedno z ostatnich przesłuchań, jedząc przy tym w pośpiech hamburgera i zapijając obfite kęsy gazowanym napojem w kubku. Jakby tego było mało, Jackson miał zostać na wejściu pomylony ze wspomnianym Fishburnem przez jednego z członków ekipy. To doprowadziło aktora do szału, niekontrolowanego wybuchu złości przed kamerą i… zapewniło mu angaż. Calderon musiał zadowolić się drugoplanową rolą barmana.
Manhattan (1979)
W kinie Woody’ego Allena relacje między bohaterami zawsze były wyraziste i intensywne, ale od oszałamiającego sukcesu Annie Hall widzowie chcieli w jego filmach oglądać przede wszystkim opowieści o burzliwych związkach międzyludzkich, zwłaszcza o nieumiejętności ich budowania i utrzymania, podkreślające łatwość, z jaką się rozpadają. W Manhattanie Allen poniekąd odpowiedział na oczekiwania publiczności. Historia ponownie pomyślana była jako lekki i zabawny romans, krążyła wokół dwukrotnie rozwiedzionego nowojorskiego inteligenta zakochanego w młodej dziewczynie. W tym filmie pojawiły się przynajmniej dwie sceny dialogowe, które zapisały się na kartach historii kina. O pierwszej z nich, w której Allen i Diane Keaton siedzą na ławce przy 59th Street Bridge i oglądają wschód słońca, amerykański pisarz i krytyk filmowy F. X. Feeney powiedział, że „nikomu w kinie nie udało się pokazać miłosnego zauroczenia z większą siłą, a zarazem tak oszczędnie”. Mimo wszystko jednak w pamięć zapada najmocniej finałowa scena, w której bohater Allena prosi swoją ukochaną, by została w Nowym Jorku. Partnerująca mu w tej scenie Mariel Hemingway w filmie Reżyseria: Woody Allen stwierdziła, że fraza "musisz mieć odrobinę wiary w ludzi" zawiera w sobie całą wrażliwość, romantyzm i geniusz Allena. Nic dodać, nic ująć.
Kawa i papierosy (2003)
Tytuł, który należy uznać za kwintesencję jarmuschowskiego gadania, zagadywania, silnie improwizowanego paplania. U Jima Jarmuscha zawsze na pierwszy plan wychodzili rozmawiający ludzie wpadający w obłędne ciągi komunikacyjne, których słucha się z pełnym zaangażowaniem. Kawa i papierosy to zatem nic innego jak zbiór jedenastu epizodów złożonych głównie z prozaicznych pogawędek i połączonych tytułowymi atrybutami. W tym ciągnącym się przez bite półtorej godziny filmie ludzie rozmawiają o wszystkim i o niczym, tematy przez nich poruszane krążą wokół wynalazków Nikoli Tesli, Paryża lat 20., możliwości użycia nikotyny jako środka owadobójczego, a także przygód członków nieistniejącego zespołu rockowego o nazwie SQÜRL. Najciekawsze jednak w tym wszystkim jest to, że przy kubku kawy i dymku z papierosa spotykają się różne oryginały: Roberto Begnini i Steve Wright, Jack i Meg White z The White Stripes, GZA i RDA z Wu-Tang Clan oraz Bill Murray. Najbardziej kultowy kadr to jednak prawdopodobnie ten, w którym siedzą naprzeciwko siebie Tom Waits i Iggy Pop. Legenda nowojorskiego undergroundu i ojciec chrzestny punk rocka przy stoliku w czarno-białą szachownicę od niechcenia dyskutują o (nie)uzależnieniu od palenia. No tak, powiecie, że to banał, a jednak od lat niezmiennie cieszy. Takie rzeczy tylko u Jarmuscha.
Przed wschodem słońca (1995)
Kolejny mistrz amerykańskiego kina niezależnego, a zarazem rozgadanego stylu prowadzenia narracji utkanego z przypadkowych spotkań i rozmów. Richard Linklater wypracował ten styl już w swoim debiucie Slacker, w którym krytycy doszukiwali się powiązań z kinem francuskiej Nowej Fali. Ten zrealizowany za jedyne 23 tysiące dolarów film faktycznie sprowadza się do samych rozmów, jednak w świadomości widzów na całym świecie zapisał się przede wszystkim zrealizowany 5 lat później przez Amerykanina film Przed wschodem słońca. Rzecz dzieje się w pociągu relacji Budapeszt-Paryż, tam też spotka się pewien Amerykanin i pewna Francuzka. Razem wysiadają w Wiedniu, gdzie spędzają ze sobą dzień i noc na zwyczajnej do bólu gadce, przeskakiwaniu z tematu na temat i odbijaniu się od przypadkowo natrafionych miejsc. Wydawać by się mogło, że nic tam się nie dzieje, a jednocześnie dzieje się wszystko. Kiełkuje uczucie, dwójka zupełnie sobie nieznajomych ludzi przyrzeka sobie na koniec, że w tym samym miejscu spotkają się za pół roku. Po blisko dekadzie Linklater postanowił faktycznie doprowadzić do kolejnego spotkania Celine i Jesse w filmie Przed zachodem słońca, by w ostatniej części trylogii, Przed północą, pokazać ich związek, który po wspólnie spędzonych latach zaczyna się kruszyć. Najlepsze dialogi z tych filmów można cytować godzinami, mnie jednak niezmiennie bawi, rozczula i chwyta za serce scena z części pierwszej, gdy bohaterowie z dłońmi przyłożonymi do twarzy symulują rozmowę telefoniczną.
Aż poleje się krew (2007)
„I drink your milkshake!” – i wszystko staje się jasne. Nie mam żadnych wątpliwości, że piorunujące starcie Daniela Day-Lewisa z Paulem Dano w finale Aż poleje się krew przeszła do historii, warto jednak wiedzieć, że jego słynny fragment, w którym drenaż złoża ropy naftowej został przyrównany do picia koktajlu mlecznego przez słomkę, zaczerpnięto z życia. Okazuje się, że na potrzeby tej sceny reżyser Paul Thomas Anderson sparafrazował wypowiedź Alberta Falla, republikańskiego polityka i senatora Stanów Zjednoczonych w Nowym Meksyku, który w ten sposób miał odnieść się do słynnego skandalu Teapot Dome z 1922 r. Anderson przeglądając materiały archiwalne dotyczące narodzin amerykańskiego imperium naftowego z początku XX wieku, natrafił na oficjalne zeznania Falla i był zafascynowany przede wszystkim tym, że pośród specjalistycznej terminologii i skomplikowanego żargonu posłużył się porównaniem właśnie do milkshake’a. Ciekawostką może być również fakt, że scena ta według pierwotnego założenia miała zakończyć się nieco inaczej. W filmie widzimy jak po burzliwej wymianie zdań bohater grany przez Day-Lewisa ciska w Dano kręglami, a następnie jednym z nich miażdży mu głowę. Pierwotny zamysł był taki, by bohater został pobity kubkiem, a następnie strącony do piwnicy przez otwór na końcu drewnianego toru. Wyszło trochę inaczej, czego rezultatem jest genialna scena.
Casablanca (1942)
Klasyka klasyki: Humphrey Bogart i Ingrid Bergman w pożegnania na lotnisku w Casablance Michaela Curtiza, być może w najbardziej melancholijnej scenie w dziejach filmu. W sekwencji tej może nie pada zbyt wiele słów, ale w tej oszczędności niewątpliwie zawiera się całe życie, uczucie, rozpacz i tragizm świata, w którym przyszło spotkać się bohaterom. „Jeżeli samolot wystartuje bez ciebie, zaczniesz żałować. Może nie dziś, nie jutro, ale wkrótce – i to przez całe życie” – mówi Bogart w długim prochowym płaszczu i kapeluszu, a więc rekwizytach, które pozwoliły mu przeniknąć do wyobraźni milionów. Ona odlatuje ze swoim mężem, on przez płytę lotniska oddala się z francuskim oficerem. Można przywołać jeszcze jedną, pulsującą emocjami i absolutnie kultową scenę, którą w swojej ostatniej, pożegnalnej audycji na antenie Programu III Polskiego Radia przywołał Tomasz Beksiński. W Paryżu Bergman mówi do Bogarta: „pocałuj mnie Rick, pocałuj mnie tak, jakby to był ostatni raz”. Ręka potrąca kieliszek, wino rozlewa się po stole. No cóż, nie ma drugiego tak wspaniałego melodramatu, w ogóle nie ma drugiego takiego filmu. Zresztą przed laty pisał o tym wybitny krytyk Zygmunt Kałużyński: „[…] jest to gatunek, który bezpowrotnie należy do przeszłości, i w epoce kina-sztuki, kina-wideo, kina-TV, nie da się go odtworzyć, mimo że trafiają się takie próby retro-pastiszu-parodii, ale to już nie to! Uwielbiam tę jedyną w historii poetyczną magię…". Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić.
Chłopcy z ferajny (1990)
Martin Scorsese miał zawsze ucho do dialogów i kultowych one-linerów, wystarczy przypomnieć kwestię „Are you talking to me?” Roberta De Niro z Taksówkarza, by tę tezę potwierdzić. Podobnych cytatów moglibyśmy doszukać się w jego filmografii więcej, ja jednak postawiłem na potoczyste i upstrzone wulgaryzmami pojedynki na słowa z Chłopców z ferajny. Niekwestionowanym mistrzem w tej kategorii pozostaje w tym przypadku oczywiście Joe Pesci, który miał ponoć kilkaset razy wypowiedzieć do kamery słowo na „f” i odmienić je przez wszystkie dosłownie przypadki. Za brawurową rolę Tommy’ego DeVito otrzymał on Oscara, a co ciekawe stosunkowo niedawno brytyjski krytyk filmowy Tim Robey z dziennika The Telegraph pokusił się o stwierdzenie, że do tego sukcesu przyczyniła się w szczególności jedna scena. Chodzi oczywiście o sekwencję w barze, kiedy bohaterowie wdają się w krótką wymianę zdań. „But, I'm funny how? Funny like a clown?” – ta słynna kwestia została ponoć zaczerpnięta wprost z życiorysu samego Pesciego. Za młodu, pracując jako kelner w restauracji na Bronxie, miał powiedzieć jednemu z przesiadujących tam gangsterów, że jest zabawny, co skończyło się awanturą. Scorsese był tak bardzo zachwycony tą anegdotą, że zdecydował się przemycić ją w filmie, a co więcej, dał Pesciemu wolną rękę w zaimprowizowaniu sceny i nie poinformował o tym zamiarze pozostałych aktorów. Żeby było ciekawiej, celowo została nakręcona w planie średnim, bez jakichkolwiek zbliżeń i najazdów kamery na twarz Pesciego, żeby uchwycić przede wszystkim spontaniczne reakcje nieświadomych niczego osób.
zobacz także
- Dokąd zmierza VR?
Opinie
Dokąd zmierza VR?
- Bez cięć. 6 filmów, które opierają się na jednym ujęciu (lub tylko je udają)
Opinie
Bez cięć. 6 filmów, które opierają się na jednym ujęciu (lub tylko je udają)
- Kanye West potwierdza datę premiery nowej płyty „Jesus Is King”
Newsy
Kanye West potwierdza datę premiery nowej płyty „Jesus Is King”
- Emma Stone w kolejnym filmie Yorgosa Lanthimosa. „Bleat” to część projektu Greckiej Opery Narodowej
Newsy
Emma Stone w kolejnym filmie Yorgosa Lanthimosa. „Bleat” to część projektu Greckiej Opery Narodowej
zobacz playlisty
-
Papaya Young Directors 5 Nagrodzone filmy
09
Papaya Young Directors 5 Nagrodzone filmy
-
Original Series Season 1
03
Original Series Season 1
-
03
-
Inspiracje
01
Inspiracje