Opinie |

Najlepsze seriale, których nie znajdziecie w streamingu. A szkoda24.09.2021

kadr z serialu „Wilfred”

Trudno dziś zliczyć liczbę dostępnych w naszym kraju platform streamingowych i dobrych odcinkowych produkcji, które czają się w ich bibliotekach. A mimo to są tytuły, które albo nigdy nie trafiły w Polsce do streamingu, albo bardzo szybko zniknęły i jakoś nie chcą powrócić. Przypominamy kilka naszych ulubionych.

Wilfred (2011–2014)

Klasyczny przykład serialowego remake’u lepszego niż oryginał. Ostatni odcinek Wilfreda wyemitowano w 2014 r., ale to wciąż świeża i zaskakująca rozwiązaniami fabularnymi produkcja. Duża w tym zasługa aktorów – Elijah Wooda (jeśli w waszych głowach cały czas jest Frodo Bagginsem, to po tym serialu przestanie) oraz Jasona Ganna. Ten ostatni to komik, scenarzysta i współtwórca australijskiej wersji serialu. To też siła napędowa produkcji: tytułowy Wilfred – palący namiętnie jointy, niepoprawny i obrazoburczy człowieko-pies, którego „prawdziwą” naturę i zmechacone futro może dostrzec i poczuć jedynie mężczyzna imieniem Ryan, sąsiad właścicielki Wilfreda. Problem jest tylko taki, że w pierwszym odcinku młody prawnik chce pożegnać się z życiem, przedawkowując leki nasenne, a widz do końca nie wie, czy Wilfred istnieje naprawdę, czy jest jedynie wymysłem jego uszkodzonego mózgu. 

Wilfred - TV Trailer - Season 1

Freaks and Geeks (1999–2000)

„Jest na Netfliksie!” – krzykniecie, ale my sprawdzaliśmy i niestety od jakiegoś czasu już nie ma. Faktycznie, przez jakiś czas Luzaków i kujonów można było obejrzeć na popularnej platformie. Serial z przełomu wieków trafił tam zapewne dzięki dziesiątkom artykułów i podsumowań, sygnalizujących, że to jeden z najlepszych i przy okazji najbardziej niedocenionych tytułów w historii. Ale potem zniknął, więc kto się nie załapał, niech żałuje i czeka na „nowy rzut” od konkurencyjnych streamingowych graczy. Tak, Freaks and Geeks, które zamknęło się w zaledwie jednym, 18-odcinkowym sezonie (nie licząc pseudo-kontynuacji), jest naprawdę dobre – i to przynajmniej z dwóch powodów. Przyczynili się do tego twórcy – Paul Feig i Judd Apatow – a także młodzi aktorzy, którzy zgodzili się zagrać w licealnej dramedii. Dla większości był to zaledwie początek przygody z showbiznesem – widzimy tu jeszcze nieoszlifowane diamenty w postaci Lindy Cardellini, Jamesa Franco, Setha Rogena, Busy Philipps, Martina Starra, Jasona Segela i wielu innych. Ten serial nigdy nie miał szczęścia – zadebiutował w czasach przedinternetowych i padł ofiarą ramówki – leciał w tym samym momencie, co Milionerzy na innym kanale. Warto jednak o nim pamiętać, chociażby ze względu na perfekcyjnie podane popkulturowe wątki, świetne dialogi, dobrze zarysowane postaci i przemycone w zjadliwy sposób problemy dorastania.

Freaks and Geeks Clip | Fake IDs from "Carded and Discarded" | Netflix

Party Down (2009–2010)

„We Want A Season 3 Of Party Down” nie jest może najliczniejszą grupą na Facebooku – obecnie, po 11 latach, ma zaledwie 706 członków. Dobrze jednak oddaje nastroje zdesperowanej grupy fanów, którzy nie rozumieją, dlaczego ich ulubioną produkcję anulowano zaledwie po 2 sezonach (spoiler alert: trzeci, limitowany sezon jednak się pojawi). Ale po kolei: Party Down, w Polsce przez jakiś czas pokazywany przez HBO Comedy pod ciężkostrawnym tytułem Melanż z muchą, opowiadał o firmie cateringowej z Los Angeles. Pracowali w niej niespełnieni aktorzy i scenarzyści, marzący o tym, że pewnego dnia przebiją się do aktorskiego mainstreamu. Ich losy, zabawno-tragiczne i tragicznie śmieszne, mieszały się z kolejnymi imprezami, które obsługiwali w domach hollywoodzkich bogaczy. Różowe muszki w serialu nosili: zrezygnowany Henry Pollard (Adam Scott), który błysnął w przeszłości reklamą piwa, Ron (Ken Marino), trudny do zniesienia team leader, Casey Klein (Lizzy Caplan), paląca jak smok komiczka bez sukcesów, Roman DeBeers (Martin Starr), radykalny fan hard science fiction, czy Constance Carmell (Jane Lynch), była aktorka, a obecnie mentorka. I choć dla powyższych aktorów serial Party Down był trochę poczekalnią (szerzej docenioną dopiero po latach) i swoistym odpowiednikiem ekranowego cateringowego biznesu, większości z nich udało się potem przebić, ale niestety już w zupełnie innych produkcjach.

Party Down - Trailer

Skam (2015–2017)

Trudno mieć nadzieję, że Skam w oryginalnej, norweskiej formie, zagości kiedykolwiek w polskim czy innym europejskim streamingu – problemem są m.in. trudne do obejścia prawa autorskie do muzyki. Dlatego więc wiele krajów postawiło na licencjonowany produkt i kręci swoje własne edycje, podobnie jak miało to miejsce np. z brytyjskim Skins. Trudno zresztą nie mówić o Skam bez Skins – łączy je zarówno bezkompromisowość, jak i odwaga do przecierania nowych szlaków i pokazywania życia nastolatków z ich własnej, odważnej perspektywy. Co to oznacza? Nie brakuje tu imprez, alkoholu, narkotyków, odpowiedniego słownictwa, kontrowersyjnych zachowań i wszystkiego, czego rodzice mają nadzieję nie wiedzieć o swoich dorastających dzieciach. Jeśli Skins było przełomem, to Skam objawem geniuszu, który mógł się chyba udać tylko w wyzwolonej Skandynawii. Za wszystkim stała starsza o kilkanaście lat od swoich bohaterów scenarzystka Julie Andem i norweska publiczna (!) telewizja NRK. Nie tylko dokonali oni wspólnie cudów castingowych i scenariuszowych, poruszając w chwytliwy sposób ważne kwestie tolerancji, ale też prezentowali serial w innowacyjny sposób. Odpuścili sobie wielką kampanię promocyjną, a odcinki ukazywały się we fragmentach w mediach społecznościowych, w godzinach identycznych co akcja serialu (np. w środku szkolnego dnia). Potem, pod koniec tygodnia, zbierano je w całość i pokazywano w telewizji. Widzowie mogli śledzić też życie swoich bohaterów na Instagramie i Snapchacie.

SKAM Season 4 Trailer (Official)

Halt and Catch Fire (2014–2017)

To miał być największy przebój telewizji AMC po kultowym serialu Mad Men. Nie do końca wyszło, choć nie został też anulowany i godnie zakończył swój żywot po czterech, naprawdę dobrych i sensownych sezonach. W Polsce przez jakiś czas Halt and Catch Fire emitował Showmax, ale teraz nie można go znaleźć nigdzie. A szkoda, bo to dzieło kompletnie niedocenione. Cytując za „The Guardian”: to najlepszy serial, którego nikt nie oglądał. Swoją drogą Halt and Catch Fire łączy się z Mad Men nie tylko przez macierzystą stację – oba to seriale historyczne, utrzymane w konwencji filmowej. Fabuła Mad Men kończy się zaledwie kilka lat przed rozpoczęciem historii z Halt… Tym razem nie mamy jednak do czynienia ze światem reklamy, ale obserwujemy historię rozwoju komputerów osobistych i początku internetu. Historię fikcyjną, z wymyślonymi bohaterami, ale osadzonymi bardzo blisko prawdziwych wydarzeń. Widzimy więc rozwój pierwszych firm produkujących gry, sprzętową rywalizację z IBM, pierwsze sukcesy Apple’a i raczkujący internet. A teraz najciekawsze – ten technologicznie dopracowany odcinkowiec opatrzony enigmatycznym, geekowskim tytułem, to jeden z najlepszych seriali o ludzkich relacjach, jakie było nam dane kiedykolwiek zobaczyć.

Halt & Catch Fire Season 1 Trailer
000 Reakcji
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty