Opinie |

Piotr Stankiewicz | Druga strona nostalgii08.02.2021

ilustracja: Rafał Kwiczor, animacja: Paweł Szarzyński Kinhouse

Dużo się mówi o nostalgii, o czasach niby niedawnych, a już odległych. Wokół sentymentu do tego, co było kiedyś, powstają piosenki, książkifanpejdże. Jeszcze parę lat temu na topie były lata 90., słynne „najntisy”. Dzisiaj nie tylko one są już historią, ale i wspominanie ich przechodzi do historii. Przedmiotem nostalgii są już raczej wczesne lata dwutysięczne („lata powyżej zera”, jak trafnie nazwała je Anna Cieplak). Bardzo ciekawe jest całe to patrzenie wstecz i sam też dałem się mu ponieść. 

Nie bez okazji. Otóż tak się złożyło, że w ostatnie święta przysiadłem do porządkowania starych zdjęć. W ramach wojny z nacierającym bezładem przedmiotów, wojny nieświętej, a koniecznej. A wiecie jak z takimi starymi plikami i pudłami jest – raz otworzysz, a wsysają na pół nocy. I dają do myślenia. 

Na pewno warto je otwierać, jeśli nie z powodów nostalgicznych, to z logistycznych. Warto mieć w starych papierach, plikach, pamiątkach i zdjęciach choć cień porządku. One zatrważająco szybko bałaganieją, przyrastają, rozłażą się. Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy elektronika zaprasza, by samych zdjęć mieć dziesiątki tysięcy. Raz im odpuścimy, a zgęstnieje nam matriks nie do przejścia. I niektórych rzeczy już nie odtworzymy. 

Nie muszę szukać daleko. Otóż moja babcia zmarła 13 lat przed moim urodzeniem i nie jest mi łatwo rozpoznać ją na fotografiach. Moja córka nie pozna już na pewno prababci, o ile ja dziś w nocy czarno na białym nie napiszę, że to właśnie ona jest na tym zdjęciu. Szybko też złapałem się na tym, że instynktownie zacząłem opisywać te zdjęcia dokładniej, niż to wydawałoby się konieczne. „Piotr Stankiewicz, wakacje 1997”. Dla mnie to jasne, że to jest tamto lato w Jastarni. Ale minęło już ćwierć wieku i to jest ostatni moment, w którym to jest dla kogokolwiek jasne. I coraz bardziej aktualne jest pytanie, gdzie i u kogo te zdjęcia będą dalej leżeć, w jakiej formie, i kto właściwie będzie je kiedyś przeglądał.

fot. archiwum prywatne
fot. archiwum prywatne

Przyszłość jest nieprzewidywalna, ale jedno jest pewne: dzień dzisiejszy wyda się nam kiedyś dość cudaczny. Teraźniejszość zawsze starzeje się dziwnie. Widać to po twarzach ludzkich, a przynajmniej ja tak to widzę, gdy patrzę na siebie z przeszłości. Każdy człowiek jest trochę jak rolka filmu (metafora z czasów analogowych, wybaczcie), z której wyciąga się coraz to nowe klatki. Każda z nich może wyglądać nawet całkiem nieźle, jeśli ją wziąć z osobna. Ale jeśli spojrzymy na starsze odbitki, wiedząc już, jak wyglądają te obecne, to natychmiast się zrobi... właśnie, jak? Trochę zabawnie, a trochę creepy. Człowiek jest dziwacznym bytem. W każdej chwili jesteśmy w miarę kompletną osobą, ale wystarczy że minie dziesięć lat, a sami sobie wydamy się niedoróbką. 

Własną twarz widzimy jednak głównie na własnych zdjęciach. Nostalgiczne książki i fanpejdże opowiadają raczej o rzeczach, o przedmiotach, tle. Wystarczy wejść do internetu i można się zatopić w nieskończonych warkoczach obserwacji, że kiedyś telewizory były grubsze, telefony mniejsze, i w ogóle, że wszystko było inne. To bardzo wdzięczny motyw, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy technologia pędzi jak rakieta i to już nie z Apollem, ale z Elonem Muskiem na czubku. Rok 2015 różni się od wieku 2005 bardziej niż wiek XV od V. Po co zresztą dekady i stulecia? Cofnijmy się w myślach o rok, a zobaczymy egzotyczny świat pełnych kawiarni i tłocznych koncertów. Bez maseczek, dystans społeczny zero. A w Polsce na to wszystko nakładają się jeszcze zmiany politycznie Trzydziestolecia. Wszystko to razem sprawia, że tylko pozazdrościć przyszłym historykom. Poszczególne warstwy współczesności będzie można kiedyś datować z milimetrową dokładnością.

Wszystko pięknie. Ale wciąż trwa bożonarodzeniowa noc, ja coraz bardziej zagłębiam się w mroki tych pudeł i dysków, i coraz bardziej czuję, że to wszystko są wąskie stereotypy i cieniusieńkie kalki. Większość z tego, co czytamy i myślimy o przeszłości, to tylko wygodny skrypt. To nie jest realna pamięć o ludziach, zdarzeniach i marzeniach, a tylko koleiny pamięci, która dawno odkleiła się od rzeczywistości i karmi się sama sobą. I nie musimy się tutaj cofać do jakichś mitycznych lat 60. Nawet myśląc o latach 90., czy tych wczesnych dwutysięcznych, myślimy o nich już tylko tak, jak się przyzwyczailiśmy myśleć.

Nostalgia jest samograjem, na którym można rozczulać się do woli, bo któż nie lubi pomyśleć o czasach młodości. A do tego płynie między nami a nią ten frapujący korowód doczesnych przedmiotów, które tak bardzo się w Polsce zmieniły. Lipiec w luty, nokia w ajfona, modem w 5G. Tylko... co z tego? Owszem, oglądając swoje setne zdjęcie też byłem urzeczony gołym faktem, że w domu mojego dzieciństwa stał telewizor kineskopowy, na którym oglądałem pogrzeb papieża. Ale co z tego miałoby dalej wynikać? Refleksja nad minionym czasem jest ciekawa tylko do czasu. A zaduma nad kineskopem z zeszłej dekady jest koniec końców równie konstruktywna co ta nad zeszłorocznym śniegiem. 

fot. archiwum prywatne
fot. archiwum prywatne

Nie pisałbym jednak tego tekstu, gdybym zamknął te pudła rozczarowany, czy znudzony. Co to, to nie! Zamknąłem je podbudowany. Może nawet zainspirowany? Bo jest i inne, subtelne a wyraźne wrażenie, że grzebiąc w tych starociach przeglądam nie tyle moje dotychczasowe życie, co wszystkie możliwe życia, które się nie stały moim udziałem. A było ich wiele. Miałem przecież być żeglarzem, sportowcem, poliglotą, miałem zwiedzić cały świat i jeszcze więcej. Nic z tego się nie ziściło, ale ślady tych marzeń widać na zdjęciach, bo każde z nich jakoś liznąłem. It did happen, bo przecież są fotki – pod żaglem, na bieżni, w podróży. 

fot. archiwum prywatne
fot. archiwum prywatne

 Jeżeli tylko małostkowo się nie ograniczymy do „tu i teraz”, jeżeli pomyślimy uczciwie o mnogości dróg, na które zdążyliśmy przynajmniej spojrzeć, to okaże się zaraz, że każdy z nas niesie w sobie bezkres doświadczeń, choćby tylko muśniętych. I nie, nie mamy dzisiaj żałować, że to czy tamto nas ominęło. Chodzi o to, żeby docenić to wspaniałe, nieprzebrane bogactwo życia, które przynajmniej podejrzeliśmy. Czy ono jest uboższe dlatego, że nie zrobiliśmy tych wielkich karier, podróży, fortun? Nie. Trzeba tylko umieć docenić. I jeśli nostalgia jest motorkiem, który w tym pomoże, to cóż... może się wreszcie do czegoś przyda?

Pisarz i filozof, autor książek „Sztuki życia według stoików” (2014), „21 polskich grzechów głównych” (2018), „Does Happiness Write Blank Pages? On Stoicism and Artistic Creativity” (2018), „My fajnopolacy” (2019), bloga „Myślnik Stankiewicza”, strony o stoicyzmie i paru innych rzeczy. Obserwuje i rozkminia. Nie pije, pisze.

zobacz także

zobacz playlisty