Opinie |

Sylwia Chutnik | Porządki15.07.2020

ilustracja: Joanna Gębal, animacja: Paweł Szarzyński Kinhouse

Do niedawna wydawało mi się, że nie istnieje określenie „masz za dużo książek w domu”. Że każdy wolumin ma prawo, a wręcz obowiązek mieszkać u mnie i mi służyć. Niczym łaskawa matka pod swoje skrzydła zgarnę dosłownie każdy tytuł. Nadam odpowiednie miejsce, wygładzę brzeg i pogniecione kartki. Nakarmię, zaśpiewam do snu. Zadbam. Posiadam liczną rodzinę książkową, ale zmieścimy się, bo lektura to rzecz najważniejsza. Cóż, trudno mi było jednak udawać, że nie pojawiają się w mojej głowie myśli o wyczyszczeniu. Zobaczeniu, choćby na chwilę, jakby to było, gdyby zamiast regałów na ścianie nie było nic. 

Czy książki, zamiast prowadzić mnie przez wyboiste ścieżki myśli, nie przytłaczają tym swoim wszystkowiedzącym i napuszonym WIEM? Za dużo ich, duszę się pod naporem naddatku, tej opasłej parady wszechmocy. „Znam odpowiedzi na każde pytania” – zdaje się mruczeć pod nosem książka obok mojego łóżka. „Znam, a ty nie!”. Nie pozostaje więc nic innego niż przetrzebienie księgozbioru i okolicznych notatek. Aby przewietrzyć głowę i pokój. Znaleźć wreszcie miejsce na doniczkę z paprotką. Odkryć coś jeszcze, poza pożółkniętymi skarbami z antykwariatu. 

Porządki w domu zawsze wywołują emocje. Przede wszystkim to festiwal przypominania. Dawno niewidziany list, dziwny tomik wierszy z jeszcze bardziej tajemniczą dedykacją. Na dodatek setki papierów, o których nie od dziś wiadomo, że mnożą się, ilekroć zgasi się światło. Przedmioty kuriozalne, durnostojki, pizdryki, szmelc, kicz, magnesik-muszelka. Niechciane prezenty, o których lepiej nie myśleć, czemu obdarowująca osoba wybrała akurat takie coś z myślą o nas. Skuwka od wypisanego długopisu oraz połamane kredki. Do tego miliony kotków z kurzu – rany, ile tego jest! Za regałem, pod łóżkiem, w kontakcie i na okładkach zeszytów. Roztocza dominują krajobraz, formują go w niedoścignione układy pełne lepkich sekretów. Łączą się z pyłkami i resztkami obłażącej farby, tworząc razem alergiczne kule wchodzące do mojego gardła niczym larwy.

Porządki, oczywiście, są oczyszczeniem duszy. Wygarnięciem z niej tego, co siedzi i gnije. Są nowym rozdaniem i świeżym spojrzeniem na siebie samą. Niestety, bywają też kulą w płot i nietrafioną decyzją.

Porządki to również niekończąca się frustracja. Chciałabym mieć większe mieszkanie, aby przestawianie w nim rzeczy cokolwiek wnosiło do zastanej rzeczywistości. Tymczasem jest tylko nieważną paradą przerzucania gratów z jednego do drugiego miejsca. Nic to nie daje, nic nie rozwiązuje. Chwilowy triumf zapanowania nad przestrzenią. A ściany nie są z gumy, pękają pod naporem kolejnego regału na książki lub wbitego gwoździa, na którym zawiśnie obrazek.

Niemoc zapanowania nad nadmiarem. Nad dramatyczną falą RZECZY. Skąd ja ich tyle mam? Na co ja je mam? Gdzie popełniłam błąd? 

Jolanta Brach Czaina pisała o krzątactwie jako bezowocnej robocie kobiet miotających się po domu ze ścierką w ręku. Tu zgarną, tam zmyją, gdzie indziej przestawią. Na nic ich płonne nadzieje dotyczące zapanowania nad kosmosem. To się po prostu nigdy nie uda. Kiedy bowiem jeden kąt lśni czystością, inny dla odmiany zarasta brudem. Wszystko jest kołem kulawego życia, nic nie jest na swoim miejscu i wcale nie układa się łatwo i przyjemnie. Porządki to walka gospodyni z domem, to ostateczne starcie w imię tragicznego pędu dominacji. Ja przeciwko nim: krzywym półkom i zapchanym szafom. Ja przeciwko chaosowi nienazwanego, który wiruje na środku mieszkania niczym wir wciągający skarpetki nie do pary i stare fotografie. 

Przy porządkach i przemeblowaniu czuję złość. Czuję się oszukana. Miałam przecież zyskać nową przestrzeń, odświeżyć byt, przeżyć katharsis. Tymczasem mam katar od kurzu i ciągle widzę moje deficyty.

Porządki, oczywiście, są oczyszczeniem duszy. Wygarnięciem z niej tego, co siedzi i gnije. Są nowym rozdaniem i świeżym spojrzeniem na siebie samą. Niestety, bywają też kulą w płot i nietrafioną decyzją. Zbyt pochopnym wyrzuceniem czegoś, co mogłoby się przydać dosłownie dzień później. Kompulsywnym zakupem rzekomo niezbędnej szafeczki czy lustra. Dziurą w ścianie, która miała swoje teoretyczne przeznaczenie, ale praktyka wystawiła ją na test, który oczywiście oblała. Wreszcie: dzięki porządkom stara trauma wróciła cała na biało i straszy teraz po kątach wbrew logice i zaklinaniu rzeczywistości. Ona tam jest, czai się w figurce, serwetce, kubku. Nie zniknie nawet wtedy, kiedy pozbędziemy się przedmiotu z pola widzenia. Będziemy mieć świadomość, że mleko się wylało, że już po ptokach, że pobite gary. Coś kiedyś się zdarzyło i schowało w artefakcie wyciągniętym niechcący z pawlacza. Teraz widzimy to w pełnej okazałości i nie jest nam miło. A przecież sprzątanie to oczyszczenie, tak je reklamowano. 

Przy porządkach i przemeblowaniu czuję złość. Czuję się oszukana. Miałam przecież zyskać nową przestrzeń, odświeżyć byt, przeżyć katharsis. Tymczasem mam katar od kurzu i ciągle widzę moje deficyty: za małe mieszkanie, za małe biurko, łóżko, nawet okna. Inni mają lepiej, inni są bogatsi, bardziej zaradni, potrafią się zakręcić. Żyją w apartamentowcach, przeglądają przy kapuczinie katalogi Niezbędnego Dizajnu, który następnie zamawiają bez skrępowania. I ich na to stać, wszystko im się mieści do pokoju, w ogóle kurwa nie mają rozkminy: garnek czy talerz. A u mnie bida, przestrzeń dla pchełki, ogólnie znój.

Chcę zmiany, chcę czegoś nowego, chcę światła i więcej powietrza. Chcę siebie w wersji idealnej, skrojonej na miarę oczekiwań i noworocznych postanowień.

Jestem taka niewdzięczna. Przecież są też tacy, którzy nie mają gdzie mieszkać. Których nie stać na jedzenie. Z czym do ludzi, co to za uprzywilejowane fantazje? Siedź na dupie i ciesz się z tego, co masz.

Przerzucam więc szuflą sterty, zwały, hałdy. Chcę otworzyć okno i wyrzucić przez nie dosłownie wszystko, bo już nie mam żadnej nadziei, że okiełznam cokolwiek. Z ledwością oddycham, zamiast łez mam na policzku strumienie rozczarowania. Zamieram w beznadziei.

Wtem! Wracam do samego początku: po co to w ogóle robię? Po co biorę się za sprzątanie życia? Chcę zmiany, chcę czegoś nowego, chcę światła i więcej powietrza. Chcę siebie w wersji idealnej, skrojonej na miarę oczekiwań i noworocznych postanowień. 

Wychodzę na spacer, uciekam od tego, co pozornie miało mnie ukoić. Czuję, że goni mnie Steinbeck z Czechowem, zaraz obok Janion z Sontag. Dopytują: a przeczytałaś, zaznaczyłaś, zrobiłaś notatki? Męczące jak muchy, wścibskie tomiszcza, którym nigdy dość. A jednak są częścią mnie: introwertycznej kujonicy zanurzonej w literach. Wracam do domu i dalej mierzę się więc z nadmiarem. Nasycam treścią, przyjmuje z pokorą to, że zrobienie porządku nie jest żadnym rozwiązaniem, co najwyżej szybkim prysznicem przed kolejną długą podróżą. Do biblioteki lub księgarni, rzecz jasna. 

/ @sylwia.chutnik

Pisarka, felietonistka. Doktorka Instytutu Kultury Polskiej UW. Kulturoznawczyni, absolwentka Gender Studies na UW. Działaczka społeczna i promotorka czytelnictwa. Laureatka Paszportu Polityki, trzykrotnie nominowana do Nagrody Literackiej Nike. Dostała Społecznego Nobla Ashoka za działalność na rzecz matek oraz nagrodę m. st. Warszawy. Twórczyni sztuk teatralnych. Jej książki zostały wydane w dziewięciu krajach.

zobacz także

zobacz playlisty