Opinie |

Wszystko, co najlepsze w „Najgorszym człowieku na świecie”11.03.2022

kadr z filmu „Najgorszy człowiek na świecie”, fot. materiały prasowe

Dobry film to taki, którego nie można jednoznacznie określić gatunkowo; jest zabawny, ale niesie przy okazji niesamowicie poważną historię. Nie da się go też porównać do niczego, co wcześniej widzieliśmy, a głównych bohaterów jednocześnie nienawidzimy i im kibicujemy. Najgorszy człowiek na świecie to właśnie taki przypadek. Stanie się dla was kultowy w momencie, kiedy tylko go obejrzycie. 

Nowe dzieło Joachima Triera to bez wątpienia jego wielki powrót na szczyt. Fakt – norweski reżyser i scenarzysta, który od lat współpracuje z innym mistrzem opowiadania historii, Eskilem Vogtem, nakręcił w ostatnich latach dwie niezłe fabuły, jednak ani zrealizowane po angielsku z międzynarodową obsadą Głośniej od bomb (2015), ani ocierająca się o horror paranormalna Thelma (2017) nie mogły równać się z jego pierwszymi filmami. To właśnie Reprise. Od początku, raz jeszcze (2006) i Oslo, 31 sierpnia (2011) ukazały charakterystyczny filmowy styl Triera – stonowany, nostalgiczny, momentami wypełniony czarnym humorem i niosący gorzką prawdę o niechcianej dorosłości. Najgorszy człowiek na świecie idealnie wpisuje się w ten klimat – oficjalnie zresztą mówi się już o nim jako trzeciej części „Oslo-trylogii”. Nowy film zgrabnie i nie wprost domyka portret młodych Norwegów, którzy wiecznie poszukują w swoim życiu szczęścia i celu, nigdy nie znajdując ich wprost.


Jeśli faktycznie potraktujemy trzy osadzone w stolicy Norwegii filmy Triera jako zamknięty cykl, Najgorszy człowiek na świecie jawi się jako ten najbardziej przebojowy, uniwersalny i wypełniony zapamiętywalnymi momentami. Podczas gdy Reprise...Oslo..., które warto nadrobić lub sobie przypomnieć – np. TUTU, to filmy sączące się powoli i od początku wypełniające widza emocjami, Najgorszy… od razu mówi do nas pełnym głosem. Efekciarski, dopracowany, wywołujący salwy śmiechu i wyciskający z nas łzy snuje opowieść o Julie – kończącej właśnie metafizyczne 30 lat i szukającej sensu młodej pracowniczce księgarni. To bardzo skomplikowana, a przy okazji fantastyczna do obserwowania postać – na miarę najwybitniej napisanych bohaterek i bohaterów w historii kina, godna szkolnych rozprawek i tematów maturalnych. To wcale nie żart czy ironia – w czasach, kiedy pozornie wszystko już było, wśród często jednowymiarowych, posklejanych z nośnych motywów filmowych i serialowych jednostek, Julie jawi się jako objawienie. Jej decyzje budzą na zmianę politowanie i zainteresowanie widza. Jej rozterki bywają nawet momentami akceptowalne, choć kiedy dokonuje na ekranie kolejnych zmian i przemeblowuje życie, łatwo westchnąć czy złapać się za głowę. 

Skąd to się w niej bierze? Co tak naprawdę myśli? Kim w głębi serca jest ta  dziewczyna, która nieustannie i egoistycznie kalkuluje? Co czuje, kiedy zostawia zakochanego w niej i dającego oparcie (także materialne) rysownika Aksela, by potem związać się z Eivindem, który wprowadza do jej życia więcej szaleństwa i romantyzmu? Czy ona sama to wie? 

„Najgorszy człowiek na świecie”; zwiastun PL; kandydat do Oscara, w kinach!

Pewnie znajdą się osoby, które nie spojrzą wcale krytycznie na Julie – będą chwalić jej pęd ku wewnętrznej wolności, asertywność, niezależność i zupełnie ignorować niepodważalny, widoczny na ekranie i wypływający ze scenariusza fakt, że nie jest to osoba do końca szczęśliwa. Wielobarwność tej postaci to nie tylko zasługa duetu Trier-Vogt, ale przede wszystkim wybitna kreacja Renate Reinsve, nagrodzonej za tę rolę Złotą Palmą w Cannes i nominowanej za Najgorszego człowieka na świecie do wielu nagród. Jej Julie budzi sympatię, nawet kiedy krzywdzi innych z uśmiechem zadowolenia na ustach. I budzi współczucie, kiedy nic nie układa się po jej myśli i „ma za swoje”. Reinsve cechuje się toną wdzięku, godną największych gwiazd, którą umiejętnie wykorzystuje na ekranie. Dzięki jej roli film, który reklamowany jest jako „zabawna i nieprzewidywalna historia miłosna” nabiera niebywałej ciężkości i goryczy, zmuszając do egzystencjalnych rozważań.

źródło: M2 Films
źródło: M2 Films

Tak, Renate Reinsve zasługuje na najwyższe uznanie i wynoszenie na piedestał, ale nietaktem byłoby nie wspomnieć o partnerujących jej w filmie aktorach. Po pierwsze Anders Danielsen Lie – ulubiony aktor Joachima Triera i z formalnego punktu widzenia prawdziwa gwiazda tej filmowej trylogii (choć Reinsve mignęła też w Oslo, 31 sierpnia). Jak zawsze jednocześnie wyrazisty i wycofany, wnoszący do historii pewien smutek i powagę. Co ciekawe, oprócz stabilnej aktorskiej kariery, Lie to także muzyk i… lekarz medycyny, z własną prywatną praktyką w Oslo. Po drugie Herbert Nordrum, w filmie ten młodszy i bardziej czarujący, którego pojawienie się wywołuje u Julie wstrząs. Tak, ustaliliśmy już, że Najgorszy człowiek na świecie nie jest komedią romantyczną, ale flirt pomiędzy Julie i Eivindem podczas ich pierwszego, nieoczekiwanego spotkania, powinien wejść do kanonu gatunku.


Najgorszy człowiek na świecie, który nominowany jest w tym roku do aż dwóch Oscarów (Najlepszy Film Międzynarodowy i Najlepszy Scenariusz Oryginalny), to film, o który tak naprawdę nikt nie prosił i nikt się go nie spodziewał. Ciężko jednak obejrzeć obecnie w kinie coś lepszego. Pisałem, że nie da się go do niczego porównać, ale na pewnym poziomie to takie tegoroczne Na rauszu – pełne głębi i przemyśleń o egzystencji, podanych w niesamowicie atrakcyjny sposób, z hipnotyzującymi kreacjami i zwrotami akcji. W obu przypadkach mamy nawet do czynienia z zapadającą w pamięć filmową piosenką. Tam What A Life, tu odświeżony przebój Harry’ego Nilssona z 1968 r., który wybrzmiewa w trailerze i po napisach. Do Thomasa Vinterberga i jego filmu z 2020 r. los się uśmiechnął – za sukcesem artystycznym przyszedł komercyjny, zupełnie zresztą zasłużony. Oby Joachim Trier miał tyle samo szczęścia i rozkochał w swoim filmie publiczność.

źródło: M2 Films
źródło: M2 Films
/ @zdzichoo

Sekretarz Redakcji Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty