Ludzie |

Agnieszka Smoczyńska: Widz jest bezwzględny
07.12.2018

Fot. Krzysztof Wiktor

Jej nowy film, Fuga, miał premierę na tegorocznym festiwalu w Cannes. Debiutanckie Córki dancingu stały się natomiast na całym świecie prawdziwą sensacją i pod międzynarodowym tytułem The Lure (tłum. przynęta) trafiły nawet do klasycznego amerykańskiego katalogu The Criterion Collection. Choć wygląda na to, że Agnieszka Smoczyńska ma w kinie jeszcze wiele do pokazania, reżyserka pędzi już dalej, sprawdzając się w nowych konwencjach i gatunkach – nie tylko filmowych. 11 i 12 grudnia w Nowym Teatrze będzie można zobaczyć wyreżyserowany przez nią spektakl Święta Kluska – pierwszy w historii holy-hop-dog musical. W przeddzień polskiej premiery Fugi porozmawialiśmy z Agnieszką Smoczyńską o kreowaniu oryginalnych filmowych opowieści, niesamowitym działaniu fugi dysocjacyjnej i o tym, dlaczego nie warto czekać na wenę.

Jak trafiła do ciebie Fuga?

Agnieszka Smoczyńska: Gabryśka (Muskała, autorka scenariusza – przyp. red.) ponad 10 lat temu opowiedziała mi o telewizyjnym programie, który później zainspirował ją do napisania scenariusza. Jego gościem była czterdziestoparoletnia kobieta, która nie wiedziała, kim jest ani jak się nazywa. I w pewnym momencie ktoś zadzwonił do studia i powiedział, że jest jej sąsiadem, a ta kobieta ma męża i dzieci. Gabryśka mówiła wtedy, że zapamiętała twarz tej kobiety, jej pustkę w oczach i szok, że ma rodzinę. I w momencie, kiedy mi to opowiedziała, mną też to wstrząsnęło.

Co poruszyło cię w tej historii?

Wydała mi się fascynująca, bo była dobrym punktem wyjścia do powiedzenia czegoś głębszego o człowieku. O tym, że jego tożsamość jest płynna i zależy od pamięci, kontekstu, wszystkiego. Ludzie, którzy doświadczają fugi – poza tym, że cierpią na biograficzna amnezję – często znikają i rodzina uznaje ich za zaginionych. Są w zawieszeniu pomiędzy życiem a śmiercią. Takie półtrupy, których nie można pochować. I w Fudze Alicja wraca do domu taka półżywa, jak zombie. Kiedy Gabryśka opowiedziała mi tę historię, byłam młodą matką i wydawało mi się, że mam poukładane życie, w którym nic już się nie zmieni. A ten przykład pokazywał, że wszystko może runąć w sekundę. Że wydaje ci się, że jesteś ukształtowanym człowiekiem, masz rodzinę i swoją historię, a zdarza się wypadek albo nagle przestawi ci się coś w mózgu i wszystko się kasuje. Jeśli np. przed fugą byłeś malarzem, to możesz stracić wszystkie talenty, a jeśli byłeś matematykiem, to nagle przestajesz umieć liczyć. Ale to działa też w drugą stronę! Całe życie nie obchodziła cię muzyka, a tu nagle masz predyspozycje do śpiewania, albo zaczynasz doceniać klasykę. To dla mnie niesamowite, jak bardzo mózg może przestawić twoje predyspozycje, zainteresowania i zamiłowania. Dostajesz nowe życie, ale jednocześnie sporo tracisz  – np. uczucia do bliskich. Nie przestajesz ich kochać dlatego, że się zmienili albo że cię skrzywdzili. Po prostu nie wiesz, kim są.

FUGA - oficjalny zwiastun najnowszego filmu Agnieszki Smoczyńskiej

Czy w twojej twórczości można szukać punktów wspólnych? Historie, które przedstawiasz widzom łączą się ze sobą?

Staram się nie myśleć w ten sposób – każda z opowieści, którą reżyseruję, jest kompletnie inna. Wybierając historie, zastanawiam się nad tym, czy jej bohater mnie porusza. To on narzuca formę i gatunek. W Córkach Dancingu bohaterkami były syreny, a syreny muszą przecież śpiewać, więc historia jest opowiedziana w formie musicalu. Jednocześnie zjadają ludzi, więc ma elementy horroru, a kiedy na oczach świadków wyrastają im ogony, to widz mierzy się z formą fantasy. W Fudze formę narzuca amnezja, dysocjacja głównej bohaterki Alicji.

Co jest najważniejsze w dobrej opowieści?

Żeby stworzyć nową jakość. Nie dawać ludziom tego, co już znają, bo wtedy łatwo zostać kserobojem. No bo ile można bawić się określoną konwencją albo powielać w nieskończoność określoną kliszę? W pewnym momencie zaczęłam  odkrywać zabawę kinem, że to może być bardzo ciekawe. Że możesz bawić się z obytym widzem, zapożyczać, nawiązywać. Ale tworząc coś nowego. Opowiadanie historii za pomocą jednego gatunku już się wyczerpało. Świat nie jest już taki jednorodny jak kiedyś. Historia interesuje mnie wtedy, kiedy ktoś przetwarza ją na swój sposób.

Jak ty ją przetwarzasz?

Nie ma nic gorszego niż robienie filmu, w którym chcesz się przypodobać wszystkim, bo tak się nie da. Nauczyłam się tego, kiedy pracowałam nad Córkami. Przed wejściem na plan rozmawiałam z wieloma ludźmi o historii, pokazywałam tekst scenariusza. Byli tacy, którzy mówili, że jest beznadziejny, dostawałam też sporo sprzecznych opinii dotyczących praktycznie każdego aspektu filmu. Ale w końcu stwierdziłam „OK, nie robię tego dla wszystkich” i zaufałam swojej intuicji. To oczywiście nie znaczy, że jako reżyserka nie zasięgam niczyjej opinii – często konfrontuję z innymi swoje pomysły. Ale w końcu zostaję ja i tekst a potem układka (wstępnie zmontowany film – przyp.red), i to ode mnie zależy, które z tych uwag uwzględnię, a które nie. Stawiam na własną intuicję i muszę być bezwzględna, bo widz, który to potem zobaczy, też taki będzie. Staram się dać mu tyle, żeby się nie znudził, ale jednocześnie żeby to było moje. 

Zostawiasz dużo miejsca na boski dotyk, wenę podczas pracy nad filmem?

Boski dotyk mieli twórcy, którzy dostali na film dużo czasu i pieniędzy – mogli przerywać plan i dniami tygodniami a nawet miesiącami czekać na wenę, aż się pojawi. Dzisiejsza produkcja nie daje na to szans. Wszystko musi być konkretnie zaplanowane, bo inaczej nikt ci tego nie sfinansuje. Ale i tak można znaleźć pole na poszukiwania. Czasem np. zaplanujesz jakąś scenę, ale jak wchodzą w to aktorzy, to szybko się okazuje, że to nie pasuje i musisz zmienić całą koncepcję. Albo przyjeżdżasz na dokumentację przed zdjęciami i widzisz, że miejsce zupełnie nie pasuje do historii, że jest nieprawdziwe. Ale to nie sprawia, że się bardziej stresuję. Przeciwnie – ja bardzo to lubię. Im więcej robię filmów, tym więcej i częściej daję sobie wolność. To wymaga odwagi, ale szybko dochodzisz do wniosku, że nie ma co robić rzeczy tylko dlatego, że je sobie zaplanowałeś. Bo jeśli coś nie działa, to trzeba jak najszybciej to porzucić i zacząć szukać innych rozwiązań.

000 Reakcji
/ @jonasztolopilo

Redaktor naczelny Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty