Ludzie |

Bartosz Kruhlik: Zacisnąć pętlę na szyi widza22.11.2019

Bartosz Kruhlik na planie „Supernovej” (fot. Andrzej Woźniakiewicz)

Supernova rozpoczyna się od tragicznego wypadku, który pociąga za sobą lawinę konsekwencji. Bohaterowie zostają postawieni w sytuacji granicznej, która zmusi ich do konfrontacji z pytaniem o rolę przypadku i przeznaczenia w życiu każdego z nas. Wyróżniony nagrodą za najlepszy debiut na 44. FPFF w Gdyni reżyser i scenarzysta filmu, Bartosz Kruhlik, opowiada nam o swoich początkach za kamerą, inspiracjach kinem braci Dardenne oraz o roli przypadku na planie filmowym.

Mateusz Demski: Czy chłopak z Lubska zawsze lubił spędzać czas w kinie?

Bartosz Kruhlik: Szczerze mówiąc, nie pamiętam z dzieciństwa, żeby w Lubsku funkcjonowało kino, a p rzynajmniej w tamtym okresie mnie to nie interesowało. Bardziej ciągnęło mnie w kierunku muzyki. Jako kilkuletnie dziecko namówiłem rodziców na kupno syntezatora i zapisanie na lekcje pianina. W sumie trwało to cztery lata. Fascynacja obrazem pojawiła się później i, co ciekawe, wcale nie wzięła się z kina, tylko z komiksów, które odziedziczyłem po sąsiedzie. Był tam Kajko i Kokosz, Tytus, Romek i Atomek oraz mój ukochany Thorgal. Pamiętam, że byłem zakochany w tych historiach, pochłaniałem je dosłownie łyżkami. To chyba był jakiś zalążek, który podświadomie popchnął mnie do fascynacji ruchomymi obrazami, montażem i dialogiem.

Supernova - zwiastun

Co oglądałeś?

Kino kopane, sensacyjne. Po nocach nagrywałem ulubione filmy na VHS-y. Z czasem otwierałem się na coraz ambitniejsze rzeczy. Silny bodziec, który mnie odblokował, przyszedł w liceum plastycznym. W klasie robiliśmy Mikołajki i w prezencie od koleżanki dostałem oryginalną kasetę z filmem Amadeusz Miloša Formana. Przyjechałem do domu, włączyłem ten film do obiadu i jak tylko się skończył, to zacząłem od początku. W pewnym momencie do pokoju wszedł mój tata i zapytał, czemu oglądam Amadeusza jeszcze raz. Miałem łzy w oczach i kompletnie nie wiedziałem, co mam mu odpowiedzieć. Wtedy poczułem, że chciałbym w przyszłości robić dokładnie to, co Forman. Osiągnąć podobną precyzję. Mieć w rękach taką sprawczość, tworzyć świat. Nie wiedziałem, jak się do tego zabrać, ale po prostu nie mogłem odsunąć od siebie tej myśli. To doświadczenie sprawiło, że nie było już odwrotu.

Jak wyglądały twoje początki z kamerą? Słyszałem, że pierwsze filmy kręciłeś jeszcze zanim trafiłeś do Łódzkiej Filmówki.

Tak, ale mimo wszystko uważam, że dosyć późno chwyciłem za kamerę. Xavier Dolan w wieku dwudziestu lat miał już na koncie swój pierwszy pełny metraż. Ja nakręciłem swój pierwszy amatorski film mając lat dwadzieścia cztery (śmiech). W wieku piętnastu lat nie wiedziałem, jak się za to zabrać ani że istnieje coś takiego jak szkoła filmowa w Łodzi. Kiedy w połowie liceum określiłem i sprecyzowałem swoje plany, nie miałem bladego pojęcia o sprzęcie, operatorce i montażu. Po liceum musiałem oswoić się z tematem od strony praktycznej i tak trafiłem do Szkoły Filmowej „Mastershot” we Wrocławiu. Tam ulokowałem się na trzy lata i zacząłem przygotowania do egzaminu na Łódzkiej Filmówce. Za pierwszym razem nie przeszedłem etapu „teczki”, nie zaproszono mnie na rozmowę z komisją. Za drugim wróciłem tam z filmem dokumentalnym Jutro…, w którym opowiedziałem o mojej babci. Ten film bardzo spodobał się w Łodzi i okazał się szczęśliwym trafem. Dziś mogę powiedzieć, że to chyba babcia otworzyła mi drzwi do świata filmu.

Nie wyobrażałem sobie realizacji tego scenariusza bez uprzedniej konsultacji ze służbami. Odbyłem kilka spotkań ze strażakami, ratownikami medycznymi i policjantami.

W Łodzi zrobiłeś kilka krótkich metraży, które zostały nagrodzone na międzynarodowych festiwalach. Wielkim sukcesem okazał się twój dyplom reżyserski, czyli Adaptacja, która była pokazywana w San Sebastian. Jak wyglądała praca nad tym filmem?

Adaptacja powstała dlatego, że nie powstała Supernova (śmiech). To znaczy: napisałem Supernovą pod wpływem prawdziwego zdarzenia, które miało miejsce kilka lat temu. Był to wstrząsający wypadek spowodowany przez młodego kierowcę, który wsiadł za kierownicę po środkach odurzających i który w ułamku sekundy zmiótł z powierzchni ziemi sześć osób. Pod wpływem tego zdarzenia, napisałem fikcyjną historię o facecie, który powoduje wypadek i ucieka z miejsca wypadku, ale z różnych powodów nie udało się tego projektu zrealizować w warunkach szkolnych. Poczułem, że mam nóż na gardle, potrzebowałem szybko nowego tematu, dlatego pomyślałem, że opowiem o wypadku, ale w sposób kameralny i skromniejszy od strony produkcyjnej. Postanowiłem, że rozpocznę historię w innym miejscu. To znaczy, że nie odtworzę dosłownego przebiegu wypadku, ale pokażę, co dzieje się już po wszystkim.

Film zaczyna się tuż po pogrzebie Marcina, który zginął w wypadku spowodowanym przez swojego brata Michała. Jego rodzice, zamiast pogodzić się ze stratą, stale rozdrapują niezabliźnione rany i obwiniają go o śmierć najbliższej osoby. Przyjąłeś zupełnie inną perspektywę niż w Supernovej.

No właśnie. Początek Adaptacji byłby zapewne sceną finałową w produkcji hollywoodzkiej. Mnie ciekawił ciąg dalszy historii. W filmie mamy do czynienia z sytuacją, w której jedna najbliższa osoba zabiera nam drugiego bliskiego. Zastanawiałem się, jak to jest siedzieć z takim człowiekiem przy stole? Jakie przeszywające emocje, niedopowiedzenia i dwuznaczności muszą buzować w tym domu? Właśnie takie sytuacje między ludźmi pociągają mnie jako reżysera.

fot. Celestyna Król
fot. Celestyna Król

Mnie przypominało to sytuację żywcem wyciągniętą z filmów braci Dardenne. W wywiadach nie ukrywasz, że ten duet odcisnął na twojej twórczości niezatarte piętno.

To prawda. W kinie Dardennów zawsze pociągał mnie realizm, który mocno stąpa po ziemi. Zwróć uwagę, w każdym filmie biorą na bohatera zwykłego człowieka: bezrobotnego, robotnika, sprzątaczkę. Na pierwszy rzut oka może wydawać się to nieatrakcyjne, ale potrafią oni wyzwolić z tych życiorysów takie pokłady emocji, które sprawiają, że na szyi widza nagle zaciska się pętla. To napięcie jest porównywalne do filmów z Jamesem Bondem, tyle że zostaje ono rozegrane w sposób bardziej szlachetny, w którym przy okazji ujawnia się człowieczeństwo. Chciałbym, żeby kiedyś moje poszukiwania były równie mądre, uczciwe i tak bardzo ludzkie.

To wyczucie braci Dardenne wywodzi się z ich początkowych doświadczeń w kinie dokumentalnym. Każda ich fabuła jest podparta dziesiątkami rozmów z prototypami postaci i setkami stron szczegółowej dokumentacji. Wspominałeś, że Supernova była inspirowana autentycznym wypadkiem drogowym. Jak się do tego przygotowałeś?

Nie wyobrażałem sobie realizacji tego scenariusza bez uprzedniej konsultacji ze służbami. Odbyłem kilka spotkań ze strażakami, ratownikami medycznymi i policjantami. Pytałem o ich własne doświadczenia z życia zawodowego. Byłem ciekaw, jakie najbardziej ekstremalne i wstrząsające sytuacje zapamiętali; jakie towarzyszyły im przy tym emocje. Niektóre obserwacje i spostrzeżenia ostatecznie umieściłem w scenariuszu, uważałem, że to pozwoli lepiej nakreślić świat bohaterów. Ostatecznie otrzymałem od moich konsultantów pieczątkę „approved”. Stwierdzili, że sytuacja ukazana w Supernovej mogła mieć miejsce i że mieści się w ramach ogólnie pojętej pracy policji przy śmiertelnym wypadku.

Staram się być twórcą otwartym na improwizację i sugestie aktorów, przypadek, a także mądrość, która płynie ze świata. W tym filmie wiele scen powstało w wyniku szczęśliwych zbiegów okoliczności.

Poczucie realizmu w twoim filmie wynika też z innych kwestii. Posługujesz się zasadą jedności miejsca, czasu i akcji. W Supernovej ograniczasz się do jednego miejsca – drogi, na której doszło do wypadku – a czas trwania filmu zrównujesz z czasem rzeczywistym. Do tego w centrum wydarzeń umieszczasz kilkunastu bohaterów. Jak udało ci się skoordynować te wszystkie elementy?

To, co wyłoniło się ostatecznie z naszego scenariusza, nie dawało się objąć rozumem. Mnogość wątków i bohaterów okazała się ogromnym wyzwaniem, do tego wszystkiego dochodziło kilka suspensów, które wprowadzają niemały chaos na ekranie. W pewnym momencie jakaś intuicja podpowiedziała mi, że żeby to skoordynować, muszę kupić zestaw ludzików i resoraków (śmiech). Razem z moim operatorem, Michałem Dymkiem, zbudowaliśmy makietę przypominającą fragment szosy otoczonej taśmą policyjną. Ustawiliśmy to wszystko na podłodze i w ten sposób wizualizowaliśmy cały tekst, scena po scenie. Co ciekawe, pozwoliło nam to zweryfikować pewne błędy, które popełniłem na etapie pisania scenariusza. Dzięki temu uściśliłem cele poszczególnych postaci tak, by każdy wątek niósł ze sobą konkretne znaczenie. Pomogła w tym ogromnie Helena Szoda-Woźniak, story editor. Poza tym doprecyzowałem koncepcję rozmieszczenia tłumu, który gromadzi się wokół miejsca wypadku.

fot. Celestyna Król
fot. Celestyna Król

Czy w tym wszystkim znalazło się miejsce na element improwizacji i zaskoczenia?

Nie wyobrażam sobie innej pracy. Jeśli z uporem egzekwowałbym sztywną wizję – która tak naprawdę jest mglista w umyśle każdego twórcy – to prawdopodobnie „zatłukłbym” ten film. Dlatego staram się być twórcą otwartym na improwizację i sugestie aktorów, przypadek, a także mądrość, która płynie ze świata. W tym filmie wiele scen powstało w wyniku szczęśliwych zbiegów okoliczności, w których życie okazywało się o wiele mądrzejsze od mojego scenariusza.

Na przykład?

W ostatniej scenie widzimy małżeństwo z córeczką, które przejeżdża obok miejsca wypadku. Nagrywaliśmy ten fragment pod koniec naszych zdjęć, kiedy niefortunnie zmieniła się pogoda, zrobiło się pochmurno i zaczęło mżyć. W efekcie scena ta odbiegała od reszty słonecznego planu, który udało nam się zrealizować. Zrobiliśmy osiem albo dziewięć dubli i kiedy zaczęliśmy pakować sprzęt, nagle wyszło słońce. Zaczęliśmy kręcić od początku. Nagle okazało się, że dziewczynka zaczęła zasypiać ze zmęczenia w samochodzie i kamera uchwyciła ten moment. Wyszła z tego przepiękna, dokumentalna scena, której sam nigdy bym nie napisał. To po prostu się zadziało. Wystarczyło mieć tylko oczy i uszy szeroko otwarte.

Krytycy starali się osadzić film wyłącznie w rodzimych realiach. Doszukiwali się w tej historii metafory polskiej mentalności, polskich podziałów i komentarza do obecnej sytuacji polityczno-społecznej, na którym w trakcie realizacji filmu mi nie zależało.

A dlaczego tytuł Supernova?

Tytuł jest dla mnie jak okładka książki, powinien zaintrygować i zachęcić do zobaczenia tego, co jest w środku. Lubię, kiedy tytuł filmu jest pewnym logotypem, który może zostać zapamiętany i przez najbliższych kilkanaście lat kojarzyć się z konkretnym filmem. W trakcie pracy nad scenariuszem w mojej głowie pojawiła się supernowa, czyli pewien abstrakcyjny proces w Kosmosie, który można potraktować jako metaforę i przyłożyć do tego, co wydarza się na naszych oczach tu i teraz na Ziemi. Czułem, że jest to motyw na tyle pociągający i nieoczywisty, że można go potraktować jako dodatkowe pole do interpretacji dla widza. Pokazać mnogość perspektyw w otaczającym nas świecie. Że może nieść za sobą jakiś wyższy sens związany ze znaczeniem przypadku, przeznaczenia czy fatum w naszym życiu.

Ciekawe z jakimi interpretacjami spotkasz się na festiwalu Black Nights w Tallinie, gdzie Supernova będzie miała swoją międzynarodową premierę. Rozumiem, że konfrontacja z widzami spoza kraju będzie dla ciebie kolejnym, bardzo ważnym sprawdzianem.

Tallin tak naprawdę zweryfikuje Supernovą i przyniesie odpowiedź na pytanie, czy jest to film tak uniwersalny, jak mi się wydaje. Po pierwszych pokazach w Gdyni, krytycy starali się ten film osadzić wyłącznie w rodzimych realiach. W historii tragicznego wypadku na wiejskiej szosie doszukiwali się metafory polskiej mentalności, polskich podziałów i komentarza do obecnej sytuacji polityczno-społecznej, na którym w trakcie realizacji filmu mi nie zależało. Ten festiwal pokaże, czy udało nam się w tej opowieści zawrzeć uniwersalne przesłanie, zrozumiałe pod każdą szerokością geograficzną.

 

Bartosz Kruhlik – rocznik 85. Absolwent Wydziału Reżyserii PWSFTviT w Łodzi. Jego filmy były pokazywane setki razy na polskich i zagranicznych festiwalach, gdzie zdobyły blisko 150 nagród i wyróżnień. Najważniejsze selekcje: San Sebastian IFF, Tallin BNFF, Karlove Wary IFF, Montreal WFF, Sarajevo FF, IDFA. W roku 2013 otrzymał Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za wybitne osiągnięcia dla studentów uczelni artystycznych. Autor nagradzanych spotów społecznych. W 2019 roku, jego debiut fabularny „Supernova” otrzymał nagrodę za Najlepszy Debiut Reżyserski na 44. Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni.
 

000 Reakcji

krytyk filmowy. Publikuje m.in. na łamach "Przekroju", "Czasu Kultury", tygodnika "Przegląd", czasopisma "Ekrany", a także w portalach Interia.pl, Wirtualna Polska, Popmoderna. W wolnych chwilach poszerza kolekcję gadżetów z Gwiezdnych Wojen.

zobacz także

zobacz playlisty