Ludzie |

Helena Ganjalyan i Bartosz Szpak: Mieszanie porządków23.07.2020

zdjęcia z planu, fot. Filip Trzaskowski

Spytaliśmy finalistów 7. edycji konkursu Papaya Young Directors m.in. o znaczenie doświadczenia aktorskiego w tworzeniu narracji i o to, czy da się przenieść na widza własne postrzeganie świata.

Papaya Young Directors to jedyny konkurs w Europie dla młodych reżyserów umożliwiający bezpośrednie wejście do zawodu w branży filmowej. Do tej pory odbyło się sześć edycji konkursu, w ramach których zrealizowano 96 filmów dla 45 sponsorów. Więcej o konkursie można przeczytać TU.

Do tej pory można było was podziwiać po drugiej stronie kamery – na co dzień pracujecie jako aktorzy. Co sprawiło, że zdecydowaliście się spróbować czegoś nowego i zgłosiliście swój pomysł reklamowy do konkursu? 

Helena Ganjalyan: Dla obojga z nas był to rodzaj wyzwania, z którym bardzo chcieliśmy się zmierzyć. Od wielu lat działamy nie tylko jako aktorzy. Ja zajmuję się choreografią i fotografią, Bartek pisze muzykę i reżyseruje produkcje audio. Szeroki wachlarz umiejętności, którym wspólnie dysponujemy, sprawia, że wyraźnie „słyszymy” i „widzimy” to, co chcemy stworzyć. Jednak nasze myślenie o narracji, dramaturgii i obrazach zawsze jest bardzo filmowe. To kino najsilniej na nas oddziałuje i to w nim szukamy wrażeniowego kodu czy języka, którym posługujemy się w naszych realizacjach. Zawsze interesowało nas opowiadanie historii, zabawa percepcją, pokazywanie świata w specyficznym odbiciu, w nieuchwytnych szczegółach.

Bartosz Szpak: Zawsze chodzi o ten wyjątkowy moment pokazywania widzowi świata widzianego innymi oczami. Ponadto krótka forma to dla nas bardzo ciekawe i dynamiczne medium. Papaya Young Directors jest przede wszystkim okazją do zweryfikowania naszej inspiracji, poczucia estetyki czy wrażliwości na bardzo wymagającym materiale, jakim jest film reklamowy. To szansa na podzielenie się naszą wrażliwością oraz sposobem widzenia i rozumienia otaczającego nas świata. 

zdjęcia z planu, fot. Filip Trzaskowski
zdjęcia z planu, fot. Filip Trzaskowski

Czego nauczyliście się w tych nowych okolicznościach?

H: Niezwykle ważne spostrzeżenia dał nam etap castingu. Mieliśmy co prawda wcześniejsze doświadczenia z obsadzaniem spektakli czy słuchowisk, ale dopiero kompletowanie zespołu aktorskiego przy formie filmowej dało nam dużo do myślenia. Potrzebne na były bardzo określone, charakterystyczne reakcje, szukaliśmy drobnych subtelności i niuansów, na których uzyskanie mieliśmy bardzo ograniczoną ilość czasu. Luz i gotowość aktorska były tutaj kluczowe.

B: Wszyscy dobrze znamy wyświechtane „mniej znaczy więcej”. Jednak etap montażu pokazał nam niezwykłą siłę tego powiedzenia. Wpływ kontekstu na działanie zestawionych ze sobą elementów był tym silniejszy, im prostsze były zdarzenia wewnątrz kadru. Fragmenty, w których aktorzy grali bardzo subtelnie, nagle zaczęły działać najmocniej, a miejsca, które wcześniej nie niosły ze sobą wiele znaczenia czy napięć, nagle stały się katalizatorem. 

Wasz pomysł zakładał wykorzystanie wielu lokacji. Jak udało się wam przygotować do realizacji w tak trudnym, pandemicznym czasie?

B: Znaczna część naszego filmu opiera się na bliskich, portretowych ujęciach. Dlatego zależało nam na maksymalnym wykorzystaniu każdej z lokacji i na jak najmniejszej liczbie przerzutów. Nasz plan od początku zakładał pogrupowanie ujęć w większe bloki – tak, aby jak najdłużej pozostawać w obrębie jednej dzielnicy lub nawet kilku najbliższych ulic. Nasze wybory musiały być również elastyczne, na wypadek wystąpienia nieprzewidzianych okoliczności, np. załamania pogody. Dzięki sprawnej adaptacji do dynamicznych warunków udało nam się zmieścić w harmonogramie oraz wydobyć z każdego miejsca dokładnie to, czego potrzebowaliśmy. 

Paradoksalnie to, że kręciliśmy na taśmie Super 16 ułatwiało sprawę. Nie tylko czas na przygotowanie ujęcia oraz liczba dubli określały plan pracy, ale również ilość dostępnej na każdą sekwencję taśmy. Miało to duży wpływ na dyscyplinę czasową.

zdjęcia z planu, fot. Filip Trzaskowski
zdjęcia z planu, fot. Filip Trzaskowski

Co wyzwala w was twórczą energię? Skąd czerpiecie inspiracje? 

H: Z otwartości na otaczający świat i jego mikro wydarzenia, z nieustannej obserwacji, z podróży. Dodatkowo rotacja między funkcjami, w które wchodzę w swojej pracy, jest bardzo inspirująca i pozwala na ciągłe mieszanie porządków, nie zostawanie w tym, co znane i bezpieczne. Inspirują mnie twórcy szukający własnego języka – Roy Andersson, Yorgos Lanthimos, Elia Suleiman. Niezależnie od podejmowanego tematu tworzą światy wedle swoich własnych, osobliwych narracji.

B: Często szukam inspiracji w specyficznym punkcie procesu twórczego – staram się wytworzyć oszczędny koncept bazowy, nadać pewne ramy myśleniu, a następnie zaczynam to traktować jako budulec, który można dowolnie opisać, przetworzyć, złamać. Wtedy wzmaga się moja czujność i otwartość na przypadek, nieoczywiste skojarzenia czy nowe konteksty. Najpierw prosta linia melodyczna i harmonia, potem jej dekonstrukcja i zestawienia. Takie ciągłe przełączanie się pomiędzy myśleniem wertykalnym i lateralnym pozwala mi za każdym razem wracać do projektu ze świeżym spojrzeniem i nową energią.

000 Reakcji
/ @papaya.rocks

zobacz także

zobacz playlisty