– Czasami po 15 minut czekałam, aż coś się wydarzy. Kamera włączona, kończy się karta pamięci, nagle ruch! Krowa patrzy w prawo, a ja panoramuję – opowiada nam Magda Kowalczyk, autorka zdjęć do głośnej Krowy Andrei Arnold. Podczas ostatniego festiwalu Millennium Docs Against Gravity film nagrodzonej Oscarem brytyjskiej reżyserki, znanej m.in. z Fish Tank i American Honey, otrzymał Green Warsaw Award, a także Nagrodę Canon Za Najlepsze Zdjęcia, która powędrowała właśnie do Magdy. Dokumentalną Krowę do 5 czerwca zobaczyć można w sieci (TU link) w ramach online'owej części 19. Millennium Docs Against Gravity.
Po obejrzeniu Krowy mam wrażenie, że jako autorka zdjęć wniosłaś do filmu co najmniej tyle, co jego reżyserka, słynna Andrea Arnold.
Magda Kowalczyk: Nie wiem, czy bym się z tym zgodziła – na planie czułam się, jakbym to ja była jej narzędziem. Kręciłam jej film. To był jej pomysł i jej duch.
Jak w ogóle doszło do tej współpracy?
Andrea potrzebowała operatora. Zwykle jest nim Robbie Ryan, jednak tym razem nie mógł zobowiązać się do tak długiego i poszarpanego czasowo okresu zdjęciowego. Chodziło o kilka dni w miesiącu, do tego nie wiadomo kiedy (śmiech). Andrea szukała więc kogoś innego, a ja znalazłam się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Mam duże doświadczenie dokumentalne, ale też zakochałam się kiedyś w filmie Osa [krótkometrażówka, która zapewniła Andrei Arnold Oscara – przyp. red.]. Przez lata oglądałam też jej kolejne produkcje. Kiedy więc zorganizowała testy, podczas których kilku operatorów miało nakręcić zwierzę w oparciu o konkretne założenia, było mi łatwo usłyszeć i zrozumieć, o co jej chodzi. Znałam jej twórczość i podejście.
Czy Andrea zostawiła ci wolną rękę odnośnie ujęć? Na polu dokumentalnym miałaś większe doświadczenie niż ona.
Tak, bo tylko czasami przyjeżdżała na plan i przez większość czasu pracowałam na nim sama. Przede wszystkim ze względów logistycznych – główną rzeczą, którą wykonywałam przez te 4,5 roku, było czekanie. Moje dokumentalne doświadczenie mi pomogło, bo dzięki niemu mogłam łatwo realizować to, co wymyśliła Andrea. Mówiła mi na przykład, że chciałaby zobaczyć scenę, która ilustruje instynkt macierzyński. Albo coś z motywem starzenia. A ja próbowałam przekładać to na obraz.
Cztery i pół roku, czuwanie na planie – przypomina to realizowanie filmu przyrodniczego dla National Geographic. I potem pewnie tony materiału, przez który trzeba przebrnąć podczas montażu.
Tak, mnóstwo. Tak naprawdę kręciliśmy jednocześnie dwie dorosłe krowy. Andrea od początku wiedziała, że chce skupić się tylko na jednej bohaterce i na jej córce, ale potrzebowaliśmy zabezpieczenia. Drugi materiał poszedł finalnie w całości do kosza (śmiech). Nakręciłam tego bardzo dużo, bo czasami po 15 minut czekałam, aż coś się wydarzy. Kamera włączona, kończy się karta pamięci, nagle ruch! Krowa patrzy w prawo, a ja panoramuję (śmiech).
Zdarzały się momenty, w których wiedziałaś od razu, że uchwyciłaś coś, co na pewno wejdzie do filmu? Na przykład tę przejmującą scenę, kiedy krowa tęskni za swoim dzieckiem, nie chce jeść i opiera łeb ze smutkiem o drugie zwierzę?
Miałam odwrotne wrażenie na planie – że wielu rzeczy nie udało mi się uchwycić. Rzeczywistość jest dużo bogatsza niż to, co znalazło się w Krowie.
Czułaś, że praca przy filmie cię zmieniła? Otworzyła coś w tobie?
Absolutnie tak. Sporo się dowiedziałam i zmieniłam całą swoją perspektywę – zarówno dotyczącą zwierząt, jak i ludzi. Wydawało mi się wcześniej, że dużo dobrych wzorców – jak np. opieka nad dziećmi, pokazywanie świata, zawieranie przyjaźni – narzuca nam kultura. Jednego bardzo żałuję – nie udało mi się nakręcić, jak matka-krowa sprawdza kupę swojej córki, żeby dowiedzieć się, czy jest zdrowa. To było bardzo ludzkie, niemal jak początki medycyny. Okazało się, że krowy mają dużo dalej posunięte instynkty macierzyńskie niż kiedykolwiek mi się wydawało.
Największą brzydotę można nakręcić jak obraz romantyczny, a największe piękno tak, by widz dostał mdłości.
Czy praca na planie i przebywanie tak blisko tych zwierząt wiązało się z jakimiś niebezpieczeństwami? Urazami?
Miałam wyćwiczone sposoby ucieczki – w razie czego trzeba było szybko wskoczyć na barierkę, co mi się za każdym razem udawało. Raz byk gonił mnie przez pole, ale udało mi się dobiec do samochodu i nic się nie stało. Ucierpiało tylko auto, bo byk zaczął w nie kopać i walić głową. Ale wiedziałam, że muszę być tuż obok krów. Bo wynikało to z założeń, które Andrea ma w filmach – kamera musi być bardzo blisko bohatera.
Słyszałem od wielu osób, że boją się obejrzeć Krowę ze względu na realizm i cierpienie zwierząt na ekranie. Fakt, w filmie jest kilka mocnych scen – kręcenie ich było dla ciebie przejmujące, czy skupiałaś się raczej na technicznych aspektach ujęć?
Największą brzydotę można nakręcić jak obraz romantyczny, a największe piękno tak, by widz dostał mdłości. Cały czas zadawałam sobie pytanie, czy w takich ważnych momentach filmu, jak np. wydłubywanie rogów albo śmierć, stoję w dobrym miejscu. Czy pokazuję za dużo, czy za mało.
Jak kręci się śmierć?
Wiedziałam, jak to nakręcić, bo Andrea mi powiedziała. To znaczy nie do końca powiedziała – przyjechała na plan i mówi: „Wiecie co? Nie wiem, czy ja w ogóle chce to kręcić”. A producentka na to: „No nie! Jak już zaczęliśmy dzień zdjęciowy, to trzeba!” (śmiech). Ale Andrea miała wątpliwości. Wtedy zrozumiałam, że jak ona nie jest pewna, to znak, że trzeba stanąć z kamerą bardzo daleko. Tak, żeby scena była i jednocześnie jej nie było. Stanęłabym jeszcze dalej, ale nie miałam możliwości. To było dla mnie jasne: jeśli Andrea się wahała, to znaczy, że nie chce oglądać tego w takiej formie, w jakiej kręciłyśmy do tej pory. Że muszę zmienić coś, aby ujęcie miało szansę wejść do filmu. Pytałam samą siebie, obserwowałam otoczenie i słuchałam Andrei, jej instynktu filmowca – w końcu długo myślała na temat Krowy i jest bardzo mądrą osobą. Wiedziałam, że jej nos dobrze nas poprowadzi.
Czy zanim weszłaś na plan Krowy bywałaś na takich farmach? Mnie np. zaskoczył ogrom wszystkiego, w tym także bogactwo stosowanej tam maszynerii – tych „narzędzi tortur”, które wymyślił i skomercjalizował człowiek. Gigantyczna maszyna do piłowania kopyt w formie ciężarówki-wywrotki, przenośne domki, plastikowe koryta, multissaki dla cielaków…
Nigdy wcześniej nie byłam na farmie i też byłam zszokowana tym, co tam widziałam. Tym bardziej, że cały czas wszystko wokół się zmieniało. Pierwszego dnia rozrysowałam sobie plan farmy: że tu stoi taka stodoła, a tu taka. Tutaj trzymają maszyny, tutaj jedna łąka i kolejne. Miało być łatwiej. Przyjechałam następnego dnia na plan, a tu poprzesuwali wszystkie budynki, nic się nie zgadzało (śmiech). Zostały dwie murowane stodoły, a reszta, mobilna, stała w innym miejscu.
My też pracujemy w boksach, a kiedy latamy samolotami, to przechodzimy przez kolejne bramki. Takich analogii jest mnóstwo.
Jak wyglądała współpraca z ludźmi na farmie? W filmie pokazani są od raczej pozytywnej strony.
Na tej głównej farmie, gdzie działa się akcja, jest 400 krów i na ogół obecne są 3 osoby. Wszyscy są non stop zajęci, bardzo ciężko harują. Nasz farmer, George, wstawał do pracy o 3:30, tylko w zimie mógł pospać do 5:00. Kocha krowy, wszystkie zna, nadaje im imiona, pamięta, która jest córką której. Ci ludzie są bardzo sympatyczni. Winny jest system, który sobie stworzyliśmy. Zresztą gdybym filmowała cykl życia człowieka w takiej pigułce, w jakiej zostało to pokazane w Krowie, to też nie wyglądałoby to różowo. Zabiegi kosmetyczne, medyczne – gdybyśmy je sfilmowali, wyszłoby brutalnie. Na samym początku zdjęć Andrea powiedziała mi, że chciałby zrobić metaforę życia człowieka w formie życia krowy. Starałam się szukać okiem kamery takich momentów. Przychodziło mi to bardzo łatwo – my też pracujemy w boksach, a kiedy latamy samolotami, to przechodzimy przez kolejne bramki. Takich analogii jest mnóstwo.
Niesamowita w filmie jest muzyka – pojawia się w formie puszczanych w tle popowych piosenek. Krowy idą na dojenie, a my słyszymy radiowe przeboje Billie Eilish czy Kali Uchis. Myślisz, że zwierzęta to lubiły? Zastanawiałem się przez moment, czy nie były to dla nich tortury.
Krowy wydawały się lubić muzykę i sam moment dojenia, miały system wchodzenia w odpowiedniej kolejności, dostawały wtedy specjalne witaminy, były zrelaksowane i nawet „gadały” ze sobą w kolejkach. Nam te przeboje pasowały do filmu, ale ich zaistnienie to przypadek – w Anglii jest tak, że przy dowolnej pracy fizycznej ludzie po prostu słuchają muzyki, głównie BBC Radio One. Przyznam, że mnie to zaskoczyło. Miałam naiwne przeświadczenie, że przyjadę na gospodarstwo wiejskie, będzie cisza, spokój, piejący kogut. A tam figa – muzyka od 3:30 rano, a potem odgłosy pracujących maszyn: tych do przewożenia siania, ustawiania domków dla młodszych krów. Ciągle coś hałasowało.
Nie wszystko to, co zasugerowała Andrea Arnold, udało mi się nakręcić. Przez 4,5 roku strasznie się bałam, że pominęłam coś ważnego.
Jak czułaś się, kiedy oglądałaś film pierwszy raz i potem, kiedy już promowałaś Krowę na czerwonym dywanie w Cannes?
Jestem bardzo dumna, że mogłam pracować przy tym filmie, że poznałam Andreę Arnold i że się udało. Wierzyłam w Krowę. Wiedziałam od początku, że to będzie coś, co ja sama chciałabym zobaczyć. Ale też nie wszystko to, co reżyserka zasugerowała, udało mi się nakręcić. Przez 4,5 roku strasznie się bałam, że pominęłam coś ważnego. Uspokoiłam się dopiero, kiedy zobaczyłam pierwszą układkę – w małej salce kinowej w Londynie, gdzie była Andrea, montażyści i inni filmowcy, jej znajomi. Film zaskoczył mnie, choć to ja go przecież kręciłam. Przeżywałam go od nowa, jakbym była zwykłym widzem.
Zrealizowałabyś kolejny projekt z Andreą?
Bez zastanowienia.
Nawet, gdybyś wiedziała, że potrwa 4,5 roku?
Niech trwa i 8 lat.
Chciałabyś sama stanąć za kamerą? Wiem, że pochodzisz z filmowej rodziny.
Tak, moja mama była montażystka filmową. Pracowała z wybitnymi reżyserami: Marcelem Łozińskim, Maciejem Drygasem, Pawłem Łozińskim, Vitą Żelakeviciute i innymi. Moja siostra też jest montażystką. Gdy skończyłam Szkołę Wajdy, chciałam być reżyserką krótkometrażowych filmów dokumentalnych. Zrobiłam parę etiud, nawet nieźle sobie radziły. Ale wiem też, że praca reżysera wymaga dużej odwagi cywilnej i przebojowości. Musi być trochę biznesmenem i umieć sprzedać projekt. Myślę więc o pójściu drogą reżyserską, ale też trochę się tego boję (śmiech).
Nad czym teraz pracujesz?
Nie będę niestety pracować z Andreą przy jej kolejnym projekcie, bo wraca do swojego operatora, Robbiego Ryana. Mam za to zaplanowanych kilka dokumentów z innymi reżyserami, mam też filmy fabularne w preprodukcji i krótkie metraże, które będę kręcić niedługo. Krowa otworzyła mi trochę drzwi. Pracuję teraz na przykład z kolejnym oscarowym reżyserem, Kevinem McDonaldem [twórca m.in. Ostatniego król Szkocji i Mauretańczyka – przyp. red.]. Kręcimy dokument o ludziach, więc nie jest tak jak na farmie – nie trzeba czekać, można umówić się z bohaterami na konkretną godzinę (śmiech).
zobacz także
- Powstała mapa z dźwiękami lasów z całego świata
Newsy
Powstała mapa z dźwiękami lasów z całego świata
- Gala finałowa Papaya Young Directors 2018 Papaya Young Creators
Trendy
Gala finałowa Papaya Young Directors 2018
- Timothée Chalamet i Macaulay Culkin w serialu Kid Cudiego. Jest pierwszy zwiastun „Entergalactic”
Newsy
Timothée Chalamet i Macaulay Culkin w serialu Kid Cudiego. Jest pierwszy zwiastun „Entergalactic”
- Scenariusz „Gladiatora 2” właśnie powstaje. Ridley Scott zdradził, kiedy ruszą prace nad sequelem
Newsy
Scenariusz „Gladiatora 2” właśnie powstaje. Ridley Scott zdradził, kiedy ruszą prace nad sequelem
zobacz playlisty
-
Muzeum Van Gogha w 4K
06
Muzeum Van Gogha w 4K
-
Animacje krótkometrażowe ubiegające się o Oscara
28
Animacje krótkometrażowe ubiegające się o Oscara
-
Papaya Films Presents Stories
03
Papaya Films Presents Stories
-
03