Wokalistka o unikatowym głosie i zarazem wojowniczka w słusznej sprawie, której zakneblowano usta. Sinéad O’Connor powraca jako muzyczna legenda i heroina w dokumencie Nothing Compares, który obejrzeć można podczas 19. edycji Millennium Docs Against Gravity. Nawet nie można, ale trzeba. Szczególnie teraz, kiedy obraz Kathryn Ferguson uhonorowany został bardzo ważną festiwalową Nagrodą Nos Chopina przyznawaną najlepszemu filmowi o muzyce i sztuce.
Z czym kojarzy nam się dziś Sinéad O’Connor? Niektórym na dźwięk jej nazwiska przychodzi na myśl wyłącznie największy przebój w jej karierze, Nothing Compares 2 U – piosenka tak naprawdę napisana przez Prince’a, ale z powodu skali sukcesu zupełnie obdarta ze swojego coverowego brzemienia i przypisywana przede wszystkim Sinéad. Absolutny, ponadczasowy hit, który Irlandka umieściła na swojej drugiej płycie, I Do Not Want What I Haven't Got (1990), rozniósł się niczym dzisiejszy viral po całym świecie. Trudno wyliczyć, gdzie nie dotarł do pierwszego miejsca list przebojów. Przede wszystkim jednak zdobył rynek amerykański, spędzając cztery tygodnie na szczycie Billboard Hot 100 i zgarniając trzy nagrody MTV Video Music Awards. Sinéad O’Connor to jednak nie artystka jednego przeboju ani tym bardziej nie „gwiazda muzyki, której odbiło” czy skandalistka, próbująca za wszelką ceną zaszokować świat, podnosząc rękę na Papieża Polaka. Bo taki przecież obraz od lat pokutuje w głowach wielu ludzi, kiedy myślą o Sinéad – nie udawajmy, że jest inaczej. Nadszedł jednak wreszcie czas, aby oddać hołd świadomej swojej muzyki, słów i czynów silnej kobiecie, która nie bała się dokonywać muzycznych wyborów i mówić, co myśli, gdy inni milczeli. Przyczynkiem do tego jest film Nothing Compares w reżyserii Kathryn Ferguson z Sinéad O’Connor jako narratorką, który stawia potrzebny pomnik przełomowej wokalistce i ikonie feminizmu. Prawdziwej pionierce, która swoimi ideami i zaangażowaniem w sprawę wyprzedziła wszystkich o całe dekady.
Cofnijmy się chwilę w czasie, tak jak robi to w swoim filmie Ferguson. O'Connor urodziła się w 1966 r. w małej miejscowości 15 kilometrów od Dublina. Była problematyczną nastolatką, przez co na kilkanaście miesięcy trafiła do czegoś na kształt poprawczaka prowadzonego przez siostry zakonne. Paradoksalnie to miejsce, choć nieco siermiężne i owiane złą sławą, wiele jej dało – zaczęła tam pisać wiersze i śpiewać. Biorąc pod uwagę, że później w wielu wywiadach opowiadała o fizycznej i psychicznej przemocy, która rozgrywała się w jej domu rodzinnym, można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że azyl sióstr magdalenek był dla niej nowym startem. Poczyniła tam też zresztą pierwsze showbiznesowe kontakty. Rodzący się bowiem wielki talent młodziutkiej Sinéad, która błysnęła na świetlicy śpiewając piosenkę Barbry Streisand, zauważyła pracująca w poprawczaku jako wolontariuszka siostra perkusisty dublińskiej formacji Tua Nua. Co prawda O’Connor ze względu na wiek nie została przyjęta do składu, ale już kilka lat później śpiewała w coraz popularniejszym na lokalnej scenie zespole Ton Ton Macoute. Dzięki niemu zdobyła kontrakt i w 1987 r. w wieku zaledwie 20 lat wydała pierwszy album, The Lion and the Cobra. Płyta chwyciła od razu – nawet dziś brzmi bardzo świeżo, wystarczy posłuchać przebojów Mandinka czy I Want Your (Hands on Me). Nos do ciekawych kompozycji z pogranicza popu, r’n’b, rocka i muzyki celtyckiej to jedno, ale wrażenie robił przede wszystkim niezwykły głos Sinéad – przeszywający, skaczący po oktawach, momentami przechodzący w pisk; na zmianę agresywny i melancholijny. Taki wokal to coś rzadkiego i oryginalnego, ale też charakterystycznego dla irlandzkich artystek – do O’Connor były przecież porównywane m.in. debiutująca w tym samym roku studyjnym albumem Enya czy Dolores O’Riordan z The Cranberries, która odżegnywała się od tej konotacji jak mogła.
W 1990 r. Sinéad O’Connor wydała drugą płytę, wspomnianą I Do Not Want What I Haven't Got. Znalazł się na niej wspomniany wcześniej przebój, pożyczony od Prince’a i finalnie, na pewnym poziomie, zupełnie mu odebrany (z czego Prince nie do końca był zadowolony, wydając potem piosenkę jeszcze raz). Nothing Compares 2 U to jeden z takich utworów, który mógłby znaleźć się w tekście „10 piosenek, które nie wiedziałeś, że są coverami”. Hymn poniósł Sinéad coraz dalej i coraz wyżej. Świdrujący głos z Zielonej Wyspy szybko podbił USA i resztę świata – dobrze widać to w przebitkach filmu Ferguson. Wywiady, koncerty, ciągła obecność w MTV i wyprzedane sale. Wszyscy oszaleli na punkcie młodej dziewczyny – tak niezwykle silnej, choć wątłej, nieśmiałej i wrażliwej; pięknej, ale z perspektywy nieumiejących jej zaszufladkować mediów z niewiadomych przyczyn oszpecającej się ogoloną głową i bezkształtnymi, workowatymi ubraniami. Znamienny jest powracający motyw w Nothing Compares, kiedy widzimy irlandzkiego dziennikarza, przychylnego Sinéad, który nie może zrozumieć skąd wziął się ten androgyniczny i kojarzący się wówczas nieco ze skinheadami wizerunek. Look, który wyprzedził swój czas o przynajmniej dwie dekady.
Fani kochali jednak Irlandkę całym sercem. Choć ona niespecjalnie odwzajemniała tę miłość, nie przejmując się typowym showbiznesowym życiem i robieniem tzw. kariery. Ta działa się sama, podczas gdy O’Connor angażowała się w kolejne sprawy, protesty i zabierała głos w ważnych, społecznych kwestiach. Czasami niepotrzebne były nawet do tego słowa. Na przykład podczas rozdania nagród Grammy, kiedy Sinéad wystąpiła z wymalowanym z boku głowy logo Public Enemy. Wsparła w ten sposób zespół, który zbojkotował imprezę po tym, gdy nie chciano na niej przyznać muzyce hip-hopowej oddzielnej, należnej jej kategorii. Bez ogródek wypowiadała się też na wiele tematów – związanych z polityką, religią czy prawami kobiet. Chodziła na proaborcyjne marsze kobiet, nie milczała w sprawie pedofilli w Kościele katolickim, nawoływała do powszechnego dostępu do antykoncepcji i wolności wyboru. Nawet kiedy zrobiła sobie ciążową sesję zdjęciową, na jej crop topie widniał napis: „Używaj prezerwatyw”. Mocno osadzała tę kwestię w kontekście jej rodzinnej Irlandii – mocno katolickiej, świadomościowo zacofanej, w której rządzili mężczyźni i księża, a 15-latki nagminnie zachodziły w ciążę, często gwałcone i wykorzystywane.
Na początku nikt nie łączył aktywizmu O’Connor z muzyką – siła przebojów był zbyt silna, a 24-godzinne media i internet jeszcze nie istniały. Ale kiedy odmówiła wyjścia na scenę w New Jersey, gdzie przed koncertem miał zostać zagrany hymn USA, coś się zmieniło. Informacja o krnąbrnej Irlandce pojawiła się w mainstreamowych, amerykańskich mediach. Zamach na patriotyzm, głupota, niewdzięczność – to tylko łagodniejsze z określeń, którymi zostałą obrzucona. „Wracaj do Irlandii, tu cię nie chcemy” – krzyczeli obrażeni fani. Pojawiły się pierwsze radiowe bojkoty, a swój palec w artystkę wymierzył sam Frank Sinatra. Znamienny był także bojkot nagród Grammy – w 1991 r. Sinéad wzięła przykład z kolegów raperów i sama pokazała środkowy palec Akademii. Odmówiła ewentualnego przyjęcia nagród (miała spore szanse na Album Roku i trzy inne nominacje), zarzucając decydentom materializm, komercyjne podejście i ignorowanie tematu trwającej wojny w Zatoce Perskiej. Prawdziwą bombę Sinéad O’Connor spuściła jednak rok później, kiedy nieoczekiwanie, podczas nadawanego na żywo programu jednym zręcznym ruchem przedarła swoją karierę na pół.
3 października 1992 roku O’Connor pojawiła się w słynnym Saturday Night Live drugi raz. Znała już rządzące się programem reguły i zasady, wiedziała też, jaką moc i oglądalność ma komediowy show. Promowała tu swoją świeżutką, ledwie wydaną trzecią płytę Am I Not Your Girl? – w całości wypełnioną coverami. Na pierwszy ogień poszła na wskroś amerykańska piosenka Loretty Lynn: Success Has Made a Failure of Our Home. Potem O’Connor wykonała – i to a capella – swoją wersję War Boba Marleya, której tekst oparty jest na przemówieniu ostatniego cesarza Etiopii i symbolu ruchu Rastafari, Hajle Syllasje. Pod koniec utworu, śpiewając o zwycięstwie dobra nad złem, wyciągnęła zdjęcie Jana Pawła II (w filmie przyznała, że była to jedna z dwóch rzeczy, które zabrała ze swojego domu rodzinnego), pokazała je do kamery i podarła na kawałki. „Walczcie z prawdziwym wrogiem!” – krzyknęła do publiczności. Następnie wyjęła odsłuchy, zdmuchnęła świece i odeszła za kulisy. W studiu zapada cisza.
Nietrudno domyślić się, co działo się po akcie, który w uzasadnieniu nagrody przyznanej filmowi Nothing Compares na Millennium Docs Against Gravity nazwany został „performatywnym gestem pożegnania z systemem, którego nie da się już dłużej znosić”. Irlandka stała się personą non grata, a jej zamach na Kościół katolicki był na ustach wszystkich. Czegoś tak mocnego i przemyconego pod pozorem rozrywki pędzący na złamanie karku amerykański świat nie widział od dawna. Pisano nawet o „świętym terroryzmie”. Nie pomogły tłumaczenia Sinéad czy list otwarty, tłumaczący, że sama jest ofiarą wykorzystywania w dzieciństwie, czemu zawinił Kościół w Irlandii. Walkę o ważną sprawę przyćmił symbol, obdarty z kontekstu, na jakimś poziomie diaboliczny i zły. Wykluczenie wówczas zaledwie 26-letniej wokalistki dobrze podsumowuje użyta w filmie scena koncertu z okazji 30-lecia działalności artystycznej Boba Dylana. Wydarzenie odbyło się w Madison Square Garden niespełna 2 tygodnie po występie w SNL. O’Connor na scenę wyprowadził Kris Kristofferson. Nie dane jej było wystąpić z zespołem – oklaski szybko przyćmiło buczenie tysięcy osób. Pozostało jej tylko jedno: odprawić zespół i powtórzyć swój odważny akt protestu.
Film Nothing Compares nie kończy się na początku lat 90., choć dla wielu osób oburzonych gestem wokalistki tam właśnie urwała się przygoda z Sinéad. To wielowymiarowa opowieść, widziana okiem samej zainteresowanej, która nie żałuje swoich słów czy gestów. Boleje jednak nad tym, że w pewnym momencie utrudniono jej bycie artystką, czyli coś, co najbardziej kochała. To, co działo się z nią przez ostatnie 30 lat, w filmie mocno skondensowane, jest równie ciekawe – wzloty, upadki, akty aktywizmu, kolejne płyty, to, jak udało jej się wreszcie w 2017 „uśmiercić” Sinéad O’Connor i powołać do życia Magdę Davitt, a rok później, po konwersji na Islam, Shuhadę Sadaqat (choć nadal nagrywa i występuje pod znanym fanom imieniem i nazwiskiem). Droga przez wyboje Irlandki wciąż trwa – na początku tego roku przeżyła ogromną osobistą tragedię, z której wciąż próbuje się pozbierać. Kim byłaby bez swojej odwagi, gdyby tak jak wiele gwiazd przełomu lat 80. i 90. nagrywała po prostu przeboje, a dobroczynność i aktywizm manifestowała przyłączając się do mainstreamowych akcji nagłaśnianych przez media? Na pewno nie osobą, której obraz wyłania się z dokumentu Nothing Compares: odważną kobietą, feministką, obrończynią, pionierką, ideową podpalaczką i wieszczką zmiany, która przedłożyła ludzkie dobro ponad własną pychę i światową karierę. Takie talenty muzyczne jak O’Connor zdarzają się bardzo rzadko, ale wydaje się, że jeszcze rzadziej doświadczyć można takiej determinacji, bezkompromisowości, wrażliwości i wierności własnym zasadom. Sinéad O’Connor zmieniła świat i teraz to on powinien ją przeprosić za to, że kompletnie jej nie zrozumiał.
zobacz także
- Zakończył się 44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Złote Lwy dla filmu Agnieszki Holland
Newsy
Zakończył się 44. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Złote Lwy dla filmu Agnieszki Holland
- Massive Attack prezentuje zaangażowany film o wpływie przemysłu muzycznego na przyszłość planety
Newsy
Massive Attack prezentuje zaangażowany film o wpływie przemysłu muzycznego na przyszłość planety
- Charakterystyczna muzyka z serialu „Biały Lotos" została pierwotnie napisana dla Kanye Westa, twierdzi kompozytor
Newsy
Charakterystyczna muzyka z serialu „Biały Lotos" została pierwotnie napisana dla Kanye Westa, twierdzi kompozytor
- Żywy ogród w hali filmowej. Jak powstała scenografia z najnowszej reklamy Play? Papaya Films
Newsy
Żywy ogród w hali filmowej. Jak powstała scenografia z najnowszej reklamy Play?
zobacz playlisty
-
George Lucas
02
George Lucas
-
John Peel Sessions
17
John Peel Sessions
-
03
-
Cotygodniowy przegląd teledysków
73
Cotygodniowy przegląd teledysków