Ludzie |

Kamila Tarabura: Uchwycić chłód25.02.2019

fot. Kuba Bors

Teledysk do utworu operowego Sonet 97: How like a winter hath my absence been…. Szymona Komasy to efekt współpracy pomiędzy śpiewakiem, reżyserką Kamilą Taraburą, a także operatorem Tomkiem Naumiukiem. Kamila należy do Radicals – grupy młodych reżyserów, animatorów, operatorów i realizatorów zdjęć reprezentowanych przez Papaya Films. Opowiedziała nam o pracy na planie teledysku, zamrażaniu kadrów i budowaniu niepokojącego nastroju za pomocą ujęć.

Szymon Komasa - Sonet 97: How like a winter hath my absence been…

Jak wyglądała praca nad klipem?

Moją pierwszą myślą po usłyszeniu utworu było to, że gdybym robiła swój autorski film, to „Sonet 97…” służyłby za świetne tło do opowiedzenia historii. Od samego początku chcieliśmy wykorzystać język kina ascetycznego i zbudować narrację w prostych, statycznych kadrach. Punktem wyjścia dla scenariusza stało się zdjęcie Couple in bed Nan Golding z 1977 r.

Czym różni się realizowanie teledysku do utworu operowego od robienia popowego klipu?

Podstawową różnicą był montaż, który opierał się na budowaniu nastroju, a nie na łączeniu obrazu z bitem. Patrycja Piróg, nasza montażystka, dbała o to, aby ujęcia nie zgrywały się z dźwiękiem. Widzowie przyzwyczajeni są do spójności między obrazem a dźwiękiem, a wydłużając ujęcia i odcinając je od melodii, chcieliśmy zbudować napięcie i wzbudzić w nich niepokój.

Kadr z teledysku „Sonet 97: How like a winter hath my absence been…”
Kadr z teledysku „Sonet 97: How like a winter hath my absence been…”

Kadry klipu sprawiają wrażenie zamrożonych w czasie. To twój autorski pomysł?

Szymon Komasa chciał odejść od wszystkich detali kojarzących się z muzyką operową – miało nie być czerwonej kurtyny ani smokingów. Zależało mu, żeby w teledysku pojawiła się scena biegu, a moim zadaniem było dopisanie do tego całej historii. Zdecydowaliśmy, że porównamy ten bieg do śpiewu, bo obie te czynności mogą być pełne emocji. Opowieść miała dotyczyć rozłąki – psychicznej, nie fizycznej. To historia pary, która tylko pozornie jest blisko siebie. Między nimi jest chłód. Mamy nawet pomysł, żeby zrealizować jeszcze dwa kolejne klipy, które pokażą ich losy. To będzie miłosna trylogia!

Realizacja teledysku była dużym wyzwaniem?

Dużym, ale jednocześnie rozwijającym. Podczas pracy nad nim mogłam przećwiczyć swoje realizatorskie filmowe pomysły. Moim największym wyzwaniem było zbudowanie czytelnych relacji między bohaterami w tak minimalistycznym opowiadaniu. Poznajemy ich w bardzo konkretnej, przyjemnej scenerii – w łóżku otoczonym drewnianymi ścianami. A punktem wyjścia do dalszej opowieści jest moment, w którym główna postać ucieka ze strefy komfortu, żeby pobyć sam na sam ze swoimi emocjami.

/ @sobierajka

Redaktorka

zobacz także

zobacz playlisty