Ludzie |

Mikołaj Piszczan: Część większej opowieści05.08.2020

fot. Maciek Bernaś

– Gdy szukam pomysłu na scenariusz, jestem bardziej wyczulony na wszystko, co mnie otacza – mówi finalista 7. edycji konkursu Papaya Young Directors.

Papaya Young Directors to jedyny konkurs w Europie dla młodych reżyserów umożliwiający bezpośrednie wejście do zawodu w branży filmowej. Do tej pory odbyło się sześć edycji konkursu, w ramach których zrealizowano 96 filmów dla 45 sponsorów. Więcej o konkursie można przeczytać TU.

W produkcji, którą zrealizowałeś w ramach konkursu Papaya Young Directors, posługujesz się postaciami historycznymi. Czy często przeszłość jest dla ciebie źródłem inspiracji? Gdzie jeszcze szukasz pomysłów?

Zdarzyło mi się inspirować wydarzeniami historycznymi już wcześniej, ale nie powiedziałbym, że to reguła. Tak naprawdę pomysł można znaleźć wszędzie – nawet do tego spotu w równym stopniu co historia, inspiracją były internetowe memy.
Mam wrażenie, że w okresie, gdy szukam pomysłu na scenariusz, jestem bardziej wyczulony na wszystko, co mnie otacza – więcej czytam, pochylam się nad swoimi własnymi doświadczeniami, nad życiem osób, które znam (albo tylko o nich słyszałem), nad aktualnymi wydarzeniami i w jakiś abstrakcyjny sposób łączę te wszystkie kropki aż powstanie coś, z czego jestem zadowolony.
Bardzo cenię sobie też radę, którą słyszałem już od wielu mądrzejszych ode mnie osób – żeby codziennie zapisywać ciekawe rzeczy, które się danego dnia zaobserwowało: czy to jakieś zdanie, zachowanie, news z gazety czy jakikolwiek inny skrawek pomysłu. Później, w trakcie pisania scenariusza, zaglądam do takiego spisu i okazuje się, że wiele z tych rzeczy może mi się przydać, a gdybym ich wcześniej nie zapisał, to najzwyczajniej w świecie wyleciałyby mi z głowy.

fot. Maciek Bernaś
fot. Maciek Bernaś

Produkcja filmu kostiumowego nie jest prosta, szczególnie w czasie pandemii. Z jakimi wyzwaniami przyszło ci się zmierzyć?

Najważniejsze jest znalezienie dobrych ludzi do pionu scenograficznego i kostiumowego, co w naszym wypadku się udało – dziewczyny (Klara Filipowicz, Kasia Wesołowska Ola Harasimowicz, Zosia Żółtowska) wykonały tytaniczną pracę, za którą chciałbym im gorąco podziękować. Problemem na pewno było to, że wiele instytucji było pozamykanych i naturalnie z tego względu współpraca z nimi była utrudniona. Dodatkowo kręciliśmy w okresie urlopowym, co też nie ułatwiło sprawy, ale dziewczyny wykorzystały swoje doświadczenie, poruszyły niebo i ziemię i udało się. Inną problematyczną kwestią było znalezienie odpowiedniej lokacji – początkowo szukaliśmy czegoś, co jest już urządzone w stylu, który nas interesuje, ale ostatecznie – ze względów zarówno finansowych, jak i wygody produkcyjnej – postawiliśmy na pustą przestrzeń z odpowiednimi ścianami, którą wypełniliśmy od zera.

Masz na swoim koncie reżyserię etiud studenckich. Czym różni się praca przy etiudzie od pracy przy filmie reklamowym?

Nie powiedziałbym, że odczułem jakąś znaczącą różnicę – w większości aspektów przygotowywałem się do tej produkcji tak, jakbym przygotowywał się do realizacji sceny z filmu fabularnego. Może wynika to z faktu, że nasz pomysł od początku był „filmowy” – to jedna scena ze swoim początkiem, rozwinięciem i końcem. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że mogłaby być częścią większej opowieści.
Gdybym miał jednak wskazać jakieś różnice, to na pewno dużo mniej czasu poświęciłem wraz z aktorami na zgłębianie psychologii bohaterów, co wydaje mi się naturalne przy tak krótkim formacie, bo postać nie ma czasu ekranowego, żeby przechodzić przez wiele przemian i stanów psychologicznych. Oczywiście trzeba też myśleć o produkcie, bo ostatecznie to do jego przedstawienia się to wszystko sprowadza, a to jest czynnik, którego w filmie fabularnym nie ma.
Koniec końców myślę jednak, że wszystko zależy od projektu – każdy ma swoją własną specyfikę i trudno jest odpowiedzieć na to pytanie w sposób uniwersalny.

Jakie produkcje ukształtowały twój gust filmowy?

Wydaje mi się, że mam dość różnorodny gust – gdybym miał wymienić swoje ulubione produkcje, to na podium pewnie znalazłyby się takie filmy jak Magnolia P.T. Andersona, Tańcząc w ciemnościach Larsa von Triera i Między słowami Sofii Coppoli, a chyba trudno o trzy bardziej różniące się od siebie dzieła.
Pomijając etap dzieciństwa, ery VHS i bajek (w tym mojego ulubionego Toy Story), to pierwszą dwójką reżyserów, którymi się już bardziej świadomie zafascynowałem, byli David Lynch (a w szczególności jego Mulholland Drive) i Wes Anderson (tu na czele z Podwodnym życiem ze Stevem Zissou) i mimo że dziś już raczej rzadko wracam do ich filmów, to na pewno patrzę na nie z sentymentem i wiem, że w dużym stopniu mnie ukształtowały.
Obecnie moim największym mistrzem jest wyżej już wymieniony P.T. Anderson, którego każde dzieło sprawia, że zbieram szczękę z podłogi, ale bardzo cenię też takie nazwiska jak Lars von Trier, Charlie Kaufman, bracia Coen, Ruben Ostlund, Michael Haneke czy Christopher Nolan.

/ @papaya.rocks

zobacz także

zobacz playlisty