Ludzie |

Paweł Pogorzelski: Dać czas reżyserowi28.06.2019

źródło: A24

– Większość widzów zwraca uwagę tylko na grę aktorów, a oświetlenie i ruch kamery odbierają podświadomie. Jeżeli aktorzy grają źle, nawet najlepsze zdjęcia nie mają znaczenia, bo film im się nie spodoba – mówi Paweł Pogorzelski, autor zdjęć do filmów Dziedzictwo. Hereditary i Midsommar. W biały dzień.
 

Michał Hernes: Kim jesteś i skąd się wziąłeś? 

Paweł Pogorzelski: Urodziłem się w Polsce, ale dorastałem w Montrealu. Wyjechaliśmy tam z moimi rodzicami, gdy miałem dwa lata. W soboty chodziłem do polskiej szkoły, udało mi się więc zachować umiejętność porozumiewania się po polsku. Gdy skończyłem 19 lat, tata podpowiedział mi, żebym zaczął chodzić na kurs fotografii. Bardzo mi się to spodobało. W następnym semestrze odkryłem zajęcia dla operatorów filmowych, które również przypadły mi do gustu. Od tego czasu zajmuję się właśnie operatorstwem. 

Co zainteresowało cię w pracy operatora?

Możliwość opowiadania historii obrazami. Kiedy byłem mały, rodzice czytali mi bajki i powieści przygodowe – np. Akademię pana Kleksa, Tomka na czarnym lądzie, ale też rosyjskie bajki – a ja widziałem dużo obrazów i uruchamiała się moja wyobraźnia. Podobnie mam w trakcie czytania scenariusza, z tym że mogę wtedy te obrazy przenieść na ekran.

Potrafisz czytać bez wizualizowania sobie obrazów?

Zawsze widzę obrazy, ale nauczyłem się je blokować. Gdy czytam scenariusze, ważne jest dla mnie pierwsze emocjonalne wrażenie. Pewien operator filmowy mawiał, że pierwsza lektura scenariusza jest najważniejsza, bo to jedyny raz, kiedy czytasz go jako widz. Ogromnie istotne jest, żeby zapamiętać emocje, które temu towarzyszyły. Ponowne czytanie będzie już bardziej „techniczne”, masz więc tylko jedną okazję, by przeczytać scenariusz wraz ze swoimi świeżymi emocjonalnymi reakcjami. Wtedy wszystko cię zaskakuje, bawi albo smuci. Bardzo ważne jest, żeby zapisywać emocje, które czułeś wtedy jako „widz”. Nie wszystkie czytane przeze mnie scenariusze są dobre. Po przeczytaniu pierwszych dziesięciu stron wiem, czy tekst jest ciekawy – a jeśli tak, zaczynam zapisywać emocje i sceny, które bardzo na mnie wpłynęły.

Paweł Pogorzelski i Ari Aster na planie „Dziedzictwo. Hereditary” (materiały prasowe)
Paweł Pogorzelski i Ari Aster na planie „Dziedzictwo. Hereditary” (materiały prasowe)
 

Jakie scenariusze dostajesz i czytasz?

Dużo horrorów i dramatów oraz trochę kina akcji. Poprosiłem agentów, by wysyłali mi różne rzeczy. Przeważają rzecz jasna horrory, bo po obejrzeniu filmu Dziedzictwo. Hereditary ludzie myślą, że potrafię robić tylko filmy grozy. Interesują mnie produkcje, które zawierają w sobie przesłanie i których twórcy mają coś ciekawego do powiedzenia. Zdarzają się też takie komedie i filmy akcji, ale odnoszę wrażenie, że obecnie to horrory mają najwięcej do przekazania o tym, co przeżywamy we współczesnych nam czasach i kim jesteśmy my – ludzie. 

Nie obawiasz się, że będziesz dostawał tylko propozycje horrorów? Nie jest tajemnicą, że w Hollywood szufladkuje się ludzi. 

Tak, bardzo i nie chcę robić tylko horrorów, choć są nimi moje trzy ostatnie filmy. Wynika to jednak z tego, że mają dobre scenariusze. Tak jak wspominałem – dostaję inne propozycje, ale nie mają one niczego do powiedzenia i są tylko rozrywką. Takie opowieści mniej mnie interesują.

Blockbustery też nie?

W tej chwili nie. Odrzuciłem propozycje pracy przy filmach o budżetach wynoszących 50 milionów dolarów, bo interesowały mnie ambitniejsze projekty. 

HEREDITARY Trailer (2018)

A takie blockbustery nie są ciekawe wizualnie?

Reżyserzy nie mają przy nich zbyt dużo do powiedzenia. Producenci mówią im, czego potrzebują i co trzeba zrobić. To nie moja bajka. Pracuję z Arim Asterem – reżyserem, który ma pełną władzę i producenci bardzo nas wspierają. Być może w blockbusterach jest miejsce na kreatywność, ale do tego potrzeba silnego reżysera z charakterem. 

Jak to się stało, że pracujecie razem z Asterem? 

Poznaliśmy się w 2008 r., kiedy studiowaliśmy na American Film Institute Conservatory. Na lunchu zaczęliśmy rozmawiać o filmach. Od razu wiedzieliśmy, że chcemy razem pracować.  Zrealizowaliśmy wspólnie The Strange Thing About the Johnsons, a po zakończeniu studiów robiliśmy krótkie metraże i próbowaliśmy przebić się do Hollywood. Ari cały czas pisał scenariusze i wszystkie je czytałem. Bardzo spodobał mi się skrypt Dziedzictwa i wiedziałem, że to może być przełom, na który tak czekaliśmy.

"Dziedzictwo. Hereditary" (źródło: A24)
"Dziedzictwo. Hereditary" (źródło: A24)

Co czułeś, gdy po raz pierwszy czytałeś scenariusz Dziedzictwa?

Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Byłem zachwycony, choć zbiegło się to w czasie z utratą członka mojej rodziny i żałobą. Bardzo przemówiła do mnie zwłaszcza scena kolacji, podczas której bohaterka mówi: „gdyby przynajmniej to nas zbliżyło i stworzyło coś dobrego”. W mojej rodzinie właśnie tak się stało, ale wiedziałem, że równie dobrze mogło wydarzyć się coś mroczniejszego. Ten fragment przemówił do moich emocji, został zresztą świetnie napisany. Odebrałem ten tekst jako scenariusz nie tyle horroru, co dramatu o żałobie. Ten film w dużej mierze opowiada o rodzinie i tytułowym dziedzictwie – czymś, od czego nie można uciec. Tak wychowali mnie rodzice. Nie zawsze to, co od nich dostajesz jest pozytywne i czasem trzeba się tego pozbyć, a wymaga to dużo pracy. W filmowej rodzinie – niestety – to się nie udało. To problem wielu rodzin. Takie filmy grozy bardzo mi się podobają. 

Miałeś uwagi do tego scenariusza?

Sporo biegaliśmy z Arim po znajdującym się w Hollywood parku, wkurzeni na Hollywood, że nikt nie chce dać nam szansy na zrobienie filmu. Rozmawialiśmy wtedy m.in. o scenariuszach i mówiłem mu, co myślę o jego pomysłach. Wiem, że w Dziedzictwie jest sporo o nim i jego rodzinie. Dużo mówiłem mu też o moich bliskich.

Czy na planie Aster jest otwarty na twoje uwagi?

Tak. Ma bardzo konkretną wizję tego, jaki film chce zrobić, a ja wiem, czego potrzebuje. Pracujemy razem już 10 lat i dobrze się znamy, także emocjonalnie. Czasem musimy pójść na bok, żeby przedyskutować pewne rzeczy w cztery oczy. Wtedy albo przyznaje mi rację, albo mówi, że woli to zrobić po swojemu, tak jak pierwotnie planował. Zawsze tłumaczy mi, dlaczego podjął taką decyzję. Przed początkiem zdjęć mamy dwa, trzy miesiące intensywnych prób i gdy zaczynamy kręcić, wszystko już wiemy, a na dyskusje jest bardzo mało czasu. Na planie jest dużo stresu, ale też wielkie skupienie. Wszystko musi być bardzo precyzyjnie zrobione, ale reżyser podchodzi do nas ze zrozumieniem. Nie nakręcimy kolejnego ujęcia, dopóki nie osiągniemy zamierzonego efektu. Zdarza się, że powtarzamy jedno ujęcie 20 albo 30 razy. To może być wkurzające w trakcie długiego dnia pracy, ale skutkuje dobrymi wynikami. Uważam, że jako operator muszę dać reżyserowi jak najwięcej czasu na pracę z aktorami. Większość widzów zwraca uwagę tylko na grę aktorów, a oświetlenie i ruch kamery odbierają podświadomie. Jeżeli aktorzy grają źle, nawet najlepsze zdjęcia nie mają znaczenia, bo film im się nie spodoba. W trakcie seansu ludzie będą widzieć i przeżywać grę aktorów.

Midsommar. W biały dzień (źródło: A24)
Midsommar. W biały dzień (źródło: A24)
 

Dużo dyskutujecie o ruchu kamery?

W trakcie dwóch miesięcy przygotowań przez przynajmniej trzy tygodnie rozmawiamy tylko o kamerze. Scenograf, producent, ja i Ari dyskutujemy o tym, co kamera będzie „widziała”, jak się do tego przygotować i co jest mniej ważne. 

Skąd w trakcie pracy nad filmem wiadomo, że coś jest straszne?

Masz nadzieję, że to się uda, ale pewności nie ma. Powstają filmy za miliony dolarów, przy których pracują najlepsi, ale efekt bywa mizerny. Przed premierą Dziedzictwa na Sundance odczuwaliśmy drobną tremę. Nie wiedzieliśmy, jak ludzie odbiorą nasz film. Nie sądziłem, że to będzie aż taki hit. 

W Dziedzictwie występują znakomici aktorzy – od Milly Shapiro po Toni Collette i Gabriela Byrne’a. Jak wyglądała współpraca z nimi?

To profesjonaliści. Każdy z nich ma inną metodę gry. Bardzo ciekawe jest dla mnie to, że każdy aktor inaczej zachowuje się w przerwie między kolejnymi ujęciami. Niektórzy, np. Gabriel Byrne, sobie żartują, nawet jeśli grają bardzo poważną postać. Gdy kończyliśmy scenę, Byrne często nas zagadywał. Inni nie wychodzą ze swoich ról – np. Toni Collette była bardzo cicha – odchodziła na bok i wracała, kiedy byliśmy gotowi, ale na planie bardzo dużo z siebie dawała.  Alex Woolf cały czas był Peterem, a Milly Shapiro tryskała radością i dopytywała się, czy była wystarczająco straszna.

Jak pokazać emocje za pomocą obrazu?

Każdy film jest inny. Pracując nad Dziedzictwem, stworzyłem sobie wizualne crescendo. Chciałem, żeby na początku słońce było mocniejsze, a księżyc bardziej delikatny. Z biegiem filmu się to zmieniało – w trakcie dnia dom stawał się coraz ciemniejszy i bardziej klaustrofobiczny, a nocą księżyc robił się bardziej agresywny i tworzył kontrast. To powolne i subtelne zmiany. Chodziło o to, żeby w trakcie oglądania tego filmu subtelnie zmieniały się emocje widzów. To było dla mnie najtrudniejsze do wykonania, bo zdjęcia nie odbywały się chronologicznie. Pierwszego dnia kręciliśmy scenę 78. i księżyc musiał być mocny, ale tworzyłem go po raz pierwszy, więc pytanie brzmiało – jak bardzo ma być mocny w tym konkretnym momencie?  Ale stworzyłem sobie plan i jakoś to się udało. Podobnie pracowałem nad Midsommar. W biały dzień.

MIDSOMMAR | Official Teaser Trailer HD | A24

Jakie filmy oglądaliście przed początkiem prac nad własnymi?

Przed Dziedzictwem obejrzeliśmy: Burzę lodową, 8 i pół, Safe, Nie oglądaj się teraz, Dziecko RosemaryTrzy kolory: Czerwony. W filmie Polańskiego podobały nam się ruchy kamery – za pomocą jej prostego ruchu w jednym ujęciu osiągał trzy, cztery różne ujęcia, które wyglądają, jakby były ucięte, ale to był jeden ruch kamery. Wielką inspiracją był także Czerwony –  kilkukrotnie wracaliśmy do jego fragmentów. Zachwycił nas również „taniec” kamery i aktorów w Osiem i pół. Przygotowując się do kręcenia Midsommar. W biały dzień obejrzeliśmy m.in. Mistrza Paula Thomasa Andersona i Wrota niebios. Zaczęliśmy kręcić ten film 6 sierpnia, a w lipcu będzie miał premierę. Pracowaliśmy nad nim niespełna rok. To bardzo mało czasu, ale jestem bardzo zadowolony z tej produkcji – to znów piękna historia, która czegoś nas uczy i wiele mówi o naszych społeczeństwach. Mam nadzieję, że ludzie zwrócą uwagę na to, że jest w tym filmie dużo materiału do przemyśleń.

Czy podpisałeś już z Arim Asterem umowę na współpracę do końca życia?

Z każdym kolejnym filmem utwierdzamy się w przekonaniu, że chcemy dalej razem pracować. Praca z Arim jest niesamowita – to wielki talent. Pisze scenariusze, ma kontrolę nad filmem, a dodatkowo mamy świetnego producenta i liczę na to, że dalej będzie z nami pracował. To piękne, że Ari może realizować filmowe wizje, które ma w głowie.

Midsommar. W biały dzień (źródło: A24)
Midsommar. W biały dzień (źródło: A24)
 

Dostajesz propozycje z Polski?

Dostałem propozycję, jednak nie mogłem jej przyjąć. Chodziło o polsko-angielski film kręcony w Londynie, ale jego preprodukcja rozpoczęła się, gdy pracowałem jeszcze nad Midsommar. Bardzo chętnie popracowałbym w Polsce – to piękny kraj i uwielbiam odwiedzać rodzinę. Intrygują mnie specyficzne polskie lasy i chętnie zrobiłbym zdjęcia do filmu, którego akcja rozgrywa się w bajecznych polskich lasach. 

Oglądasz polskie filmy?

Teraz mniej, ale gdy dorastałem, rodzice pokazywali mi klasyczne polskie filmy, np.: Wajdy i Kieślowskiego, ale też Krzyżaków. Są tacy, którzy widzieli 10 razy Szczęki albo E.T.. Ja mam tak z PotopemKrzyżakami. W młodości oglądałem je na okrągło. Obejrzałem też Popiół i diamentDekalog. Wychowałem się na produkcjach, które oglądał mój tata, czyli na polskich filmach i kinie akcji. Klasykę, np. Felliniego, poznałem dopiero w czasie studiów filmowych. Jestem bardzo wdzięczny polskiemu kinu. Bardzo duży wpływ miała na mnie narracja i poetyckość, które są obecne np. w filmach Kieślowskiego i Wajdy. W tej filmowej poezji nie wszystko jest podawane na tacy. To dla mnie bardzo ważne i próbuję podążać podobną drogą, ale nie jest to łatwe. Polakom często się to udawało i mam nadzieję, że mi także kiedyś się to uda.

Psychofan filmu „Tamte dni, tamte noce”. Zapytał Romana Polańskiego, dlaczego torturuje bohaterki swoich filmów. Jest związany z blogiem filmowym WatchingClosely.pl.

zobacz także

zobacz playlisty