Ludzie |

P.Unity: Wolimy siebie w wersji żywej24.10.2018

fot. Piotr Matey

P.Unity to dziesięcioosobowy zespół założony przez Jędrzeja Dudka i Macieja Sondija. Grają funk, ale często mieszają go z jazzem, rapem i muzyką elektroniczną. Ich debiutancka płyta „Pulp” to 12 utworów, w których bawią się stylami i eksperymentują z formą. I choć sami podkreślają: „nie mówcie o nas młodzi, zdolni”, my uparcie właśnie tak chcemy ich nazywać. Rozmawiamy z Jędrkiem – wokalistą i Maćkiem – gitarzystą zespołu.

Gracie funk, który nie należy do najpopularniejszych gatunków muzycznych w Polsce. Jest dla was miejsce na rynku?

Maciek: Jeśli jest, to z pewnością nie ze względu na przynależność gatunkową. Nasz funk jest dość specyficzny i używamy tego określenia, aby uchwycić pewien ładunek emocjonalno-energetyczny. Czujemy, że właśnie to się ludziom podoba. Funk to po prostu słowo-klucz, które każdy obiera indywidualnie.

Jędrek: Jako zespół nie dążymy do grania w konkretnym stylu. Myślę, że podziały gatunkowe służą tylko jako narzędzie do opisywania, a nie tworzenia muzyki. Jeśli chcesz ułożyć płyty w sklepie, to przyporządkowujesz je do istniejących kategorii. Ale jeśli jesteś świadomym słuchaczem, to wiesz, że niektóre płyty nie pasują czasem do żadnej z półek.

Wasz zespół liczy aż dziesięć osób. Jak wygląda wasza praca?  

Maciek: Zazwyczaj szkice numerów wychodzą z mojego domu i tak przygotowany draft utworu trafia w ręce Miłosza (klawiszowca), z którym rozwijamy i porządkujemy dźwięki. Na tym etapie utwory przechodzą też przez uszy Jędrka, który pracuje nad tekstami. Cały proces kończy się na sali prób, gdzie spotykamy się wszyscy i pracujemy na bazowym materiale.

Jędrek: Nie ukrywamy, że korzystamy też z najnowszych technologii. Komputer i łatwo dostępny sprzęt pozwalają na stworzenie wersji demo, które brzmią na tyle dobrze, że możemy je pokazywać. Skrzyknięcie dziewięciu osób na nagranie to nie lada wyzwanie, więc działamy tak, żeby każdemu było wygodnie.

fot. Piotr Matey
fot. Piotr Matey

A nie czujecie czasem przesytu dźwiękami?

Jędrek: Żyjąc w mieście jesteśmy non stop atakowani dźwiękami, a kiedy dodamy do tego nasz nieustanny muzyczny głód, to bardzo łatwo się przestymulować. Cisza, choć niezbędna do normalnego funkcjonowania, stała się współcześnie towarem deficytowym. Zdarza się, że czuję przesyt nawet własnymi muzycznymi nawykami. Potrzebuję wtedy takiego imbiru na uszy, który odświeża słuch i daje mi szanse na kolejne dźwiękowe doznania. Ostatnio ratuję się kurpiowskimi pieśniami z płyty projektu Żywizna.

Kto wydał wasz debiut? Musieliście się zmierzyć z wymaganiami wytwórni czy mieliście wolną rękę?

Maciek: Wydało nas U Know Me, które w pełni nam zaufało i dzięki temu chyba nikt nie jest zawiedziony – ani oni, ani my. Groh, szef wytwórni, ma mocną działalność misyjną, dlatego wspiera muzykę, w którą wierzy. Mieliśmy całkowitą wolność i od razu powiedział, że wyda tę płytę w ciemno, nawet bez wcześniejszego przesłuchania. 

Długo pracowaliście nad tym albumem?

Maciek: Jakieś półtora roku, choć nie była to taka konsekwentna, ukierunkowana praca nad płytą. Robiliśmy w tym czasie różne rzeczy, a album powstawał gdzieś równolegle. Cały proces przebiegał bardzo spontanicznie i teraz wiemy, że to jego wielki atut.  

Jędrek: Na płycie znalazło się też wiele numerów, które istnieją od lat, a dopiero teraz nabrały pełnego kształtu i zostały doszlifowane. Instrumental utworu FUNKJEST oparliśmy na numerze, który napisaliśmy chyba z 6 lat temu.

P.Unity - Milk

W waszym zespole dużo jest osób, które kojarzę z innych, małych, starszych zespołów – np. Funktor czy Miłosz Olenicki Trio. Można powiedzieć, że P.Unity to młodzi kombatanci warszawskiego funku. Co sprawia, że wciąż gracie?

Maciek: Każdy z nas próbował w życiu różnych rzeczy, ale tylko muzyka dawała nam poczucie pełnej satysfakcji. Gdziekolwiek bym się nie znalazł, miałem poczucie straconego czasu i energii, którą mógłbym spożytkować na robienie tego, co mnie inspiruje. Nikt z nas nie chciał też żyć pod presją normalnego życia tzn. dopasowania się do systemu przyjętych wzorców. Jeśli miałbym powiedzieć, co motywuje mnie najbardziej, to zdecydowanie koncerty. Granie na żywo i wymiana energii z publicznością jest nie do opisania. Studio wymaga większego opanowania i zimnego osądu.

Jędrek: Wiele osób w ogóle przyznaje, że woli nas w wersji żywej, my siebie też takich wolimy.

Jesteście świeżo po premierowym koncercie w klubie Niebo. Publiczność dopisała?

Maciek: Kontaktowali się z nami starzy znajomi, ale też ludzie, których widzieliśmy może raz w życiu – mówili i pisali, że jest moc. Dostaliśmy dużo wiadomości przed koncertem, po koncercie, a nawet w trakcie! Czujemy, że jeśli nadal będziemy dostawać takie pozytywne wsparcie, perspektywy są bardzo optymistyczne.

000 Reakcji
/ @sobierajka

Redaktorka

zobacz także

zobacz playlisty