Ludzie |

„Samotność jest wciąż ogromnym tabu”. Rozmawiamy z autorką reportażu „Usługa czysto platoniczna”14.06.2021

źródło: materiały promocyjne

Chodzą na szybkie randki, płacą, aby ktoś ich przytulił. Dzielą się swoimi historiami na sex kamerkach albo szukają ciepła w podejrzanych salonach paramedycznych. Tylko tam przez chwilę ktoś się nimi interesuje. Samotność w dzisiejszym świecie to pandemia. Niektóre rządy już biją na alarm. Japonia i Wielka Brytania zdecydowały się na powołanie specjalnych ministrów ds samotności, a w Polsce ludziom samotnym spieszy z pomocą rynek. Oktawia Kromer, autorka książki „Usługa czysto platoniczna”, wzięła pod lupę różne jego praktyki. W rozmowie z Papaya.Rocks opowiedziała nam o kulisach pisania reportażu, który niedawno ukazał się nakładem Wydawnictwa Czarne.

Jak wpadłaś na sformułowanie, które jest tytułem twojej książki?

Oktawia Kromer: To wyimek z regulaminu firmy oferującej usługę płatnego przytulania. Kiedy czytałam ten regulamin po raz pierwszy, przeszły mnie ciarki. Jeden z jego punktów informuje, że za pieniądze klienci mogą otrzymać: „przyjacielski, troskliwy dotyk, platoniczne przytulanie, ciepło, uwagę, akceptację bądź po prostu obecność lub inne czynności o charakterze platonicznym”. Straszne, prawda? Jak można sprzedawać usługę i jednocześnie uznawać ją za przyjacielską? To się przecież wyklucza. Regulamin łączy też ze sobą, w upiorny sposób, różne rejestry językowe. Z jednej strony mamy tu słownictwo formalne, prawnicze, z drugiej – słowa, których używamy do opisywania emocji towarzyszących bezinteresownemu uczuciu. Tymczasem klient, który wykupił usługę przytulania, nie będzie mógł nawet dodać swojego przytulacza do znajomych na Facebooku.

A wręcz może zostać przez niego zablokowany.

Tak, to właśnie spotkało jednego z bohaterów mojego reportażu. Wykonawca tej usługi nie dał mu nawet znać, co się stało. Firma przekazała mu po prostu komunikat, że następnym razem usługę zrealizuje ktoś inny. Miałam z tym tematem naprawdę duży problem, przytłaczał mnie cynizm założeń tej działalności. Dlatego też długo nie mogłam się przemóc, by zadzwonić do właścicielek firmy. Czułam do nich jakiś wstręt, ale też ciekawość. Żeby w ogóle zacząć rozmowę, musiałam przekonać siebie samą, że taka usługa może, choćby hipotetycznie, komukolwiek pomóc. W czasie rozmowy przez chwilę w to wierzyłam, później zwątpiłam.

Okładka „Usługi czysto platonicznej”
Okładka „Usługi czysto platonicznej”

Są jednak momenty w twojej książce, w których nie kryjesz oburzenia. Widać to, kiedy rozprawiasz się ze słynną maksymą obrazującą dotyk ery kapitalizmu: „By przeżyć, trzeba nam czterech uścisków dziennie. By zachować zdrowie, trzeba ośmiu. By się rozwijać – dwunastu”. Czy udało ci się ustalić jej pochodzenie?

Wszystkie media, które powielały tę sentencję, przypisywały ją terapeutce rodzin, Virginii Satir. Dodajmy – powtarzały ją zupełnie bezrefleksyjnie, rozumiejąc ją dosłownie.  Dziennikarze i redaktorzy nie zastanowili się ani przez chwilę, co – czytając takie zdania – może pomyśleć osoba, która nie otrzyma czterech uścisków, nie tylko dziennie, ale i tygodniowo, miesięcznie. Może nie powinna żyć? A może to, że zapłaci, da jej prawo do tego, by mogła dalej żyć? To absurd. Zresztą – próbowałam dotrzeć do tego, gdzie taka wypowiedź Virginii Satir padła. Nie udało mi się. Możliwe więc, że to ten sam przypadek, który spotkał Stanisława Lema.

To znaczy?

Pisarz miał powiedzieć, że póki nie odkrył internetu, nie wiedział, że na świecie jest tylu idiotów. Tylko że nigdzie nie ma źródła tego cytatu. Najprawdopodobniej taka wypowiedź nigdy nie padła. To samo mogło się stać w przypadku pani Virginii Satir, której przypisuje się maksymę dotyczącą przytulania.

W tym sformułowaniu można wyczuć przerażający fetysz liczby uścisków, jakby ludzką egzystencją w ogóle dało się bezproblemowo sprowadzić do cyfr. Jakie widzisz w tym zagrożenia?

Przede wszystkim w poradzie, która wskazuje, ile mamy się przytulać z innymi ludźmi, nie ma rozróżnienia na charakter tego przytulenia. A przecież ktoś może przytulić nas tak, że nie będzie to wcale przyjemne. Z drugiej strony zdarzają się takie uściski, które zapamiętamy na całe życie. W tym kontekście mówienie o liczbach jest po prostu absurdalne.

W książce oprócz uścisków poruszasz cały wachlarz usług odpowiadających na potrzeby samotnego człowieka. Są tu także speed dating, orgazm na żądanie, czy macierzyńskie ciepło salonów Nuga Best.

Od „macierzyńskiego ciepła” kupowanego za pieniądze zaczął się cały mój proces pracy nad książką. Trzy lata temu w Dużym Formacie pojawił się mój reportaż o sieci enigmatycznych salonów, w których starsi ludzi zostawiają całe emerytury. To pierwszy biznes z serii „samotnościowych” biznesów, o których opowiadam w książce.

Oktawia Kromer, fot. materiały promocyjne
Oktawia Kromer, fot. materiały promocyjne

Jak trafiłaś na ten temat?

Klientką Nuga Best okazała się bliska mi osoba. Zaskoczyła mnie jej wiara w skuteczność oferowanych produktów. Zaznaczmy: są to produkty takie jak pasta do zębów w cenie 400 złotych, którą „konsultanci” marki sugerują wcierać także w rany i blizny, bo ma ona rzekomo tak niezwykłe lecznicze właściwości. Pasta ma działać w ten sposób ze względu na zawartą w jej składzie „ceramikę turmalinową”. Ten sam składnik ma nadawać niemal magiczne właściwości urządzeniom masującym  – nagrzewanym pasom, łóżkom, matom [przyp.red. – jeden z modeli łóżek kosztuje 24 990 zł]. Nie mogłam uwierzyć, że moja znajoma, która zawsze była osobą racjonalnie myślącą, stała się nagle tak gorliwą orędowniczką tych produktów. Dlatego postanowiłam, że przeprowadzę śledztwo i spróbuję znaleźć odpowiedź na to, co ją przekonało.

Firmie się oberwało?

Praca nad tym tekstem trwała aż 9 miesięcy, najdłużej w całej mojej dziennikarskiej karierze. Dzięki niej strona marki została na jakiś czas zablokowana, na skutek interwencji Urzędu Rejestracji Leków, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Potem szybko się jednak okazało, że ustawodawstwo nie nadąża za pomysłowością tego rodzaju sprzedawców. Salony Nuga Best dalej wykorzystują kruczki prawne do sprzedaży produktów, które rzekomo mają leczyć.

Oprócz rozmów z właścicielami firm spotykałaś się także z ich klientami. Nie miałaś obaw, że możesz być dla nich jedyną osobą, przy której przez moment poczują się mniej samotnie?

Nawet jeśli tak było, nie mam poczucia, że to coś złego. Samotność w dużej mierze polega właśnie na tym, że nie ma osoby, która mogłaby wysłuchać i zrozumieć, co nas boli.  Anonimizowałam moich bohaterów, zapewniam im dyskrecję. Mam wielką nadzieję, że moja książka przyczyni się do tego, by o samotności łatwiej nam było sobie nawzajem powiedzieć. W pewnym sensie jest to więc praca na rzecz wszystkich takich osób. Dobrze, żeby wiedziały, że ich problem jest problemem wielu ludzi. Przy czym oczywiście nie wszystkie osoby samotne korzystają z usług, które opisuję. Sytuacje przeze mnie relacjonowane są ekstremalne, ale pozwalają sobie uzmysłowić, do czego można w tym procesie dojść. Zresztą jestem przekonana, że moi bohaterowie nie byli najbardziej samotnymi spośród klientów tych usług. Najbardziej samotne osoby w ogóle nie zgodziłyby się ze mną porozmawiać.

Ale twoi bohaterowie dostają w końcu bliskość, której poszukują?

Nie można kupić bliskości. Myślę, że wie o tym jedna z moich bohaterek – Sonia, ale na wpół świadomie sama trochę się oszukuje. Doskonałą polszczyzną pisze do niej list oficer marynarki wojennej, który mieszka w USA. Zaczyna ją podrywać, prawi jej komplementy i dopiero na końcu pyta czy Sonia mogłaby mu udzielić „pożyczki”. Mam wrażenie, że ona z radością przyjmuje te słowa i są one dla niej przyjemne. Nie traci jednak trzeźwości umysłu i próby wyłudzenia pieniędzy traktuje bardzo asertywnie. Z drugiej strony nie chce sprawdzać tych mężczyzn (bo było ich więcej). Nie chce wiedzieć, czy to naprawdę oni, czy też piszą z nią oszuści, którzy podszywają się pod osoby ze zdjęć.

Udało ci się odkryć, dlaczego ludzie decydują się na namiastkę bliskości, zamiast szukać głębszych relacji?

W trakcie pracy nad tekstem doszłam do wniosku, że płacąc za usługę otrzymujemy poczucie kontroli, którego samotne osoby bardzo potrzebują. Bo ktoś, kto zapłaci, na pewno coś za to dostanie. Otrzyma jakiś produkt. A nawiązywanie rzeczywistej relacji wiąże się z niewiadomą. Nigdy nie wiadomo – zostanę zaakceptowana, czy odrzucona? Skoro zła samotność dla nas to ta z konieczności, nie z wyboru, to trudno się dziwić, że ludzie chwytają się czegoś, co im ten wybór da. Kupują sobie jakąś przewidywalność, pewność.

Dobitnie pokazuje to temat internetowych kursów uwodzenia, o których także piszesz. Czego udało ci się dowiedzieć o facetach, którzy w ramach „samorozwoju” idą przez miasto na „łowy”, zaczepiając każdą napotkaną dziewczynę?

W gruncie rzeczy, to jest temat bardzo smutny. I tak, bardzo mi żal tych chłopaków. Dziewczyn, które zaczepiają, też mi żal, bo są przez nich oszukiwane, choć przecież bardzo nieudolnie. Zazwyczaj łatwo się od takich natrętów odgonić. Instruktorzy zalecają kursantom szybkie strzały, czyli: podchodzisz, mówisz, co masz do powiedzenia i dostajesz od obcej kobiety numer (i zaliczasz to sobie jako sukces) albo nie dostajesz (i starasz się tego nie rozpamiętywać). A potem: następna i następna. Tu liczą się statystyki, nie konkretne dziewczyny. Instruktorzy zaczynają kurs od powtarzania swoim uczniom jacy są słabi, nijacy i beznadziejni. Do tych facetów to trafia, bo przecież i tak od dawna już to wiedzą. Zdesperowani, gotowi są na wszystko, by się zmienić. Wydadzą na taką przemianę każde pieniądze. Ale czy to na pewno dobry kierunek? Podobno kursantom w gruncie rzeczy zależy na stworzeniu szczęśliwego związku. Jak mają to zrobić, kiedy powtarza im się, żeby nie ustawali w wyrabianiu „wyników”, ciągle poznawali nowe osoby, nie pogłębiali relacji? No i jak mają to zrobić za pomocą wykutych na blachę formułek i gestów?

Brzmi to tak, jakby niektóre firmy i działalności żerowały na ludzkiej desperacji, ale nie wszystkie opisywane przez ciebie usługi mają tak negatywny charakter.

Zgoda. Do niektórych bohaterów czułam sympatię, inni wzbudzali we mnie mieszane uczucia. Tak jak towarzyszka w żałobie, która ma za zadanie rozmawiać z ludźmi po stracie bliskiej osoby. Ludzie rzadko potrafią dziś rozmawiać o śmierci, a osoba w żałobie często bardzo takich rozmów potrzebuje. Nie zawsze może liczyć w tej kwestii na rodzinę czy przyjaciół. I właśnie tu z pomocą przychodzi towarzyszka w żałobie. Osoba świadcząca tę usługę nie ma wykształcenia psychologicznego, ale wydaje się pełnić podobną funkcję – tyle że wyspecjalizowaną w jednym, bardzo intymnym temacie. Ta sytuacja daje do myślenia – o nas i o kondycji naszego społeczeństwa.

Na koniec swojej książki sygnalizujesz omawiany problem w globalnej perspektywie. Mówisz o epidemii samotności, która zapanowała m.in. w Japonii i w Szwecji. Jak widzisz przyszłość? W jakim kierunku omawiane przez ciebie usługi mogą się rozwijać?

Inspiracją dla mojego reportażu był m.in. film Szwedzka teoria miłości (2015). Niedawno czytałam też książkę Samotny jak Szwed Katarzyny Tubylewicz, która w pewnym sensie ten temat kontynuuje, znalazła się w niej zresztą także rozmowa z reżyserem filmu. Dowiedziałam się z niej, że w Szwecji komercjalizowane są zajęcia, za które wcześniej nikt nie otrzymywał pensji. To efekt polityki, która miała uniezależnić od siebie jednostki tak, aby nikt nie musiał dzielić dachu z kimś wyłącznie z powodów ekonomicznych. Możliwe, że i u nas okazywanie zainteresowania drugim człowiekiem będzie przybierało zinstytucjonalizowaną formę.

Co masz na myśli?

W Szwecji wiele osób żyje zupełnie samotnie. To także osoby starsze. I tu pojawia się problem, ponieważ gdy ci ludzie umierają sami w swoich domach, a rachunki za mieszkanie są nadal po śmierci płacone automatycznymi przelewami z ich kont, długo nikt o ich śmierci nie wie. Do czasu, aż nie poczują woni rozkładu, nie wiedzą o tym nawet ich sąsiedzi. Dlatego pojawił się pomysł swego rodzaju opiekunów wspieranych przez państwo. Mieliby oni od czasu do czasu po prostu zaglądać do swoich podopiecznych, pytać o samopoczucie, zwyczajnie się nimi interesować. Korzystanie z takich usług można sobie także odpisać od podatku. Spodziewam się, że usługi dla samotnych mogą wyewoluować na przykład w taką stronę. O bliskość między ludźmi zadba państwo, wspierając pożądane zachowania ulgami podatkowymi. Towarzyszka w żałobie, o której piszę w książce, także mówiła mi, że usługi, które proponuje, mógłby refundować NFZ. 

 

Redaktorka Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty