8 westernów z ostatnich lat, które powinieneś obejrzeć po seansie „Nowin ze świata”24.02.2021
Choć czerpią z klasycznych wzorców, stawiają jednocześnie na świeże podejście do zapomnianego niegdyś gatunku. Nie opowiadają patetycznych historii, są coraz częściej minimalistyczne i dominuje w nich naturalistyczna postawa z domieszką nihilizmu. Z okazji premiery Nowin ze świata z Tomem Hanksem prezentujemy osiem najciekawszych westernów ostatnich lat, które prerię ukazują jako miejsce pełne niebezpieczeństw, z (anty)bohaterami walczącymi o przetrwanie na piaszczysto-skalnych pustkowiach.
Slow West (2015), reż. John Maclean
Ciekawa interpretacja współczesnego motywu coming-of-age, umiejętnie przeniesionego w realia XIX-wiecznej Ameryki. Młody Jay Cavendish (Kodi Smit-McPhee) wyrusza z Irlandii do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu ukochanej dziewczyny, zmuszonej opuścić swój własny kraj. W swej powolnej (i bolesnej) tułaczce będzie zmuszony zmierzyć się z samym sobą (w szczególności z wiecznym niepokojem o ukochaną), a także z niebezpiecznymi mieszkańcami odwiedzanych terenów. Całe szczęście natrafia na tajemniczego Silasa (Michael Fassbender), łowcę nagród, który postanawia poprowadzić do celu głównego bohatera. Więź między tą dwójką zacieśnia się, a ich relacja przybiera formę więzi młodszego kuzyna i wujka. Całość utrzymano w szekspirowskiej konwencji – sentymentalizm miesza się z dzikością, a idylla z niebezpieczeństwem. To powolne kino drogi opatulone jest również głębokimi, pięknymi pejzażami prosto z terenów Nowej Zelandii.
Bracia Sisters (2018), reż. Jacques Audiard
Brawurowy film, który w dystrybucji przeszedł nieco bez echa, zarabiając jedynie 13,1 miliona dolarów (przy nakładzie produkcyjnym w postaci 38 milionów). Niewielkie zainteresowanie nie sprawia jednak, że film jest nieciekawy: to realistyczny western z gwiazdorską obsadą, utrzymany w bardzo śmiercionośnym stylu. Każdy bohater – niezależnie, czy będzie odgrywany przez Jake'a Gyllenhaala, Joaquina Phoenixa, czy Johna C. Reilly'ego – jest tak samo podatny na ból, cierpienie i śmierć, jak ludzie w filmie Bez przebaczenia, ponurym antywesternie w reżyserii Clinta Eastwooda. Produkcja Audiarda skupia się na braterskim uczuciu, które przez zbieg zdarzeń zostaje wystawione na ciężką próbę. Reżyser rozlicza się z ówczesną chciwością, pokazując, że tylko pewnego rodzaju dobroduszność pozwala przetrwać w tym świecie przeciwności. Co ciekawe, przygoda potrafi kontrastować tu z osobliwym poczuciem humoru; może wywołać to w widzu pewne uczucie dyskomfortu, bo nigdy nie wie, czego spodziewać się od poszczególnych scen. Film został nominowany do ośmiu Cezarów, wygrywając cztery z nich: za reżyserię, scenografię, zdjęcia i dźwięk.
Bone Tomahawk (2015), reż. S. Craig Zahler
Idealny przykład zręcznego mieszania gatunków – Bone Tomahawk jest lekkim westernem, który składa się z błyskotliwych dialogów i wyrazistych postaci, ale równocześnie ewoluuje ze spokojniejszego westernu w brutalny horror. Kiedy czwórka mężczyzn, na czele z dystyngowanym szeryfem Franklinem Huntem (Kurt Russell nad wyraz przypomina tu postać graną w Nienawistnej ósemce Quentina Tarantino), rusza na misję ratunkową, zaczynamy oglądać dramat na dwóch płaszczyznach. Jedna rozgrywa się w obrębie słów pomiędzy bohaterami, kowbojami z krwi i kości, którzy zaczynają rozumieć, że przyjdzie im walczyć nie z wyszkolonymi rewolwerowcami, a bezlitosnymi kanibalami nie znającymi żadnych zasad moralnych. Druga dotyczy już czynów – gdy dochodzi do eskalacji konfliktu, wszelkie ciosy poniżej pasa są dozwolone. To film rozkręcający się powoli, a widz z czasem coraz bardziej odczuwa ten suspens. Zdaje sobie sprawę, że w pewnym momencie nadejdzie rzeź, gore i jego całkowite objawienie w postaci drastycznej przemocy wywołującej obrzydzenie u oglądającego.
Prawdziwe męstwo (2010), reż. Ethan i Joel Coenowie
Remake braci Coen zdaje się zawierać w sobie całkowitą esencjonalność westernu. Twórcy garściami czerpią z oryginału nakręconego w 1969 roku. Jeff Bridges, grający markotnego Roostera Cogburna, na jednym oku ma czarną opaskę niczym John Wayne. Wraz z czternastoletnią Mattie Ross poszukuje zabójcy jej ojca, a ścieżka, którą wspólnie przejdą, zmusi ich do refleksji na temat upływu czasu. Coenowie prezentują filozoficzną narrację o poświęceniu, wartości dobra i zła, zastanawiając się przy tym, do czego zdolni są ludzie w podprogowych sytuacjach i ile warta jest sama przyjaźń czy więź międzyludzka. Warto zaznaczyć, że film ten nie jest zwyczajną kalką – wytwarza zupełnie inny, gęściejszy klimat, a reżyserzy wprowadzają też parę kosmetycznych zmian w samej narracji. Prawdziwe męstwo jawi się jak zobrazowanie tego, na co bracia Coen nie mogli sobie pozwolić w filmie To nie jest kraj dla starych ludzi ze względu na jego konwencję, współczesne realia i tematykę. Co ciekawe, Coenowie parę lat później raz jeszcze sięgnęli po western – tym razem jednak nakręcili go z komediowym sznytem i tak powstała Ballada o Busterze Scruggsie (2018).
Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda (2007), reż. Andrew Dominik
Prawdopodobnie jeden z dłuższych westernów ostatnich lat. Trwający blisko trzy godziny obraz Andrew Dominika jest dziełem pełnym oczywistości, które mimo to okazują się strzałem w dziesiątkę. Film bazuje na prawdziwej historii zabójstwa Jessego Jamesa (przez Roberta Forda), jednak kanwa historyczna to tylko pretekst do opowiedzenia szerszej, wręcz hipnotyzującej opowieści o fascynacji drugim człowiekiem. Ile z tego, co widzimy na ekranie, jest prawdą, a ile to jedynie wymysł samego Forda? W jaki sposób dochodzi do tytułowego zabójstwa? Gdzie pojawia się granica pomiędzy nadmiernym zainteresowaniem a toksyczną afektacją? W Jesse'ego Jamesa, bandytę-rzezimieszka wciela się Brad Pitt, a towarzyszy mu Casey Affleck w roli Roberta Forda, z kolei na drugim planie znajdują się równie znakomici Sam Shepard i Sam Rockwell. Dzięki tej gromadzie i inteligentnemu scenariuszowi sama produkcja ma duże szanse, żeby stać się nowoczesnym klasykiem.
3:10 do Yumy (2007), reż. James Mangold
Tym razem mamy do czynienia z remakiem nieco zapomnianego już westernu pod tytułem 15:10 do Yumy z 1957 roku. Dan Evans (Christian Bale) jest farmerem, który zrobi dosłownie wszystko, by pomóc swojej rodzinie i zapewnić jej godny byt. Kiedy okres suszy zaczyna się przedłużać, ten zgłasza się do arcyniebezpiecznego zadania – będzie musiał przetransportować z punktu A do punktu B Bena Wade’a (Russell Crowe), nieokiełznanego przestępcę. I już od samego początku pojawia się swoista intryga – Evans zgłasza się do niezwykle trudnego zlecenia, za które zapłacą mu niską gażę, zupełnie nieproporcjonalną do rangi całego przedsięwzięcia. Nie znamy jego motywacji (czy są inne oprócz chęci ratowania rodziny od głodu?), a dodatkowo przestępca zaczyna zdawać sobie sprawę z położenia swojego opiekuna – zrobi więc wszystko, by przekonać Evansa do porzucenia służby. James Mangold nakręcił pełen zwrotów akcji traktat o sprawiedliwości: pokazuje, ile ludzie są w stanie zrobić dla „wyższego dobra” i czy z natury człowieczeństwo ma w sobie więcej pokładów zła niż przyzwoitości. Strzelaniny stają się zatem pretekstem do rozwoju relacji Evans-Wade, na tyle specyficznej, że do końca filmu trudno jest stwierdzić, jak ich podróż może się skończyć.
Wendeta (2016), reż. Martin Koolhoven
Western szalony w swojej zgrabnej konstrukcji. Od początku do końca ma w sobie ogromne pokłady brutalności, do tego staje się krytyką męskiego patriarchatu, jak i religijnego fanatyzmu, a przy okazji w mistrzowski sposób buduje tempo i praktycznie chwyta widza za gardło. Kiedy pastor pojawia się w nowym mieście, zaczyna głosić niestrawne, przerażające hasła karania za niemoralność i grzechy. Jednak ta „niemoralność” staje się w jego świecie rzeczą względną, więc religię wykorzystuje, by urzeczywistniać swoje najczarniejsze wyobrażenia. Film od początku szokuje swoją nieprzewidywalną strukturą, jak i oryginalnym podejściem do westernowej narracji. Rzadko kiedy gatunek ten dawał pole do manewru kobietom – tym razem Dakota Fanning staje się kowbojką z krwi i kości, która musi uratować swoją rodzinę przed złowieszczym umysłem pastora.
Sweet Country (2017), reż. Warwick Thornton
Zestawienie kończymy gorzkim tytułem prosto z Australii. I jest on gorzki zarówno pod kątem ukazanego materiału, jak i poprzez swój prześmiewczy tytuł. „Słodki kraj” ukazuje deprymującą historię Sama Kelly’ego, który w samoobronie zabija własnego pracodawcę, tym samym automatycznie stając się przestępcą. Zaczyna uciekać przed swoimi tropicielami, robiąc wszystko, by przetrwać w australijskiej prerii. To antywestern o człowieczej bezradności w tzw. sytuacjach bez wyjścia. Chociaż często prowadzony w sposób subtelny i poetycki (pod kątem strony wizualnej), tak jego szorstki wydźwięk pozostawia widza z uczuciem niesmaku w ustach. Australia jest „słodkim krajem” głównie dla prześladowców głównego bohatera – można miejscami odnieść wrażenie, jakby de facto czerpali przyjemność z tej nierównej (i niesprawiedliwej) zabawy w kotka i myszkę.
zobacz także
- „Dlaczego nie powinniśmy szukać Obcych w kosmosie”. Studio Kurzgesagt z kolejną interesującą animacją
Newsy
„Dlaczego nie powinniśmy szukać Obcych w kosmosie”. Studio Kurzgesagt z kolejną interesującą animacją
- Remake oryginału, kontynuacja, przestroga? Czym właściwie jest nowe „Wesele" Smarzowskiego?
Opinie
Remake oryginału, kontynuacja, przestroga? Czym właściwie jest nowe „Wesele" Smarzowskiego?
- Wciel się w astronautę. SpaceX wypuściło symulator dokowania statku Dragon
Newsy
Wciel się w astronautę. SpaceX wypuściło symulator dokowania statku Dragon
- Wielkie kolizje planet. Zobacz symulację stworzoną przez superkomputer COSMA
Newsy
Wielkie kolizje planet. Zobacz symulację stworzoną przez superkomputer COSMA
zobacz playlisty
-
05
-
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
16
Papaya Young Directors 6 #pydmastertalks
-
Papaya Young Directors 5 Autorytety
12
Papaya Young Directors 5 Autorytety
-
Animacje krótkometrażowe ubiegające się o Oscara
28
Animacje krótkometrażowe ubiegające się o Oscara