Ludzie |

Szczepan Żurek: Po lekcjach marzę, by odpłynąć kajakiem #DalekoWDomu30.04.2020

fot. Robert Ceranowicz

Cykl Daleko w domu to reakcja portalu PAPAYA.ROCKS na okoliczności, z którymi wszyscy się dziś mierzymy. Sklepy, ulice, teatry, bary, kina w związku ze światową pandemią opustoszały. Życie społeczne zamarło, a jego bohaterowie zostali w domach.

Pracuję na dwa etaty: w korporacji, która produkuje mapy cyfrowe i w liceum. Jestem  nauczycielem geografii. Prowadzę klasę maturalną. Wszystkie zajęcia realizuję na żywo. Nie lubię wykładów – zależy mi na dyskusji z uczniami. Dzięki niej mogą znacznie więcej wynieść z lekcji. Często nie jest to łatwe – w większych klasach do zajęć wkrada się chaos, są opóźnienia na łączach, kogoś woła mama albo kilka osób mówi naraz, ale czuję, że jest zaangażowanie po drugiej stronie. Potrzebuję tylko coraz bardziej odpoczynku.

Czas, który pochłania przygotowanie lekcji online, jest zupełnie nieporównywalny do tego, jak to wyglądało wcześniej. Nie wyobrażam sobie realizowania mojego przedmiotu bez mapy na ścianie, podchodzenia do niej i pokazywania, a na kamerkach jest to często utrudnione. Muszę wcześniej znaleźć pomoce naukowe w odpowiedniej jakości. Robię też sprawdziany przez internet, a ich forma musi zostać dodatkowo przemyślana. Nie chodzi o to, by uczniowie bezwiednie kopiowali informacje z wyszukiwarki. Zależy mi, by zastanowili się nad jakimś zagadnieniem. Na przykład: Z jakim kobiecym imieniem wiąże się sposób prezentacji kartograficznej zasolenia wód? Otóż zasolenie wód pokazuje się na mapie za pomocą izohalin, więc prawidłową odpowiedzią byłaby „Halina” lub „Iza”. Dalej: na sprawdzianie z hydrologii i turystyki pytałem o poziom tlenu w polskich jeziorach. Czy więcej tego pierwiastka jest w Wigrach czy Morskim Oku i dlaczego. Jeśli ktoś uważał na lekcji, będzie wiedział, jak odpowiedzieć na to pytanie, a jeśli nie, to wyszukiwanie zajmie mu zbyt dużo czasu.

Mieszkam na Muranowie z żoną Karoliną. Z okna widzę źródło wody oligoceńskiej, wokół zieleń i zamknięte baseny na Inflanckiej. Dwie osoby idą po ulicy. Krajobraz przypomina niedzielę po południu. Obok stoi też mój busik, którego powoli przygotowuję do sezonu camperowego. Mam nadzieję ruszyć z zapakowanym rowerem i kajakiem w momencie rozdania świadectw szkolnych. Mimo problemów w firmie, w której pracuje i natłoku obowiązków nauczycielskich, czuję się bezpiecznie. Oczywiście mam ogromną presję i to nie tylko na polu zawodowym. Dookoła widzę, jak wszyscy zyskują nowe umiejętności: pieką chleby, odnawiają meble, zdobywają kolejne poziomy wtajemnicza w jodze, a ja zupełnie nie mogę sobie na to pozwolić. Jeszcze tylko trochę.

Jestem orędownikiem wycieczek po własnej okolicy, tzw. mikrowypraw, które kiedyś nazywano po prostu krajoznawstwem. Razem ze znajomymi tworzymy Towarzystwo Krajoznawcze „Krajobraz”. Ostrzyliśmy sobie z kolegami przez całą zimę zęby, że wiosną ruszymy pełną parą – będziemy jeździć, zwiedzać i oglądać. Choć z drugiej strony może jeszcze nic straconego. Po zdjęciu obostrzeń w związku z koronawirusem to mogą być dla nas złote żniwa, kiedy wszyscy zatęsknią za naturą. Podejrzewam, że cały ruch turystyczny w lecie będzie opierał się właśnie na takich małych wycieczkach po Polsce. Cieszy mnie myśl, że ludzie mogliby znów zainteresować się podróżowaniem po własnej okolicy.

Sam często jeżdżę na Podlasie i tam mam swoje kryjówki. Sporo pływam kajakiem z żoną, lubimy kilkudniowe spływy z całym sprzętem i namiotem w plecaku. Wydaje mi się, że dziś to bardzo rzadka aktywność. Kiedy rozmawiam z realizatorami kajakowych wypraw to mówią, że w sezonie kilkudniowy spływ rzeką prawie się nie zdarza. To jest fajne i mogłoby wrócić, szczególnie, że w naszym kraju rzek jest bardzo wiele i są niesamowite. Nie doceniamy też Wisły, która na kajak jest świetna. Jest się z nią sam na sam, a do tego poza obszarami chronionymi można bez problemu rozbić namiot na brzegu. Tylko, że akurat taka forma podróżowania wymaga pewnej zdolności biwakowania, która, mam wrażenie, jest coraz mniej powszechna. Trzeba wziąć kuchenkę, namiot, karimatę, śpiwór itd. Wydaje mi się, że coraz mniej osób potrafi samodzielnie zorganizować sobie wypoczynek. Przecież finalnie nie ma znaczenia, czy odpoczywamy w Tajlandii czy na lubelskiej wsi. Kiedyś popularne były na przykład obozy wędrowne i harcerskie. Dziś to rzadkość. Szkoda mi tych dzieciaków, które nie potrafią dziś rozbić namiotu, bo w wakacje jeżdżą na zagraniczne obozy językowe albo wczasy all inclusive, gdzie mają wszystko zapewnione. Boję się, że potem sami nie będą umieli zorganizować sobie wolnego czasu.

Szczepan Żurek – nauczyciel geografii w liceum, miłośnik przyrody i mikrowypraw, członek Towarzystwa Krajoznawczego „Krajobraz”, mieszkaniec Muranowa

fot. Robert Ceranowicz
fot. Robert Ceranowicz

Redaktorka Papaya.Rocks

zobacz także

zobacz playlisty